Kolanogodziny

K
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym Pielgrzymi z naszej Diecezji dochodzą do Mirowa, skąd już niemal widać wieżę Jasnogórskiego klasztoru. O godz. 18:00 uroczysta Msza Św. będzie swoistym podsumowaniem tegorocznego pielgrzymowania. Jutro raniutko natomiast – ostatni etap: z Mirowa na Jasną Górę. I we wtorek – suma odpustowa przed Szczytem. 
      Na te uroczystości z Miastkowa wyrusza dzisiaj autokarem silna Ekipa, licząca dwadzieścia pięć Osób, pod kierunkiem Pani Ani Włodarczyk, Nauczycielki języka polskiego, z którą miałem wielką przyjemność współpracować w Liceum Lelewela w Żelechowie. Bardzo jestem wdzięczny Ani, że zgodziła się pokierować całym tym przedsięwzięciem. Chociaż w rozmowie ze mną stwierdziła, że raczej ma doświadczenie w organizowaniu wyjazdw z Młodzieżą, to jednak oboje doszliśmy do wniosku, że nie będzie tu dużej różnicy, bo w końcu na codziennych wieczornych Apelach wszyscy jednym głosem śpiewali: „Maryjo, jesteśmy młodzi”! Niech Pan sam Ich prowadzi i pozwoli Im – oraz wszystkim Pielgrzymom – szczęśliwie powrócić do domów.
        A w Miastkowie dzisiaj będzie mnie wspierał w posłudze duszpasterskiej Ksiądz Jarosław Rękawek, Kolega jeszcze z czasów seminaryjnych. Już teraz dziękuję Mu za tę pomoc.
      Na głębokie i radosne przeżywanie dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                    Gaudium et spes!  Ks. Jacek

19
Niedziela zwykła, A,
do
czytań: 1
Krl 19,9a.11–13; Rz
9,1–5; Mt
14,22–33
CZYTANIE
Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Gdy
Eliasz przybył do Bożej góry Horeb, wszedł do pewnej groty, gdzie
przenocował. Wtedy Pan zwrócił się do niego i przemówił
słowami: „Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana”.
A
oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i
druzgocąca skały szła przed Panem. Ale Pan nie był w wichurze. A
po wichurze trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po
trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym
ogniu szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał,
zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do
groty.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia:
Prawdę mówię w Chrystusie, nie kłamię, potwierdza mi to moje
sumienie w Duchu Świętym, że w sercu swoim odczuwam wielki smutek
i nieprzerwany ból.
Wolałbym
bowiem sam być pod klątwą i odłączonym od Chrystusa dla
zbawienia braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami. Są
to Izraelici, do których należą przybrane synostwo i chwała,
przymierza i nadanie Prawa, pełnienie służby Bożej i obietnice.
Do nich należą praojcowie, z nich również jest Chrystus według
ciała, który jest ponad wszystkim, Bóg błogosławiony na wieki.
Amen.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Gdy
tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby
wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi
tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się
modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał.
Łódź
zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo
wiatr był przeciwny. Lecz
o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze.
Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się,
myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli.
Jezus
zaraz przemówił do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”.
Na
to odezwał się Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi
przyjść do siebie po wodzie”.
A
On rzekł: „Przyjdź”.
Piotr
wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie przyszedł do Jezusa. Lecz na
widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął:
„Panie, ratuj mnie”.
Jezus
natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go mówiąc: „Czemu
zwątpiłeś, małej wiary?” Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się
uciszył.
Ci
zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie
jesteś Synem Bożym”.
Obraz,
który maluje dziś przed naszymi oczami Autor biblijny w pierwszym
czytaniu, z Pierwszej Księgi Królewskiej, a więc obraz Boga,
przychodzącego w powiewie łagodnego wiatru,
jakoś mocno
współgra z obrazem Jezusa, ukazanym w dzisiejszej Ewangelii.
Słyszymy w niej, że gdy
tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby
wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi
tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się
modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał.

