Syracydesa – „manipulacja medialna”…

S
Szczęść Boże! Moi Drodzy, pozdrawiam z Miastkowa, gdzie od wczorajszego popołudnia do niedzielnego wieczoru jestem i pomagam duszpastersko, w zastępstwie Wikariusza, Księdza Adama.
     I to właśnie stąd przesyłam serdeczne życzenia imieninowe Agacie Bogusz, mojej Uczennicy z Żelechowa i jednocześnie Osobie bardzo zaangażowanej w życie tamtejszej Parafii, jak również Agacie Witek, należącej przed laty do jednej z prowadzonych przeze mnie Wspólnot młodzieżowym. Życzę obu Dostojnym Solenizantkom, aby swoim życiem w pełni realizowały ideał, który Ich Patronka miała zapisany w swoim imieniu, a potwierdziła swoim życiem. O taką właśnie odważną i świętą postawę dla obu Agat będę się dzisiaj modlił!
      Moi Drodzy, przypominam, że dzisiaj jest pierwszy piątek miesiąca. Nawet, jeżeli ktoś jest na wyjeździe feryjnym, a obchodzi pierwsze piątki, niech pójdzie na Mszę Świętą i przyjmie Komunię Świętą, a w razie potrzeby – przystąpi do Spowiedzi Świętej.
          A z naszego polskiego podwórka: bardzo się cieszę, że powstała oficjalna komisja, która zajmie się wyjaśnianiem wszelkich okoliczności Zamachu Smoleńskiego. Czas najwyższy na wyjawienie całej prawdy na ten temat!
           Życzę Wszystkim błogosławionego dnia!
                                          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Piątek
4 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Agaty, Dziewicy i Męczennicy,
do
czytań: Syr 47,2–11; Mk 6,14–29

CZYTANIE
Z KSIĘGI SYRACYDESA:
Jak
tłuszcz się oddziela od ofiar dziękczynnych, tak Dawid od synów
Izraela.
Ze
lwami igrał jakby z koźlętami i z niedźwiedziami jak z jagniętami
owiec. Czyż w młodości swej nie zabił olbrzyma i nie usunął
hańby ludu, gdy podniósł rękę i kamieniem z procy obalił pychę
Goliata? Wezwał bowiem Pana Najwyższego, który dał prawicy jego
taką siłę, że zgładził człowieka, potężnego w walce, i
wywyższył moc swego ludu. Tak wysławiano go po dziesięć tysięcy
razy i wychwalano z powodu błogosławieństw Pana, przynosząc mu
koronę chwały.
Albowiem
starł nieprzyjaciół znajdujących się wokół, zniszczył wrogich
Filistynów i złamał ich moc aż do dnia dzisiejszego.
W
każdym swym czynie oddał chwałę Świętemu i Najwyższemu słowami
uwielbienia, z całego serca swego śpiewał hymny i umiłował Tego,
który go stworzył.
Postawił
przed ołtarzem śpiewających psalmy i mile płynął dźwięk ich
głosów; świętom nadał przepych i upiększył doskonałe
uroczystości, aby wychwalano święte imię Pana i by przybytek już
od rana rozbrzmiewał echem.
Pan
darował mu grzechy, moc jego podniósł na wieki, dał mu przymierze
królowania i tron chwały w Izraelu.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Król
Herod posłyszał o Jezusie, gdyż Jego imię nabrało rozgłosu, i
mówił: „Jan Chrzciciel powstał z martwych i dlatego moce
cudotwórcze działają w nim”. Inni zaś mówili: „To jest
Eliasz”; jeszcze inni utrzymywali, że to prorok, jak jeden z
dawnych proroków. Herod, słysząc to, twierdził: „To Jan,
którego kazałem ściąć, zmartwychwstał”.
Ten
bowiem Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w
więzieniu z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą
wziął za żonę. Jan bowiem wypominał Herodowi: „Nie wolno ci
mieć żony twego brata”. A Herodiada zawzięła się na niego i
rada byłaby go zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk
przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go
w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a
przecież chętnie go słuchał.
Otóż
chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin
wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom
znakomitym w Galilei. Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła,
spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do
dziewczęcia: „Proś mnie, o co chcesz, a dam ci”. Nawet jej
przysiągł: „Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego
królestwa”. Ona wyszła i zapytała swą matkę: „O co mam
prosić?” Ta odpowiedziała: „O głowę Jana Chrzciciela”.
Natychmiast
weszła z pośpiechem do króla i prosiła: „Chcę, żebyś mi
zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela”. A król bardzo się
zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie
chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił
przynieść głowę jego. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i
przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę
dało swojej matce.
Uczniowie
Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i
złożyli je w grobie.

