Ty zaś bądź mocny!

T
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzi moja Siostrzenica, Weronika Niedźwiedzka. Bardzo serdecznie życzę naszej Solenizantce, aby tak, jak Jej Patronka, nosiła oblicze Jezusa w swoim sercu i świadczyła o Nim swoim życiem. A ze swego rodzinnego Domu czerpała pełnymi garściami to wszystko, co jest tam dobre i piękne – a ma co czerpać. Obiecuję gorącą modlitwę w tych intencjach! 
         Dołączam także serdeczne życzenia imieninowe Księdzu Andrzejowi Biernatowi, Proboszczowi Parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Białej Podlaskiej i Dziekanowi mojego rodzinnego Dekanatu, a przez wiele lat – Ojcu Duchownemu Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej. Życzę Księdzu Kanonikowi nieustającej gorliwości kapłańskiej i ludzkiej życzliwości. I także wspieram modlitwą!
       Moi Drodzy, niezmiernie cieszy mnie wzmożona ostatnio Wasza aktywność na blogu. Forum po prostu żyje! I chociaż nie zawsze i nie we wszystkim się zgadzamy – co jest chyba dość normalne – to jednak fakt twórczej wymiany tylu różnych i różnorodnych poglądów musi cieszyć. Cóż powiedzieć? Dziękuję za „już” i proszę o „jeszcze”!
            A z okazji pierwszego czwartku miesiąca proszę o modlitwę w intencji nowych, licznych i – co najważniejsze – dobrych powołań kapłańskich i zakonnych.
            Księdzu Markowi zaś dziękujemy za wczorajsze słówko z Syberii!
                               Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Czwartek
4 Tygodnia zwykłego, rok II,
do
czytań: 1 Krl 2,1–4.10–12; Mk 6,7–13
CZYTANIE
Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Kiedy
zbliżył się czas śmierci Dawida, wtedy rozkazał swemu synowi,
Salomonowi, mówiąc: „Ja wyruszam w drogę przeznaczoną ludziom
na całej ziemi. Ty zaś bądź mocny i okaż się mężem. Będziesz
strzegł zarządzeń twego Pana Boga, aby iść za Jego wskazaniami,
przestrzegać Jego praw, poleceń i nakazów, jak napisano w Prawie
Mojżesza, aby ci się powiodło wszystko, co zamierzysz, i wszystko,
czym się zajmiesz, ażeby też Pan spełnił swą obietnicę, którą
mi dał mówiąc: «Jeśli twoi synowie będą strzec swej drogi
postępując wobec Mnie szczerze z całego serca i z całej duszy, to
wtedy nie będzie ci odjęty potomek na tronie Izraela»”.
Potem
Dawid spoczął ze swymi przodkami i został pochowany w Mieście
Dawidowym. A czas panowania Dawida nad Izraelem wynosił czterdzieści
lat. W Hebronie panował siedem lat, a w Jerozolimie panował
trzydzieści trzy lata.
Zasiadł
więc Salomon na tronie Dawida, swego ojca, a jego władza królewska
została utwierdzona.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MARKA:
Jezus
przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch.
Dał im też władzę nad duchami nieczystymi.
I
przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski:
ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. „Ale idźcie obuci
w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien”.
I
mówił do nich: „Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam,
aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i
nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z
nóg waszych na świadectwo dla nich”.
Oni
więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych
duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.
Każdy,
kto podejmuje się realizacji jakiegoś znaczącego i ważnego dzieła
– a właściwie: jakiegokolwiek dzieła – musi mieć świadomość,
że przyjdzie taki czas, kiedy będzie musiał to dzieło
zostawić, oddać następcy,
albo w jakiś sposób zakończyć. I
chyba jest to dość dużym zmartwieniem wielu osób, podejmujących
się tworzenia różnego rodzaju dzieł, iż często nie mają ich
potem komu przekazać.
Ileż
razy przed takim dylematem stoją rolnicy, rozbudowujący i
rozwijający swoje gospodarstwa, uprawiający ziemię, zbierający z
niej co roku cierpliwie i z niemałym trudem plony, kiedy uświadomią
sobie, że nie będą mieli komu owoców swego trudu przekazać,
bo dzieci – wykształcone i „głodne” wielkiego świata –
opuściły dom rodzinny.
Przed
takim samym dylematem stają także inni, którzy bądź to swych
następców się nie doczekali, bądź ich sobie nie wychowali,
bo będąc szefami, dyrektorami czy właścicielami przedsiębiorstw,
firm lub różnych innych instytucji, zazdrośnie strzegli swego w
nich przywództwa,
nie dopuszczając nawet myśli, że mogliby
kiedyś swojej funkcji nie sprawować. W takim przypadku moment
rozstania się z pełnioną funkcją wiąże się nierzadko z
wyrzutami sumienia, że się jednak nie pomyślało, aby kogoś na
swoje miejsce przygotować.
Tego
typu bolesne przeżycia nieraz towarzyszą także duszpasterzom w
krajach misyjnych – i coraz częściej w krajach laicyzującego się
Zachodu – kiedy to nie z własnej winy, ale po prostu z braku
nowych powołań
nie mają komu przekazać prowadzonych przez
siebie parafii.
Mówimy
tu więc ogólnie o takich sytuacjach, w których odejście osoby
odpowiedzialnej za jakieś dzieło wiąże się z jej – i innych –
obawami o to, co będzie dalej. I tylko pozostaje wyrazić
życzenie, aby zawsze takie osoby miały na względzie moment
zakończenia swojej posługi – moment, który może nastąpić
bardzo szybko i niespodziewanie!
– i w jakiś sposób
przygotowywały innych do płynnego przejęcia pełnionych przez
siebie zadań. W taki sposób, w jaki Salomon przejął misję
swego ojca Dawida.
Dzisiaj,
słuchając w pierwszym czytaniu fragmentu Pierwszej Księgi
Królewskiej, towarzyszymy Dawidowi w jego przejściu z tego
świata do Domu Ojca
– jak zwykliśmy od jakiegoś czasu mawiać
– i przekazaniu tronu właśnie synowi Salomonowi. Wszystko odbyło
się w sposób piękny i godny – Salomon zasiadł
[…]
na
tronie Dawida, swego ojca, a jego władza królewska została
utwierdzona.

