Nasza bowiem ojczyzna jest w Niebie…

N
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Pan Karol Orłowski, nasz Gospodarz ze Szklarskiej Poręby. Dziękując Solenizantowi za tyle dobra, okazanego mojej Rodzinie i mojej Młodzieży przez tyle lat – a mi osobiście przede wszystkim – życzę gorliwości i miłości Jego Patrona! I o takową będę się modlił – nie tylko w dniu imienin.
      Pamiętajmy, moi Drodzy, że dzisiejszy dzień to także imieniny Jana Pawła II. Może to dobra okazja, aby pomodlić się przez wstawiennictwo Świętego Papieża we wszystkich intencjach, dotyczących dzisiejszego świata – i w naszych osobistych intencjach.
            I wreszcie – pamiętajmy, że dzisiaj pierwszy piątek miesiąca. 
I że jest oktawa Uroczystości Wszystkich Świętych. Nawiedzając cmentarz i modląc się za Zmarłych, możemy pod zwykłymi warunkami uzyskać dla nich odpust zupełny. Ja osobiście, kiedy jestem w Lublinie, „odpalam” codziennie „brykę” i ruszam do najbliższego cmentarza, który akurat w moim przypadku znajduje się już poza Lublinem, w drodze na Warszawę. Akurat tam najłatwiej dojechać, bez skrzyżowań, świateł i korków… 
             Zachęcam do hojnej pomocy naszym Zmarłym!
                                    Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Piątek
31 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Karola Boromeusza, Biskupa,
do
czytań: Flp 3,17–4,1; Łk 16,1–8

CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILIPIAN:
Bądźcie,
bracia, wszyscy razem moimi naśladowcami i wpatrujcie się w tych,
którzy tak postępują, jak tego wzór macie w nas. Wielu bowiem
postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam
mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem zagłada, ich bogiem
brzuch, a chwała w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których
dążenia są przyziemne.
Nasza
bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy
Pana naszego Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało
poniżone na podobne do swego chwalebnego ciała tą potęgą, jaką
może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować.
Przeto,
bracia umiłowani, za którymi tęsknię, radości i chwało moja,
tak stójcie mocno w Panu, umiłowani.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Pewien bogaty człowiek miał
rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek.
Przywołał
go do siebie i rzekł mu: «Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z
twego zarządu, bo już nie będziesz mógł być rządcą».
Na
to rządca rzekł sam do siebie: «Co ja pocznę, skoro mój pan
pozbawia mnie zarządu? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę.
Wiem, co uczynię, żeby mnie ludzie przyjęli do swoich domów, gdy
będę usunięty z zarządu».
Przywołał
więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał
pierwszego: «Ile jesteś winien mojemu panu?» Ten odpowiedział:
«Sto beczek oliwy». On mu rzekł: «Weź swoje zobowiązanie,
siadaj prędko i napisz pięćdziesiąt». Następnie pytał
drugiego: «A ty ile jesteś winien?» Ten odrzekł: «Sto korców
pszenicy». Mówi mu: «Weź swoje zobowiązanie i napisz:
osiemdziesiąt».
Pan
pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo
synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi
podobnymi sobie niż synowie światła”.

