Pan jest moim Sędzią!

P
Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
imieniny przeżywają:
Mirosław
Oleszczuk – mój Wujek;

Ksiądz
Mirosław Golonka – mój Kolega kursowy;

Ksiądz
Mirosław Cisowski, Ksiądz Mirosław Krupski, Ksiądz Mirosław
Pietrzak, Ksiądz Mirosław Stańczuk, Ksiądz Mirosław Sitarz –
Kapłani spotkani na różnych etapach mojej kapłańskiej posługi;

Mirosław
Sawczuk – mój dobry Znajomy z rodzinnej Parafii;

Mirosław
Winiarczyk – mój dobry Znajomy z Parafii Świętego Ojca Pio w
Warszawie.
Życzę
Drogim Solenizantom takiej odwagi w świadczeniu o Chrystusie, o
jakiej mówi dzisiaj Święty Paweł do Koryntian i o jakiej sobie
nieco rozważamy… Niech tej mocy i duchowej siły nigdy Im nie
zabraknie! O to będę się dla Nich modlił.
Wszystkim
zaś życzę głębokiego i religijnego przeżycia dzisiejszej
niedzieli – ostatniej przed Wielkim Postem. I w takim właśnie jej
przeżywaniu: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący:
Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
8
Niedziela zwykła, A,
do
czytań: Iz 49,14–15; 1 Kor 4,1–5; Mt 6,24–34
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Mówił
Syjon: „Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał”.
Czyż
może niewiasta zapomnieć o swoim niemowlęciu, ta, która kocha
syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o
tobie”.
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia:
Niech ludzie uważają nas za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic
Bożych. A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był
wierny.
Mnie
zaś najmniej zależy na tym, czy będę osądzony przez was, czy
przez jakikolwiek trybunał ludzki. Co więcej, nawet sam siebie nie
sądzę. Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie
jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią.
Przeto
nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który
rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc. Wtedy
każdy otrzyma od Boga pochwałę.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Nikt nie może dwom panom służyć.
Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował;
albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie
służyć Bogu i Mamonie.
Dlatego
powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co
macie jeść i pić; ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać.
Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż
odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu; nie sieją ani żną
i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż
wy nie jesteście ważniejsi niż one?
Kto
z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć
do wieku swego życia?
A
o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom
na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet
Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z
nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca
będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie o wiele pewniej
was, małej wiary?
Nie
troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co
będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko
poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego
wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga
i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.
Nie
troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o
siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy”.
Myślę,
że słowa Pawła Apostoła, zawarte w Pierwszym jego
Liście do Koryntian, a odczytane dzisiaj w liturgii,
jakby odruchowo odnoszą
do siebie wszyscy kapłani,
siostry
zakonne
i
ci, którym przychodzi występować przed ludźmi w imieniu Boga.
Słyszeliśmy:
Niech ludzie uważają
nas za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych
.
Właśnie, niech ludzie uważają nas za szafarzy Bożych tajemnic,
niech nas uważają za sługi Chrystusa, a więc za tych, których
specjalnością
– jeśli tak można to ująć – są sprawy
związane z Panem Bogiem i Jego
królestwem.
Niech
nas zatem ludzie nie uważają za polityków, niech nas nie uważają
za społeczników, niech nas nie uważają za urzędników, niech nas
nie uważają za ekonomistów, czy specjalistów od przeróżnych
dziedzin życia na tej ziemi, ale
niech nas uważają za
sługi Chrystusa i za szafarzy Bożych tajemnic.

A jeżeli tak, to – jak mówi Apostoł – od
szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny
.
Aby każdy z nich był wierny temu właśnie najważniejszemu swemu
powołaniu i zadaniu, a nie innym zajęciom,
innym profesjom, innym fachom, czy
pasjom.
Bo
to właśnie owo najważniejsze
zadanie winno pochłaniać

osobę, która zdecydowała się pełnić szczególną Bożą służbę
– i to bez względu na to, jakie
opinie na jej temat będą krążyły.
A
że opinie mogą być i są różne, to już dobrze wiedział Paweł
Apostoł w czasie, kiedy pisał List do wiernych Koryntu, dlatego
mówi tam bardzo jasno: Mnie
zaś
najmniej
zależy na tym, czy będę osądzony przez was, czy przez jakikolwiek
trybunał ludzki.

