Życie „przesiąknięte” chrześcijaństwem…

Ż
Szczęść Boże! Witam Wszystkich i pozdrawiam u progu nowego dnia. Cały czas – niezmiennie – zachęcam do zaglądania do Wielkiej Księgi Intencji. Przypominam także o naszej duchowej łączności o godzinie 20.00. Mile widziane także inne formy duchowego wspierania naszej blogowej Rodzinki! Także przez wstawiennictwo Świętego Jana Pawła II, którego drugą rocznicę kanonizacji dzisiaj przeżywamy.
                                    Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Środa
5 Tygodnia Wielkanocy,
do
czytań: Dz 15,1–6; J 15,1–8

CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
W
Antiochii niektórzy przybysze z Judei nauczali braci: „Jeżeli się
nie poddacie obrzezaniu według zwyczaju Mojżeszowego, nie możecie
być zbawieni”.
Kiedy
doszło do niemałych sporów i zatargów między nimi a Pawłem i
Barnabą, postanowiono, że Paweł i Barnaba, i jeszcze kilku spośród
nich udadzą się w sprawie tego sporu do Jerozolimy, do apostołów
i starszych. Wysłani przez Kościół szli przez Fenicję i Samarię,
sprawiając wielką radość braciom opowiadaniem o nawróceniu
pogan.
Kiedy
przybyli do Jerozolimy, zostali przyjęci przez Kościół, apostołów
i starszych. Opowiedzieli też, jak wielkich rzeczy Bóg przez nich
dokonał. Lecz niektórzy nawróceni ze stronnictwa faryzeuszów
oświadczyli: „Trzeba ich obrzezać i zobowiązać do
przestrzegania Prawa Mojżeszowego”. Zebrali się więc apostołowie
i starsi, aby rozpatrzyć tę sprawę.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
JANA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Ja jestem prawdziwym krzewem
winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl,
która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi
owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście
czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we
Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może
przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak
samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.
Ja
jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w
nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie
uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna
latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie.
Jeżeli
we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o
cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna
chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi
uczniami”.

Na
czym polega trwanie w Jezusie, a więc ten stan – a
może lepiej powiedzieć: proces – o którym sam Jezus mówi
w dzisiejszej Ewangelii?
Jeśli
w naszej refleksji mielibyśmy pozostać tylko na tym, co widoczne
dla oka
i w taki jedynie sposób odczytywać porównanie, jakiego
Jezus dziś użył, to musielibyśmy stwierdzić, że owo trwanie –
to taka zupełna stagnacja. Bo przecież gałązka,
wyrastająca z pnia, z krzewu – czy to winnego, czy jakiegokolwiek
innego – niczego szczególnego nie robi, tylko po prostu
sobie rośnie. Po prostu jest. Tak to wygląda na pierwszy
rzut oka.
Czy
zatem tak ma wyglądać nasze zjednoczenie z Chrystusem, iż mamy
po prostu być:
być ochrzczonymi, być katolikami, być wiernymi
Kościoła Rzymskokatolickiego, być członkami takiej to, a takiej
Parafii – czy to wystarczy?…
Chyba
jednak coś nam się tu nie zgadza i tego typu propozycja chyba
jednak nie bardzo pasuje
do tego obrazu Kościoła, jaki znamy, o
jakim często tu sobie rozważamy i w którym żyjemy. A w tym
kontekście, nie bardzo chyba także odpowiada nam taki właśnie
statyczny obraz chrześcijaństwa… Bo rzeczywiście – nie
jest on prawdziwy.
Podobnie,
jak nie jest prawdziwym statyczny obraz gałązki, wyrastającej z
krzewu. Przecież tam dokonują się bardzo istotne i intensywne
procesy biologiczne,
decydujące o wzroście i o owocowaniu. O
tym ostatnim mówi nawet sam Jezus w dzisiejszej Ewangelii. I chociaż
na zewnątrz tego nie widać – dlatego właśnie ulegamy złudzeniu
totalnej stagnacji – to jednak te procesy dokonują się tam
naprawdę i są naprawdę bardzo intensywne.
I
tak samo jest z naszym trwaniem w Chrystusie: ono musi być czymś
tak bardzo oczywistym i naturalnym, czymś tak mocno wpisanym
w naszą codzienność i w to wszystko, co w naszym życiu się
dzieje, że właściwie nie powinno się niczym odróżniać od
tej codzienności.
Oczywiście,
takie elementy odróżniające siłą rzeczy będą, bo chociażby
udział we Mszy Świętej w niedzielę jest czymś, co samo w sobie
jest świadectwem i swoistą – w najlepszym tego słowa znaczeniu –
demonstracją wiary i czymś
odróżniającym się od codziennych naszych czynności. Ale
nawet trzymając się tego przykładu, możemy stwierdzić, iż
udział we Mszy Świętej – i wszelkie inne formy praktykowania
naszej religijności – muszą nas prowadzić do stałego
wkomponowywania wiary w codzienność.
Docelowo
chodzi więc o to, aby znakiem naszego chrześcijaństwa był nie
tylko udział we Mszy Świętej, czy w innych formach pobożności,
jak na przykład pielgrzymki, ale o to, aby chrześcijańskimi
były nasze rozmowy, nasze codzienne zajęcia domowe,
nasze
wstawanie poranne i wychodzenie do pracy lub do szkoły; nasze
powroty do domu, nasze wspólne rodzinne posiłki, słowem: nasze
wspólne świętowanie i nasze przeżywanie zwykłej codzienności;

a wreszcie także – czego przykład mamy w pierwszym czytaniu –
nasze spory, nasze nieporozumienia, może nawet kłótnie… Ale też
ich wspólne rozwiązywanie.
We
wszystkich tych obszarach bardzo, ale to bardzo potrzebne jest
świadectwo naszej wiary, naszego przeżywania bliskości Jezusa,
wszczepienia w Niego. Bo to na tym właśnie polega owo wszczepienie:
na pełnej, dogłębnej, wręcz istotowej jedności! Inaczej,
gdyby wiara nasza miała mieć tylko i wyłącznie charakter
zewnętrzny i sprowadzać się do samych tylko praktyk, mówilibyśmy
nie o pełnym zjednoczeniu, ale o jakimś elemencie dodatkowym.

Taka
wiara nie przypominałaby gałązki złączonej z krzewem, ale jakąś
przywiązaną do tegoż krzewu kokardkę, jakiś doczepiony
ozdobny kwiatek – niestety, najczęściej tak
do niego pasujący, jak przysłowiowa róża, przypięta do kożucha.

Tymczasem
wiara wówczas jest prawdziwa, kiedy przenika całą naszą
rzeczywistość, promieniuje na wszystkie nasze sprawy,
plany i
działania, na całą naszą sferę wewnętrzną i zewnętrzną, a
nie jest tylko do tej rzeczywistości jakimś mało istotnym
dodatkiem. Mówimy tu zatem dzisiaj o życiu „przesiąkniętym”
chrześcijaństwem! O życiu „napromieniowanym” wiarą!
I
w tym kontekście zastanówmy się:

Czy
wiara rzeczywiście promieniuje na wszystkie (!) sfery mojego życia,
czy jest tylko do niego świątecznym dodatkiem?

Czy
nie dzielę swego życia na „sferę sacrum” i „sferę
profanum”?

Co
konkretnie robię, aby moje zjednoczenie z Chrystusem było coraz
mocniejsze?

Ojciec
mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i
staniecie się moimi uczniami…

10 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.