Świadectwo odważne – ale nie na pokaz!

Ś
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę święceń kapłańskich przeżywa Ksiądz Rafał Jarosiewicz, pochodzący z mojej rodzinnej Parafii, a obecnie znany chyba w całej Polsce – o ile tylko w Polsce! Życzę Jubilatowi – i o to się modlę – aby swoje kapłaństwo tak przeżywał, jak o tym mówi dzisiejsze Boże słowo, o czym też więcej w rozważaniu…
     Życzę Wszystkim błogosławionego dnia! Niech przyniesie jak najwięcej konkretnego dobra!
                                        Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Środa
11 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Bł. Jolanty, Zakonnicy,
do
czytań: 2 Krl 2,1.6–14; Mt 6,1–6.16–18

CZYTANIE
Z DRUGIEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Kiedy
Pan miał wśród wichru unieść Eliasza do nieba, szedł Eliasz z
Elizeuszem z Gilgal. Wtedy rzekł Eliasz do niego: „Zostańże
tutaj, bo Pan posłał mnie aż do Jordanu”. Elizeusz zaś
odpowiedział: „Na życie Pana i na twoje życie: nie opuszczę
cię!” I szli dalej razem.
A
pięćdziesiąt osób z uczniów proroków poszło i stanęło z
przeciwka, z dala, podczas gdy obydwaj przystanęli nad Jordanem.
Wtedy
Eliasz zdjął swój płaszcz, zwinął go i uderzył wody, tak iż
się rozdzieliły w obydwie strony. A oni we dwóch przeszli po
suchym łożysku. Kiedy zaś przeszli, rzekł Eliasz do Elizeusza:
„Żądaj, co mam ci uczynić, zanim wzięty będę od ciebie”.
Elizeusz zaś powiedział: „Niechby, proszę, dwie części twego
ducha przeszły na mnie!” On zaś odrzekł: „Trudnej rzeczy
zażądałeś. Jeżeli mnie ujrzysz, jak wzięty będę od ciebie,
spełni się twoje życzenie; jeśli zaś nie ujrzysz, nie spełni
się”.

Podczas
gdy oni szli i rozmawiali, oto zjawił się wóz ognisty wraz z
rumakami ognistymi i rozdzielił obydwóch: a Eliasz wśród wichru
wstąpił do niebios. Elizeusz zaś patrzał i wołał: „Ojcze mój!
Ojcze mój! Rydwanie Izraela i jego jeźdźcze”. I już go więcej
nie ujrzał. Ująwszy następnie szaty swoje, Elizeusz rozdarł je na
dwie części i podniósł płaszcz Eliasza, który spadł z góry od
niego.

Wrócił
i stanął nad brzegiem Jordanu. I wziął płaszcz Eliasza, który
spadł z góry od niego, uderzył wody, lecz one się nie
rozdzieliły. Wtedy rzekł: „Gdzie jest Pan, Bóg Eliasza?” I
uderzył wody, a one rozdzieliły się w obydwie strony. Elizeusz zaś
przeszedł środkiem.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Strzeżcie się, żebyście
uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was
widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który
jest w niebie.
Kiedy
więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy
czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę
powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz
jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby
twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w
ukryciu, odda tobie.

Gdy
się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach
i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom
pokazać. Zaprawdę powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty
zaś gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i
módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój,
który widzi w ukryciu, odda tobie.

Kiedy
pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni
wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę
powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś gdy pościsz,
namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że
pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój,
który widzi w ukryciu, odda tobie”.