Co
więcej, nawet sam
siebie nie sądzę. Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to
mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią. Przeto nie
sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni
to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc. Wtedy każdy
otrzyma od Boga pochwałę
.
Jak
bardzo chciałoby się nam, kapłanom i
osobom zakonnym,
niejednokrotnie podpisać pod tymi wszystkimi słowami Apostoła –
i wcale nie dlatego, żebyśmy
mieli czynić z
siebie jakichś męczenników,

ale dlatego, że już nieraz doświadczaliśmy tego, iż kiedy ksiądz
mówi słowa miłe
dla ucha, przyjemne;

kiedy pochwali, podkreśli czyjeś zasługi i zalety, kiedy nie
porusza nazbyt drażliwych i niewygodnych tematów,

tylko zawsze wszystko maluje w jasnych i kolorowych barwach, to
wówczas jest to ksiądz
dobry, jest to ksiądz „fajny”, ksiądz inteligentny,

ksiądz „na
poziomie”, nowoczesny, pasujący do europejskich standardów.
Ale
kiedy duszpasterz, albo
siostra zakonna nazywa
konkretne rzeczy jasno po
imieniu i kiedy bardzo czytelnie wskazuje na dobro i zło,
nie
przemilczając niczego;
kiedy bez ogródek nazywa
kłamstwo – kłamstwem, kradzież – kradzieżą, karierowiczostwo
– karierowiczostwem, nienawiść – nienawiścią, wykroczenia
moralne – wewnętrzną nieczystością, miernotę – miernotą,
podłość – podłością, i tak dalej, wówczas
okazuje się, że już taki ksiądz jest niedobry, nienowoczesny,
zaściankowy,
ciasny, nieeuropejski, zacofany, zapyziały, a do kompletu jeszcze:
antysemita (bo czemuż by nie? – dobrze się układa w całość).
Albo
pedofil.
A
jednak, z racji
swego pasterskiego urzędu kapłan zobowiązany jest
do
przyjmowania postawy
czytelnej i wyrazistej.
I
biada kapłanowi, jeżeli przestraszy się owego sądu, dokonanego
nad nim przez taki
czy inny ludzki trybunał!

Bo nad tym ludzkim – jest jeszcze Trybunał
Boży, Sąd Boży,

którego nikt nigdy nie ujdzie. Na pewno! I tego Trybunału
należy się naprawdę lękać, a tymczasem my o
wiele bardziej – póki co –
przejmujemy się wyrokami ludzkich trybunałów…
Owszem,
trzeba przyznać, iż są
one często bezlitosne i niesprawiedliwe, bardzo krzywdzące i
nieprzemyślane. I nieraz bardzo mocno ranią
kapłańskie serce wiadomości o tym, jak ludzie komentują takie,
czy inne kazanie.
Zamiast
bowiem pomyśleć, czy naprawdę nie mają
nic do zrobienia, do poprawienia na tym odcinku, którego dane
kazanie dotyczyło, to o
wiele
im łatwiej
i
prościej
powiedzieć, że to ksiądz się czepia,
że
„gada” od rzeczy i najlepiej w ogóle, żeby odszedł z parafii.
Kochani,
na szczęście jednak to nie sąd ludzki będzie owym
ostatnim słowem,
które
zostanie
wypowiedziane w naszej sprawie.
Ostatnie słowo należeć będzie do
Boskiego Trybunału,
a
wówczas albo będzie to pochwała, jak pisze o tym dzisiaj Paweł do
Koryntian, albo – no cóż,
niestety… Musimy to mieć
na uwadze, musimy zdawać sobie z tego sprawę i
przestać wszystko zbywać stwierdzeniem, że księdzu się coś
uroiło
i
ciągle „ględzi” o tym samym.
Musimy
na poważnie przejąć się tą prawdą, którą Jezus tak bardzo
jasno wyraził dzisiaj w Ewangelii, iż nikt
nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził,
a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a
drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie
.
Rozumiemy,
że „Mamona” oznacza tutaj to wszystko, co dokładnie
przeciwne jest Bogu,
a
więc wszystko, co związane jest z grzechem, nieporządkiem,
chaosem, ale także to
wszystko, co związane jest
ze światem, rozumianym jako rzeczywistość przeciwna tej
rzeczywistości niebieskiej.