Być
może zaskakuje nas, że w dzisiejszych czytaniach mowa jest o takich
postawach, które generalnie nie wzbudzają naszych pozytywnych
odczuć
i raczej skłonni jesteśmy je skrytykować, a oto tutaj
mają one – jeśli to można tak określić – „pozytywne
zastosowanie”.
Pierwszą
z nich jest ewidentne pochwalenie siebie samego i wskazanie
innym za wzór postępowania. Tak właśnie „zareklamował się”
Święty Paweł w dzisiejszym pierwszym czytaniu, stwierdzając
wyraźnie: Bądźcie, bracia, wszyscy razem moimi naśladowcami
i wpatrujcie się w tych, którzy tak postępują, jak tego wzór
macie w nas.
Druga
z tychże wspomnianych postaw to ta, którą przyjął ewangeliczny
rządca, w obliczu decyzji o pozbawieniu go zarządu. Dokonał on
oczywistego oszustwa, a spotkał się z pozytywną oceną
samego Jezusa!
Bardzo ciekawa sprawa – w jednym i w drugim
przypadku.
Oczywiście,
obecnie nie jest to już dla nas żadnym
zaskoczeniem,
bowiem słuchając lub czytając Boże słowo,
zdążyliśmy się jakoś przyzwyczaić do barwnego języka i
specyficznego sposobu wyrażania się
Jezusa, Apostołów,
Proroków i innych Autorów biblijnych. Wiemy też, że często nie
możemy pewnych sformułowań odczytywać dosłownie, tylko w
kontekście sytuacyjnym lub kulturowym.
Kiedy zaś możemy
odczytywać dosłownie, to także winniśmy zwracać uwagę na tenże
kontekst.
Tak
jest z dzisiejszymi tekstami: w przypadku owej „pochwały”
nieuczciwego rządcy, kontekst jasno wskazuje nam, że nie chodzi
o pochwałę jego nieuczciwości,
ale o zaradność, którą
ludzie wykazują się w sprawach ziemskich, w sprawach doczesnych, a
zupełnie nie wykazują się w nią w sprawach Bożych, w
sprawach związanych ze zbawieniem wiecznym…
Gdy
idzie o sformułowanie Świętego Pawła, to także wiemy, że
kontekst – chociażby zarysowany w dzisiejszym pierwszym czytaniu –
wyraźnie wskazuje, iż Paweł nie wywyższa się nad swoimi
uczniami,
ani nie stawia siebie samego jako absolutnego wzoru do
naśladowania. Szerszy kontekst wskaże nam na głęboką
świadomość Pawła, iż był prześladowcą Kościoła
i tylko
wielkiej łasce Jezusa zawdzięcza to, że został włączony do
apostolskiego dzieła. Jednak świadomość dokonanego zła stale mu
towarzyszyła.
I
ta świadomość sprawiała, że naprawdę nie miał on o sobie
nadmiernie wysokiego przekonania,
a już na pewno nie narzucał
się z takowym swoim uczniom. Jeżeli zaś dzisiaj słyszymy takie, a
nie inne słowa, to dlatego, że odnajdujemy w nich głęboką troskę
Apostoła, aby ci, dla których się tak poświęcał i których tak
bardzo kochał, poszli tą samą drogą, którą on poszedł i
na której on sam znalazł sens życia i radość bliskości Boga.
Dlatego
właśnie zachęcał do naśladowania siebie – bo on już tą drogą
szedł i w jego przypadku ten sposób życia się sprawdził.
Dlaczegóż by zatem miał się nie sprawdzić w życiu jego uczniów?
Myślę, że w tym właśnie kontekście trzeba nam rozumieć
chociażby to zdanie, którym kończy się dzisiejsze pierwsze
czytanie: Przeto, bracia umiłowani, za którymi tęsknię,
radości i chwało moja, tak stójcie mocno w Panu, umiłowani.
Wszystko
to zatem, co tu sobie dzisiaj mówimy, wyraźnie pokazuje nam, jak
naprawdę musimy starać się – jeśli tak można to ująć –
„wchodzić” w głąb drugiego człowieka, nie zatrzymując
się tylko na zewnętrznych pozorach, na pobieżnym rozumieniu
wypowiadanych przez niego słów, albo na powierzchownym odbiorze
jego postawy, jego czynów i zachowań…
Naprawdę,
bardzo ważnym jest to, abyśmy starali się nie tylko drugiego
człowieka słyszeć i widzieć, ale – również
go zrozumieć:
zrozumieć jego motywacje, intencje, szczere
zamiary, dobrą wolę…
Stąd
też nawet, jeżeli jakaś homilia jest wygłoszona nieporadnie,
mało kunsztownie, w sposób nudny lub nieprzekonujący, to nie
znaczy, że jest bezwartościowa i niczego nie można się z niej
dowiedzieć, nauczyć… I jeżeli nie rozumiemy lub nie
akceptujemy stanowiska
kapłana, wyrażonego w
konfesjonale lub w kancelarii, to nie znaczy, że jest on od razu
głupi, nic nie rozumie i na sto procent nie ma racji.
I
w ogóle, jeżeli jakiegokolwiek stanowiska drugiego człowieka nie
od razu jesteśmy w stanie przyjąć, albo się mu wprost
sprzeciwiamy, to nie znaczy, że nie powinniśmy go przemyśleć,
tylko od razu formułować negatywne oceny i niemalże natychmiast je
odrzucać, potępiając przy tym samego człowieka.
Warto,
abyśmy zawsze – ale to absolutnie zawsze! – starali się
drugiego nie tylko słyszeć, ale i usłyszeć.
I nie tylko na
niego patrzeć, ale „wpatrzeć się” głębiej: w jego
serce, w jego motywacje, w jego często naprawdę dobrą wolę…
Żeby
zaś uczynić na tej drodze pierwszy krok, dobrze będzie przeczytać
do końca raz jeszcze dzisiejsze pierwsze czytanie i dzisiejszą
Ewangelię, i spokojnie pomyśleć, co tak naprawdę chciał
powiedzieć Jezus i co chciał powiedzieć Święty Paweł…
Jeżeli
zaś będziemy potrzebowali jeszcze jednego przykładu owego
„wgłębiania się” w serce drugiego człowieka, to warto
przyjrzeć się postawie dzisiejszego Patrona. A jest nim Święty
Karol Boromeusz.
Urodził
się on
we Włoszech, na
zamku Arona, w dniu 3 października 1538 roku,

