Co kryje się w sercu człowieka?…

C
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Dominik Kałaska, zaangażowany w swoim czasie w działalność Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach. Niech Mu Pan udzieli wszelkich swoich darów! O to będę się dla Niego modlił.
        A oto dzisiaj, moi Drodzy, Ksiądz Marek przybywa na miesięczny urlop w Polsce. Lądowanie w Warszawie przewidziane jest na godzinę 12:00. Jeśli możecie, wspomnijcie w modlitwach Jego podróż – i cały pobyt w Polsce.
        I nie zapominajcie o Pielgrzymach! W Miastkowie codziennie odbywa się Różaniec i Apel pielgrzymkowy. Wierzę, że i w Waszych Parafiach, moi Drodzy, funkcjonuje jakaś forma modlitewnego wspierania Pielgrzymów. Ale przede wszystkim – liczę na Wasze osobiste wsparcie!
                                        Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek
18 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Dominika, Kapłana,
do
czytań: Lb
12,1-13; w
roku A: Mt
15,1–2.10–14

CZYTANIE
Z KSIĘGI LICZB:
Miriam
i Aaron mówili źle o Mojżeszu z powodu Kuszytki, którą wziął
za żonę. Rzeczywiście bowiem wziął za żonę Kuszytkę. Mówili:
„Czyż Pan mówił z samym tylko Mojżeszem? Czy nie mówił
również z nami?” A Pan to usłyszał. Mojżesz zaś był
człowiekiem bardzo skromnym, najskromniejszym ze wszystkich ludzi,
jacy żyli na ziemi. I zwrócił się nagle Pan do Mojżesza, Aarona
i Miriam: „Przyjdźcie wszyscy troje do Namiotu Spotkania”.
I
poszli wszyscy troje, a Pan zstąpił w słupie obłoku, zatrzymał
się u wejścia do namiotu i zawołał na Aarona i Miriam. Gdy
obydwoje podeszli, rzekł: „Słuchajcie słów moich: Jeśli jest u
was prorok, objawię mu się przez widzenia, w snach będę mówił
do niego. Lecz nie tak jest ze sługą moim, Mojżeszem. Uznany jest
za wiernego w całym moim domu. Twarzą w twarz mówię do niego, w
sposób jawny, a nie przez wyrazy ukryte. On też postać Pana
ogląda. Czemu ośmielacie się o moim słudze, o Mojżeszu, źle
mówić?” I zapalił się gniew Pana przeciw nim. Odszedł Pan, a
obłok oddalił się od namiotu, lecz oto Miriam stała się nagle
biała jak śnieg, od trądu.
Gdy
Aaron do niej się zwrócił, spostrzegł, że była trędowata.
Wtedy rzekł Aaron do Mojżesza: „Proszę, panie mój, nie karz nas
za grzech, któregośmy się nierozważnie dopuścili, i jesteśmy
winni. Nie dopuść, by ona stała się jak martwy płód, który na
pół zgniły wychodzi z łona swej matki”. Wtedy błagał Mojżesz
głośno Pana: „O Boże, spraw, proszę, by znowu stała się
zdrowa”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Do
Jezusa przyszli z Jerozolimy faryzeusze i uczeni w Piśmie z
zapytaniem: „Dlaczego Twoi uczniowie postępują wbrew tradycji
starszych?” Bo nie myją sobie rąk przed jedzeniem.
Jezus
przywołał do siebie tłum i rzekł do niego: „Słuchajcie i
chciejcie zrozumieć: Nie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka
nieczystym, ale co z ust wychodzi, to go czyni nieczystym”.
Wtedy
przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: „Wiesz, że faryzeusze
zgorszyli się, gdy usłyszeli to powiedzenie”. On zaś odrzekł:
„Każda roślina, której nie sadził mój Ojciec niebieski, będzie
wyrwana. Zostawcie ich. To są ślepi przewodnicy ślepych. Jeśli
zaś ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadają”.