Wiemy
jednak, że był do tego momentu i do tego wydarzenia przygotowywany
przez swego ojca, który uczył go

rządzenia
swym królestwem, uczył go rozstrzygania sporów, jakie wybuchały
pomiędzy ludźmi; uczył go obrony królestwa przed wrogami, a
wreszcie także – przygotował
go do budowy świątyni,

bo tak właśnie postanowił Bóg, iż
to nie Dawid zbuduje świątynię, ale jego syn. Dlatego Dawid nawet
materiały budowlane przygotował

i zgromadził duży majątek na ten cel, ale samo zadanie wybudowania
świątyni miało spocząć już na Salomonie.
Widzimy
zatem, Kochani, płynny proces przejmowania władzy, dokonujący się
tak naprawdę nie
w ciągu tego jednego dnia,

o którym dzisiaj słyszymy, ale przez pewien dłuższy czas, kiedy
to Dawid
wprowadzał Salomona
w
czekające go panowanie.
A
czyż takim wprowadzaniem
Apostołów
w
dzieło głoszenia Dobrej Nowiny nie było rozesłanie ich po dwóch,
aby szli i wzywali do nawrócenia? Jak słyszymy w
dzisiejszej Ewangelii,
mieli w tym dziele nawet
pierwsze
– jeśli tak można to nazwać – sukcesy!
Ewangelista
relacjonuje: Oni
więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych
duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.
I
chociaż wiemy – z innych przekazów – że nie zawsze było tak
pomyślnie i nie zawsze ich posługa była tak owocna, bo nie brakło
także niemałych trudności, to jednak z całą pewnością było to
bardzo
potrzebne „przyuczenie” do misji,

którą już samodzielnie mieli podjąć po Wniebowstąpieniu Jezusa.