Po
tym, jak w dniu wczorajszym usłyszeliśmy relację o śmierci Dawida
i o przekazaniu władzy Salomonowi, dzisiaj otrzymujemy niejako
całościowe podsumowanie rządów Dawida, uczynione przez
Mędrca Syracydesa. Nie da się ukryć, że nie jest to jakiś
obiektywny opis
działań tego – jak by nie patrzył –
wielkiego króla, ale bardziej hymn pochwalny na jego cześć.

Jakkolwiek
bowiem w ostatnim zdaniu przeczytanego fragmentu pojawia się bardzo
delikatny sygnał, że Dawid popełniał grzechy, ponieważ jest
wzmianka o ich darowaniu przez Pana, to jednak jest to wzmianka tak
bardzo subtelna i w taki sposób uczyniona, aby w niczym nie
„zmąciła” obrazu wielkości króla.
Nie mówiąc już o
tym, że ów grzech zostałby szczegółowo opisany i wyliczone
zostałyby nieprawości króla, których też – niestety – w jego
życiu nie brakowało.
Syracydes
jednak – jak się możemy domyślać – postawił sobie za zadanie
pokazać ludziom przykład wielkości i potęgi władcy,
który w pełni ufa Bogu i na Niego się zdaje. I trzeba przyznać,
że w tej kwestii także miał o czym pisać, bo przecież
takich elementów w postawie Dawida nie brakowało! Wydaje się zaś,
że taki zabieg Autora biblijnego nie jest czymś zaskakującym,
albo nieznanym
w literaturze.
Wszak
wielu pisarzy – także polskich – stawiających sobie za cel nie
tyle dokładną historyczną relację, czy charakterystykę postaci,
ile stworzenie przesłania krzepiącego serca czytelników,
rezygnowało z owej historycznej rzetelności na rzecz swojej wizji,
służącej wspomnianemu celowi. Czy w tym przypadku mamy do
czynienia z podobnym zabiegiem? Zapewne.
Chcąc
swoich czytelników czegoś nauczyć, a może także rzeczywiście
podnieść na duchu, pokazał Syracydes w osobie Dawida przykład
człowieka wielkiego, oddanego Bogu i posłusznego Jego woli. Co
zresztą, w większości było prawdą, ale – niepełną…
Dzisiaj nazwalibyśmy to – stosując standardy dziennikarskie –
manipulacją medialną, ale w przekazie
literackim czy poetyckim inne kryteria są stosowane.
Dlatego
czytając te słowa i mając świadomość, że są one prawdziwe,
jednocześnie zachowujemy w pamięci także tę istotną informację,
że były „ciemne sprawki” w życiorysie Dawida. Ale mamy
i tę świadomość, że Dawid nigdy nie uciekał od
odpowiedzialności za nie i za wszystkie żałował i pokutował.
Dlatego możemy ze spokojem przyjąć świadectwo Syracydesa,
uznając, że ogólny bilans życia i rządów króla Dawida
wypada korzystnie.
Z
pewnością, tego typu problemów i dylematów nie będziemy mieli,
gdy idzie o drugiego z przywołanych dziś bohaterów, to znaczy Jana
Chrzciciela.
Jego postawa była po prostu heroiczna, a
opinia o nim – nieposzlakowana. Dzisiaj słyszymy opis jego
męczeńskiej śmierci, pieczętującej niejako niezwykłe i
święte życie
tego człowieka. Tutaj nie mamy
żadnych wątpliwości i z żadnymi wewnętrznymi oporami nie musimy
się mocować: Jan Chrzciciel był wielkim i niezwykłym
człowiekiem,
można więc i należy brać z niego wzór.