Zapewne
każdy z nas ucieszyłby się – albo przynajmniej nie protestował
bardzo – gdyby się okazało, że wszystkich, którzy na nas za
plecami źle mówią,
nagle dotknęła jakaś wysypka lub inna
Boża kara. Już niekoniecznie trąd, ale jakaś taka drobna
dolegliwość, która by spowodowała, że delikwenci zaprzestaliby
swoich złych praktyk.
Oczywiście,
mówimy to z niejakim uśmiechem, trochę żartobliwie, ale wcale nie
jest żartobliwym doświadczenie pokątnego wzajemnego obmawiania,
co – jak dobrze wiemy – jest praktyką nader powszechną
właściwie w każdej ludzkiej społeczności, większej czy
mniejszej.
W
dzisiejszym pierwszym czytaniu usłyszeliśmy, że nie ustrzegli się
tego także Miriam i Aaron. I słyszymy, że reakcja samego Boga była
natychmiastowa: oboje zostali surowo napomniani, a Miriam
dodatkowo – dotknięta trądem. Owszem, było to doświadczenie
bardzo krótkie, bo Mojżesz wybłagał u Boga dla swej siostry
uwolnienie z tejże choroby, ale fakt pozostaje faktem: Bóg wziął
w obronę Mojżesza
i tym razem nie pozwolił na
rozprzestrzenianie się pokątnego buntu przeciwko niemu. Możemy się
zastanawiać, dlaczego tak szybko i tak radykalnie zareagował?…
Wszak
Mojżesz nie pierwszy raz – ani ostatni, niestety – był
krytykowany przez swój lud. Zaledwie wczoraj słyszeliśmy o
powszechnym wręcz narzekaniu całego narodu na złe warunki
marszu, na brak odpowiedniego pokarmu, i na tysiąc innych bolączek.
I wtedy też słyszeliśmy informację, że Bóg zapałał gniewem
przeciwko narodowi,
ale nie zareagował aż tak radykalnie, jak
dzisiaj. To Mojżesz wręcz prosił wtedy o jakąś reakcję.
A
oto dzisiaj reakcja Boga była bardzo szybka i zdecydowana. Dlaczego?
Zapewne, do końca nie będziemy tego wiedzieli, wszak jest to
działanie Boże, a więc dla nas w znacznej mierze
tajemnicze, bo przecież nie jesteśmy w stanie odkryć
wszystkich zamiarów Boga. Możemy jednak stwierdzić z całą
pewnością, że otrzymujemy w ten sposób tę ważną naukę, że
Bóg bierze w obronę tych, którzy działają lub nauczają w
Jego imię.
Przeto uderzenie – choćby właśnie złym słowem
– w przedstawicieli Boga za to, że spełniają zleconą im misję,
jest uderzeniem w Niego samego!
Ponadto,
opisana sytuacja przypomina nam, że przed Bogiem nic tak naprawdę
się nie ukryje:
żaden czyn, żadne słowo, ale także żadna
myśl czy zamiar. On wszystko widzi i słyszy, i o wszystkim wie.
Dlatego czyniąc zarówno dobro, jak i zło, drugiemu człowiekowi,
trzeba pamiętać o tym, że ostatecznie przyjdzie się za to
rozliczyć przed Bogiem.
Przeto
we wszelkim naszym działaniu najważniejsze są tak naprawdę
wewnętrzne intencje, jakie mu towarzyszą i jakie nim kierują
nasze wewnętrzne nastawienia i motywacje.
Nie zewnętrzne pozory, ale to, co nosimy w sercu, a co tak doskonale
zna Bóg.
Niestety,
faryzeusze i uczeni w Piśmie stanowili przykład, jak grą pozorów
i jedynie zewnętrznym przestrzeganiem starotestamentalnego Prawa
można sobie zbudować pozycję wśród ludzi. Jezus jednak
zdemaskował dzisiaj ich obłudę, mówiąc o nich: To są
ślepi przewodnicy ślepych. Jeśli zaś ślepy ślepego prowadzi,
obaj w dół wpad
ają.
Niech
zatem w naszej chrześcijańskiej postawie panuje pełna zgodność
tego, co myślimy, z tym, co mówimy – także na temat
innych – oraz zgodność tego, co myślimy i mówimy, z tym, co
robimy. Chrześcijanin jest w tym wszystkim jednolity i
wewnętrznie zintegrowany.
