Kogo posłać?… Kto by nam poszedł?…

K
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny obchodzi Paweł Kaczorowski, mój Znajomy już od wielu lat. Życzę Jubilatowi takiej współpracy z Niebem, o jakiej mowa dziś w Bożym słowie i w rozważaniu. Wspieram modlitwą!
        Dziękuję Księdzu Markowi za wczorajsze słówko. Mam nadzieję, że jeszcze coś napisze, zanim przyjedzie ze swoją Młodzieżą do Polski. Zapraszamy i czekamy! Jednocześnie zachęcam – jak zawsze – do komentowania tego, co Ksiądz Marek wczoraj zechciał nam podarować.
       A ja pozdrawiam Was dzisiaj bardzo rano i już ruszam do Miastkowa, gdzie znowu będę trochę wakacyjnie wspierał Duszpasterzy. Najpierw posługa na Mszach Świętych porannych, a potem – Msza Święta na obozie harcerskim, gdzieś w lesie. Jeszcze nie wiem, co i jak. Jutro będę wiedział więcej, już po fakcie.
         Tymczasem życzę błogosławionego dnia!
                                          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Sobota
14 Tygodnia zwykłego, rok II,
do
czytań: Iz 6,1–8; Mt 10,24–33

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
W
roku śmierci króla Ozjasza ujrzałem Pana Boga, siedzącego na
wysokim i wyniosłym tronie, a tren Jego szaty wypełniał świątynię.
Serafiny stały ponad Nim; każdy z nich miał po sześć skrzydeł;
dwoma zakrywał swą twarz, dwoma okrywał swoje nogi, a dwoma latał.
I
wołał jeden do drugiego: „Święty, Święty, Święty jest Pan
Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały”. Od głosu tego,
który wołał, zadrgały futryny drzwi, a świątynia napełniła
się dymem.
I
powiedziałem: „Biada mi. Jestem zgubiony. Wszak jestem mężem o
nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a
oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów”.
Wówczas
przyleciał do mnie jeden z serafinów, trzymając w ręce węgiel,
który kleszczami wziął z ołtarza. Dotknął nim ust moich i
rzekł: „Oto dotknęło to twoich warg: twoja wina jest zmazana,
zgładzony twój grzech”.
I
usłyszałem głos Pana mówiącego: „Kogo mam posłać? Kto by nam
poszedł?” Odpowiedziałem: „Oto ja, poślij mnie”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich apostołów: „Uczeń nie przewyższa
nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy uczniowi, jeśli będzie
jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego. Jeśli pana domu
przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą.
Więc
się ich nie bójcie. Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało
być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano
dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie jawnie, a co
słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach.
Nie
bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie
mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może
zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A
przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię.
U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego
nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.
Do
każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam
się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie
zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który
jest w niebie”.

Kiedy
się w pierwszym czytaniu słyszy
opis tej przepięknej
wizji, jaka została ukazana oczom Izajasza,

przyszłego Proroka, to jakoś tak od razu nasuwa się skojarzenie
może nawet zbyt śmiałe, ale które naprawdę chce się tu
przywołać.
Oto
bowiem, wpatrując
się
razem z Izajaszem, widzimy Pana
Boga, siedzącego na wysokim i wyniosłym tronie, a tren Jego szaty
wypełniał świątynię. Serafiny stały ponad Nim; każdy z nich
miał po sześć skrzydeł; dwoma zakrywał swą twarz, dwoma okrywał
swoje nogi, a dwoma latał. I wołał jeden do drugiego: „Święty,
Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego
chwały”. Od głosu tego, który wołał, zadrgały futryny drzwi,
a świątynia napełniła się dymem.
Piękny
obraz. Straszny
wręcz

sądząc po reakcji Izajasza…
Ale
oto okazuje się, że ten wszechwładny i wszechmocny, i
wszechpotężny Bóg niemalże bezradnie
pyta: Kogo
mam posłać? Kto by nam poszedł?
Cóż
zatem się okazało?
Czyż
nie to – i
to jest właśnie owo wspomniane na początku skojarzenie –
że całe to wielkie Niebo, którego opis rzeczywiście niemalże
„powala” na
kolana,
jest
niejako „na uwięzi”

i nie może całej jego potęgi i chwały ujrzeć nikt więcej poza
tymi, którzy już ją widzą, bo
nie ma kto jej rozgłaszać?…

I
n
ie
ma kto nieść ludziom Dobrej Nowiny o Królestwie niebieskim?…
Czyż
nie nasuwa się takie skojarzenie?…
Ale
na szczęście pojawił się człowiek, który mógłby pójść i
głosić. Jednakże człowiek ten ma świadomość swojej
ogromnej niewystarczalności, wręcz nędzy!

Z wielkim przejęciem mówi bowiem: Biada
mi. Jestem zgubiony. Wszak jestem mężem o nieczystych wargach i
mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a oczy moje oglądały
Króla, Pana Zastępów.

