Trudne pytania…

T
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzi Albert Kajka, młody i obiecujący Organista w Miastkowie Kościelnym. Dziękując za współpracę przy sprawowaniu liturgii, oraz za wszelką pomoc i życzliwość, przy różnych okazjach okazywaną, życzę jak najpełniejszego odnalezienia się w roli męża (to już od roku) i ojca (od kilku tygodni). Niech Dobry Bóg prowadzi i błogosławi, a Święty Patron uczy otwartości na ludzi!
         Urodziny zaś obchodzi dziś Cezary Kryczka, za moich czasów – Lektor w Radoryżu Kościelnym. Życzę Czarkowi wszelkiego dobra!
         Obu Świętujących Panów powierzam Bogu w modlitwie!
Moi Drodzy, polecam Waszej uwadze dzisiejsze rozważanie i liczę na wymianę refleksji… 
              Dobrego dnia!
                                 Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Piątek
11 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Brata Alberta Chmielowskiego, Zakonnika,
do
czytań: 2 Krl 11,1–4.9–18.20; Mt 6,19–23
CZYTANIE
Z DRUGIEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Kiedy
Atalia, matka Ochozjasza, dowiedziała się, że syn jej umarł,
zabrała się do wytępienia całego potomstwa królewskiego. Lecz
Joszeba, córka króla Jorama, siostra Ochozjasza, zabrała Joasza,
syna Ochozjasza, wyniósłszy go potajemnie spośród mordowanych
synów królewskich, i przed wyrokiem Atalii skryła go wraz z jego
mamką w pokoju sypialnym, tak iż nie został zabity. Przebywał
więc z nią sześć lat ukryty w świątyni Pana, podczas gdy Atalia
rządziła w kraju.
W
siódmym roku Jojada polecił sprowadzić setników, Karyjczyków i
straż przyboczną, przyprowadził ich do siebie w świątyni Pana.
Zawarł z nimi układ i kazał im złożyć przysięgę w świątyni
Pana, i pokazał im syna królewskiego.
Setnicy
wykonali wszystko tak, jak im rozkazał kapłan Jojada. Każdy wziął
swoich ludzi, tak tych, co podejmują służbę w szabat, jak i tych,
co w szabat z niej schodzą. I przyszli do kapłana Jojady. Kapłan
zaś wręczył setnikom włócznie i tarcze króla Dawida, które
były w świątyni Pana. Straż przyboczna ustawiła się naokoło
króla, każdy z bronią w ręku, od węgła południowego świątyni
aż do północnego, przed ołtarzem i świątynią. Wówczas
wyprowadził syna królewskiego, włożył na niego diadem i wręczył
Świadectwo; ustanowiono go królem i namaszczono. Wtedy klaskano w
dłonie i wołano: „Niech żyje król!”
Słysząc
wrzawę ludu, Atalia udała się do ludu, do świątyni Pana.
Spojrzała: a oto król stoi przy kolumnie, zgodnie ze zwyczajem,
dowódcy i trąby naokoło króla, cały lud kraju raduje się i
uderza w trąby, Atalia więc rozdarła szaty i zawołała: „Spisek!
Spisek!” Wtedy kapłan Jojada wydał rozkaz setnikom dowodzącym
wojskiem, polecając im: „Wyprowadźcie ją ze świątyni poza
szeregi, a gdyby ktoś za nią szedł, niech zginie od miecza”.
Mówił bowiem kapłan: „Nie powinna zginąć w świątyni Pana”.
Pochwycono ją i gdy weszła na drogę, którą wjeżdżają konie ku
pałacowi, została tam zabita.
Jojada
zawarł przymierze między Panem a królem i ludem, by byli ludem
Pana, oraz między królem a ludem. Po czym cały lud kraju wyruszył
do świątyni Baala i zburzył ją. Ołtarze jej i posągi potłuczono