Zauważmy
– Jezusowi nie wystarczyło, że Apostołowie
przez trzy lata Go
słuchali, że z Nim chodzili i podpatrywali, co robi. On chciał
jeszcze wysłać
ich na te swoiste „praktyki”,

aby sami spróbowali – póki
co,
pod Jego okiem

– dokonywać dzieł, które już niedługo miały się stać jedyną
treścią i całym sensem ich życia.
Może
więc warto, moi Drodzy, w kontekście tego wszystkiego, o czym tu
sobie dziś mówimy, zastanowić się, kogo
i czego my uczymy swoim życiem,

swoim przykładem, swoim zaangażowaniem?… Czy dzielimy się z
innymi swymi doświadczeniami, swymi przemyśleniami, także – w
sposób właściwy – swoimi niepowodzeniami?…
Przy
czym – podkreślmy! –
tutaj nie
ma znaczenia wiek, w jakim jesteśmy,

ani nasze ogólnie dobre samopoczucie, które sprawia, że jeszcze
„nie zamierzamy umierać”…

Oby nam wszystkim sprzyjało jak najlepsze zdrowie i obyśmy żyli
dłużej, niż tylko wyśpiewywane w życzeniach „sto lat”! Ale
przecież owo przekazywanie doświadczenia nie musi być opatrzone
jakimś „patriarchalnym”
przekonaniem,

że oto przekazujemy
jakieś wielkie dzieło i teraz musimy
innych „nauczyć, jak się mają sprawować”. Nie
trzeba aż takiego zadęcia!
Bardziej
chodziłoby o takie zwyczajne,
szczere,
motywowane zwykłą, ludzką życzliwością – dzielenie
się z innymi

swoimi doświadczeniami, przemyśleniami, osiągnięciami, ale także
obawami, pytaniami, wątpliwościami… Na pewno, chodziłoby też o
taką własną postawę, w którą inni wpatrując się – mogliby
się czegoś nauczyć.
Wszak
na
podstawie
własnego, życiowego doświadczenia możemy
stwierdzić,
że kiedy wspominamy
z rozrzewnieniem swoim rodziców, nauczycieli,

czy w ogóle tych, którzy byli dla nas autorytetami – i wyrażamy
im wdzięczność za to, że tak wiele nas nauczyli – to
najczęściej dziękujemy
im za to, że dokonywali
tego
nie poprzez jakieś odgórne pouczanie, ale przez
dobry
przykład, dawany w warunkach zwykłej codzienności.

I
to jest
właśnie
najlepszy sposób
na to, aby także
każdy z nas – bez względu na to, kim
jest, co
robi i jaką misję spełnia – wychował
sobie godnych następców.
Pomyślmy
zatem:

Jakim
przykładem dla innych jest moje życie i codzienne moje
postępowanie?

Jakie
wartości tak najbardziej chciałbym innym przekazać?

Czy
nie ma we mnie zazdrosnej obawy, że inni mogą być ode mnie pod
jakimiś względami lepsi?

Będziesz
strzegł zarządzeń twego Pana Boga, aby iść za Jego wskazaniami,
przestrzegać Jego praw, poleceń i nakazów, jak napisano w Prawie
Mojżesza, aby ci się powiodło wszystko, co zamierzysz, i wszystko,
czym się zajmiesz…

21 komentarzy

  • Dynamizm apostolski jest nieodłączną, wręcz konieczną konsekwencją pójścia z(a) Panem Jezusem. Trzeba Go zanieść do każdego zakątka. Trzeba Go przedstawić każdej osobie. Wszak dzielenie się prawdą i dobrem nie jest czymś zdrożnym. Co więcej, to radość i pewność, że wszyscy w tym możemy uczestniczyć.