jako syn arystokratycznego rodu. Jego ojciec wyróżniał się
prawością charakteru, głęboką religijnością i miłosierdziem
dla ubogich, stając się w ten sposób dla Karola – nawet wówczas,
gdy był on już
Kardynałem – ideałem
życia chrześcijańskiego.

Już
w młodym wieku Karol posiadał wielki majątek. Kiedy miał zaledwie
siedem lat, miejscowy
biskup dał mu suknię klerycką, przeznaczając go w ten sposób do
stanu duchownego.
Takie
były ówczesne zwyczaje. Dwa lata później zmarła Karolowi
matka. Dla zapewnienia mu odpowiednich warunków, gdy miał lat
dwanaście mianowano go
opatem w rodzinnej miejscowości.

Nie przyjął jednak tego daru z entuzjazmem, natomiast wymógł na
ojcu, żeby dochody z opactwa przeznaczano na rzecz ubogich.
Pierwsze
nauki pobierał Karol na zamku rodzinnym w Arona. Po ukończeniu
studiów w domu, wyjechał zaraz na uniwersytet do Pavii, gdzie odbył
studia z prawa kościelnego
i cywilnego, zakończone

w 1559 roku podwójnym
doktoratem.
W tym samym
roku
jego wuj został wybrany na Papieża,

przyjmując imię: Pius IV. Za jego przyczyną Karol trafił do
Rzymu, gdzie w dwudziestym trzecim roku życia, został
mianowany Kardynałem i arcybiskupem Mediolanu, mimo że święcenia
kapłańskie i biskupie przyjął dopiero dwa lata później, w roku
1563.
W
latach następnych Papież mianował siostrzeńca Kardynałem
– protektorem

Portugalii, Niderlandów, a więc Belgii i Holandii, oraz katolików
szwajcarskich, ponadto opiekunem wielu zakonów i Archiprezbiterem
Bazyliki Matki Bożej Większej

w Rzymie. Urzędy
te i tytuły dawały Karolowi rocznie ogromny dochód.
Oczywiście,
nie da się ukryć, iż było
to jawne nadużycie, jakie wkradło się do Kościoła w owym czasie.

Jednak Pius IV był znany ze swej słabości do nepotyzmu.
Karol
jednak bardzo poważnie
traktował powierzone sobie obowiązki,

a sumy, jakie przynosiły mu skumulowane godności i urzędy,
przeznaczał hojnie na
cele dobroczynne i kościelne.

Sam żył ubogo jak mnich. Wkrótce stał się pierwszą
po Papieżu osobą w Kurii Rzymskiej.

Praktycznie nic nie mogło się bez niego dziać. Papież ślepo mu
ufał. Nazywano go nawet „okiem Papieża”. Dzięki temu udało
się mu uporządkować wiele spraw, usunąć wiele nadużyć, nie
miał bowiem żadnego względu na urodzenie, ale na charakter i
przydatność kandydata do godności kościelnych.

Dlatego stanowczo usuwał ludzi niegodnych i karierowiczów.
Takie
postępowanie zjednało mu – co oczywiste – licznych i
nieprzejednanych wrogów. Dlatego zaraz po wyborze nowego Papieża,
Świętego Piusa V – co dokonało się w roku 1567 – musiał
opuścić Rzym.
Bardzo
się z tego ucieszył, gdyż mógł
zająć się teraz bezpośrednio archidiecezją mediolańską.

