Miłość do Jezusa – na pierwszym miejscu w życiu!

M
Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
urodziny przeżywa Ksiądz Wiesław Mućka, pochodzący z Parafii
Radoryż Kościelny, a więc tej, w której byłem na pierwszym
wikariacie; a także Joanna Centkowska, należąca w swoim czasie do
jednej z młodzieżowych Wspólnot. Życząc Jubilatom nieustannego
stawiania miłości do Jezusa na pierwszym miejscu w swoim życiu –
o czym mowa w rozważaniu – zapewniam o modlitwie!
Moi
Drodzy, dziś pierwsza niedziela miesiąca, a jednocześnie jest to
dzień liturgicznego wspomnienia Matki Bożej Kodeńskiej. Ponieważ
wypada niedziela, więc w liturgii przeważa ona nad wspomnieniem,
natomiast zachęcam Wszystkich do duchowego pielgrzymowania przed
oblicze Królowej Podlasia i Matki Jedności. Zwłaszcza, że dzisiaj
odbędą się tam uroczystości odpustowe. Oczywiście, jeżeli ktoś
może, niech pielgrzymuje tam nie tylko duchowo…
Jutro zaś – na naszym forum – już tradycyjnie: słówko Piotra!
Życzę
Wszystkim pięknej niedzieli! I na takie właśnie jej przeżywanie –
niech Was błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch
Święty. Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
13
Niedziela zwykła, A,
do
czytań: 2 Krl 4,8–11.14–16a; Rz 6,3–4.8–11; Mt 10,37–42
CZYTANIE
Z DRUGIEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Pewnego
dnia Elizeusz przechodził przez Szunem. Była tam kobieta bogata,
która zawsze zapraszała go do spożycia posiłku. Ilekroć więc
przechodził, udawał się tam, by spożyć posiłek. Powiedziała
ona do swego męża: „Oto jestem przekonana, że świętym mężem
Bożym jest ten, który ciągle do nas przychodzi. Przygotujmy mały
pokój górny, obmurowany, i wstawmy tam dla niego łóżko, stół,
krzesło i lampę. Kiedy przyjdzie do nas, to tam się uda”.
Gdy
więc pewnego dnia Elizeusz tam przyszedł, udał się do górnego
pokoju i tamże położył się do snu. I powiedział do Gechaziego,
swojego sługi: „Co można uczynić dla tej kobiety?”.
Odpowiedział Gechazi: „Niestety, ona nie ma syna, a mąż jej jest
stary”. Rzekł więc: „Zawołaj ją”. Zawołał ją i stanęła
przed wejściem. I powiedział: „O tej porze za rok będziesz
pieściła syna”.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia:
Czyż nie wiadomo, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest
zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć?
Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z
Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie, jak
Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca.
Otóż
jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również
żyć będziemy, wiedząc, że Chrystus, powstawszy z martwych, już
więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy. Bo to, że
umarł, umarł dla grzechu tylko raz, a że żyje, żyje dla Boga.
Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla
Boga w Chrystusie Jezusie.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich apostołów: „Kto
miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I
kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie
godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie
godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe
życie z mego powodu, ten je znajdzie.
Kto
was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego,
który Mnie posłał.
Kto
przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto
przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego
otrzyma.
Kto
poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych,
dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej
nagrody”.
Bardzo
konkretnie i jednoznacznie Jezus w dzisiejszej Ewangelii mówi,
jak należy Go naśladować. I – co trzeba jednak zauważyć –
zasady te są dość ostre, a wymagania duże. Chodzi bowiem o
to, że miłość do Jezusa należy postawić na pierwszym
miejscu
, nawet przed miłością do ojca i matki.
Nie
może być zatem uczniem Jezusa ten, kto miłuje bardziej swego syna
czy córkę; nie może być uczniem Pana ten, kto nie chce wziąć
swojego krzyża,
kto nie chce postawić sobie określonych
wymagań. Być uczniem Chrystusa bowiem – to iść zawsze za Nim
i swoje życie składać Jemu w darze.
O
takiej postawie mówi dzisiejsze Boże słowo i to nie tylko w
Ewangelii, ale również w pierwszym czytaniu. Tam bowiem, we
fragmencie Drugiej Księgi Królewskiej, dowiadujemy się, jak
to Szunemitkę odwiedził prorok Elizeusz, a ona przyjęła go
z wrodzoną sobie gościnnością. Została nagrodzona tym, że już
w najbliższym czasie miała mieć tak bardzo upragnione potomstwo.