całkowicie, a Mattana, kapłana Baala, zabito przed ołtarzami. I
ustanowił kapłan Jojada straż dla świątyni Pana.
Cały
lud kraju radował się, a miasto zażywało spokoju.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚW. MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Nie gromadźcie sobie skarbów na
ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i
kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza
nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo
gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.
Światłem
ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje
ciało będzie w świetle. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe
twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które
jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność”.
Nieraz
zastanawiam się – czytając takie fragmenty Pisma Świętego, jak
chociażby ten, zawarty w dzisiejszym pierwszym czytaniu – dlaczego
Bóg doprowadzał do skutku swoje zamiary na drodze tak
dramatycznych wydarzeń i tak trudnych międzyludzkich
relacji.
I w ogóle – dlaczego Pismo Święte nie jest Księgą,
przekazującą tylko samo dobro, piękno i harmonię, a wprost
przeciwnie: zwłaszcza na kartach Starego Testamentu ciągle
natrafiamy na opisy zabijania, przelewu krwi, ludzkich dramatów,
cierpienia?…
Nawet
w dzisiejszym czytaniu, opisującym zbrodniczą działalność
uzurpatorki Atalii, dokonującej tak wielu morderstw, ale też w końcu
ponoszącej śmierć poza obrębem świątyni – właśnie w tym
czytaniu tak wiele odnajdujemy zła, agresji, śmierci…
Owszem, ostatecznie Prawo Boże jest zaprowadzane, ale – chciałoby
się zapytać – jakim kosztem? I dlaczego Bóg akceptuje
takie formy działania
i takie sposoby zaprowadzania Jego Prawa?
My,
którzy jesteśmy wychowani na moralności Nowego Testamentu
i
przykazania miłości Boga i bliźniego, a
ponadto przykazania miłości nieprzyjaciół, nie bardzo
potrafimy zrozumieć niejakiej satysfakcji, a przynajmniej aprobaty,
z jaką starotestamentalny Autor biblijny opisuje kolejne
zabójstwa, dokonywane w imię Boże,
albo na Boże polecenie.
Jest
to z pewnością kwestia trudna i wymagająca bardzo pogłębionej
refleksji, bo nie da się w tej materii wszystkiego zbyć krótkim
stwierdzeniem,
że Biblia pisana jest językiem symbolu i obrazu,
dlatego nie możemy wszystkiego pojmować dosłownie. Owszem, tak
właśnie jest i na pewno nie należy opisów
biblijnych dosłownie rozumieć;
musimy też uznać prawdziwość
i tego stwierdzenia, że Bóg prowadzi człowieka przez
mocno pokrzywione i pełne zakrętów ziemskie drogi
do bram
zbawienia – to wszystko jest prawdą i to należy uznać.
Ale
dlaczego Bóg chciał dać nam taką Księgę, w której swoje
działanie i swoją Boską wszechmoc objawia w kontekście tak
wielkiej i wielorakiej ludzkiej nieprawości
– pewnie długo
się będziemy nad tym zastanawiali. Zapewne, refleksje powyższe
wpiszą się także i w te dociekania, w ramach których ludzie na
przestrzeni wieków wielokrotnie pytali, dlaczego Bóg pozwala na
wojny, przemoc, zabijanie?…
Chyba
do dziś brzmią nam w uszach dramatyczne słowa Ojca Świętego
Benedykta XVI,
wypowiedziane w niemieckim obozie Auschwitz
– Birkenau,
w
dniu