Opis
przejścia Proroka Eliasza z tego świata do wieczności jest chyba
jednym z najbarwniejszych i najbardziej niezwykłych opisów
tego typu. A chociaż nie chodzi nam tutaj o to – bynajmniej – by
przeprowadzać konkurs na najciekawszy sposób zakończenia misji,
pełnionej na ziemi, to jednak nie można nie odnieść wrażenia, że
w przypadku Eliasza sprawdziła się zasada głosząca, że „jakie
życie, taka śmierć”.
Oto
bowiem życie Eliasza było niezwykle oryginalne i obfitowało w
liczne znaki Bożego działania,
a także w liczne „zwroty
akcji”, w których jednak Prorok zachowywał zawsze pełne
posłuszeństwo Bogu i 
mocną z Nim wieź, dlatego
Bóg mógł przez jego posługę wysyłać do ludzi wyraźne i
wielorakie swoje sygnały. I stąd też, kiedy przyszedł moment
zakończenia tejże posługi,
to dokonał się tak właśnie, jak
to przed chwilą słyszeliśmy.
Owszem,
w komentarzach do tego opisu łatwo znaleźć opinię, że jest to
jedynie pewien przekaz, piękna legenda, przekonanie ludzi,
bo Eliasz prawdopodobnie po prostu umarł w tajemniczych
okolicznościach, jednak – jak się wydaje – taki spektakularny
sposób jego odejścia zyskuje rangę symbolu. A
przecież Biblia jest pisana językiem symbolu, językiem metafor,
obrazów – i właśnie pożegnanie Eliasza z Elizeuszem, a
następnie odejście (precyzyjnie rzecz ujmując: odjazd) z tego
świata właśnie w taką symbolikę także się wpisuje.
Pokazuje
nam bowiem, że człowiek bezgranicznie oddany Bogu i pełniący Bożą
służbę, jest owym Bożym znakiem zarówno za życia, jak i po
śmierci
– a nawet w samym momencie śmierci. Człowiek,
który się bezgranicznie ofiarował Bogu do całkowitej dyspozycji,
świadczy i przemawia wobec świata nie tylko słowami, ale
wręcz wszystkim, co w jego życiu się dokonuje!
Jednak
– co też warto zauważyć – taki Boży człowiek nie chce
skupiać na sobie niczyjej uwagi,
a to wszystko, co w jego życiu
się dzieje i co właśnie taką uwagę świata na nim skupia, jest
dla niego niejednokrotnie przyczyną niemałego strapienia…
Czyż
bowiem Ojciec Pio chętnie pokazywał światu swoje stygmaty, albo
czy przechwalał się na prawo i lewo niezwykłymi znakami, w
tym także uzdrowieniami, jakie przez jego posługę się dokonywały?
Wiemy, że nie! Jeśli idzie o stygmaty, to wręcz się
ich krępował,
a rosnąca jego popularność w świecie była
dla niego prawdziwą udręką.
A
czyż Jan Paweł II na pokaz pełnił swoją posługę? Owszem,
mówiło się o nim, że jest Papieżem bardzo „medialnym”,
ale on nigdy nie grał przed kamerami. Myślę, że co do tego nikt
nie ma wątpliwości, a jeżeli ktoś chciałby się o tym jednak
przekonać, niech sięgnie po jakąkolwiek filmową relację ze
sprawowanej przez niego Mszy Świętej,
szczególnie z momentu
Przeistoczenia, albo modlitwy po przyjęciu Komunii Świętej.
Łatwo
się będzie wówczas przekonać, że Papież w niezwykły sposób
potrafił połączyć przesłanie dzisiejszego pierwszego czytania z
przesłaniem dzisiejszej Ewangelii, to znaczy: będąc znakiem dla
świata,
jednocześnie nawiązywał tak bardzo osobistą i
intymną
więź z Bogiem, jakby dookoła nie było nikogo.
A przecież we Mszach Świętych, przez niego celebrowanych,
uczestniczyły setki tysięcy, a czasami nawet miliony ludzi,
kamery zaś robiły bardzo częste zbliżenia jego twarzy,
śledząc dosłownie każdy jej grymas, każde mrugnięcie okiem. I
cóż?
I
pomimo tego wszystkiego, Papież pozostał sobą, nie grał
niczego ani nie udawał. Miał głęboką świadomość, że cała
jego posługa i wszystko, co robi, jest – i musi być – znakiem
dla świata.
Ale jednocześnie miał i tę świadomość, że
jest to tak naprawdę działanie Boże, tyle że przez niego
właśnie dokonywane.
Dlatego tak bardzo nie chciał rozmawiać o
uzdrowieniach, które również w czasie spotkań z nim się
dokonywały. Irytował się nawet, podkreślając, że to Bóg, a
nie Papież uzdrawia.
Kiedy
zaś sam doświadczał cierpienia, niesprawności, wręcz
niedołęstwa, a potem kiedy nie na rydwanie ognistym, ale na łożu
ciężkiej boleści odchodził z tego świata,
też przed tym
światem się nie schował, ale cierpiał i umierał na oczach
wszystkich
– przekonany, że to wszystko także jest jakimś
znakiem i świadectwem dla ludzi, którym służył. Bo całe jego
życie takim znakiem było – bo przecież całe je oddał do
dyspozycji Boga!
Podkreślmy
jeszcze raz: nie dla własnej chwały, nie dla zaspokojenia własnej
próżności, ale dla chwały Bożej i pożytku wiernych. I
chyba wierni dobrze te jego intencje zrozumieli, bo i życie, i
śmierć, i całe świadectwo świętości Jana Pawła II jest po
dziś dzień dla całego świata znakiem bardzo czytelnym.
Oczywiście, dla tych, którzy takie znaki chcą i potrafią
odczytywać.
Tak
zatem, słowo Boże dzisiejszej liturgii oraz świadectwo Jana Pawła
II, Ojca Pio i tylu Świętych i Błogosławionych uczy nas, że
nasza relacja z Bogiem powinna być budowana i zacieśniana nade
wszystko w najgłębszym i najbardziej osobistym z Nim kontakcie,
dokonującym się w ciszy serca.
Kiedy
jednak nasza chrześcijańska postawa może być dla innych budującym
przykładem i zachętą – nie powinniśmy się z nią ukrywać,