Nawet
bowiem pomimo tego, że powodowało to niemałą uciążliwość dla
niej i dla jej męża – owo ciągłe goszczenie Proroka w swoim
domu – to ponieważ miała świadomość, że ów
człowiek jest mężem Bożym, okazywała mu
tyle serca, otwierając podwoje swego domu i podejmując najlepiej,
jak to tylko było możliwe. Swoje sprawy
potrafiła postawić na drugim miejscu,
byle tylko człowiek Boży
w jej domu mógł się czuć jak najlepiej.
I
dlatego Prorok Elizeusz zainteresował się jej sprawami i –
działając w imieniu Boga – wynagrodził jej życzliwość
obietnicą potomstwa. Nikt bowiem, kto przedłoży miłość Boga nad
inne rodzaje miłości i kto postawi Boga wyraźnie na pierwszym
miejscu w swoim życiu – nie będzie zawiedziony!
A
to jedynie pokazuje, że Bóg działa na tyle oryginalnie, iż
człowiek, który ofiaruje Mu swoje życie – otrzymuje je na
nowo
. Kto potrafi Bogu
oddać wszystko wszystko zyskuje. Kto
potrafi postawić miłość do Boga na pierwszym miejscu
jest przez Boga bardzo umiłowany i obdarowany.
A jeżeli dzisiaj
ludzie czują się tacy biedni, tacy niedowartościowani, czują się
tacy wewnętrznie niespełnieni, to może właśnie dlatego,
że stawiają tylko na sferę materialną w życiu i
jednocześnie – boją się Bogu ofiarować cokolwiek z siebie: ze
swego czasu (bo go zawsze tak mało); ze swoich sił i
zapału
(bo może ich zabraknie dla rodziny); ze swoich talentów
(bo raczej – zdaniem wielu – trzeba je poświęcić na pracę
i zarabianie na życie).
Tyle
tylko, że okazuje się, iż kto nie ma w ogóle czasu dla
Boga,
z reguły nie ma go na nic pożytecznego i pomimo,
iż nieraz naprawdę ciężko pracuje, to z niczym nie może się
wyrobić, nie dosypia nocy, zawsze za czymś pędzi…
Okazuje
się, że człowiek, który nie prosi Boga o
pomnożenie
swoich sił i swego
zapał
u, często pada ze zmęczenia i nie ma już
motywacji do podjęcia najprostszych zadań, bo sprawy rodzinne i
inne sprawy codzienne na tyle go przytłaczają, że już często ma
dosyć wszystkiego. Również
skierowanie talentów na rzecz jedynie ludzkiej i doczesnej
sfery życia
powoduje, że człowiek się wewnętrznie nie
rozwija, że szybko się wypala.
Dlatego
to właśnie umiejętność ofiarowania Bogu swojego czasu,
swoich sił i talentów sprawi, iż Bóg bardziej włączy się w
naszą codzienność i wesprze nasze działania. Jeżeli nie
zabraknie
nam czasu na kontakt z Bogiem, jeżeli
swoje siły
będziemy angażować zgodnie z wolą Bożą i na
Jego chwałę, jeżeli swoimi talentami będziemy chcieli
przede wszystkim Bogu służyć i Jemu się podobać, wówczas
zyskamy znacznie więcej.
Taka
jest logika Bożego działania w naszym życiu
. Bardzo
wyjątkowa logika – trzeba przyznać – ale właśnie może
dlatego jest ona taka niesamowita, że jest Bożą logiką.

Doskonale
wyraża to Święty Paweł w swoim Liście do Rzymian, którego
fragment usłyszeliśmy w drugim czytaniu. Właśnie tam Apostoł
pisze, że przyjmując Chrzest, zostajemy zanurzeni w śmierć
Jezusa
, ale po to, aby żyć wiecznie. Bo
także Jezus po to umarł, aby śmierć pokonać.
Nie
rozumiemy może dzisiaj tej kolejności działania Bożego,
zrozumiemy ją w wieczności, ale już dzisiaj możemy zaufać Bogu
całkowicie, iż On – w sobie wiadomy sposób – mądrze
pokieruje naszym życiem
, jeżeli my Mu na to pozwolimy i
jeżeli miłość do Niego postawimy zdecydowanie na pierwszym
miejscu.
To
wymaga z naszej strony odwagi.
Tego musimy się uczyć sami, tego
musimy uczyć innych, zwłaszcza tych, za
których jesteśmy przed Bogiem szczególnie odpowiedzialni.