    Trzeba być oderwanym, a dokładnie nieprzywiązanym do świata. Trzeba kochać to, co Bóg nam daje, ale przylgnąć nie do darów, ale do Dawcy. Ta wolność sprawia, że nie boimy się, nie wstydzimy się głosić Dobrej Nowiny. Każde „uwiązanie się”, wejście w układ ze światem sprawia, że zamyka się usta, bo lęk przed stratą wkrada się do serca. Wolny czyli nieograniczony w drodze, bez żadnych obciążeń (a dokładnie bez zbędnego balastu). Przemieszczający się tu i tam, ale nie obieżyświat, ale misjonarz niosący Boga.
    I trzeba nam nieść Pana i Króla, a nie pełne trzosy. Trzeba nam iść w Jego imię, a nie myśleć o chlebie, torbie czy odzieży na zmianę. Na drogę potrzebna jest laska i sandały. By iść pewnie i iść długo i daleko. Te „zakazy” i „nakazy” podkreślają, że w głoszeniu Ewangelii należy być roztropnym. Zniszczone stopy daleko nie poprowadzą. Bezbronne ręce nie obronią przed atakami wilków. Pan zatroszczy się o swoje dzieci i głoszący Jezusa nie będzie chodził głodny.

    Dlaczego po dwóch …

    By, na pierwszym miejscu „sukcesy apostolskie” przypisywać nie sobie, a Bogu Wszechmogącemu. Wszak posłani są tylko i wyłącznie ambasadorami. Sobą nikogo nie reprezentują. Są reprezentantami Najwyższego. O tym nie wolno zapominać! Po dwóch, bo idą w imię Pana Jezusa.
    Oczywiście mieści się tu także pomoc i wsparcie. Ktoś się potknie, a drugi go podtrzyma. Jeden się zrani, a drugi go opatrzy. Jeden zasłabnie, a drugi wezwie pomoc. Potrzeba współpracy między wyznawcami Pana. Trzeba się tego uczyć i rozwijać tę dziedzinę. Wiadomo, że grupa uczyni więcej niż jedna osoba, nawet jeśli ma dużo środków.
    Także owo po dwóch to przypominanie sobie nawzajem celu, dla którego ruszamy w drogę. By nie osiąść na laurach. By nie uwić sobie ciepłego gniazdka. By nie sprzeniewierzyć się przyjętej misji. Jedni drugich brzemiona noście, zaprasza św. Paweł. I jeszcze jeden element na dwóch świadkach oprze się cała sprawa. Gdy głosi dwóch z pokorą i mocą to dociera do głębi serca. Bez przekonywania na siłę, bo jeśli ktoś nie chce to nie przyjmie.

    Zresztą, powracając do początku refleksji, do nieba nie idzie się w pojedynkę. Idziemy tam razem, we wspólnocie.

  • " Z pustego to i Salomon nie naleje" mówi polskie porzekadło, a więc aby dać – trzeba mieć i to dotyczy zarówno sfery materialnej jak i duchowej. Na dobra materialne trzeba zapracować, dobra duchowe możemy otrzymać za darmo ale to od nas zależy czy chcemy, czy prosimy… a jak otrzymamy, czy to dobro rozwijamy, pielęgnujemy je i rozdajemy,( czy marnujemy ), bo jak mówi inne powiedzenie " tylko dzielenie dobra, pomnaża je", zupełnie inaczej jak w matematyce. Podobnie sprawa dziedziczenia; Ojciec sieje dobre ziarno – dziecko zbiera obfity plon a że każdy z nas był(jest) dzieckiem, może być (jest) ojcem, matką, może mieć dzieci ( własne, przysposobione, adoptowane, duchowe)a więc każdy z nas jest w stanie otrzymane od Boga " talenty" rozwijać, pomnażać i rozdawać. Status społeczny nie ma większego znaczenia, czy to król, czy prezydent czy oracz.

  • Dominiko , dla Ciebie na dobranoc .

    … Przyszedłem do ciebie, mistrzu, bo mam ogromny osobisty problem. Czuję się tak mało dowartościowany, że wpadłem w depresję
    i nic mi się nie chce robić. Wszyscy mną pomiatają.
    Ciągle słyszę, że do niczego się nie nadaję,
    że nic mi dobrze nie wychodzi,
    że nic nie potrafię i jestem beznadziejny.
    Jak mam postępować, żeby to zmienić?
    Co mam zrobić, żeby ludzie mnie szanowali? – użalał się uczeń – Mówiłeś mi, że jestem zdolny i mądry, że będę „kimś”,
    ale to okazało się kłamstwem.