Stał się faktycznym pasterzem swojej owczarni.
Z
całą wrodzoną sobie energią zabrał się do pracy. W 1564 roku
otworzył wyższe
seminarium duchowne. W kilku innych miastach założył seminaria
niższe,
by dla
seminarium w Mediolanie dostarczyć kandydatów już odpowiednio
przygotowanych. Przeprowadził też w swojej diecezji dokładną
i wnikliwą wizytację kanoniczną,

by zorientować się w sytuacji. Popierał zakony i szedł im z
wydatną pomocą. Dla ludzi świeckich zakładał bractwa –
szczególnie popierał Bractwo Nauki Chrześcijańskiej, mające za
cel katechizację dzieci. Dla
przeprowadzenia koniecznych reform i uchwał Soboru Trydenckiego,
zwołał aż trzynaście synodów diecezjalnych i pięć
prowincjonalnych.
Dla
umożliwienia ubogiej
młodzieży studiowania

na wyższych uczelniach, założył przy uniwersytecie w Pavii osobne
kolegium. W Mediolanie założył szkołę wyższą filozofii i
teologii, której prowadzenie powierzył jezuitom. Teatynom natomiast
powierzył prowadzenie szkoły i kolegium w Mediolanie dla młodzieży
szlacheckiej. Był
fundatorem sierocińców
oraz
przytułków: dla
bezdomnych, dla upadłych dziewcząt i kobiet.

Kiedy
za jego pasterzowania wybuchła w Mediolanie kilka razy epidemia,
Kardynał Karol nakazał
otworzyć wszystkie spichrze i rozdać żywność ubogim
.
Skierował także specjalne zachęty do duchowieństwa, aby
szczególną troską
otoczyło zarażonych oraz ich rodziny.

Podczas zarazy w 1576 roku niósł pomoc chorym, organizując posiłek
dla siedemdziesięciu tysięcy osób dziennie. Ponadto, zaopatrywał
umierających, odda
jąc
cierpiącym
dosłownie
wszystko.
Oddał im nawet własne łóżko!
W
czasie zarazy ospy, która pochłonęła ponad osiemnaście tysięcy
ofiar, zarządził
procesję pokutną, w czasie której sam szedł boso ulicami
Mediolanu.
Warto
tu jeszcze dodać, że ulubioną rozrywką Karola w młodości było
polowanie i szachy. Był estetą, znał się na sztuce, pięknie grał
na wiolonczeli. Z tych
rozrywek zrezygnował jednak dla Bożej sprawy, oddany bez reszty
zbawieniu powierzonych sobie dusz.

Wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Męki Pańskiej.
Dlatego nie rozstawał się z krzyżem. Tkliwą miłością darzył
też sanktuaria maryjne.
Największą
zasługą Karola był jednak doprowadzenie
do końca Soboru Trydenckiego.

Sobór ten bowiem, rozpoczęty z wieloma nadziejami, z powodu złej
organizacji wlókł się zbyt długo, bo
aż osiemnaście lat: od roku 1545 do 1563.

I dopiero dzięki interwencji naszego dzisiejszego Patrona, udało
się dokończyć obrady.
Na Soborze tym dyskutowano
o wszystkich prawdach wiary, atakowanych przez protestantów

– i gruntownie je wyjaśniono.
W
dziedzinie dyscypliny kościelnej wprowadzono dekrety: nakazujące
biskupom i duszpasterzom
rezydować stale w diecezjach i parafiach,

wprowadzono stałe wizytacje kanoniczne, regularny obowiązek
zwoływania synodów, zakazano kumulacji urzędów i godności
kościelnych, nakazano zakładanie seminariów duchownych –
wyższych i niższych, wprowadzono do pism katolickich cenzurę
kościelną, jak też indeks książek zakazanych, wreszcie
wprowadzono regularną katechizację.
Większość
z tych uchwał wprowadzono z inicjatywy Kardynała Karola Boromeusza.

On też był inicjatorem utworzenia osobnej kongregacji Kardynałów,
która miała za cel przypilnowanie, by uchwały Soboru były
wszędzie zastosowane.
Zmarł
nasz dzisiejszy Patron w Mediolanie, w
nocy z 3 na 4 listopada 1584 roku, wskutek febry.

