Chwała Boża – ukryta…

C
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzi Dominik
Kałaska, należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w
Trąbkach. Życzę Solenizantowi wszelkiego Bożego błogosławieństwa
i o takowe dla Niego się modlę.
Pamiętam
także w modlitwie o Monice Ochnik, mojej Przyjaciółce, której
Tatę pożegnaliśmy w sobotę uroczystym pogrzebem, a która dzisiaj
przeżywa jedenastą rocznicę śmierci Mamy. Pisałem już o tym
zaraz po odejściu Pana Henryka. I – jak wtedy wspomniałem –
modlę się dla Moniki i całej Rodziny, ale także dla wielu
Przyjaciół, którzy tę sytuację przeżywają, o Boże światło
do zrozumienia tego, co da się zrozumieć, oraz o wielką ufność
wobec Boga i Jego mądrości i miłości. Niech Pan sam będzie
naszym Przewodnikiem na drogach naszych duchowych poszukiwań…
Moi
Drodzy, ja dzisiaj wyruszam do Szklarskiej Poręby. Jest to nasz
doroczny wyjazd rodzinny, organizowany zwykle w sierpniu, przy okazji
pobytu Marka w Polsce. Dzisiaj w drogę, wraz ze mną, wyruszają
Rodzice, Marek, dwie miłe Niewiasty z Rosji: Ałła i Gala
(Organistka Parafii w Surgucie), oraz dwaj Lektorzy z Celestynowa:
Piotr i Karol, którzy pomagali mi w organizacji niedawnego spływu.
Jak
zawsze, kiedy jestem w Szklarskiej Porębie, tak i tym razem będę
pamiętał o Was w modlitwie, wędrując po górskich szlakach.
Dobrego
i błogosławionego dnia!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek
19 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Dominika, Kapłana,
do
czytań: Ez
1,2–5.24–28c;
Mt
17,22–27

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:
Dnia
piątego miesiąca czwartego (rok to był piąty od uprowadzenia do
niewoli króla Jojakina) Pan skierował słowo do kapłana Ezechiela,
syna Buziego, w ziemi Chaldejczyków nad rzeką Kebar; była tam nad
nim ręka Pana.
Patrzyłem,
a oto wiatr gwałtowny nadszedł od północy, wielka chmura i ogień
płonący oraz blask dokoła niego, a z jego środka promieniowało
coś jakby połysk stopu złota ze srebrem ze środka ognia. W
pośrodku było coś, co było podobne do czterech istot żyjących.
Oto ich wygląd: miały one postać człowieka.
Gdy
szły, słyszałem poszum ich skrzydeł jak szum wielu wód, jak głos
Wszechmogącego, odgłos ogłuszający jak zgiełk obozu
żołnierskiego; natomiast gdy stały, skrzydła miały opuszczone.
Nad sklepieniem, które było nad ich głowami, rozlegał się głos.
Ponad
sklepieniem, rozpościerającym się nad ich głowami, było coś, co
miało wygląd szafiru, a kształt tronu, a na nim jakby zarys
postaci człowieka. Następnie widziałem coś jakby połysk stopu
złota ze srebrem, który wyglądał jak ogień wokół niego. Ku
górze od tego, co wyglądało jak biodra, i w dół od tego, co
wyglądało jak biodra, widziałem coś, co wyglądało jak ogień, a
wokół niego promieniował blask. Jak pojawienie się tęczy na
obłokach w dzień deszczowy, tak przedstawiał się ów blask
dokoła.
Taki
był widok tego, co było podobne do chwały Pana. Oglądałem ją.
Następnie upadłem na twarz.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Gdy
Jezus przebywał w Galilei z uczniami, rzekł do nich: „Syn
Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Oni zabiją Go, ale
trzeciego dnia zmartwychwstanie:. I bardzo się zasmucili.
Gdy
przyszli do Kafarnaum, przystąpili do Piotra poborcy dwudrachmy z
zapytaniem: „Wasz nauczyciel nie płaci dwudrachmy?”
Odpowiedział: „Owszem”.
Gdy
wszedł do domu, Jezus uprzedził go, mówiąc: „Szymonie, jak ci
się zdaje? Od kogo królowie ziemscy pobierają daniny lub podatki?
Od synów swoich czy od obcych?” Powiedział: „Od obcych”.
Jezus
mu rzekł: „A zatem synowie są wolni. Żebyśmy jednak nie dali im
powodu do zgorszenia, idź nad jezioro i zarzuć wędkę. Weź
pierwszą rybę, którą wyciągniesz, i otwórz jej pyszczek:
znajdziesz statera. Weź go i daj im za Mnie i za siebie”.