W przeciwnym razie – jest jak
faryzeusz z dzisiejszej Ewangelii. A to jest raczej mało
przekonujący wzorzec…
Piękny
wzór postawy zintegrowanej w świętości i dobru daje nam Patron
dnia dzisiejszego, Święty Dominik, Kapłan.
Urodził
się on
około
1170 roku w Hiszpanii.
Pochodził
ze znakomitego rodu kastylijskiego Guzmanów. Gdy miał czternaście
lat, rodzice wysłali go do szkoły w Walencji. Następnie studiował
w Salamance. W
1196 roku, po skończeniu studiów teologicznych, przyjął
święcenia
.
Od
samego początku gorliwie pracował nad sobą i nad bliźnimi,
głosząc im słowo Boże. Tymczasem król Kastylii, Alfons IX,
wysłał biskupa diecezji, w której pracował Dominik, Dydaka, z
poselstwem do Niemiec i Danii.
A ponieważ Dydak był
przyjacielem Dominika, dlatego też przyszły Święty towarzyszył
biskupowi w podróży, w czasie której znalazł się nawet w
okolicach Szczecina i polskiego Pomorza.
W
drodze powrotnej do Hiszpanii, w południowej Francji, Dydak i
Dominik zetknęli się z legatami papieskimi, wysłanymi tam do
zwalczania powstałej właśnie herezji albigensów i waldensów.
Sekta ta pojawiła się około 1200 roku w mieście Albi. Jej
członkowie zaprzeczali ważnym prawdom wiary, między innymi Trójcy
Świętej, Wcieleniu Syna Bożego, odrzucali Mszę Świętą,
małżeństwo i pozostałe Sakramenty. Burzyli kościoły i
klasztory, niszczyli obrazy i krzyże. W porozumieniu z legatami
Dominik postanowił oddać się pracy nad ich nawracaniem. Do tej
akcji postanowił włączyć się bezpośrednio także biskup Dydak.
Ponieważ
heretycy w swoich wystąpieniach przeciwko Kościołowi atakowali
go za majątki i wystawne życie duchownych,
biskup i Dominik
postanowili prowadzić życie ewangeliczne na wzór Pana Jezusa i
Jego uczniów. Chodzili więc od miasta do miasta, od wioski do
wioski, by prostować błędną naukę, a wyjaśniać autentyczną
naukę Pana Jezusa. Innocenty III zatwierdził tę formę pracy
apostolskiej.
Odnotowano nawet pierwsze sukcesy.
Niebawem
biskup musiał powrócić do swojej diecezji. Natomiast do Dominika
dołączyło jedenastu cystersów, którzy postanowili wieść
podobny tryb życia apostolskiego. Z nich właśnie powstał
zalążek nowej rodziny zakonnej w 1207 roku. W tym samym
jednak roku Papież ogłosił przeciwko albigensom i waldensom
zbrojną krucjatę
na wiadomość, że heretycy ruszyli na
kościoły, plebanie i klasztory, paląc je i niszcząc. To
skomplikowało pracę apostolską Dominika. Wtedy postanowił on
zwiększyć posty, umartwienia, częściej się modlić.
Dotychczasowe
doświadczenie wykazało, że okazyjnie werbowani do tej akcji
kapłani często nie byli do niej wystarczająco przygotowani.
Wielu zniechęcał prymitywny styl życia i połączone z nim
niewygody. Dominik wybrał więc spośród swoich współtowarzyszy
najpewniejszych.
Na jego ręce złożyli oni śluby zakonne w
1215 roku. Tak powstał Zakon Kaznodziejski, czyli dominikanie.
Jego głównym celem było głoszenie
słowa Bożego i
zbawianie dusz.
Założyciel wymagał od zakonników ścisłego
ubóstwa, panowania nad sobą i daleko idącego posłuszeństwa.
W
tym samym roku odbył się Sobór Laterański IV. Dominik udał się
wraz ze swoim biskupem, Fulko, do Rzymu. Innocenty III, po
wysłuchaniu zdania biskupa, ustnie zatwierdził nową rodzinę
zakonną.