Tłumacząc zatem to stwierdzenie na język bardziej zrozumiały,
należałoby powiedzieć, że nie
można służyć Bogu i temu wszystkiemu, co Bogu jest przeciwne,
co
jest zaprzeczeniem spraw Bożych.
A
w codziennej naszej praktyce będzie to oznaczało, że nie
można chodzić do kościoła,
słuchać
kazań, przyjmować Komunii Świętej, a
żyć tak, jakby to wszystko nie miało żadnego znaczenia.

Bo nasze życie sakramentalne o tyle ma sens, o
ile ma przełożenie na życie

codzienne: w domu, w szkole, w pracy, w sąsiedztwie… Po
prostu – wszędzie! Intensywne
życie sakramentalne ma nam w tym pomóc.
Mają
nam w tym również pomóc wskazania,
które otrzymujemy w czasie homilii, w czasie Spowiedzi,

czy ewentualnie w czasie osobistej rozmowy z kapłanem lub
siostrą zakonną. I to nie
dlatego, że kapłan
czy
siostra są
tacy
mądr
zy
i mają
w kieszeni recepty na wszystkie ludzkie problemy. Nie,
nie dlatego!
Kapłan
też klęka przed drugim kapłanem i
wyznaje swoje grzechy, i także słucha Bożego
słowa,
i kazań innych księży; także
uczestniczy w
rekolekcjach,
dniach
skupienia, w czasie których stara się coś wziąć dla siebie,
dla własnego życia
duchowego,
coś zaczerpnąć,
coś przemyśleć… Zatem nauki, które kapłan wygłasza nie
są jego prywatnym poglądem na sprawę,

ale
wszystko, co mówi z
tego
miejsca,
winien opierać
tylko
i wyłącznie na
nieomylnej nauce Bożej, autorytatywnie wyjaśnianej przez Urząd
Nauczycielski Kościoła.

Przygotowaniu
do takiej
właśnie – i
tylko takiej! – posługi

poświęcone są kilkuletnie
studia seminaryjne,
czy
potem podejmowane przez coraz większą liczbę kapłanów studia
specjalistyczne. Nade wszystko jednak – do takiej posługi ma
kapłana przygotowywać jego
indywidualna, bardzo solidna, systematyczna formacja duchowa, którą
winien prowadzić:
jego
osobisty kontakt z Jezusem eucharystycznym,
z Pismem Świętym, ze stałym spowiednikiem…
I
tylko dlatego każdy
duszpasterz ma prawo od swoich wiernych oczekiwać, a wręcz żądać
poważnego traktowania tematów i spraw,

które są
podejmowane w trakcie
homilii, w najświętszym
czasie liturgii
Mszy Świętej. Jednoznacznie,
kategorycznie i bezkompromisowo winien
się on domagać
poważnego
potraktowania najświętszych i najważniejszych spraw

naszej wiary i naszego chrześcijańskiego życia!
Ja
rozumiem, że nie z każdym stwierdzeniem księdza każdy będzie się
zgadzał. Ale zawsze jest możliwość
dyskusji z księdzem

jak
nie z jednym, to z drugim;
możliwość

spokojnej,
kulturalnej
i
rzeczowej rozmowy…
Natomiast nie sposób zgodzić
się z postawą absolutnej
obojętności na wszystko,

