Czemu zwątpiłeś, małej wiary?…

C
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Ksiądz Arkadiusz Bylinka, który zanim jeszcze został księdzem, był aktywnie zaangażowany w działalność Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach. Życzę Jubilatowi, aby tak, jak Mojżesz i Piotr, bezgranicznie ufał Bogu w każdej sytuacji! O to będę się dla Niego modlił.
       Serdecznie pozdrawiam Pielgrzymów – zarówno tych na trasie, jak i duchowych. Niech czas rekolekcji w drodze obficie zaowocuje w sercach wszystkich!
                                       Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Poniedziałek
18 Tygodnia zwykłego, rok I,
do
czytań: Lb 11,4b–15; w roku A: Mt 14,22–36
CZYTANIE
Z KSIĘGI LICZB:
Na
pustyni synowie Izraela mówili: „Któż nam da mięsa, abyśmy
jedli? Wspominamy ryby, któreśmy darmo jedli w Egipcie, ogórki,
melony, pory, cebulę i czosnek. Tymczasem tu giniemy pozbawieni tego
wszystkiego. Oczy nasze nie widzą nic poza manną”.
Manna
zaś była podobna do nasion kolendra i miała wygląd bdelium.
Ludzie wychodzili i zbierali ją, potem mełli w ręcznych młynkach
albo tłukli w moździerzach. Gotowali ją w garnkach lub robili z
niej podpłomyki; smak miała taki jak ciastko na oleju. Gdy nocą
opadała rosa na obóz, opadała równocześnie i manna.
Gdy
Mojżesz usłyszał, że lud narzeka rodzinami, każda u wejścia do
swego namiotu, wtedy rozpalił się potężny gniew Pana. To wydało
się złe Mojżeszowi. Rzekł więc do Pana:
Czemu
tak źle się obchodzisz ze sługą swoim, czemu nie jesteś dla mnie
łaskawy i złożyłeś na mnie cały ciężar tego ludu? Czy to ja
począłem ten lud w łonie albo ja go zrodziłem, żeś mi
powiedział: «Noś go na łonie swoim, jak nosi piastunka dziecię,
i zanieś go do ziemi, którą poprzysiągłem dać ich przodkom»?
Skądże wezmę mięsa, aby dać temu całemu ludowi? A przecież
przeciw mnie podnoszą skargę i wołają: «Daj nam mięsa do
jedzenia». Nie mogę już sam dłużej udźwignąć troski o ten
lud, już mi nazbyt ciąży. Jeśli chcesz tak ze mną postępować,
to raczej mnie zabij, jeśli jesteś dla mnie łaskawy, bym już nie
patrzył na swoje nieszczęście”.
w
roku A:
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Skoro
tłum został nakarmiony, Jezus zaraz przynaglił uczniów, żeby
wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi
tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się
modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była
już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był
przeciwny.
Lecz
o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze.
Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się
myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli.
Wtedy
Jezus odezwał się do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”.
Na
to odpowiedział Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi
przyjść do siebie po wodzie”.
A
On rzekł: „Przyjdź”.
Piotr
wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na
widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął:
„Panie, ratuj mnie”.
Jezus
natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu
zwątpiłeś, małej wiary?”
Gdy
wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w
łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie jesteś Synem
Bożym”.
Gdy
się przeprawili, przyszli do ziemi Genezaret. Ludzie miejscowi,
poznawszy Go, rozesłali posłańców po całej tamtejszej okolicy,
znieśli do Niego wszystkich chorych i prosili, żeby przynajmniej
frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć; a wszyscy, którzy się
Go dotknęli, zostali uzdrowieni.
Zaiste,
w bardzo trudnym położeniu znalazł się Mojżesz. A może nawet
nie tyle znalazł się, co stale był, prowadząc przez
pustynię, a więc w warunkach rzeczywiście ekstremalnych, lud tak
oporny i buntowniczy. Jedynym, co go w całej tej sytuacji mogło
pocieszać, to świadomość ogromnego wsparcia, jakie miał ze
strony Boga.
W końcu, to z Jego polecenia podjął się tego
zadania, dlatego mógł oczekiwać, że od Niego otrzyma również
konieczną pomoc.
I
otrzymywał. Widział bowiem wiele niezwykłych znaków, których
nawet sam – z Bożego polecenia – dokonywał. Wszak wody
Morza Czerwonego rozstąpiły się, a następnie wróciły na swoje
miejsce po tym, jak właśnie on, Mojżesz, wyciągnął nad nimi
swoją laskę.
Zatem, Bóg na każdym kroku przekonywał go, że
jest z nim i że o nim nie zapomniał, że nie rzucił go na pastwę
tego niewdzięcznego i często złośliwego ludu, aby sam sobie z nim
musiał radzić. Co więcej, Mojżesz doskonale zdawał sobie z tego
sprawę i sam wielokrotnie przekonywał lud o tej Bożej obecności
i wsparciu.
Jednak
przychodziły takie momenty, jak ten, opisany dzisiaj, kiedy to –
mówiąc kolokwialnie – ręce Mojżeszowi opadały i miał
wszystkich i wszystkiego najserdeczniej dosyć. Zapewne
wyrazem takiego nastawienia były te oto słowa, skierowane do Boga:
Czemu tak źle się obchodzisz ze sługą swoim, czemu nie
jesteś dla mnie łaskawy i złożyłeś na mnie cały ciężar tego
ludu? Czy to ja począłem ten lud w łonie albo ja go zrodziłem?
[…] Nie mogę już sam dłużej
udźwignąć troski o ten lud, już mi nazbyt ciąży. Jeśli chcesz
tak ze mną postępować, to raczej mnie zabij, jeśli jesteś dla
mnie łaskawy, bym już nie patrzył na swoje nieszczęście.