Bardzo
szczegółowo została opisana w pierwszym czytaniu wizja, jaką
otrzymał Prorok Ezechiel. To on ją otrzymał i on ją opisał, a
była to wizja chwały Bożej. Trudno nawet próbować zgłębić
ten obraz, można go próbować jakoś sobie wyobrazić, natomiast
na pewno i tak pozostanie dla nas wielką tajemnicą, co
oznaczają poszczególne elementy ukazanego obrazu.
Zresztą,
sam Prorok, pisząc o tym, co zobaczył, stwierdza: Taki
był widok tego, co było podobne do chwały Pana.
A
zatem, nie wprost chwała Boża, a coś
do niej podobnego.

Skąd bowiem
może
człowiek, żyjący na ziemi – nawet, jeśli jest Prorokiem Pańskim
– wiedzieć, jak
tak naprawdę wygląda chwała Boża?
Dlatego
reakcja Ezechiela na to, co zobaczył, mogła być tylko jedna. On
sam tak o tym pisze: Oglądałem

(oczywiście,
chwałę Bożą).
Następnie
upadłem na twarz.

Jedyna
chyba właściwa reakcja. Bo jak inaczej w takiej sytuacji można
było zareagować?
Chwała
Boża swoją potęgą może jedynie onieśmielać
człowieka,

a wręcz go paraliżować.
Dlatego Jezus, chodząc po ziemi i wypełniając misję, zleconą Mu
przez Ojca, ukrył
przed ludźmi

swoją wielkość, swój majestat, swoją chwałę…
W
tym kontekście przypominają mi się słowa, które usłyszałem
kilka lat temu na rekolekcjach kapłańskich, że gestem
wielkiej miłości Jezusa do nas i darem, który powinniśmy
doceniać, jest fakt
ukrycia przed nami Jego chwały.

Dystans bowiem, jaki nas tak naprawdę dzieli od Boga, jest tak
niewyobrażalny,

że gdybyśmy go sobie uświadomili, nie
bylibyśmy w stanie zwrócić się do Niego

z ani jednym słowem modlitwy, czy w jakikolwiek inny sposób.
Dlatego,
aby pozostać z nami w kontakcie, aby się do nas zbliżyć, Jezus
stał się jednym z nas, skracając
praktycznie niemalże zupełnie ów wielki dystans.
To
jednak spowodowało, że ludzie zaczęli traktować Jezusa
jako
równego
sobie,

a nawet jako tego, nad
którym można panować

i o losach którego można decydować. Odniesienie do tego znajdujemy
w dzisiejszej Ewangelii.
Jezus
najpierw zapowiada swoją Mękę i Śmierć, ale też swoje
Zmartwychwstanie. Już sam fakt
sądzenia Boga przez człowieka

świadczy o tym, jak bardzo ów niewyobrażalnie wielki dystans
został skrócony. A
co mówić o tym, iż człowiek odważył
się nawet na swego Boga podnieść rękę?

Co mógł myśleć Bóg Człowiek, który wiedząc o swojej potędze
i sile, znosił tak straszliwe cierpienia, zadawane Mu przez ludzi,
będących Jego stworzeniem? Co musiał myśleć w takim momencie? I
jak bardzo zechciał ukryć przed nimi blask swojej chwały?
Jednak
nie tylko w tym momencie, ale i w wielu codziennych sytuacjach
dochodziło do swoistego
zderzenia
wielkości
chwały Jezusa – tej chwały ukrytej – z małością i nędzą
człowieka. Dzisiejsza Ewangelia – poza wspomnianą już
zapowiedzią Śmierci i Zmartwychwstania – opisuje nam pewną
zwyczajną,
wręcz prozaiczną sytuację.