co w tym miejscu, w najświętszym czasie liturgii
Mszy Świętej jest głoszone;
na zasadzie, że tę
„godzinkę” jakoś się „odstało”, co trzeba – wysłuchało,
poziewało przy okazji, po czym wróciło się do domu, i „po
sprawie”. Nie można się z taką postawą zgodzić! Podobnie
zresztą, jak z postawą
jawnego lekceważenia
najważniejszych spraw wiary przez ludzi,
uważających
się za 
wierzących!
W
tym kontekście, Kochani, chciałbym tu zdecydowanie obalić pewne
przekonanie, dość powszechnie panujące i
często
powielane, że do kościoła
przychodzimy po to, aby się tu poczuć
dobrze, miło
i
komfortowo
– i jeżeli
się tak nie czujemy, to po prostu nie przychodzimy…
Otóż,
Msza Święta nie jest po
to
,
abyśmy
się na niej
czuli „cieplutko”, sympatycznie i miło…
Owszem, dobrze, jeśli tak przy
okazji jest… Ale
nie musi tak być. Bo
jeżeli ktoś wyjdzie ze Mszy Świętej wzburzony, gdyż
tak go poruszyła na przykład homilia – i nie mam tu na myśli
jakiegoś chamstwa ze strony księdza, ale wyrzuty sumienia,
spowodowane u słuchającego – to właśnie homilia po to jest, aby
także tego typu reakcje
wywoływała.
Homilia
bowiem to
nie jest
mowa pochwalna na cześć kogokolwiek, czy
jakaś psychoterapia,
czy wreszcie
radiowy koncert życzeń.
I
biada kapłanowi, który z
powodu uwiązania
w
jakieś lokalne układy lub zależności, czy
też z
obawy przed ostrą reakcją

słuchaczy, bądź też
z powodu swoiście rozumianej „grzeczności”

wobec obecnego akurat na Mszy Świętej pana posła czy jakiegoś
wysokiego urzędnika – omija
pewne tematy,
albo mówi
o trudnych sprawach tak, żeby nic konkretnie
nie powiedzieć, albo wręcz stara
się przypodobać owym
notablom. Biada takiemu kapłanowi!
Owszem,
on nie ma nikogo obrażać czy poniżać, ale ma
mówić prawdę!
Całą
prawdę – nie półprawdę czy ćwierćprawdę! Całą
prawdę!
Prosto
i jasno! Konkretnie i odważnie! I
bez ogródek!
Czy
jest to łatwe?… Nie,
nie jest to łatwe.
Nie
jest łatwo być takim księdzem, czy
siostrą zakonną – i w
ogóle nie jest łatwo być takim wyrazistym,
konkretnym i odważnym chrześcijaninem, świadkiem Chrystusa!

Ale to właśnie dlatego trzeba jak najwięcej takich świadków!
Zawsze było potrzeba, ale dziś – jak się wydaje – wyjątkowo.
Bo
żyjemy w takich czasach, w których zaciera
się granice
między
dobrem, a złem; między prawdą, a kłamstwem; między pięknem, a
brzydotą; między sztuką, a bagnem. I dlatego potrzeba księży,
potrzeba sióstr zakonnych
– i potrzeba chrześcijan – odważnych
i konkretnych, wyrazistych i jednoznacznych!
Takich,
którzy jako swoje własne będą mogli powtarzać
słowa Świętego Pawła z dzisiejszego drugiego czytania: Mnie
zaś najmniej zależy na tym, czy będę osądzony przez was, czy
przez jakikolwiek trybunał ludzki.
[…]
Pan
jest moim sędzią.
A
w
pierwszym czytaniu słyszymy, jak Bóg mówi: Czyż
może niewiasta zapomnieć o swoim niemowlęciu, ta, która kocha
syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o
tobie.

Kochani,
znakiem tego, że Bóg dotrzymuje tej obietnicy, jest właśnie to,
że stawia
na naszej drodze

takich księży, takie
siostry zakonne
i takich świeckich chrześcijan, którzy mówią
nam prawdę i

sami
żyją prawdą.
To
właśnie ich obecność w naszym życiu jest potwierdzeniem tego, że
Bóg o nas nie zapomniał. Gdyby nam bowiem dawał tylko takich,
których słowa i beztroski uśmiech jedynie
miło
i przyjemnie

łechtał
yby
nam serduszko,

to znak, że Bogu na nas nie za bardzo zależy…
Dlatego
ceńmy
– naprawdę szczerze doceniajmy i odwdzięczajmy Bogu – obecność
w naszym życiu tych osób, zarówno duchownych, jak i świeckich,
których słowa
i świadectwo życia
może
nas nawet niepokoją,
a może nawet drażnią,
a może nawet porządnie „wkurzają”,
ale jednak mobilizują
do myślenia i zmiany życia.
Obecność
takich
ludzi

w Twoim życiu, Droga Siostro i Drogi Bracie, jest znakiem, że Bóg
naprawdę nie zapomniał o Tobie…

7 komentarzy

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.