    Mistrz był czymś wyraźnie zajęty i nie patrząc na niego, powiedział:

    – Daj mi dzisiaj spokój, młodzieńcze.
    Jestem bardzo zajęty swoimi sprawami i nie mogę ci pomoc.
    Najpierw muszę dać sobie radę z własnym problemem.

    – No, widzisz, ty też mnie ignorujesz – zauważył uczeń.

    – Przyjdź może trochę później… – zastanowił się mistrz i dodał:
    – A może zechciałbyś mi pomóc? Mógłbym wtedy szybciej rozwiązać swój problem, i zająłbym się twoją sprawą
    – Oczywiście, mistrzu – niepewnie odpowiedział młodzieniec
    obawiając się, że nie podoła zadaniu, a jednocześnie czując ponowne odrzucenie z powodu odsunięcia jego potrzeb na później.

    – Mam do spłacenia dług. Do jutra muszę oddać jednego dukata – ciągnął dalej mistrz – a nie mam pieniędzy. To jest mój problem.

    – Ja też nie mam i ci nie pożyczę – wtrącił szybko uczeń.

    – No cóż, trudno. Ale możesz mi pomóc inaczej – powiedział mędrzec. Zdjął przy tym pierścień z małego palca lewej dłoni i podał go młodzieńcowi, mówiąc: – Weź konia ze stajni i pojedź na targ.
    Sprzedaj ten pierścień.
    Pamiętaj jednak, abyś wytargował za niego możliwie jak najwięcej,
    i nie zgadzaj się na cenę poniżej jednego dukata.
    Tyle tylko mam oddać. Jedź i szybko wracaj z pieniędzmi

  • wsiadł na konia i odjechał. Dużo by dał za to, aby móc ofiarować mistrzowi dukata i uwolnić go od jego zmartwienia.
    Wtedy mógłby otrzymać radę i pomoc dla siebie.
    Podjechał pod chatę i wszedł do środka.

    Mistrzu – powiedział – przykro mi bardzo, ale nie zdołałem uzysMłodzieniec wziął pierścień, wskoczył na konia i pojechał na targ. Sprawa była tak prosta, że dziwiło go, iż mistrz nie może sobie z tym poradzić.

    Na targu od razu zaczął oferować pierścień przy pierwszym napotkanym straganie. Handlarz patrzył i słuchał z zainteresowaniem do momentu, gdy uczeń wymienił cenę.
    Wtedy machnął lekceważąco ręką i odesłał go dalej.
    Inni kupcy reagowali podobnie.
    Kiedy tylko dowiadywali się, że chce sprzedać pierścień za dukata, wybuchali śmiechem, a niektórzy odchodzili.
    Najwięcej, ile młodzieniec mógł uzyskać to dwadzieścia pięć miedziaków.

    Pewien stary kupiec, zapewne z litości, był na tyle miły,
    że podjął się trudu wyjaśnienia mu, iż jeden dukat ma o wiele większą wartość niż jego pierścień.
    Ale kończąc swój wywód, też się uśmiechał.
    Ktoś inny chcąc mu pomóc, zaoferował jednego srebrnika i worek ryżu, jednak młodzieniec, pamiętając pouczenia mistrza, nie przyjął oferowanej zapłaty. W miarę upływu czasu był coraz bardziej załamany. Zadanie wydało się nie do wykonania.

    Zaproponował kupno pierścienia chyba ponad stu kupcom, ale na nic. Przygnębiony i zupełnie załamany swoim niepowodzeniem kać za pierścień żądanej przez ciebie sumy.
    Odwiedziłem prawie stu handlarzy i kupców.
    Najwięcej co mi oferowano, nie przekraczało wartości dwóch czy trzech srebrników.
    Ale wiesz co?
    Stopniowo traciłem zapał i nie przekonywałem kupców wystarczająco dobrze.
    Przecież to nie jest uczciwe i wręcz niemoralne.
    Jak można kogoś oszukiwać i żądać tak dużo?
    Mówić, że pierścień jest wart więcej, żądać za niego całego dukata, skoro wszyscy uważają inaczej?