Moi
Drodzy, w kontekście tych dwóch postaci i dwóch opisów ich życia,
jakie odnajdujemy w dzisiejszych czytaniach, może trzeba, abyśmy
zapytali także o to, jaki opis w sposób najbardziej adekwatny i
prawdziwy oddałby naszą postawę,
nasze życie, nasze
zaangażowanie w dobro?… Czy wystarczy – tak, jak w przypadku
Jana Chrzciciela – opisać po prostu fakty i to już będzie
dobre świadectwo samo w sobie, czy może tak, jak w przypadku
świadectwa Syracydesa o Dawidzie: będzie potrzebny mały
„retusz”
i różne literackie zabiegi, żeby dobro bardziej
wyeksponować, a różne „ciemne sprawki” nieco…? – no,
właśnie.
Mówiąc
krótko, stawiamy tu dzisiaj pytanie: Jaka jest owa
„najprawdziwsza prawda” o nas,
czyli prawda pełna, bez
żadnych retuszy i poprawek – jaka ona jest? I czy się tej prawdy
o sobie nie boimy, czy od niej nie uciekamy?
A
stawiamy te pytania w kontekście przeżywanego dzisiaj wspomnienia
Świętej Agaty, Dziewicy i Męczennicy,
której
imię etymologicznie oznacza: „dobra”, „dobrze
urodzona”, „ze szlachetnego rodu”.
Wiadomości o niej
czerpiemy zasadniczo z akt jej męczeństwa. W pierwszych
wiekach chrześcijaństwa istniał bowiem zwyczaj, że sporządzano
akta Męczenników. Większość z nich nie doczekała – niestety –
do naszych czasów.
Akta
męczeństwa Agaty pochodzą dopiero z V wieku i według nich
urodziła się ona w Katanii na Sycylii, około 235 roku. Po
przyjęciu Chrztu postanowiła poświęcić się Chrystusowi i żyć
w dziewictwie. Jej wyjątkowa uroda zwróciła uwagę Kwincjana,
namiestnika Sycylii, który zaproponował jej małżeństwo. Agata
jednak odmówiła,
czym wzbudziła
w odrzuconym senatorze nienawiść i pragnienie zemsty.
Trwały wówczas prześladowania chrześcijan, zarządzone przez
cesarza Decjusza.
Kwincjan
aresztował Agatę. Próbował ją zniesławić przez
pozbawienie jej dziewiczej niewinności, dlatego oddał ją pod
„opiekę” pewnej rozpustnej kobiety. Kiedy te zabiegi spełzły
na niczym, namiestnik skazał Agatę na tortury, podczas
których odcięto jej piersi. W tym jednak czasie miasto nawiedziło
trzęsienie ziemi, wynikiem czego zginęło wielu pogan.
Przerażony namiestnik nakazał zaprzestać mąk, gdyż dostrzegł
w tym karę Bożą. Ostatecznie Agata poniosła śmierć, rzucona
na rozżarzone węgle, 5 lutego 251 roku.
Jej
ciało chrześcijanie złożyli w bezpiecznym miejscu poza miastem. W
następnych wiekach kolejni Papieże wystawili ku jej czci kilka
świątyń. Dowodzi to wielkiego szacunku,
jak
im otaczano ją w owych czasach. Obecnie ciało
Agaty znajduje się w katedrze w Katanii.
Wydaje
się, że i w tym przypadku prawda o życiu i świętości naszej
Patronki nie wymaga żadnego retuszu…
Zastanówmy
się zatem w chwili ciszy:
– Jak
często stawiam sobie pytanie o pełną prawdę, dotyczącą mojego
życia i postępowania?
– Czy
w takim duchu robię solidny rachunek sumienia przed każdą
Spowiedzią?
– Jakie
„ciemne sprawki” ze swego życia tak najbardziej chciałbym
ukryć?