Pozostawił po sobie znaczny dorobek pisarski. Kanonizował go Papież
Paweł V w roku 1610. Relikwie Świętego Kardynała spoczywają w
krypcie katedry mediolańskiej.
A
oto mała „próbka” jego duchowości, którą wyczytamy
z jego własnych słów,
wygłoszonych w czasie jednego z synodów. Mówił wówczas tak:
„Wszyscy wprawdzie, przyznaję, jesteśmy słabi, ale Pan
Bóg udzielił nam środków, z których jeśli tylko zechcemy,
możemy łatwo skorzystać.

Spójrzmy więc na kapłana, który wie, że wymaga się od niego
świętości życia, wstrzemięźliwości i anielskich obyczajów w
postępowaniu. Chciałby tego wszystkiego, ale
nie myśli o zastosowaniu prowadzących ku temu środków: postu,
modlitwy,
unikania złych
i szkodliwych rozmów oraz niebezpiecznych poufałości.
Kto
inny narzeka, że gdy przychodzi, aby się modlić czy też sprawować
ofiarę Mszy Świętej, od
razu cisną się mu na myśl tysiące spraw, które odrywają go od
Boga.
Ale zanim udał się
do chóru, zanim rozpoczął Mszę Świętą, cóż
czynił w zakrystii, jak się przygotował,

jakie zastosował środki do zachowania skupienia?
Chcesz,
abym cię pouczył, w jaki sposób możesz skutecznie postępować w
cnocie; w jaki sposób,
jeśli byłeś skupiony w chórze, następnym razem możesz być
jeszcze bardziej uważny,

a twoja modlitwa jeszcze milsza Bogu? Posłuchaj, co powiem. Jeśli
płomień Bożej miłości zapalił się już w tobie, nie
odsłaniaj go pochopnie,

nie chciej wystawiać go na wiatr. Pilnuj ognia, aby nie zagasł i
nie utracił swego ciepła. Oznacza to: uciekaj,
jak dalece możesz, przed rozproszeniami, trwaj w skupieniu przed
Bogiem, unikaj próżnych rozmów.

Polecono
ci głosić i nauczać? Ucz
się i przykładaj do tego, co niezbędne do sprawowania tego urzędu!

Staraj się przede wszystkim, abyś przepowiadał życiem i
obyczajami, aby inni nie szydzili z twych słów i nie potrząsali
głowami, widząc, że co innego głosisz, co innego zaś czynisz.
Jesteś
duszpasterzem? Nie chciej
z tego powodu zaniedbywać siebie samego i nie udzielaj się tak
bardzo wokoło, aby dla ciebie już nic nie zostało.

Masz bowiem pamiętać o duszach, którym przewodzisz, ale nie tak,
abyś zapomniał o swojej własnej.
Pamiętajcie,
bracia, że nic nie jest tak potrzebne ludziom Kościoła, jak
modlitwa myślna.
Ona to poprzedza wszystkie nasze czynności,
towarzyszy im i po nich następuje. […] Jeśli udzielasz
Sakramentów – myśl, bracie, o tym, co czynisz. Jeśli
odprawiasz Mszę Świętą, zastanów się, co ofiarujesz.

Śpiewasz w chórze? Pomyśl, z kim rozmawiasz i o czym mówisz.
Jeśli jesteś kierownikiem dusz, pamiętaj, czyją krwią zostały
oczyszczone, […]. W taki sposób potrafimy łatwo przezwyciężyć
niezliczone przeszkody, których doświadczamy każdego dnia […] i
otrzymamy moc rodzenia Chrystusa w nas samych oraz w innych.”

Tyle ze słów naszego Patrona.
A
my wpatrując się w przykład jego świętości i słuchając jego
słów, ale też słuchając Bożego słowa dzisiejszej liturgii,
zastanówmy się:
– Czy
nie nazbyt pochopnie oceniam drugiego człowieka – jedynie na
podstawie pobieżnej oceny jego słów lub zachowań?
– Czy
zanim ocenię drugiego, zastanawiam się, co ja bym zrobił w jego
sytuacji?
– Czy
mam cierpliwość – a może i odwagę – żeby wysłuchać
drugiego do końca?

Nasza
bowiem ojczyzna jest w niebie…

5 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.