28
maja 2006 roku:

„W miejscu takim jak to, brakuje słów, a w przerażającej ciszy
serce woła do Boga: Panie,
dlaczego milczałeś? Dlaczego na to przyzwoliłeś?

W tej ciszy chylimy czoło przed niezliczoną rzeszą ludzi, którzy
tu cierpieli i zostali zamordowani. Cisza ta jest jednak głośnym
wołaniem o przebaczenie i pojednanie, modlitwą do żyjącego Boga,
aby na to nie pozwolił nigdy więcej. […]
Ileż
pytań nasuwa się w tym miejscu! Ciągle powraca jedno: Gdzie
był Bóg w tamtych dniach? Dlaczego milczał? Jak mógł pozwolić
na tak wielkie zniszczenie, na ten tryumf zła?

Przychodzą na myśl słowa Psalmu 44, zawierające skargę
cierpiącego Izraela: starłeś
nas na proch w miejscu szakali i okryłeś nas mrokiem. Lecz to z
Twego powodu ciągle nas mordują, mają nas za owce na rzeź
przeznaczone. Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie? Przebudź się!
Nie odrzucaj na zawsze! Dlaczego ukrywasz Twoje oblicze, zapominasz o
nędzy i ucisku naszym? Albowiem dusza nasza pogrążyła się w
prochu, a ciało przywarło do ziemi. Powstań, przyjdź nam na pomoc
i wyzwól nas przez swą łaskawość!

Ten
krzyk trwogi cierpiącego Izraela , który wzywa Boga w godzinie
ogromnej udręki, jest równocześnie wołaniem o pomoc wszystkich
ludzi, którzy w historii – wczoraj, dziś i jutro – płacą
cierpieniem za umiłowanie Boga,

prawdy
i dobra;

a jest ich wielu, również dziś.
Nie
potrafimy przeniknąć tajemnicy Boga – widzimy tylko jej fragmenty
i błądzimy,
gdy chcemy stać się sędziami Boga i historii.

Nie obronimy w ten sposób człowieka, przeciwnie, przyczynimy się
do jego zniszczenia. Nie – ostatecznie powinniśmy wytrwale,
pokornie, ale i natarczywie wołać do Boga: Przebudź
się! Nie zapominaj o człowieku, którego stworzyłeś!

To
nasze wołanie do Boga winno jednocześnie przenikać
i przemieniać nasze serca,

aby obudzić ukrytą w nas obecność Boga – by Jego moc, którą
złożył w naszych sercach, nie
została stłumiona i zagrzebana w nas
przez
muł egoizmu, strachu przed ludźmi, obojętności i oportunizmu.
Zanośmy
to wołanie do Boga, skierujmy je również do naszych serc właśnie
teraz, gdy pojawiają się nowe
zagrożenia,

gdy w ludzkich sercach zdają się panować na nowo moce ciemności:
z jednej strony nadużywanie
imienia Bożego dla usprawiedliwienia ślepej przemocy

wobec niewinnych osób; z drugiej cynizm,
który nie uznaje Boga i szydzi z wiary w Niego.
Wołamy
do Boga, aby pomógł ludziom opamiętać się i zrozumieć, że
przemoc
nie buduje pokoju, ale rodzi tylko dalszą przemoc – potęgujące
się zniszczenie,

które sprawia, że w ostatecznym rozrachunku przegrywają wszyscy.
Bóg, w którego wierzymy, jest Bogiem
rozumu

– takiego jednak rozumu, który na pewno nie
jest tylko naturalną matematyką wszechświata,

ale który stanowi jedność z miłością i dobrem. Prosimy Boga i
wołamy do ludzi, aby ten rozum – rozum
miłości i afirmacji mocy pojednania i pokoju – przeważył nad
grożącym nam irracjonalizmem

czy rozumem fałszywym, oderwanym od Boga.”
Taką
próbę zrozumienia trudnej rzeczywistości podjął w swoim czasie
wielki Papież Benedykt XVI. Myślę, że te jego głębokie, a
jednocześnie bardzo szczere i bardzo wstrząsające słowa, są
doskonałym komentarzem także do słów Jezusa z dzisiejszej
Ewangelii: Nie
gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i
gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w
niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie
włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie
i serce twoje.
To
nie jest oczywiście próba ucieczki od odpowiedzi na trudne pytania,
które postawiliśmy – wytłumaczenie wszystkiego stwierdzeniem,
że nie
ma się co przejmować tym, co na ziemi, bo i tak liczy się tylko
zbawienie wieczne.
Oczywiście,
zasadniczym celem człowieka jest osiągnięcie zbawienia wiecznego,
ale cel
ten osiąga
się
na
drogach ziemskiego pielgrzymowania,
dlatego
ma znaczenie, jak to życie ziemskie przebiega i w jakim kontekście
się dokonuje.
Zatem,
niech
te refleksje nam towarzyszą