Herod
bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i
świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał
duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał… 

35 komentarzy

  • … Pozwalając, by Jezus Chrystus (Dobra Nowina) zagościł w mym sercu zgadzam się na Jego działanie we wszystkich obszarach mego życia! Bez ograniczeń! Bez zostawiania czegoś dla mnie i tylko dla mnie. To otwarcie drzwi na oścież – takie podwoje wiary, które przed przychodzącym Królem stoją otworem. Czy to będzie mała izdebka, czy wspaniały pałac, czy to będzie uporządkowane czy też w rozsypce, ważne, że oddaję całkowicie w Jego dłonie mnie samego i to, co ze mną związane.

    Odrzucenie Dobrej Nowiny prowadzi do śmierci! Mocne są słowa Pana Jezusa, który mówi, że ci, którzy nie przyjmą chrztu idą na zatracenie wieczne. Nie przyjęcie prawdy Bożej „utwierdza” w grzechu, serce staje się zatwardziałe, karki twardnieją i nie chcą się zginać. Rodzi się pycha tego żywota
    Słyszymy, że Herodiada nie mogła zabić tego, który potępił jej grzech. Do czasu! Bo szatan podsuwa takie pomysły, które w swej okrutności i przewrotności (także przebiegłości) wskazują na niego jako autora. Ewangelista ujął to w jednym zwrocie: otóż chwila sposobna nadeszła. Skoro nadeszła to znaczy, że była oczekiwana, rzekłbym przygotowana w najmniejszym szczególe. Prawda i dobro odpuszczą czyli przebaczą (nie zapomną, ale nie będą rozgrzebywać). Grzech nie odpuści. A zły będzie się mścił. Zło po trupach idzie do swego celu. Przewrotność wykorzystania córki i szczególnej okazji niebywała. Choć w naszych czasach nie dziwi takie zachowanie. Herodiada na jednym ogniu upiekła wiele „złych” pieczeni: zemściła się na Janie Chrzcicielu, pokazała Herodowi i zebranym (dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym) na co ją stać, na dodatek oficjalnie to Herod, który nie chciał zrobić krzywdy Janowi każe go ściąć. Jaka to była zawziętość, skoro nie widziała absurdalnych, a realnych obietnic króla: Proś mię, o co chcesz, a dam ci. Nawet jej przysiągł: Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa.

    Król Herod też żyje w zakłamaniu. Bo bardzo się zasmucił, ale ważniejszy był wzgląd na opinię ludzką, na słowa, które wypowiedział i których nie chciał odwołać widząc jaką głupotę uczynił. Brnie w złu! Bo ono w swoim czasie bezlitośnie stawia pod ścianą.

    Tylko przyjęcie Jezusa jako Króla, Pana i Zbawiciela sprawia, że jesteśmy wolni wobec i w takich sytuacjach, że nie ma w nas lęku przed śmiercią (czy to cywilną czy to fizyczną). On jest Drogą, Prawdą, Życiem i nie ma innego …

  • Dominiko, dla Ciebie na dzień dobry

    Któregoś ranka, a było to nie tak dawno temu,
    pewien rolnik stanął przed klasztorną bramą i energicznie zastukał.
    Kiedy brat furtian otworzył ciężkie dębowe drzwi,
    chłop z uśmiechem pokazał mu kiść dorodnych winogron.
    – Bracie furtianie, czy wiesz komu chcę podarować tę kiść winogron,
    najpiękniejszą z całej mojej winnicy? – zapytał.
    – Na pewno opatowi lub któremuś z ojców zakonnych.
    – Nie. Tobie!
    – Mnie? Furtian aż się zarumienił z radości. – Naprawdę chcesz mi ją dać?
    – Tak, ponieważ zawsze byłeś dla mnie dobry,
    uprzejmy i pomagałeś mi, kiedy cię o to prosiłem.
    Chciałbym, żeby ta kiść winogron sprawiła ci trochę radości.
    Niekłamane szczęście, bijące z oblicza furtiana, sprawiło przyjemność także rolnikowi.

    Brat furtian ostrożnie wziął winogrona i podziwiał je przez cały ranek.
    Rzeczywiście, była to cudowna, wspaniała kiść.
    W pewnej chwili przyszedł mu do głowy pomysł:
    – A może by tak zanieść te winogrona opatowi, aby i jemu dać trochę radości?
    Wziął kiść i zaniósł ją opatowi.
    Opat był uszczęśliwiony.
    Ale przypomniał sobie, że w klasztorze jest stary, chory zakonnik i pomyślał:
    – Zaniosę mu te winogrona, może poczuje się trochę lepiej.