I właśnie ta sytuacja pokazuje, że Jezus ani
na chwilę nie zapomniał, kim jest

i że swoją chwałę ukrywa w sposób celowy i w pełni świadomy.
Oto
poborcy podatkowi upomnieli uczniów Jezusa, że ich Mistrz nie płaci
dwudrachmy. Jezus sam
zapytał
Apostołów o ten fakt
,
chociaż nie było Go
przy tym, gdy ta uwaga została poczyniona. A zatem, to już jest
jakiś sygnał, że jest kimś więcej, niż zwykłym człowiekiem.
A
chwilę potem zapytał
wprost: Szymonie,
jak ci się zdaje? Od kogo królowie ziemscy pobierają daniny lub
podatki? Od synów swoich czy od obcych?

I
kiedy ten odpowiedział:
Od
obcych,

wówczas
Jezus skonkludował: A
zatem synowie są wolni. Żebyśmy jednak nie dali im powodu do
zgorszenia, idź nad jezioro i zarzuć wędkę. Weź pierwszą rybę,
którą wyciągniesz, i otwórz jej pyszczek: znajdziesz statera. Weź
go i

daj
im za Mnie i za siebie.

Zobaczmy,
Jezus zdecydował się – dla tak zwanego świętego spokoju –
zapłacić podatek, ale sposób zdobycia potrzebnej kwoty też
był dość oryginalny,

co w zestawieniu z tym, co Jezus wcześniej
powiedział,
daje nam pełny
obraz
rozumienia
przez

Jezusa cał
ej
spraw
y.
On naprawdę – przez
cały czas – wie,
kim jest i świadomie ukrywa przed nami swoją wielką i niezmierzoną
chwałę, aby nam
umożliwić dostęp do siebie.
Tak
na marginesie, to można by tu poczynić refleksję, że skoro Jezus
swoją chwałę ukrywa, aby umożliwić ludziom dostęp do siebie, to
dlaczego tak wielu ludzi – w sposób zupełnie nieuzasadniony i
nieuprawniony – ten
dystans tworzy i wręcz uniemożliwia innym dostęp do siebie?…

Ale to tylko drobna dygresja…
Jezus
natomiast konsekwentnie ten dystans skraca, co jednak nie może
oznaczać, że stanie
się dla nas jakimś kumplem,

czy kimś w tym rodzaju. Bo On nigdy nie przestanie być Bogiem, a my
nadal będziemy ludźmi. Te
role nie zostaną zamienione,

chociaż niektórzy – jak wspomnieliśmy – już próbowali w
historii zamieniać rolę sędziego i sądzonego.
Jezus
chociaż
swoją chwałę ukrywa – jest i pozostanie Bogiem,

którego chwała jest wielka, wręcz niewyobrażalna. I
jeżeli On – z miłości do nas – tę chwałę ukrywa, to my,
również ze szczerej miłości, tym bardziej powinniśmy
Jego chwałę dostrzegać, pamiętać o niej, eksponować ją i
oddawać jej cześć.

Tak, jak to pokazał dziś Prorok Ezechiel.
Poprzez
szczerą modlitwę i cały nasz kult, ale także – a może przede
wszystkim – całym
naszym życiem mamy eksponować chwałę Jezusa, Syna Bożego!