Dzisiejsze
czytanie na tym się kończy, dlatego nie mamy informacji, co Bóg na
to. Jednak z lektury Księgi Liczb możemy się dowiedzieć, że
podszedł On do prośby Mojżesza z wielką wyrozumiałością
i sam wskazał mu pomocników, którzy wraz z nim mieli dźwigać ów
wielki ciężar. My jednak dzisiaj koncentrujemy uwagę na tym, co
odczytaliśmy, a więc na takim stanie ludzkiego ducha, który
znamionuje jakieś wielkie zmęczenie, rezygnację, oznaki
załamania…
Co w takiej sytuacji ma robić człowiek?
Mojżesz
zwrócił się do Boga.
Wypowiedział przed Nim bardzo szczerze
to, co czuje. Chyba nawet nie zważał na to, czy to się Bogu
spodoba, czy nie; czy dobrze w oczach Bożych wypadnie, czy nie…
Postawił wszystko na jedną kartę!
Podobnie
uczynił Piotr,
kiedy idąc po wodzie, zaczął nagle tonąć…
Jego wołanie: Panie, ratuj mnie!, można by
uznać za streszczenie całej dzisiejszej liturgii Słowa,
wyraża bowiem nie tylko jego rozpaczliwą prośbę w momencie, kiedy
śmierć zajrzała mu w oczy, ale wyraża także rozpaczliwe
błaganie Mojżesza,
kiedy znalazł się w sytuacji może
zewnętrznie innej, ale tak naprawdę równie dramatycznej… I
wreszcie – doskonale wyraża także nastawienie mieszkańców ziemi
Genezaret, którzy znieśli do Niego [czyli
do Jezusa]
wszystkich chorych i prosili, żeby przynajmniej
frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć…
W
każdej z tych sytuacji Bóg zainterweniował. Mojżeszowi – jako
rzekliśmy – dał pomocników i nadal wspierał go w jego misji. Do
tonącego Piotra Jezus natychmiast wyciągnął rękę i
chwycił go, mówiąc: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?”.

A jeżeli chodzi o chorych w ziemi Genezaret, to wszyscy,
którzy się Go
[czyli Jezusa] dotknęli,
zostali uzdrowieni.
Widzimy
zatem, że warto bezgranicznie zaufać Bogu! I nawet w obliczu
największego nieszczęścia, czy osobistego, nawet ostatecznego
wyczerpania i największej osobistej rezygnacji – jednak do Niego
się zwrócić. Bo do kogóż innego mielibyśmy się zwracać? Kto
z ludzi mógłby nam w takiej sytuacji skutecznie pomóc?…
Obyśmy
tylko nie zwątpili! I nie zawahali się – aby szukać dla siebie
ratunku – nawet po wodzie iść do Jezusa; to znaczy: obyśmy mieli
odwagę naprawdę podjąć wszelkie możliwe, a wręcz niemożliwe
działania,
aby tylko całkowicie oddać się pod Jego opiekę…
Czy
tak jest rzeczywistości? Czy może jednak próbujemy radzić sobie
sami, albo w ogóle rezygnujemy z walki i załamujemy się?…
Nie
warto. Naprawdę – nie warto… Jezus zawsze wyciąga do nas
rękę.
Trzeba jedynie zrobić to samo…

4 komentarze

  • Ja też dziś pożegnałam pielgrzymów z mojej parafii, widziałam się z kilkoma osobami z mojej Wspólnoty, które kolejny rok wyruszyły na "rekolekcje w drodze" i na spotkanie z Matką, Jasnogórską Królową. Już wcześniej podjęłam modlitwę w intencji wszystkich pielgrzymów, gdy dowiedziałam się, że 2 osoby z ełckiej pielgrzymki niosą moje intencje do Matki Bożej.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.