i niech pobudzają nas do jeszcze głębszego zastanawiania się i
poszukiwania odpowiedzi na pytania, dlaczego na świecie dzieje się
tyle zła i zamieszania? Nie
chcemy – rzecz jasna – obwiniać Boga za nasze ludzkie błędne
decyzje, wybory i działania,

ale chcemy Go prosić, aby pomógł nam zrozumieć… Tyle, ile się
da… A to wszystko, co uda nam się osiągnąć i do czego uda nam
się dojść, niech
będzie naszym skarbem na wieczność.
Tak
chyba swoją misję pojmował Patron dnia dzisiejszego, Święty
Brat Albert Chmielowski,

któremu przyszło żyć w bardzo trudnych czasach i który ciężaru
tych czasów na sobie samym doświadczył, ale który właśnie tę
sytuację odczytał jako
kontekst do 
czynienia
ludziom miłości i dobra.

Kim był ten święty i niezwykły Człowiek?
Adam
Chmielowski
urodził się 20 sierpnia 1845 roku w Igołomii
pod Krakowem. Pochodził ze zubożałej rodziny ziemiańskiej. Gdy
miał sześć lat, matka w czasie pielgrzymki do Mogiły poświęciła
go Bogu. Kiedy miał lat osiem, umarł jego ojciec, sześć lat
później zmarła matka.
Chłopiec
kształcił się w szkole kadetów w Petersburgu, następnie w
gimnazjum w Warszawie, a potem studiował w Instytucie Rolniczo –
Leśnym w Puławach. Razem z młodzieżą tej szkoły wziął
udział w Powstaniu Styczniowym.
30 września 1863 roku został
ciężko ranny w bitwie pod Mełchowem i dostał się do
niewoli rosyjskiej. W prymitywnych warunkach polowych, bez środków
znieczulających, amputowano mu nogę, co zniósł niezwykle
mężnie. Miał wtedy osiemnaście lat.
Przez
pewien czas przebywał w więzieniu w Ołomuńcu, skąd został
zwolniony dzięki interwencji rodziny. Aby uniknąć represji władz
carskich, wyjechał do Paryża, gdzie podjął studia malarskie,
potem przeniósł się do Belgii i studiował inżynierię, lecz
powrócił wkrótce do malarstwa i ukończył Akademię Sztuk
Pięknych w Monachium.
Wszędzie, gdzie przebywał wyróżniał
się postawą chrześcijańską,
a jego silna osobowość
wywierała duży wpływ na otoczenie.
Po
ogłoszeniu amnestii, w 1874 roku, powrócił do kraju. Zaczął
poszukiwać nowego ideału życia,
wyrazem czego stało się jego
malarstwo. Oparte dotychczas na motywach świeckich, zaczęło teraz
czerpać natchnienie z tematów religijnych. Jeden z jego
najlepszych
i najbardziej znanych obrazów – „Ecce
Homo”
– jest owocem głębokiego przeżycia tajemnicy
bezgranicznej miłości Boga do człowieka.
W
1880 roku nastąpił duchowy zwrot w jego życiu.
Będąc w pełni
sił twórczych porzucił malarstwo i liczne kontakty towarzyskie, i
mając trzydzieści pięć lat wstąpił do nowicjatu jezuitów
z zamiarem pozostania bratem zakonnym. Po pół roku, w stanie silnej
depresji, opuścił nowicjat. Do stycznia 1882 roku leczył się w
zakładzie dla nerwowo chorych.
Następnie przebywał u swojego
brata na Podolu, gdzie w atmosferze spokoju i miłości powrócił
całkowicie do równowagi psychicznej.
Zafascynowała
go duchowość Świętego Franciszka z Asyżu, zapoznał się z
regułą Trzeciego Zakonu i rozpoczął działalność tercjarską,
którą pragnął upowszechnić wśród podolskich chłopów. Wkrótce
ukaz carski zmusił go do opuszczenia Podola. W 1884 roku przeniósł
się do Krakowa
i zatrzymał się przy klasztorze kapucynów.
Pieniędzmi ze sprzedaży swoich obrazów wspomagał
najbiedniejszych. Jego pracownia malarska stała się
przytuliskiem.
Tutaj zajmował się nędzarzami i bezdomnymi,
widząc w ich twarzach sponiewierane oblicze Chrystusa. Poznał
warunki życia ludzi w tak zwanych ogrzewalniach miejskich Krakowa.
Był to kolejny moment przełomowy w życiu zdolnego i cenionego
malarza.
Z
miłości do Boga i ludzi Adam Chmielowski po raz drugi
zrezygnował z kariery i objął zarząd ogrzewalni dla bezdomnych.