    Tak kiść winogron znowu odbyła małą wędrówkę.
    Jednak nie pozostała długo w celi chorego brata,
    który posłał ją bratu kucharzowi pocącemu się cały dzień przy garnkach.
    Ten zaś podarował winogrona bratu zakrystianowi (aby i jemu sprawić trochę radości),
    który z kolei zaniósł je najmłodszemu bratu w klasztorze,
    a ten ofiarował je komuś innemu,
    a ten inny jeszcze komuś innemu.
    Wreszcie wędrując od zakonnika do zakonnika,
    kiść winogron powróciła do furtiana (aby dać mu trochę radości)
    Tak zamknął się ten krąg.
    Krąg radości.

    Nie czekaj, aż rozpocznie kto inny.
    To do ciebie dzisiaj należy zainicjowanie kręgu radości.
    Często wystarczy mała, malutka iskierka, by wysadzić w powietrze ogromny ciężar.
    Wystarczy iskierka dobroci, a świat zacznie się zmieniać.
    Miłość to jedyny skarb, który rozmnaża się poprzez dzielenie:
    to jedyny dar rosnący tym bardziej, im więcej się z niego czerpie.
    To jedyne przedsięwzięcie, w którym tym więcej się zarabia,
    im więcej się wydaje; podaruj ją, rzuć daleko od siebie,
    rozprosz ją na cztery wiatry, opróżnij z niej kieszenie,
    wysyp ją z koszyka, a nazajutrz będziesz miał jej więcej niż dotychczas. …

  • Dominiko..znajdź chwilę czasu i pójdź przed Najświętszy Sakrament, to wszystko co tu piszesz, co nosisz w sercu powiedz Bogu,
    poproś ,żeby Cię przytulił, ja wiem, jak to może absurdalnie brzmieć, ale poproś o to i wyobraź sobie ,że jesteś w Jego objęciach, tak jak dziecko w objęciach matki albo ojca, nie ma słów a jest poczucie bezpieczeństwa, miłości, troski , opieki..

    przynajmniej spróbuj
    Ania

  • Pisałam już, że sama sobie nie poradzisz ze swoimi problemami. Musisz zaufać Jezusowi i pójść na całość, starać się być perfekcyjna dla Jezusa a nie dla ideologii "chudego ciała". Musisz znaleźć wspólnotę, osobę , która ci pomoże przejść przez te trudne chwile. Jezus, jako Syn Boży jest większy od twojej słabości i dlatego w Nim szukaj ratunku. Dziś pierwszy piątek, zanurz się w Jego miłującym sercu, wylej przed Nim cały swój ból, jak możesz to przed Najświętszym Sakramentem. MY nie zapomnieliśmy o Tobie wspieramy cię swoją modlitwą ale nic więcej uczynić nie możemy, resztę dokona Jezus, tylko czy ty chcesz od Niego pomocy. Tylko On, Bóg wszechmogący może rozerwać kajdany paktu który kiedyś podpisałaś ze złem. W Bogu Twoje i nasze ocalenie, w Bogu nasze życie. Niech Ci Bóg błogosławi na podjęcie właściwej decyzji. Powracam do myśli o indywidualnej modlitwie o uwolnienie i uzdrowienie. Podejmij szczerą rozmowę z miejscowym księdzem.

  • wyjaśnianiem wszelkich okoliczności Zamachu Smoleńskiego. Czas najwyższy na wyjawienie całej prawdy na ten temat!" – rownież cieszę się z tego powodu. Pokładam nadzieję w tym, że nowa komisja będzie działać rzetelnie, bazując na obiektywnych faktach, nie będzie działać tak jak poprzednia: pod polityczne dyktando, pod z góry założoną tezę. Niestety grozi to jej i to bardzo mocno…

    • Robercie, nie wydaje Ci się, że sam zwrot "wyjaśnienie okoliczności zamachu smoleńskiego" wyklucza obiektywizm i opieranie się na faktach?