Zaraz po powrocie z soboru, w 1216 roku, Dominik zwołał
kapitułę generalną, na której przyjęto regułę zakonu. Kiedy
jednak po odbytej kapitule ponownie udał się on do Rzymu, dla
zatwierdzenia reguły, Papież Innocenty III już nie żył. Na
szczęście, jego następca, Papież Honoriusz III, w 1218 roku
oficjalnie zatwierdził nowy zakon.
Co więcej, wydał polecenie
dla biskupów, by nowej rodzinie zakonnej udzielili jak
najpełniejszej pomocy. Dominik założył również zakon
żeński,
zatwierdzony przez Honoriusza III dwa lata później.
Na
kapitule generalnej, odbytej w Bolonii w 1220 roku, postanowiono –
na podstawie nabytego doświadczenia – odrzucić z reguły i z
konstytucji to wszystko, co okazało się nieaktualne.
W miejsce
odrzuconych wstawiono nowe artykuły, wśród których znalazł się
między innymi ten, że zakon nie może posiadać na własność
stałych dóbr,
ale że ma żyć wyłącznie z ofiar. W ten
sposób wszedł on do rodziny zakonów żebrzących. W 1220 roku
kardynał Wilhelm ufundował dominikanom w Rzymie klasztor przy
bazylice Świętej Sabiny,
który odtąd miał się stać
konwentem generalnym zakonu.
Przed
śmiercią Dominik przyjął do zakonu i nałożył habit Świętemu
Jackowi i Błogosławionemu Czesławowi, pierwszym polskim
dominikanom.
Wysłał też swoich duchowych synów do Anglii,
Niemiec i na Węgry.
Przez
całe swoje życie Dominik odbywał częste podróże, głosząc
Ewangelię i organizując wykłady z teologii.
Zakładał nowe
domy swego zakonu, który z tego powodu bardzo szybko się
rozpowszechnił. W 1220 roku Honoriusz III powołał go na
przełożonego generalnego.
Wyczerpany pracą w prymitywnych
warunkach, wrócił nasz Patron do Bolonii. Jego ostatnie słowa
brzmiały: „Miejcie miłość, strzeżcie pokory i nie odstępujcie
od ubóstwa”. Zmarł 6 sierpnia 1221 roku, na rękach swych
współbraci. W jego pogrzebie wzięło udział wielu dygnitarzy
kościelnych.
Pochowany
został w kościele klasztornym w Bolonii, w drewnianej trumnie, w
krypcie tuż pod wielkim ołtarzem. Jego kult rozpoczął się
zaraz po śmierci.
Notowano za jego wstawiennictwem otrzymane
łaski. Na tej podstawie, Papież Grzegorz IX, po przeprowadzeniu
procesu kanonicznego, wyniósł Dominika do chwały Świętych w
1234 roku.
Założony
przezeń zakon także wydał wielu Świętych. Położył też
wielkie zasługi na polu nauki, wydając uczonych na skalę
światową w dziedzinie teologii, biblistyki czy liturgii. Kiedy
zostały odkryte nowe lądy, dominikanie byli jednymi z
pierwszych, którzy wysyłali tam swoich misjonarzy.
A
w dziele zatytułowanym: „Dzieje Zakonu Kaznodziejskiego”
zapisano taką oto relację o Ojcu Założycielu: „Dominik
odznaczał się tak wielką prawością obyczajów i tak niezwykłą
żarliwością o sprawy Boże, że bez trudu można w nim było
rozpoznać wybrane naczynie świętości i łaski. Wyróżniała
go też niezachwiana równowaga ducha
z wyjątkiem chwil, kiedy
ogarniało go współczucie i miłosierdzie.
Ponieważ
zaś radosne serce wyraża się w pogodzie oblicza, dlatego pełna
pokoju wewnętrzna postawa objawiała się na zewnątrz w
serdeczności i wesołości spojrzenia.