I chyba dobrze byłoby, aby tego trudnego stawiania Boga na
pierwszym miejscu rodzice uczyli swoje dzieci i wychowawcy swoich
podopiecznych
.
Jeżeli
bowiem dzisiaj w naszych kościołach tak mało jest dzieci i
tak mało generalnie jest ludzi młodych, to natychmiast rodzi
się pytanie – dlaczego tak się dzieje? Czy nie dlatego, że ci
młodzi ludzie, często naprawdę wspaniali, otwarci i żywiołowi,
nie potrafią jednak miłości do Boga postawić na pierwszym
miejscu,
a nie mają obok
siebie kogoś,
kto by im to wyraźnie
pokazał i do tego
przekonał?
Dlaczego
przy
okazji Pierwszej Komunii
Święt
ej w kościele jest tyle dzieci, a już po
„białym tygodniu” większości z nich nie ma? Gdzie
się podziały? Czemu nie uczestniczą w Ofierze Chrystusa
systematycznie?
Wiele z tychże dzieci, już jako młodzież,
zwykle „odnajdzie się” przed Bierzmowaniem. Ale
zaraz po Bierzmowaniu też już ich nie ma… Czy naprawdę musimy
uznać za prawdziwe to stwierdzenie, już od pewnego czasu
powtarzane, że Bierzmowanie to „uroczyste, liturgiczne
pożegnanie człowieka z Kościołem –
w obecności
biskupa”?
Na
szczęście, trzeba jeszcze zawrzeć sakramentalne Małżeństwo,
więc znowu jest okazja, aby nieco częściej pojawić się
kościele.
Bo trzeba na jakiś kurs przedmałżeński przyjść,
i Spowiedź trzeba odbyć… I nawet tak patrząc z zewnątrz, to
naprawdę można odnieść wrażenie, że owi narzeczeni rzeczywiście
angażują się w Boże sprawy, kiedy się zaś z nimi porozmawia w
kancelarii, to już wręcz ma się pewność, że naprawdę nie
będzie w Parafii bardziej pobożnego i religijnego małżeństwa,
niż oni
. Niestety jednak, po ślubie wszystko się
kończy, „czar pryska”, a młodzi małżonkowie od samego
początku takiego właśnie „letniego” stylu uczą swoje dzieci,
więc nie ma zdziwienia, że i tych dzieci również w
kościele nie ma
. I kółko się zamyka…
To
taka może pesymistyczna wizja, ale zdaje się, że prawdziwa. A może
– nie
tyle
nawet pesymistyczna, co realistyczna, bo
wystarczy tylko rozejrzeć się wokół, aby zobaczyć, ilu
młodych ludzi jest w kościele,
ilu młodych ludzi włącza się
w życie Kościoła także poza Mszą Świętą. Owszem, nie mówię
tu o wszystkich, ale chyba zgodzimy się, że jest pewien problem…
Przy
czym, naprawdę, nie chodzi mi tu o tak zwaną „masówkę”,
a więc gromadzenie tłumów dla samych tłumów. Nie chodzi mi tu o
to, aby Ksiądz Proboszcz mógł się pochwalić przed biskupem, że
mu tyle a tyle młodzieży przychodzi do kościoła. Naprawdę, to
nie o to chodzi
.
Tu
chodzi o to, aby ci młodzi ludzie widzieli sens swego bycia w
Kościele
, aby po przyjęciu Pierwszej Komunii Świętej
chcieli przyjmować ją systematycznie; aby po
przyjęciu Bierzmowania naprawdę chcieli swoją wiarę mężnie
wyznawać, bronić jej i według niej żyć;
aby uczestnicząc
tak intensywnie w życiu religijnym w czasie przygotowań do
Małżeństwa – umieli ten zapał
przenieść na całe swoje małżeńskie i rodzinne
życie.
Chodzi
o to, aby młody człowiek od początku stawiał na Chrystusa,
aby rozwiązania swoich poważnych, nieraz bardzo poważnych
problemów, jakie mają młodzi ludzie – szukał najpierw
u Chrystusa, szukał tylko u Chrystusa, a
nie zagłuszał ich hukiem muzyki dyskotekowej, w połączeniu z
alkoholem i narkotykami.