      AniaM

    • Dlatego świadomie użyłem zwrotu "obiektywnych faktów" – każdy fakt jest bowiem obiektywny z natury rzeczy, ale to co robią z faktami ludzie to są ich interpretacje, na które często mają wpływ czynniki poza merytoryczne. Chociaż i z naukami ścisłymi bywa w tym wymiarze równie różnie ;). Ks. Jacek jest w tym szczęśliwym położeniu, że wie o zamachu. Ja natomiast nie wiem bywa w tym wymiarze równie różnie ;). Ks. Jacek jest w tym szczęśliwym położeniu, że wie o zamachu

    • Ja natomiast nie wiem, ale mam nadzieję, że dowiem się przynajmniej szczątkowej wersji prawdziwych wydarzeń- a do tej pory nie było ku temu okazji. Uważam, że z tą sprawą będzie dokładnie tak, jak ze śmiercią Sikorskiego na Giblartarze. Pisłem o tym już w 2010 roku po katastrofie i wszystko p

    • Akurat z tym się nie zgodzę, że przeświadczenie o zamachu stawia Ks Jacka w szczęśliwym położeniu. Jeśli się mówi o zamachu to przypisuje się komuś złe intencje i oskarża o ich realizację..według mnie nikomu bez dowodów nie wolno tego robić
      AniaM

    • Miałem na myśli to, że Ks. Jacek "wie" i już 🙂 – dlatego jest w szczęśliwym położeniu tych, co z kolei "wiedzą" i już, że katastrofę spowodował pijany generał. I jedni i drudzy mają spokój od wątpliwości 😉

    • Dobrze, proponuję zatem dyskusję na temat: jakim sposobem samolot rozpadł się kilkanaście metrów nad ziemią na sześćdziesiąt tysięcy kawałków, nie zostawiając na błotnistej ziemi śladu upadku?
      I o przygniatającej liczbie okoliczności, które od pierwszego dnia negują wersję "oficjalną" o przyczynach tego, co się stało.
      Wybaczcie, moi Drodzy, ale o sprawach oczywistych dyskutować nie będę. Ks. Jacek

    • Nikt od Księdza nie wymaga dyskusji :). Jasne jest, że przyczyny tragedii nie są znane, ale twierdzenie na podstawie nie pełnych danych analitycznych w sposób kategoryczny, że to był zamach jest tylko wyrażeniem Księdza zdania. I to jest OK. W każdej sprawie można się mylić. Moje zdanie jest takie, że nie wiem co było przyczyną tej tragedii. W grę wchodzą 3 opcje: kumulacja błędów wielu osób, świadome i nieświadome działanie osób trzecich (w tym celowe unicestwienie osób będących na pokładzie) lub zawodność urządzeń technicznych (w tym eksplozje). Jedno jest pewne: poziom mataczenia wokół tego zdarzenia jest nieprawdopodobnie wysoki co wskazuje na to, że wersja oficjalna jest sprzeczna z prawdą.

    • Cieszy się Ksiądz,że powstała komisja wyjaśniająca przyczyny jak Ksiądz napisał Zamachu w Smoleńsku mnie osobiście zastanawia czy faktycznie był to zamach czy nieszczęśliwy wypadek bo tak na dobrą opcje wersji było sporo i pewnie nie jest Ksiądz jedyną osobą która uważa tak a nie inaczej i w sumie to każdego sprawa,ale i też nasuwa mi się pytanie czy oby tak naprawdę to jest potrzebne bo po co dla szumu medialnego nikomu to życia nie zwróci a wydaje mi się,że dla wielu RODZIN tych którzy tam zginęli to z roku na rok rozdrapywanie ran.I być może właśnie to jest w tym wszystkim złe.Pozdrawiam M

    • Droga M – kiedy ktoś zamorduje bliską Tobie osobę: to czy dla "świętego spokoju" będziesz prosić organa ścigania i wymiar sprawiedliwości o zaprzestanie poszukiwań mordercy?

    • "I w tej ostatniej kwestii zgadzamy się" – tylko? A kwestia celowego działania osób trzecich? Zmienił Ksiądz zdanie w kwestii możliwości zamachu?