Wszędzie okazywał się
człowiekiem ewangelicznym w słowie i czynie. Za dnia nikt
nie był bardziej przyjazny i miły względem towarzyszy i braci –
w nocy nikt bardziej oddany czuwaniom i modlitwie.
Oszczędny
w słowach, rozmawiał albo z Bogiem na modlitwie, albo o Bogu – i
polecał braciom czynić to samo. Często i gorąco prosił Boga, aby
dał mu miłość zdolną wyjednywać i przekazywać ludziom
zbawienie.
Uważał bowiem, że wtedy będzie naprawdę należał
do Chrystusa, gdy całkowicie poświęci się zdobywaniu dusz,
podobnie jak Zbawca wszystkich, Jezus Chrystus, cały się
ofiarował dla naszego zbawienia. W tym celu – zgodnie z
zamiarem Bożej Opatrzności – założył Zakon Braci Kaznodziejów.
Ustnie
i pisemnie często zachęcał braci wymienionego Zakonu, aby stale
pogłębiali znajomość Starego i Nowego Testamentu.
Nosił
zawsze ze sobą Ewangelię Mateusza i Listy Pawła. Czytał je tak
często, że znał je prawie na pamięć. Dwa albo trzy razy
wyznaczany był na stolicę biskupią. Za każdym razem odmawiał,
przedkładając ponad biskupstwo życie w ubóstwie z braćmi. Aż
do śmierci zachował nietkniętą chwałę dziewictwa. Za wiarę w
Chrystusa pragnął doznawać chłosty, ćwiartowania i śmierci.
Ojciec święty Grzegorz X powiedział o nim: Znałem go
jako człowieka, który wiernie wypełniał wskazania Apostołów, i
nie wątpię, że wraz z nimi dzieli chwałę niebios”.
Tyle z
pisemnej relacji o życiu Świętego Dominika.
Wpatrzeni
we wzór jego świętości, ale też zasłuchani w Boże słowo
dzisiejszej liturgii, zastanówmy się:
– Czy
częściej mówię do innych, czy o innych?
– Czy
nie udaję przed ludźmi innego, niż jestem?
– Czy
od innych nie wymagam więcej, niż od siebie?

Każda
roślina, której nie sadził mój Ojciec niebieski, będzie wyrwana!

5 komentarzy

  • Przepraszam. Takie odniosłam wrażenie ale jeśli błędne, jestem pod wielkim wrażeniem.Oddać tyle czasu, bo napisać się w chwile tego nie da,mi, obcej osobie.Nie wiem dlaczego, może przez moje siebie niepoukładanie, lubię się czepiać, droczyć, znajdować w innych wady przez co moje ukrywając głębiej.Nie umiem też czytać długich tekstów.Trudno mnie zafascynować na dłużej. Może to przez przeszłość. Wszystkiego chcę się pozbyć jak najszybciej i zostać sama.

    • Ja czytam etapami i nie dlatego, że za długie ale np. po przeczytaniu I Czytanie odchodzę od kompa do codziennych zajęć i rozmyślam nad treścią Czytania, przychodzę odpocząć i albo zamieszczam swój komentarz albo czytam Ewangelię, bądź komentarz jeśli się w między czasie pojawił. W tym momencie nie przeczytałam jeszcze refleksji – komentarza do Słowa Bożego Księdza. Zapoznam się z dzisiejszą Ewangelią, aby łatwiej przyswoić sobie treść słuchając Jej na wieczornej Mszy Świętej. Po powrocie ze spotkania, przeczytam Księdza rozważanie i albo podzielę się swoim przemyśleniem albo zostawię bez komentarza. Bardzo jestem wdzięczna Księdzu za szerokie, kompleksowe spojrzenie na Słowo Boże z dnia i do odniesienia się do życia Świętego, który patronuje w danym dniu.

    • Pisząc niekiedy dłuższe rozważanie na blogu, mam świadomość, że nie jest to homilia, której niektórzy musieliby długo słuchać na stojąco… Tutaj można przeczytać tylko fragment, można przeczytać – właśnie! – etapami, a do tego można to uczynić na siedząco, a nawet na leżąco… Dlatego nie mam wielkich wyrzutów z powodu ich długości…
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.