To,
że dzisiaj młodzi ludzie zostają sami ze swoimi problemami; to, że
coraz częściej młodzi ludzie decydują się na krok samobójczy,
bo wydaje im się, że
jedynie to będzie najlepszym rozwiązaniem,
a przynajmniej jakimś zakończeniem ich dylematów i rozterek – to
wszystko świadczy o tym, że nie potrafią postawić miłości do
Chrystusa na pierwszym miejscu w swoim życiu
, że boją
się wejść z Nim w bliższą współpracę. Próbują jakoś radzić
sobie sami, ale jednak widzą, że przegrywają…
Jest
to spowodowane tym, że nie widzą swego miejsca w Kościele
i to zarówno tym, rozumianym jako Wspólnota, jak i tym rozumianym
jako świątynia. Nie widzą tu miejsca dla siebie. Powstaje
bardzo trudne pytanie – dlaczego?…
Pewnie
musimy się uderzyć w piersi my, księża, i jasno sobie powiedzieć,
że chyba za mało tworzymy tym młodym ludziom przestrzeni w
Kościele
, aby się
odnaleźli, aby się tu czuli potrzebni, zauważeni, aby mieli tu
swoje miejsce. Za mało chyba o tym mówimy, za mało
podejmujemy działań w tym kierunku. I
chyba za mało się o to modlimy…
Ale
także muszą sobie ten problem uświadomić rodzice, którzy jakże
często już od najmłodszych lat – jak wspomnieliśmy – uczą
dzieci takiego minimalistycznego traktowania wiary: iść do
kościoła wtedy, kiedy „trzeba”; spełnić to, co ksiądz
każe, żeby się potem nie „czepiał”;
przystąpić w miarę możliwości do Sakramentów – i niech to
wystarczy. Zresztą, ogromne znaczenie ma tu również przykład
rodziców, którzy także
za bardzo nie chcą się
Panu Bogu narzucać…
Ponadto,
wiele mają do zrobienia nauczyciele i wychowawcy
chociażby poprzez to, że nauczanie i wychowywanie młodego
człowieka oprą bardziej i wyraźniej na wartościach
chrześcijańskich
, konkretniej wskazując na Chrystusa,
który chce pomagać człowiekowi i rozwiązywać jego problemy.
Wreszcie – podjęcia tego problemu winniśmy oczekiwać chyba także
od samych ludzi młodych
, bo przecież jeżeli oni sami
nie będą chcieli do Chrystusa przyjść, to nikt ich do tego nie
zmusi.
Przy
czym, tutaj dość często – jak się okazuje – przeszkodą na
ich drodze do Chrystusa nie są jakieś poważne wątpliwości w
wierze,
jakieś dylematy, które trzeba rozwiązać, a z którymi
nie mogą sobie oni poradzić. Bardzo często jest to zwykłe
lenistwo i brak konsekwencji
.
Oto
bowiem nieraz okazuje się, że ów młody człowiek przy jakiejś
okazji doświadczył bardzo bliskiego spotkania
z Bogiem
– czy to w trakcie solidnej Spowiedzi, czy przeżywając
głęboko Mszę Świętą, czy to uczestnicząc w spotkaniu
młodzieżowym (chociażby w Lednicy); czy to uczestnicząc w
Pielgrzymce. Zwykle po czymś takim młodzi ludzie mówią o
szczególnym przeżyciu, o doświadczeniu bliskości Boga;
o
tym, że odkryli wreszcie
swoje miejsce w Kościele!
Niestety,
zazwyczaj bardzo
szybko się to kończy.
A szkoda, bo zawsze jest to jakaś wielka
szansa, aby wejść w bliski kontakt z Bogiem. Trzeba tylko te
radosne, pojedyncze przeżycia przełożyć na
systematyczną pracę
. A to już jest zadaniem samych
ludzi młodych, w tym ich nikt nie wyręczy. Dorośli mogą ich –
co najwyżej – do tego motywować i wspierać modlitwą. I dobrze,
gdyby to robili…
W
każdym razie, moi Drodzy, problem jest poważny, bo przecież młody
człowiek – jak
lubił mawiać Święty Jan Paweł II
– jest przyszłością Kościoła
. Jaka
przyszłość Kościoła rysuje się obecnie, jeżeli tak wielu ludzi
młodych nie widzi tu miejsca dla siebie?
Naturalnie,
mam świadomość, że niektórzy, słuchając mnie dzisiaj, zaraz
sobie dopowiedzą, że wyrażam troskę o przyszłość Kościoła z
obawy o to,
że nie będzie miał kto dawać
na tacę i składa
ć ofiary na Msze Święte. Otóż,
spieszę z wyjaśnieniem, że naprawdę nie mam tego w tej chwili na
myśli. Kwestia finansowa jest
zawsze do rozwiązania, zresztą – jest ona na różne
sposoby rozwiązywana w Kościele, natomiast chodzi mi tu dzisiaj o
tę przyszłość Kościoła, którą
rozumiemy
w sposób bardziej wewnętrzny.