    • Wiesz Robert tak szczerze jak by miała miejsce taka sytuacja to pewnie chciałabym wiedzieć kto to zrobił,ale do czasu bo uważam,że wszystko ma swój czas.A skoro Pan Bóg jest to prędzej czy później jeśli faktycznie był to Zamach czy morderstwo Ukarał by winnych i tak czy tak była by sprawiedliwość chyba,że nie ma Pana Boga a wiara to jedna wielka ściema.M

    • To nie tak,że ja chce aby Ksiądz zmienił swoje stanowisko,ale jeśli tak Ksiądz to odebrał to Przepraszam.M

    • Czyli Ksiądz już w dniu tragedii wiedział, że to był zamach? I dlatego właśnie napisałem, że Ksiądz Jacek jest w szczęśliwym położeniu braku jakichkolwiek wątpliwości w tej materii. W rozmowach na ten temat z różnymi ludźmi bywają tak samo pewni zwolennicy tezy pijanego generała i presji wywieranej na pilotów.

    • Droga M. Piszesz w ogromnym uproszczeniu – Boża sprawiedliwość z pewnością dosięga każdego nikczemnika, ale – niestety – nie zawsze tutaj na ziemi :). Chciałabyś wiedzieć, kto jest mordercą: to już dużo. Ja jeszcze chciałbym kary – nie zemsty. "Do czasu" – czyli zbrodnia z przedawnieniem nie powinna być ukarana? Tak też bywa w niektórych systemach prawnych. Dla mnie to niedorzeczność: zły czyn to zły czyn, niezależnie od tego ile wody w rzece upłynęło.

    • Widać mamy bardzo odmienne zdania na ten temat,ale myślę sobie,że to dobrze być może coś i mnie to w życiu nauczy prostego człowieka :-)M.

    • Odmienne zdanie chyba we wszystkim tym o czym pisaliśmy albo prawie we wszystkim ale to mało ważne.M

  • Całkowicie zaufać Bogu,tylko Jemu w Trójcy Jedynemu. Wiem jakie to trudne, ale jak pokazuje dzisiejsza Ewangelia, nawet najbliższa osoba (matka) może wykorzystać swe dziecko dla swoich grzesznych celów. Jesteśmy ze wszystkich stron atakowani przez zło, ochronić może nas Krew Jezusa wylana za nas, dla naszego zbawienia na drzewie krzyża. Niewinna krew Jezusa, Jana Chrzciciela i tylu męczenników wszechczasów stanowi dla nas mur obronny, mur warowny, chroniący nas przed złem.

  • DOMINIKO masz prawo nienawidzić siebie i tego co robisz jak postępujesz tylko zastanawia mnie co Ci to daje,że się tniesz czy piszesz,że jesteś pojebaną grubą świnią.Łatwo jest pisać o sobie złe rzeczy czy myśleć a spróbuj pomyśleć o sobie dobrze spróbuj nie myśleć o tym jak zrobić sobie krzywdę to nie jest łatwe ja to wiem,ale to,że nie udało Ci się raz nie oznacza,że nie uda się następnym razem a nawet jak się nie uda to próbuj do skutku aż się uda,ale próbuj bo nic nie zrobi się samo nikt za ciebie tego nie zrobi.Rodzina blogowa to,że znikasz nie piszesz wcale nie oznacza,że nikt o tobie nie pamięta nikt nie modli się za CIEBIE masz jakieś,ale do każdego osobno i wszystkich razem i szczerze nie uważam,że ludzie którzy ci coś piszą robią to po złości a bardziej z troski o ciebie i o to aby coś do Ciebie dotarło tylko czasami mam wrażenie,że od Ciebie się to odbija i wyłapujesz to co chcesz wyłapać.Kim ty jesteś?,żeby iść na most i skoczyć z niego,żeby odebrać sobie życie pomyślałaś chociaż przez chwile jak by twoja mama się czuła co z nią by się stało kiedy ty byś to zrobiła.I może fakt może powinnaś zacząć szukać fachowej pomocy kogoś kto by Ci pomógł i nie na odległość czy na blogu.A rodzinę blogową masz super i spróbuj to docenić zamiast mieć,ale spróbuj coś dać o siebie i uwierz mi ja nie jestem kimś kto szczególnie się modli kimś kto szczególnie wierzy kimś kto umie przeanalizować wszystko tak jak bym chciała nawet nie jestem kimś kto myśli o sobie super mam swoje problemy jak ty i każdy inny teraz szczególnie,ale staram się nie podawać i walczyć staram próbować się modlić chociaż mam takie a nie inne zdanie staram się prosić Pana Boga aby pomógł mi i moim bliskim w bardzo ciężkim czasie dla Nas.Więc głowa do góry i nie podawaj się tylko włącz.Pozdrawiam M