Tak, Kochani, nasze życie ma być świadectwem wielkiej chwały
Jezusa Chrystusa!
Tak,
jak było nim życie naszego dzisiejszego Patrona – i to na wielu
płaszczyznach jego wielorakiej aktywności. O kim mówimy?
Oczywiście, o Świętym
Dominiku, Kapłanie.
Urodził
się on
około
1170 roku w Hiszpanii.
Pochodził
ze znakomitego rodu kastylijskiego Guzmanów. Gdy miał czternaście
lat, rodzice wysłali go do szkoły w Walencji. Następnie studiował
w Salamance. W
1196 roku, po skończeniu studiów teologicznych, przyjął
święcenia
.
Od
samego początku gorliwie pracował nad sobą i nad bliźnimi,
głosząc im słowo Boże. Tymczasem król Kastylii, Alfons IX,
wysłał biskupa diecezji, w której pracował Dominik, Dydaka, z
poselstwem do Niemiec i Danii.
A ponieważ Dydak był
przyjacielem Dominika, dlatego też przyszły Święty towarzyszył
biskupowi w podróży, w czasie której znalazł się nawet w
okolicach Szczecina i polskiego Pomorza.
W
drodze powrotnej do Hiszpanii, w południowej Francji, Dydak i
Dominik zetknęli się z legatami papieskimi, wysłanymi tam do
zwalczania powstałej właśnie herezji albigensów i waldensów.
Sekta ta pojawiła się około 1200 roku w mieście Albi. Jej
członkowie zaprzeczali ważnym prawdom wiary, między innymi Trójcy
Świętej, Wcieleniu Syna Bożego, odrzucali Mszę Świętą,
małżeństwo i pozostałe Sakramenty. Burzyli kościoły i
klasztory, niszczyli obrazy i krzyże. W porozumieniu z legatami
Dominik postanowił oddać się pracy nad ich nawracaniem. Do tej
akcji postanowił włączyć się bezpośrednio także biskup Dydak.
Ponieważ
heretycy w swoich wystąpieniach przeciwko Kościołowi atakowali
go za majątki i wystawne życie duchownych,
biskup i Dominik
postanowili prowadzić życie ewangeliczne na wzór Pana Jezusa i
Jego uczniów. Chodzili więc od miasta do miasta, od wioski do
wioski, by prostować błędną naukę, a wyjaśniać autentyczną
naukę Pana Jezusa. Innocenty III zatwierdził tę formę pracy
apostolskiej.
Odnotowano nawet pierwsze sukcesy.
Niebawem
biskup musiał powrócić do swojej diecezji. Natomiast do Dominika
dołączyło jedenastu cystersów, którzy postanowili wieść
podobny tryb życia apostolskiego. Z nich właśnie powstał
zalążek nowej rodziny zakonnej w 1207 roku. W tym samym
jednak roku Papież ogłosił przeciwko albigensom i waldensom
zbrojną krucjatę
na wiadomość, że heretycy ruszyli na
kościoły, plebanie i klasztory, paląc je i niszcząc. To
skomplikowało pracę apostolską Dominika. Wtedy postanowił on
zwiększyć posty, umartwienia, częściej się modlić.
Dotychczasowe
doświadczenie wykazało, że okazyjnie werbowani do tej akcji
kapłani często nie byli do niej wystarczająco przygotowani.
Wielu zniechęcał prymitywny styl życia i połączone z nim
niewygody. Dominik wybrał więc spośród swoich współtowarzyszy
najpewniejszych.
Na jego ręce złożyli oni śluby zakonne w
1215 roku. Tak powstał Zakon Kaznodziejski, czyli dominikanie.
Jego głównym celem było głoszenie
słowa Bożego i
zbawianie dusz.
Założyciel wymagał od zakonników ścisłego
ubóstwa, panowania nad sobą i daleko idącego posłuszeństwa.
W
tym samym roku odbył się Sobór Laterański IV. Dominik udał się
wraz ze swoim biskupem, Fulko, do Rzymu. Innocenty III, po
wysłuchaniu zdania biskupa, ustnie zatwierdził nową rodzinę
zakonną.
Zaraz po powrocie z soboru, w 1216 roku, Dominik zwołał
kapitułę generalną, na której przyjęto regułę zakonu. Kiedy
jednak po odbytej kapitule ponownie udał się on do Rzymu, dla
zatwierdzenia reguły, Papież Innocenty III już nie żył. Na
szczęście, jego następca, Papież Honoriusz III, w 1218 roku
oficjalnie zatwierdził nowy zakon.
Co więcej, wydał polecenie
dla biskupów, by nowej rodzinie zakonnej udzielili jak
najpełniejszej pomocy. Dominik założył również zakon
żeński,
zatwierdzony przez Honoriusza III dwa lata później.
Na
kapitule generalnej, odbytej w Bolonii w 1220 roku, postanowiono –
na podstawie nabytego doświadczenia – odrzucić z reguły i z