Kościół,
który nie ma młodych, jest Kościołem, który się nie
rozwija.
A i sami młodzi ludzie, w swoich bardzo intensywnych
poszukiwaniach i rozlicznych dylematach, nie byliby sami,
gdyby chcieli skorzystać z pomocy, jaką proponuje im Chrystus w
swoim Kościele.
Dlatego
tak ważną jest sprawą, aby umieli – i chcieli –
postawić miłość do Niego na pierwszym miejscu,
aby zawsze
pamiętali, że oddając Chrystusowi całe swoje życie, w
rzeczywistości tak wiele zyskują. A co najważniejsze: zyskują
sens swego życia
.
Mówię
to właśnie dzisiaj, Kochani, już po zakończeniu roku szkolnego i
akademickiego, na progu wakacji, kiedy zakończyły się Pierwsze
Komunie Święte w naszych Parafiach, i Bierzmowania też nie ma w
najbliższej perspektywie – a więc bez żadnych personalnych
odniesień,
o które mógłbym być podejrzewany… Mówię o tym
dzisiaj, bo ten problem jest aktualny zawsze, każdego dnia! Z dnia
na dzień – bardziej! Mówię o nim, aby
sobie samemu
raz jeszcze jasno
postawić go przed
oczami – i aby Wam także
nie dawał on spokoju…

10 komentarzy

  • Ja z Bożą pomocą nawiedzę Matkę Bożą Licheńską, która również dziś obchodzi swoją uroczystość odpustową a 15 sierpnia odbędzie się 50lecie koronacji obrazu i uroczysta Msza Święta o 12:00, której przewodniczyć będzie kard. Stanisław Dziwisz, arcybiskup senior krakowski. Podczas Eucharystii na Obraz Matki Bożej Licheńskiej zostanie nałożona jubileuszowa sukienka ufundowana przez ofiarodawców i dobroczyńców Sanktuarium z kraju i z zagranicy.
    Cały bogaty program przeczytałam ze strony: http://konin24.info/konin.php/a,151,n,20260/Aktualnosci/Uroczystosci-50-lecia-koronacji-Cudownego-Obrazu-Matki-Bozej-Lichenskiej ( bo strona Sanktuarium niedostępna dla mnie jako niebezpieczna witryna, tak ją odczytuje mój program antywirusowy :(.
    Pozdrowię od Was Maryję i powierzę Wasze intencje.
    "Królowo Polski, udziel pokoju dniom naszym!”.

    • Z tą pamięcią jest u mnie różnie :), mimo iż przygotowywałam się do uroczystości Nowenną do Matki Bożej Licheńskiej, to wczoraj u jej stóp zapomniałam podziękować jej za moją 61 rocznicę Pierwszej Komunii Świętej.

    • Proszę nie zapominać, że Bóg zna nasze serce i zna nasze pragnienia – nawet zanim my je zdążymy wyrazić! Już sama ta pielgrzymka do Matki Bożej była podziękowaniem za Pierwszą Komunię Świętą!
      Ks. Jacek

  • Hmmm właśnie tym wpisem przypomniał mi Ksiądz jak to było w moim przypadku kiedy byłam na spotkaniu młodych w Lednicy.Pamięta,że obiecałam sobie,że jeszcze tam wrócę niestety do dnia dzisiejszego jeszcze nie wróciłam a już ładnych parę lat minęło.Jedno co wiem warto tam być chociaż raz.Prawda jest taka iz pierwszymi nauczycielami, wychowawcami jesteśmy my jako rodzice tylko zastanawiam się jak mam pokazać mojemu dziecku,że stawiam Boga na pierwszym miejscu skoro mam wrażenia,że tego nie robię.Bardziej darzę miłością moje dzieci niż Boga.Pozdrawiam M

    • Te dwie miłości da się pogodzić. Bóg nie chce być kochany wbrew drugiemu człowiekowi. Także drugiego człowieka nie możemy kochać wbrew Bogu. A co do konkretnego sposobu okazania miłości Bogu, to zacząć należy od systematycznego życia sakramentalnego i solidnej modlitwy. To będzie jednocześnie wspaniałym przykładem, danym Dzieciom i sposobem na okazanie im prawdziwej miłości. Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.