Jezus modny – czy niemodny?…

J
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę Święceń kapłańskich przeżywa mój Brat cioteczny, Ksiądz Marcin Nowicki, Kapłan Diecezji toruńskiej. Życzę Mu gorliwości i ciągłej duchowej młodości. Zapewniam o modlitwie!
           Jutro zaś – na naszym forum – słówko Piotra!
Wszystkim życzę pięknej niedzieli – pierwszej wakacyjnej! Zaś w jej głębokim i pobożnym przeżywaniu – niech Was błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                               Gaudium et spes!  Ks. Jacek

12
Niedziela zwykła, A,
do
czytań: Jr 20,10–13; Rz 5,12–15; Mt 10,26–33
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:
Rzekł
Jeremiasz: „Słyszałem oszczerstwo wielu: «Trwoga dokoła!
Donieście, donieśmy na niego!» Wszyscy zaprzyjaźnieni ze mną
wypatrują mojego upadku: «Może da się zwieść, tak że go
zwyciężymy i wywrzemy swą pomstę na nim!»
Ale
Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy
ustaną i nie zwyciężą. Będą bardzo zawstydzeni swoją porażką,
okryci wieczną i niezapomnianą hańbą.
Panie
Zastępów, Ty, który doświadczasz sprawiedliwego, patrzysz na
nerki i serce, dozwól, bym zobaczył Twoją pomstę nad nimi! Tobie
bowiem powierzyłem swą sprawę.
Śpiewajcie
Panu, wysławiajcie Pana! Uratował bowiem życie ubogiego z ręki
złoczyńców”.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia:
Przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech
śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi,
ponieważ wszyscy zgrzeszyli.
Bo
i przed Prawem grzech był na świecie, grzechu się jednak nie
poczytuje, gdy nie ma Prawa. A przecież śmierć rozpanoszyła się
od Adama do Mojżesza nawet nad tymi, którzy nie zgrzeszyli
przestępstwem na wzór Adama. On to jest typem Tego, który miał
przyjść.
Ale
nie tak samo ma się rzecz z przestępstwem, jak z darem łaski.
Jeżeli bowiem przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich
śmierć, to o ileż obficiej spłynęła na nich wszystkich łaska i
dar Boży, łaskawie udzielony przez jednego Człowieka, Jezusa
Chrystusa.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich Apostołów: „Nie bójcie się ludzi. Nie ma
bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic
tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w
ciemnościach, powtarzajcie jawnie, a co usłyszycie na ucho,
rozgłaszajcie na dachach.
Nie
bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie
mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może
zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A
przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię.
U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego
nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.
Do
każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam
się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie
zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który
jest w niebie”.
Do
każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam
się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie
zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który
jest w niebie.
Bardzo mocno
musimy sobie te słowa, moi Drodzy, wypisać w sercach i umysłach.
Wręcz – wyryć je tam ostrym rylcem! I zapamiętać! I
ciągle do nich wracać,
ciągle
je sobie przypominać. Szczególnie teraz, w naszych czasach, kiedy
już w ogóle nie wiadomo, co kto mówi i co kto myśli, i kto ma
rację, a kto nie ma racji.
W
natłoku różnych opinii
– mądrych bardziej, lub mniej – oraz poglądów na życie i w
ogóle na wszystko, chyba największych szkód doznaje… prawda
Ewangelii.
To znaczy, jako taka
nie może ona doznać żadnej szkody, bo jest trwała i niezmienna, i
nikt tak naprawdę nie jest w stanie jej zniszczyć. Ale w sercach
ludzi, w świadomości ludzi, także w debacie publicznej – po
prostu ginie ona w całym tym wspomnianym natłoku
dobrych rad i jedynie słusznych propozycji na życie.
I
tu może nawet niekoniecznie chodzi o jakieś fizyczne
prześladowania, o rugowanie na siłę prawdy Bożej
z życia ludzi – chociaż dzisiejsza liturgia Słowa właśnie do
takich sytuacji się odnosi.
Oto
w pierwszym czytaniu słyszymy dramatyczne świadectwo Proroka,
doznającego czynnego oporu
ze strony ludzi sobie przeciwnych. Mówi on: Słyszałem
oszczerstwo wielu: «Trwoga dokoła! Donieście, donieśmy na niego!»
Wszyscy zaprzyjaźnieni ze mną wypatrują mojego upadku: «Może da
się zwieść, tak że go zwyciężymy i wywrzemy swą pomstę na
nim!
»
W
obliczu takich doświadczeń, Prorok całą swą ufność składa w
Bogu, co skutkuje tym, że nie załamuje się tym, o czym tu pisze, a
wręcz przeciwnie: staje się coraz bardziej odporny
i coraz silniejszy wewnętrznie, coraz bardziej przekonany o tym, że
Bóg wyprowadzi go z każdego zagrożenia.
Zresztą,
nawet jeżeli prześledzimy raz jeszcze – spokojnie i w duchu
głębokiej refleksji – pierwsze czytanie, to zobaczymy, jak z
każdym zdaniem zmienia się nastawienie Proroka; tak, że kiedy na
początku skarży się na
działania swoich przeciwników – jak to przed chwilą sobie
zacytowaliśmy – to już w ostatnim zdaniu mówi wręcz radośnie:
Śpiewajcie Panu, wysławiajcie Pana! Uratował bowiem
życie ubogiego z ręki złoczyńców!
W
tym samym duchu Jezus dzisiaj mówi w Ewangelii do swoich uczniów:
Nie bójcie się ludzi. Nie ma bowiem nic zakrytego, co
by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie
miano dowiedzieć.
Potem
jednak dodaje coś, co może
zastanawiać, zadziwiać, a wręcz szokować: Nie bójcie
się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą.
Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w
piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden
z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet
włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się:
jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.
Niesamowite
słowa! Jak można nie bać się tych, którzy zabijają ciało –
czyli, po prostu, odbierają to doczesne życie? Przecież
o to życie tak bardzo dbamy
i
przedstawiamy je jako wartość najwyższą, a tu nagle mamy się nie
przejmować tym, że ktoś nam je odbierze? I Jezus mówi to tak, po
prostu? Po czym, za chwilę, dodaje, że nawet
włosy na naszej głowie są policzone, czyli że
jesteśmy pod szczególnym wejrzeniem Boga
i możemy liczyć na Jego opiekę, na Jego wsparcie. Jak pogodzić
jedno stwierdzenie z drugim?…
Myślę,
że Jezus chciał w ten sposób przygotować swoich uczniów
na prześladowania,
czyli
dokładnie na to wszystko, o czym dzisiaj mówi Prorok Jeremiasz.
Zresztą, są takie miejsca w Ewangelii, gdzie Jezus mówi o tym
wprost, że tak, jak On sam był prześladowany, tak będą
prześladowani Jego uczniowie.