  • Dominiko. Piszesz, że "nie dajesz rady" i właściwie trudno się temu dziwić. Podejrzewam, że na Twoim miejscu nikt nie dałby rady. Czytam Twoje wpisy od samego początku i przyznaję szczerze, że trudno za Tobą nadążyć. Jednego dnia wylewasz morze łez, drugiego na swoim blogu "cała w skowronkach" cieszysz się z tego, że "jesteś motylkiem" (szczerze mówiąc nie do końca rozumiem co to znaczy), kolejnego znowu twierdzisz, że "gorzej być nie może". Obawiam się, że żeby sobie poradzić musisz najpierw uczciwie odpowiedzieć sobie na kilka pytań: 1/ Co jest dla Ciebie ważne? 2/ Co chcesz osiągnąć?, 3/ Jaki jest Twój prawdziwy życiowy cel? 4/ Co jest dla Ciebie prawdziwą wartością? 5/ Co tak naprawdę sprawia te wszystkie huśtawki nastrojów? Problem w tym, że żeby to zrobić trzeba najpierw wobec siebie zdobyć się na chwilę prawdy i szczerości. Rozumiem, że w sytuacji kiedy życie daje nam porządnego kopniaka trudno jest nie płakać, tylko, że z samego płaczu naprawdę nic nie będzie, więc może na początek warto odpowiedzieć sobie szczerze, co tak naprawdę wyciska Ci łzy z oczu i spróbować się z tym uporać. I nie ma się co łudzić, że pięć minut euforii załatwia sprawę i można powiedzieć "nie mam problemów". Niestety tak się nie da. Do tego z całą pewnością nie uporasz się z tym wszystkim sama (bo nawet na pierwszy rzut oka sporo tych problemów i są one naprawdę poważne. Może zatem warto odważyć się i poprosić o pomoc: ale tak naprawdę, z przekonaniem, że sama tego chcesz, że rzeczywiście zależy Ci na tym żeby zacząć nowy okres w swoim życiu. Te poszukiwania "pomocników" warto zacząć od Pana Boga (i tu niezależnie od tego co na ten temat sądzisz wydaje mi się, że bez porządnej spowiedzi się nie obędzie. Wiem, ze to niełatwe, ale gwarantuję Ci, że skuteczne), może warto pomyśleć też o fachowym wsparciu, bo my możemy Ci tylko radzić (lepiej lub gorzej), ale takie rady "na odległość" pewnie są mniej więcej tak wartościowe jak "strzelanie kulą w płot". Przepraszam jeśli poczułaś się urażona i dotknięta tym co napisałam. Nie miałam najmniejszego zamiaru sprawiać Ci przykrości, ale też serce mnie boli, kiedy patrzę jak marnujesz swoje życie. Jesteś bardzo młoda i życie przed Tobą, problem w tym, że chyba nie umiesz docenić jego wartości, a szkoda, bo ono naprawdę może być piękne, tylko trzeba się postarać o to, żeby dostrzec to piękno – to naprawdę osiągalne, nawet przez łzy.
    Pozdrawiam Cię serdecznie.
    J.B.

  • Dominiko, podtrzymuję wszystko, co do tej pory do Ciebie napisałem. Nie odwołuję niczego. Ale też nie będę tego raz jeszcze pisał. Teraz ruch jest po Twojej stronie – albo to przyjmiesz, albo nie. W całej sprawie jest taka część pracy, której nikt za Ciebie nie zrobi. Ani ja, ani cała Blogowa Rodzinka nie jesteśmy w stanie zmusić Cię do niczego. Natomiast modlimy się za Ciebie. Ja – codziennie. Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.