konstytucji to wszystko, co okazało się nieaktualne.
W miejsce
odrzuconych wstawiono nowe artykuły, wśród których znalazł się
między innymi ten, że zakon nie może posiadać na własność
stałych dóbr,
ale że ma żyć wyłącznie z ofiar. W ten
sposób wszedł on do rodziny zakonów żebrzących. W 1220 roku
kardynał Wilhelm ufundował dominikanom w Rzymie klasztor przy
bazylice Świętej Sabiny,
który odtąd miał się stać
konwentem generalnym zakonu.
Przed
śmiercią Dominik przyjął do zakonu i nałożył habit Świętemu
Jackowi i Błogosławionemu Czesławowi, pierwszym polskim
dominikanom.
Wysłał też swoich duchowych synów do Anglii,
Niemiec i na Węgry.
Przez
całe swoje życie Dominik odbywał częste podróże, głosząc
Ewangelię i organizując wykłady z teologii.
Zakładał nowe
domy swego zakonu, który z tego powodu bardzo szybko się
rozpowszechnił. W 1220 roku Honoriusz III powołał go na
przełożonego generalnego.
Wyczerpany pracą w prymitywnych
warunkach, wrócił nasz Patron do Bolonii. Jego ostatnie słowa
brzmiały: „Miejcie miłość, strzeżcie pokory i nie odstępujcie
od ubóstwa”. Zmarł 6 sierpnia 1221 roku, na rękach swych
współbraci. W jego pogrzebie wzięło udział wielu dygnitarzy
kościelnych.
Pochowany
został w kościele klasztornym w Bolonii, w drewnianej trumnie, w
krypcie tuż pod wielkim ołtarzem. Jego kult rozpoczął się
zaraz po śmierci.
Notowano za jego wstawiennictwem otrzymane
łaski. Na tej podstawie, Papież Grzegorz IX, po przeprowadzeniu
procesu kanonicznego, wyniósł Dominika do chwały Świętych w
1234 roku.
Założony
przezeń zakon także wydał wielu Świętych. Położył też
wielkie zasługi na polu nauki, wydając uczonych na skalę
światową w dziedzinie teologii, biblistyki czy liturgii. Kiedy
zostały odkryte nowe lądy, dominikanie byli jednymi z
pierwszych, którzy wysyłali tam swoich misjonarzy.
A
w dziele zatytułowanym: „Dzieje Zakonu Kaznodziejskiego”
zapisano taką oto relację o Ojcu Założycielu: „Dominik
odznaczał się tak wielką prawością obyczajów i tak niezwykłą
żarliwością o sprawy Boże, że bez trudu można w nim było
rozpoznać wybrane naczynie świętości i łaski. Wyróżniała
go też niezachwiana równowaga ducha
z wyjątkiem chwil, kiedy
ogarniało go współczucie i miłosierdzie.
Ponieważ
zaś radosne serce wyraża się w pogodzie oblicza, dlatego pełna
pokoju wewnętrzna postawa objawiała się na zewnątrz w
serdeczności i wesołości spojrzenia.
Wszędzie okazywał się
człowiekiem ewangelicznym w słowie i czynie. Za dnia nikt
nie był bardziej przyjazny i miły względem towarzyszy i braci –
w nocy nikt bardziej oddany czuwaniom i modlitwie.
Oszczędny
w słowach, rozmawiał albo z Bogiem na modlitwie, albo o Bogu – i
polecał braciom czynić to samo. Często i gorąco prosił Boga, aby
dał mu miłość zdolną wyjednywać i przekazywać ludziom
zbawienie.
Uważał bowiem, że wtedy będzie naprawdę należał
do Chrystusa, gdy całkowicie poświęci się zdobywaniu dusz,
podobnie jak Zbawca wszystkich, Jezus Chrystus, cały się
ofiarował dla naszego zbawienia. W tym celu – zgodnie z
zamiarem Bożej Opatrzności – założył Zakon Braci Kaznodziejów.
Ustnie
i pisemnie często zachęcał braci wymienionego Zakonu, aby stale
pogłębiali znajomość Starego i Nowego Testamentu.
Nosił
zawsze ze sobą Ewangelię Mateusza i Listy Pawła. Czytał je tak
często, że znał je prawie na pamięć. Dwa albo trzy razy
wyznaczany był na stolicę biskupią. Za każdym razem odmawiał,
przedkładając ponad biskupstwo życie w ubóstwie z braćmi. Aż
do śmierci zachował nietkniętą chwałę dziewictwa. Za wiarę w
Chrystusa pragnął doznawać chłosty, ćwiartowania i śmierci.
Ojciec święty Grzegorz X powiedział o nim: Znałem go
jako człowieka, który wiernie wypełniał wskazania Apostołów, i
nie wątpię, że wraz z nimi dzieli chwałę niebios”.
Tyle z
pisemnej relacji o życiu Świętego Dominika.
Wpatrzeni
w jego przykład, jak również zasłuchani w Boże słowo
dzisiejszej liturgii, zastanówmy się:

Czy
moje postępowanie jest dla innych odblaskiem chwały Bożej, czy jej
zaprzeczeniem?

Kim
dla mnie jest Jezus Chrystus: Panem, Zbawicielem, Przyjacielem, czy –
niestety – urzędnikiem, a może nawet kumplem?

Czy
dla innych jestem dostępny, czy tworzę przesadny i niepotrzebny
dystans?

Ponad
sklepieniem, rozpościerającym się nad ich głowami, było coś, co
miało wygląd szafiru, a kształt tronu, a na nim jakby zarys
postaci człowieka…

10 komentarzy

    • Te protesty pokazują macherom od szczęścia ludzkości, że jeszcze nie wszystkim wszystko zobojętniało i jeszcze nie wszyscy kretynieją i …. dlatego są ważne!

    • Czy chociaż j-e-d-e-n z Twoich/Waszych protestów przyniósł pozytywny skutek? Watpię… Przypomina mi takie działania [pozorne] pewną Ważną Osobę,ktora protestowała u pewnego prezydenta USA przeciwko wydobywaniu rpopy, bo… pobudzi to Piekło do działań skierowanych przeciwko chrześcijanom…

      Pomijam już fakt, że ma się to – jak zwykle chyba – nijak do tematyki poruszonej przez Księdza Jacka.
      Tak to jest – macherze od szczęścia ludzkości…

    • Jak zwykle czytasz i nie rozumiesz tego co czytasz :). Owszem, niektóre protesty przynoszą spodziewany skutek. Jak dobrze wiemy jesteś zwolennikiem strusiej polityki (głowa w piasek), tumiwisizmu i wszystkich innych bolączek współczesnej lemingozy, dlatego każdy twój post krytykujący mnie traktuję jak komplement :). A czy protesty są zgodne z tym co pisze w rozważaniu Ks. Jacek czy nie – to nie ma znaczenia, bowiem dawno i kilkukrotnie Ks. Jacek pisał, że możemy dyskutować o wszystkim, o ile poziom dyskusji i wypowiedzi nie są chamskie, nie zawierają inwektyw itd. Zamieszczam linki do protestów (ale nie tylko), które w żaden sposób nikomu nie mogą szkodzić (wręcz przeciwnie) i przeważnie zgodne są z nauczaniem KK – zatem proszę, daruj sobie te osobiste wycieczki co do mojej aktywności na tym blogu.

  • A ja tak ni z gruszki ni z pietruszki czytajac komentarze stwierdzam fakt iż osobiscie nie przeszkadzaj mi żadne petycje ktore wrzuca Robert jest grupa ludzi,ktora je podpisuje czyta i jest ok,ale to wcale nie oznacza,że musisz je czyta osobiscie zadnej nie przeczytalam nie podpisalam i to tez mi nie przeszkadza,ale uwazam iż nie warto jest wygarniać sobie tego co zrobilismy a co nie a tym bardziej nie jest to powód aby kogos obrazać pozdrawia M

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.