I
wtedy to nastąpił gest tyleż podniosły i niezwykły, co
tajemniczy, kiedy to przyleciał
[…]
jeden
z serafinów, trzymając w ręce węgiel, który kleszczami wziął z
ołtarza. Dotknął nim ust


i dopiero wówczas dokonało się oczyszczenie, takie „błyskawiczne”
przygotowanie,
ale
to przecież nie oznaczało jeszcze posłania.
Bóg
– owszem – zareagował
na słowa człowieka,

skarżącego się na swoją niegodność, i oczyścił go z tego, co
złe w nim i mroczne. Ale nadal nie
oznaczało to niczego więcej,

jak tylko to, że człowiek ów został uwolniony ze swoich grzechów.
Teraz musiała zapaść ostateczna decyzja.
I
zapadła! Na pytanie Boga – podkreślmy to jeszcze raz: tchnące
pewną swoistą bezradnością – Kogo
mam posłać? Kto by nam poszedł?,

człowiek
odpowiedział: Oto
ja, poślij mnie.

I
– jak wiemy z historii posłannictwa i niezwykle aktywnej i owocnej
działalności Izajasza – wywiązał
się z tej swojej gotowości wręcz wzorowo!

Cała jego działalność była potwierdzeniem tego, że ma on jakiś
bardzo
bliski kontakt z Niebem,
które
tamtego pamiętnego dnia zostało mu ukazane:
przez
jego słowa i czyny

uzewnętrzniała się – w sposób wyjątkowo wyraźny i czytelny –
niezwykła
moc Boża.
Ale
na samym początku tejże drogi było potrzebne to zdecydowane
stwierdzenie:
Oto
ja, poślij mnie.
Inaczej
cała potęga Nieba pozostałaby
zamknięta

– przynajmniej przed tymi, do których później
Izajasz
dotarł,
już
jako
Prorok, z Bożym
przesłaniem. A
dotarł
dlatego, że dał
się posłać i że zechciał wejść we współpracę z Niebem,

w ścisły kontakt z Niebem…
Do
takiej właśnie więzi i współpracy z Niebem dzisiaj nas
wszystkich zachęca Jezus w Ewangelii, gdy mówi: Nie
bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie
mogą. Bójcie się raczej
tego,
który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają
dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca
waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie
wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście
ważniejsi niż wiele wróbli.
Można
by zapytać: O
czym tu mowa? Jak
można nie bać się tych, którzy zabijają ciało?

To tak, jakby zabójstwo człowieka miało
być
taką
– mówiąc kolokwialnie – „pestką”,
taki drobiazgiem,
którym nie ma sobie co głowy zaprzątać… A przecież każdy
zabiega o ochronę tego swego doczesnego życia,

do czego zresztą zobowiązuje przykazanie: Nie
zabijaj!

Czy nie ma tu zatem jakiejś sprzeczności?
Oczywiście,
że nie. Wiemy przecież, że Jezus nieraz wyrażał
się dosadnie i w sposób bardzo wyrazisty,

bardzo jaskrawy, może nawet nieco – według
naszego sposobu pojmowania – przejaskrawiony…
Ale
to
właśnie tak
się wówczas wyrażano, tak właśnie podkreślano i akcentowano
sprawy istotne. I w taki właśnie sposób Jezus dzisiaj zachęca
nas, abyśmy przede
wszystkim starali się o pełne nasze odniesienie do Nieba i spraw
duchowych,

abyśmy temu odniesieniu podporządkowali wszystko, co dzieje się w
tym naszym ziemskim „realu”…
Abyśmy
nawiązali jak
najmocniejszą więź i jak najpełniejszą współpracę właśnie z
Niebem!
Abyśmy
także bardziej przejmowali się tym, jak
Niebo zareaguje na naszą postawę,
aniżeli
tym, jakie głosy popłyną z ziemi. O tym aspekcie naszej postawy
Jezus – równie dosadnie, jak wcześniej – mówi w tych oto
słowach: Do
każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam
się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie
zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który
jest w niebie.

Nie
pozostaje nam zatem, Kochani, nic innego, jak stale
i wytrwale
pogłębiać
naszą wiarę

i szukać jak najmocniejszej więzi z Niebem – aby dzięki naszemu
odważnemu i radosnemu świadectwu cała wszechmoc Nieba i cały
ogrom łask, jaki może
stać
się udziałem
ludzi,
rzeczywiście
się
nim stał.
Żeby
to się jednak mogło dokonać, potrzeba naszej głębokiej,
duchowej, mocnej

a nie tylko powierzchownej i sprowadzonej jedynie
do zewnętrznych praktyk –
więzi z Bogiem!

I potrzeba naszego bardzo zdecydowanego: Oto
ja, poślij mnie!
W
tym
kontekście zastanówmy się:

Co
robię, aby moja więź z Bogiem była coraz bardziej wewnętrzna,
głęboka, serdeczna, a nie tylko zwyczajowa?

Jak
w praktyce realizuję skierowane do mnie osobiście wezwanie: Oto
ja, poślij mnie?

Jak
konkretnie przyznaję się do Jezusa przed
ludźmi?

Oto
dotknęło to twoich warg: twoja wina jest zmazana, zgładzony twój
grzech!

2 komentarze

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.