Dzisiaj natomiast chce nam wszystkim powiedzieć, że największym
nieszczęściem człowieka nie są prześladowania ze strony
przeciwników. One – prawdę powiedziawszy – mogą być
nawet powodem do chwały!

Oczywiście, zawsze będą wywoływały ludzki smutek i cierpienie,
ale ostatecznie mogą prowadzić człowieka do zwycięstwa! Także
tu, na ziemi, w wymiarach moralnych.
Największym
natomiast i prawdziwym nieszczęściem jest grzech! Jezus
mówi o tym bardzo wprost, każąc nam nawet bać się szatana i jego
intryg, jego pokus. Mówi: Nie bójcie się tych, którzy
zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej
Tego,
który duszę i ciało może zatracić w piekle.
Rzecz jasna,
nie chodzi tu o paniczny, paraliżujący strach przed złym duchem,
bo to przecież nie kto inny, jak właśnie sam Jezus jest
źródłem naszej mocy i odwagi,

i to On sam prowadzi nas do zwycięstwa! Chodzi o to, abyśmy
poważnie traktowali szatana,
abyśmy jego złych działań nie lekceważyli, abyśmy wydawali mu
zawsze walkę
zdecydowaną i bezkompromisową! Bo to właśnie grzech,
który zalega w sercu człowieka, jest największym
nieszczęściem i największym niebezpieczeństwem!
Trochę
nam tę sprawę dzisiaj przybliża Święty Paweł, kierując do
wiernych Rzymu – ale i do nas wszystkich – w drugim czytaniu
słowa, które uznaje się za podstawę katolickiej nauki o
grzechu pierworodnym.
Mówi:
Przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a
przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na
wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli.
[…] A
przecież śmierć rozpanoszyła się od Adama do Mojżesza nawet nad
tymi, którzy nie zgrzeszyli przestępstwem na wzór Adama. On to
jest typem Tego, który miał przyjść.
Oczywiście,
Apostoł od razu wskazuje też
drogę ratunku i wyzwolenia.
Mówi: Ale nie tak samo ma się rzecz z przestępstwem,
jak z darem łaski. Jeżeli bowiem przestępstwo jednego sprowadziło
na wszystkich śmierć, to o ileż obficiej spłynęła na nich
wszystkich łaska i dar Boży, łaskawie udzielony przez jednego
Człowieka, Jezusa Chrystusa.