Przeniósł się tam na stałe, aby mieszkając wśród biedoty,
pomagać im w dźwiganiu się z nędzy – nie tylko materialnej, ale
i moralnej. 25 sierpnia 1887 roku Adam Chmielowski przywdział
szary habit tercjarski i przyjął imię brat Albert.
Dokładnie
rok później złożył śluby tercjarza na ręce Kardynała Albina
Dunajewskiego. Ten dzień jest jednocześnie początkiem
działalności Zgromadzenia Braci
Trzeciego Zakonu
Świętego Franciszka Posługujących Ubogim, zwanego popularnie
„albertynami”.
Święty
Brat Albert był człowiekiem rozmodlonym i pokutnikiem.
Odznaczał się heroiczną miłością bliźniego, dzieląc los z
najuboższymi i pragnąc przywrócić im godność. Pomimo swego
kalectwa – wiele podróżował, zakładał nowe przytuliska,
sierocińce dla dzieci i młodzieży, domy dla starców i
nieuleczalnie chorych oraz tak zwane „kuchnie ludowe”.
Za
jego życia powstało dwadzieścia jeden takich domów. Przykładem
swego życia Brat Albert uczył współbraci i współsiostry, że
trzeba być „dobrym jak chleb”. Zalecał też
przestrzeganie krańcowego ubóstwa, które od wielu lat było
również jego udziałem.
Zmarł
w opinii świętości, wyniszczony ciężką chorobą i trudami życia
w przytułku, który założył dla mężczyzn, w dniu 25 grudnia
1916 roku, w Krakowie.
Pogrzeb na Cmentarzu Rakowickim, 28
grudnia 1916 roku, stał się pierwszym wyrazem czci powszechnie mu
oddawanej. Jan Paweł II beatyfikował go 22 czerwca 1983 roku, na
Błoniach krakowskich, a kanonizował 12 listopada 1989 roku, w
Watykanie.
Warto
przy okazji zauważyć, iż Jan Paweł II – co sam nieraz
podkreślał – był zachwycony postawą Brata Alberta, mając do
jego świętości osobiste nabożeństwo.
W
kontekście powyższych dzisiejszych refleksji, zastanówmy się
głęboko:
– Czy
zwracam się do Boga ze wszystkimi swoimi pytaniami – także tymi
najtrudniejszymi?
– Czy
jestem wytrwały, cierpliwy i pokorny w poszukiwaniu odpowiedzi?
– Czy
stać mnie na bezgraniczne zaufanie do Boga także wtedy, gdy nie
rozumiem tego, co się wokół mnie dzieje, albo też nie rozumiem
niektórych Bożych rozstrzygnięć?

Cały
lud kraju radował się, a miasto zażywało spokoju…

9 komentarzy

    • Zgłoś to do abpa Henryka H. Ten ma doświadczenie w usuwaniu podejrzanych pasterzy z ich placówek – zrobi z Franciszkiem porządek.

    • Dasiek, może powinieneś więcej skupić się na swojej relacji do Boga, do wiary a nie wciąż doszukiwać się u "innych" odstępstw, niewłaściwego zachowanie czy niewłaściwych decyzji. Nie uważasz, że Twoje zbawienie powinno być dla Ciebie najważniejsze a dopiero potem " kochaj bliźniego jak siebie samego". Niech Duch Święty, Ci w tym pomoże i błogosławi Tobie.