ale odważnie świadczyć o swej wierze! Nie dla podkreślenia
siebie, nie dla budowania chwały własnej, ale dla chwały Bożej
i
duchowego pożytku tych, wśród których żyjemy, a za
zbawienie których także jesteśmy odpowiedzialni.
Dobrze
tę powinność zrozumiała Patronka dnia dzisiejszego, Błogosławiona
Jolanta. Urodziła się ona w 1244 roku, w Ostrzychomiu, jako
ósme z rzędu dziecko węgierskiego króla Beli IV. Z jej
najbliższej rodziny aż cztery osoby dostąpiły chwały ołtarzy.

Zgodnie
z ówczesnym zwyczajem, Jolanta, jako kilkuletnia dziewczynka,
przybyła do Krakowa na dwór swej siostry, Świętej Kingi,
żony Bolesława Wstydliwego, i tu się wychowywała. Bela IV miał
bowiem w planie wydać ją za kogoś z książąt piastowskich. W
1256 roku zaręczył się z Jolantą książę kaliski, Bolesław.
Ona miała wówczas dwanaście lat, podczas gdy książę liczył lat
trzydzieści pięć. Uroczysty ślub odbył się jednak dopiero dwa
lata później, gdy Jolanta miała lat czternaście.
Z
małżeństwa tego urodziły się trzy córki. Jolanta była
wzorową żoną i matką.
Swoją
postawą wywierała wielki wpływ na otoczenie. W życie domowe
wprowadziła klimat ładu, spokoju, szczerej pobożności i
miłości.
Wpływ księżnej na postawę męża był tak
znaczący, że potomność mogła mu nadać przydomek Pobożnego.
Jednak o jej udziale w zręcznej polityce męża wiadomości nie
mamy.
W
roku 1257 zmarł książę Wielkopolski, Przemysław, i prawem spadku
cały ten obszar przeszedł pod panowanie Bolesława. Książę
Bolesław zaczął wciągać do swoich rządów także żonę
Jolantę. Potwierdza to wpis: „umiłowana małżonka, pani
Jolanta”,
jaki znaleźć można w niektórych dokumentach.
Książę Bolesław okazał się nie tylko doskonałym
organizatorem i administratorem
książęcych dzielnic kaliskiej
i wielkopolskiej, ale również dobrym opiekunem Kościoła.
Wyrażało się to – między innymi – w tym, że zakładał i
uposażał liczne klasztory.
We
wszystkich tych działaniach dzielnie wspierała go czcigodna
Małżonka. A ponadto – Jolanta chętnie opiekowała się
biednymi i chorymi.
Po śmierci męża, w kwietniu 1279 roku,
zwolniona już z obowiązków rodzinnych, postanowiła oddać się
wyłącznie zbawieniu własnej duszy.
Wraz z siostrą Kingą,
która również pochowała męża, wstąpiła do klasztoru
klarysek w Starym Sączu.
A po śmierci także Kingi, przeniosła
się w 1284 roku do klarysek w Gnieźnie. Nie wiemy dokładnie,
czy piastowała urząd przełożonej, czy też wolała zostać zwykłą
siostrą.
Zapisy
w dokumentach podają jako datę jej śmierci dzień 17 czerwca
1298 roku.
Wtedy to odeszła do Pana w opinii świętości. Jej
grób zasłynął wkrótce łaskami i cudami, i stał się miejscem
pielgrzymek. Jednak jej Beatyfikacja, po pokonaniu wielu
trudności, mogła się odbyć dopiero w 1834 roku.
Błogosławiona
Jolanta przykładem pięknej postawy udowodniła, że swoim życiem –
nawet przeżywanym na książęcym dworze – można tak pokierować,
że stanie się ono czytelnym znakiem i mocnym świadectwem
głęboko przeżywanej wiary.
Mamy się zatem czego od niej
nauczyć…
Pomyślmy
w tym kontekście:
– Czy
moja chrześcijańska postawa jest stała i niezależna od
okoliczności i humorów?
– Czy
unikam pobożności na pokaz?
– Czy
jednak stać mnie na odważne przyznanie się do wiary, kiedy może
to przynieść dobry skutek?

A
Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.