Tak,
to prawda, że dzięki Jezusowi jesteśmy w stanie pokonać pokusę
do grzechu i sam grzech, począwszy od grzechu pierworodnego, który
gładzi Sakrament Chrztu Świętego. Ale to zwycięstwo nad grzechem
– i to każdym! – jest możliwe wtedy, kiedy człowiek
chce go zwyciężyć.
Czyli –
używając stwierdzenia Jezusa z dzisiejszej Ewangelii – kiedy
boi się Tego,
który duszę i ciało może zatracić w piekle.
„Boi
się”, czyli – jeszcze raz to podkreślmy – odnosi się z
respektem, ma świadomość zagrożenia, nie lekceważy go.
A jeżeli się nie boi? I
jeżeli godzi się na grzech, a wręcz go prowokuje, przywołuje,
akceptuje?…
Moi
Drodzy, to jest właśnie największe niebezpieczeństwo: grzech,
zaakceptowany przez człowieka.

Jest to – jak nas przekonuje dziś Jezus, a pośrednio także
Prorok Jeremiasz – o wiele większe zagrożenie, niż
zewnętrzne prześladowania.

Myślę, że doskonale potwierdza to także historia Kościoła w
naszej Ojczyźnie.
Czyż
bowiem wtedy,
kiedy zbrodniczy, obłąkańczy system komunistyczny otwarcie walczył
z Kościołem – nasze świątynie nie były pełne?
Czyż na Mszach Świętych, sprawowanych przez Księdza Jerzego, nie
było nieprzebranych tłumów? Czyż
uroczystości z udziałem Prymasa Tysiąclecia, Kardynała
Wyszyńskiego, nie jednoczyły we wspólnej modlitwie wielu tysięcy
ludzi? Gdzież ci wszyscy ludzie są dzisiaj?!
I
skąd płynie dzisiaj dla nas największe zagrożenie: od wroga
zewnętrznego, czy jednak od tego wewnętrznego, a
więc grzechu i naszego
upodobania w grzechu? I z naszego zatrutego grzechem myślenia? Który
przeciwnik tak naprawdę jest groźniejszy: ten na zewnątrz
nas – czy ten w nas?…
Zaznaczmy,
że tu nawet
nie chodzi
jedynie o grzech w znaczeniu
czynnego działania, wprost przeciwnego Bogu. W
kontekście ostatnich zdań dzisiejszej Ewangelii uświadamiamy
sobie, że chodzi tu także
o życie takie, jakby Boga nie było…
Albo
jeszcze inaczej: chodzi tu o życie z takim przeświadczeniem, że
Bóg może i jest, ale nawet, jeśli jest, to co z tego?…
My się możemy pomodlić, paciorek odmówić, do kościółka
przyjść – nawet w każdą niedzielę! – ale w takich
codziennych, zwyczajnych sprawach decydujemy i postępujemy tak,
jakby nie było Dekalogu i całej nauki ewangelicznej,
albo przestała już obowiązywać. A przynajmniej – w swym
zasadniczym zarysie przestała obowiązywać…
Taki
stan rzeczy jest, moi Drodzy, naprawdę o wiele groźniejszy
od zewnętrznych prześladowań.

Bo taki stan rzeczy jest cichym
układem
ze złym duchem, który w ten sposób może naprawdę dużo
wewnętrznej szkody narobić.
A
mówimy tu chociażby o
tych wszystkich
sytuacjach,
w których dwoje ludzi żyje na tak zwaną „kocią łapę” i nie
dość, że oni sami uważają to za coś normalnego,
to jeszcze robią wszystko, żeby z takim stanem rzeczy oswoić
wszystkich wokół,
aby także
wszyscy wokół uznali to za coś normalnego. Niestety, coraz
częściej się to udaje, co sprawia, że już nawet „nie
wypada” się takim stanem rzeczy dziwić,

a już na pewno – wyraźnie się mu sprzeciwiać.
To
są te wszystkie sytuacje, w których opuszcza się beztrosko Mszę
Świętą niedzielną z byle
powodu – na przykład dlatego, że przyjechali goście, przed
którymi jakoś tak nie ma się odwagi wspomnieć,
że się nie było na Mszy Świętej i chce się jednak na nią
pójść… Nawet, jeżeli tymi gośćmi są członkowie najbliższej
rodziny… Albo, jakoś tak „nie wypada” upomnieć się u
organizatora wycieczki, wypadającej w niedzielę, żeby zarezerwował
dla wierzących
czas
i możliwość przeżycia Mszy Świętej.

Jakoś tak nie wypada… „Oj, jak się raz nie pójdzie, to co się
stanie?… Najwyżej się wyspowiada z tego i będzie dobrze”…
To
są także te wszystkie sytuacje, w których prosto z
kościoła idzie się w niedzielę na zakupy do sklepu.