  • Gdy pierwszy raz sięgnęłam po Biblię, byłam zszokowana i zupełnie nie przygotowana do Jej czytania. Odłożyłam więc Ją na kilka lat. Potem w rękę weszła mi książka Anny Kamieńskiej " Książka nad książkami", którą przeczytałam z wielkim zainteresowaniem i ona ponownie zwróciła moją uwagę na nieznajomość wydarzeń biblijnych. Zwierzyłam się siostrze zakonnej, która podrzuciła mi stare wydanie Psalmów i Kantyków z 1975r, mówiąc zacznij od " poezji". Znów porażka… fragmenty o przemocy, modlitwy do Boga o zgładzenie wrogów itp, nie mogły mi przejść przez gardło. Zauważyłam jednak ,że były pisane kursywą, więc je po prostu omijałam. Potem, po którychś rekolekcjach kupiłam Brewiarz dla świeckich i zauważyłam, że nie muszę już omijać żadnych fragmentów. Pomyślałam, że czas wziąć się za " najważniejszą Księgę dla chrześcijanina", bo jak mówi św. Hieronim " Nieznajomość Pisma świętego jest nieznajomością Chrystusa". Pierwsze czytanie było żmudne i szło mi jak "po grudzie", nie rozumiejąc, nie pamiętając co czytałam poprzedniego dnia, czytałam systematycznie " porcję Słowa" na każdy dzień. Trwało to około 2,5 roku. Potem przerwa, odpoczynek, tylko Słowo liturgiczne z dnia i brewiarz. Cały czas czułam potrzebę powtórnego, tym razem bardziej refleksyjnego czytania Pisma. Wciąż zastanawiam się nad " trudnymi" drogami, którymi wiódł Pan naród wybrany i wiedzie nas przez życie doczesne. Wiem już, że był to naród " o twardym karku", bo wiem też jak mnie samej trudno pogodzić się nieraz z " wyrokami Bożymi", ile we mnie pychy żywota, ile buntów mam za sobą. Wiem jednak, że Bóg jest moim najlepszym Ojcem i jakąkolwiek drogę dla mnie wybrał jest ona najlepsza i zaprowadzi mnie w Jego ramiona. Moim zadaniem jest tylko ( i aż) odczytywać mozolnie, co dnia, Jego wolę.

  • Nieszpory – Hymn
    1 Błogosławiony ubogi w duchu,
    Bo już posiada królestwo niebios;
    Błogosławiony, co swymi łzami
    Zasłużył sobie na pocieszenie.

    2 Błogosławiony pokorny człowiek,
    Którego dusza szukała ciszy;
    Błogosławiony, co walczył mężnie
    O sprawiedliwość, bo ją otrzymał.

    3 Błogosławiony służący braciom
    Przez czułą dobroć i miłosierdzie;
    Błogosławiony czystego serca,
    Albowiem teraz ogląda Boga.

    4 Błogosławiony szerzący pokój,
    Bo synem Bożym nazwany został;
    Błogosławiony prześladowany
    Za swoją wiarę i miłość Pana.

    5 Błogosławiony Twój uczeń, Jezu,
    Którego pamięć sławimy dzisiaj;
    Jego modlitwa niech nam pomoże
    Wypełniać wolę naszego Ojca.

    6 Błogosławieństwo i cześć na wieki
    Niech będzie Tobie i Ojcu z Duchem;
    Błogosławiona Najświętsza Trójca,
    Przeczyste źródło doskonałości. Amen.

  • "zwłaszcza na kartach Starego Testamentu ciągle natrafiamy na opisy zabijania, przelewu krwi, ludzkich dramatów, cierpienia?…" – tacy są ludzie, a Biblia będąc księgą prawdy nie może uciekać w utopijną rzczywistość kwiatków i bławatków :). Opisuje "jak jest" z ludzkimi postawami i ich konsekwencjami. Od Biblii powinien zaczynać naukę każdy przyszły psycholog – znajdzie tam pełne spektrum ludzkich postaw i zachowań :).

    • Ja, kiedy mam czytać Pismo Święte, to modlę się do Ducha Świętego i – po prostu – czytam… I myślę sobie: niech Pan sam działa przez swoje Słowo… Bez względu na to, ile zrozumiem… Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.