    – To co powiedziałeś, jest bardzo mądre i bardzo ważne, młody przyjacielu – odparł mistrz, uśmiechając się.
    – Rzeczywiście, powinniśmy najpierw poznać prawdziwą wartość pierścienia. Wsiądź jeszcze raz na konia i pojedź do starego jubilera na końcu miasta. Nikt lepiej niż on nie wyceni pierścienia.
    Powiedz, że ja cię przysyłam i że chcę sprzedać ten pierścień.
    Zapytaj go, ile jest wart i ile ci może zapłacić.
    Ale nie zważaj na jego propozycję kupna.
    Wróć z powrotem z pierścieniem.

    Młodzieniec, bardzo niechętnie wsiadł z powrotem na konia i pojechał. Stary jubiler starannie badał klejnot w świetle oliwnej lampy,
    patrzył na niego przez lupę, ważył pierścień na wadze i coś liczył na kartce papieru. Odłożył lupę i powiedział:
    – Młodzieńcze, powiedz mistrzowi, że jeśli zależy mu na tym, abym od razu kupił pierścień, to nie mogę dać mu więcej jak siedemdziesiąt osiem dukatów.

    – Siedemdziesiąt osiem dukatów?! – wykrzyknął młodzieniec, nie mogąc opanować zdziwienia. Reakcję tę jubiler chyba źle odczytał, bo szybko dodał:

    – Tak, wiem że to mało. Z czasem moglibyśmy znaleźć dobrego kupca
    i dostać za niego około dziewięćdziesięciu… stu – poprawił się – dukatów. No, ale jeśli to pilne, to dzisiaj tylko tyle.

    Młodzieniec był rozentuzjazmowany. Pędził na łeb na szyję do mistrza, by podzielić się z nim dobrą nowiną.

    – Usiądź – powiedział spokojnie mistrz, wysłuchawszy go najpierw uważnie i ponownie nasuwając pierścień na mały palec lewej dłoni.
    – Ty również jesteś jak ten pierścień.

    Jesteś skarbem, cennym klejnotem, jedynym w swoim rodzaju.
    Twoją wartość może oszacować tylko prawdziwy ekspert.
    Dlaczego wymagasz od życia, aby Twą prawdziwą wartość odkrył obojętnie kto?
    Dlaczego budujesz własną wartość na podstawie opinii kogoś,
    kto się na tym nie zna?
    Pamiętaj, zawsze szukaj eksperta. …

  • A jak wygląda nasza droga ? Droga do Nieba. Nie bierzmy i my "niepotrzebnych" rzeczy, które nam tę drogę utrudniają. Co jest naszą największą kulą u nogi ? – Grzech ?
    Gosia

    • Wiem że mam dużo tych "niepotrzebnych" rzeczy w moim życiu w Pielgrzymce do Pana. Droga do Nieba – Droga ze skarbem dla Boga -z prawdziwym czystym kochającym sercem, sercem bezgrzesznego człowieka. Czy jestem tym człowiekiem? Nie. Patrząć na swoje życie myślę- jak że Bóg KOCHA mnie takiego jakim jestem człowiekiem!- już powinna zginąć ze świata, bo obrazilam Pana swoimi uczynkami, słowami, myślami.. a ON cierpiał i cierpi moi kroki do Nieba. Wiem, że celem jest NIEBO. Spotkanie z Bogiem. A tu na ziemi pragnę się spotkać z Ojcem Duchownym, by powiedzieć Bogu jak kocham Go, by spotkać się z Ojcem Niebieskim w czystości i radości serca na Niebie – kiedy ON zechce, gdy ON zechce, jak ON zechce…
      Józefa

    • ..z sercem bezgrzesznego człowieka, tzn., człowieka, który nie chce grzeszyć przeciw Pana ..człowieka, który pragne stać świętym – "jak Bóg jest doskonały", bo dla świętości człowieka Bóg oddał Swego Syna, Który zbawił człowieka z grzechów.. by człowiek swoimi uczynkami wiary, miłości mógł odpowiadać Panu jak Piotr odpowiadał trzykrotnie Bogu – „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham". – odpowiadać swoim życiem, którego celem jest NIEBO MIŁOŚCI.
      Józefa

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.