Bo przecież to takie normalne – wszyscy tak robią. „A
że ksiądz o tym ciągle mówi – to musi mówić. Od tego jest i
za to mu płacą.” A najbardziej znamienne jest to, że wielu
wychodzących z pełnymi siatkami zakupów, widząc przechodzącego
akurat księdza, szeroko się uśmiecha i mówi: „Niech będzie
pochwalony Jezus Chrystus!”. Nie,
moi Drodzy, Pan Jezus nie będzie pochwalony
Waszym łamaniem Jego Prawa i Jego przykazań!
Sytuacje,
o których tu sobie mówimy, to są również te wszystkie, w których
ludzie sobie nawzajem robią „piekło na ziemi” –
w jednym miejscu pracy, w jednym sąsiedztwie, a nawet w jednej
rodzinie: bo się nawzajem obmawiają,
nie cofając się nawet przed najgorszymi oszczerstwami; bo na siebie
nawzajem donoszą, bo nastawiają jednych przeciwko drugim; bo się
otwarcie kłócą i „od różnych” wyzywają…
I
nikt nie potrafi przerwać tej spirali zła,
zacietrzewienia i głupoty, wszyscy w to brną po same uszy, bo każdy
wie, że jakby zaprotestował, to wszyscy „wsiedliby” na niego i
zostałby uznany za wariata, człowieka z jakiejś innej planety.
Pomimo tego, że wszyscy wiedzą, że robią źle
i jak już dotrą do Spowiedzi przed Świętami, bo będą się
do tego przyznawać. Ale
nikt nie przerwie tego
całego
szaleństwa,
żeby się przypadkiem innym nie narazić…
I
wiele jeszcze podobnych
sytuacji można by tu wymieniać, i końca tej listy pewnie byśmy
nie zobaczyli, dlatego już tylko – niejako w podsumowaniu –
powiedzmy, że Pan Bóg jest w ogóle wielkim Nieobecnym w
całej debacie publicznej,
jaka
toczy się obecnie na różnej tematy. Także w naszej Ojczyźnie. I
to jest zastanawiające. Bo
to, że na Zachodzie o Bogu już nikt publicznie
nie mówi, bo nie
odpowiada On dzisiejszym tak zwanym „wartościom” i „standardom”
europejskim,
to już nas raczej
nie dziwi. Niestety. Ale i u
nas także jest pod tym względem daleko do normalności.
Ostatnio,
jeden z Księży Profesorów, na antenie Radia Maryja, zwrócił
uwagę, że na Boga i Jego zasady niemalże nikt nie
powołuje się w dyskursie naukowym,

na uczelniach. Poza wydziałami teologicznymi, prawie
wcale nie wskazuje się na
żadne Boże prawa
rządzące – chociażby – światem przyrody. Nie mówiąc już o
tym, żeby na Boże przykazania powoływano się w dyskursie
socjologicznym czy prawniczym…

Ale
tak samo rzecz się ma również
w całej sferze publicznej.
Dlatego nawet,
jeżeli jesteśmy świadkami dyskusji na temat pełnej ochrony życia
człowieka, czy na temat zakazu handlu w niedzielę, czy na temat
ograniczenia wpływów różnych grup interesów i mafii, to
zwykle wskazuje
się na odbiór społeczny

tychże spraw, a więc na słupki sondażowe; mówi się także o
korzyściach lub stratach ekonomicznych,
mówi się o tym, jak te kwestie są rozstrzygnięte w innych
krajach…
A
czy ktoś mówi o tym, jak te kwestie są rozstrzygnięte
przez samego Boga – w Dziesięciu Przykazaniach?

Czy ktoś mówi, jak
te kwestie są rozstrzygnięte w Ewangelii? Czy ktoś mówi, że
te kwestie
rozstrzygnięte i w Dekalogu, i w Ewangelii? Moi Drodzy, czy w całym
tym dyskursie politycznym, naukowym, publicystycznym – prowadzonym
często przez ludzi, którzy nieraz wręcz obnoszą się swoją wiarą
– słyszymy jasne i wyraźne odwoływanie się do Jezusa
i Jego nauki?
Ja
nie słyszę.
Jezus
jest niemodny, politycznie niepoprawny
– i nie spełnia norm unijnych! Niestety, Jezus
jest też coraz większym „obciachem”
dla wielu katolików w ich codziennych, najbardziej
zwyczajnych wyborach,
działaniach i postawach. Cóż,
takie czasy…
Tylko
żeby jeszcze coś zrobić z tymi Jego słowami, w których tak
wyraźnie i jasno – bez względu na czasy – niezmiennie powtarza:
Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed
ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.
Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed
moim Ojcem, który jest w niebie.

3 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.