I
w jednym, i w drugim przypadku widzimy – słyszymy – wielką
ciszę,

odczuwamy jakąś niezwykłą
delikatność,

swoistą intymność,
w której Bóg spotyka się z człowiekiem. Żeby jednak
tego
doświadczyć, Eliasz musiał najpierw zobaczyć „gwałtowną
wichurę,

rozwalającą góry i druzgocącą skały”, potem trzęsienie
ziemi,

następnie ogień,
aby wreszcie doczekać się „szmeru
łagodnego powiewu”,

w którym był Bóg.
Jezus,
chcąc wyjść na górę, aby się modlić, najpierw nakarmił
tłum,

rozmnażając chleb, potem odesłał
uczniów,

aby odpłynęli na drugi brzeg, aby wreszcie pozostać samemu i wtedy
doświadczyć
bliskości Ojca,

spotkać
się z Nim w najgłębszej ciszy.
A
po tym spotkaniu dokonało się znowu coś znaczącego, bo oto Jezus
przyszedł do swoich uczniów, zmagających się z silnym, przeciwnym
wiatrem. Piotr zapragnął wyjść Mu na spotkanie, krocząc
tak samo po wodzie, jak Jezus kroczył.

I początkowo udawało mu się
to,
jednak widząc silniejszy podmuch wiatru zwątpił
– i zaczął tonąć.

Na
szczęście, Jezus
był
blisko, więc Piotr otrzymał pomocną dłoń.
Po czym Obaj
wsiedli
do łodzi i wiatr się uciszył.
Nasuwa
się takie oto skojarzenie, że Jezus, doświadczywszy intymnego
spotkania z Ojcem w najgłębszej ciszy,
swoją ciszę wniósł

i to tak fizycznie, namacalnie – do grona
swoich uczniów. Ale też wniósł
ją do ich serc,
bo
przecież wlał w te ich skołatane i przestraszone serca pewność,
że jest z nimi,

a jeżeli jest z nimi, to znaczy, że nic tak naprawdę złego nie
może ich spotkać. Jego słowa: Odwagi,
Ja jestem, nie bójcie się!,

to
chyba najbardziej znaczące i najbardziej
optymistyczne słowa,

jakie kiedykolwiek Bóg mógł skierować do człowieka.
Świadomość
obecności Boga ma odtąd
napełniać
ludzkie serca odwagą i wyciszać lęki,

obawy, stresy i kompleksy. Słowem – Jezus wnosi w życie człowieka
pokój i harmonię, które
sam nosi w sobie, które
ciągle kształtował
i umacniał w intymnych spotkaniach z Ojcem,

dokonujących się w wielkiej ciszy… Takie samo uspokojenie i
wyciszenie zapanowało w sercu Proroka Eliasza, kiedy doświadczył
obecności Boga w powiewie łagodnego wiatru…
Bardzo
natomiast owego wyciszenia i uspokojenia potrzebował Święty Paweł,
a to w obliczu tego, że – jak dzisiaj stwierdził – w
sercu swoim

[odczuwał]
wielki
smutek i nieprzerwany ból.

Z
kontekstu wiemy,
że ów ból był on spowodowany niewiarą Izraelitów w Jezusa jako
Syna Bożego i Zbawiciela. Dla ukojenia tegoż smutku i bólu, a
jednocześnie dla doprowadzenia Izraelitów do zbawienia, Paweł jest
w stanie poświęcić nawet swoją osobistą więź z Jezusem. Pisze
tak: Wolałbym
bowiem sam być pod klątwą i odłączonym od Chrystusa dla
zbawienia braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami.

My
dzisiaj mamy
świadomość,
że tak sprawy nigdy nie wolno stawiać. Nigdy
nie wolno kłaść na szali – w zamian za cokolwiek – własnego
zbawienia!
I
Paweł także go nie kładł, bo nawet w tym samym Liście do
Rzymian, tylko we wcześniejszych wersach, pisał z wielkim
przekonaniem, że nikt
i nic nie zdoła go odłączyć od miłości Chrystusowej.

Czy zatem nagle zmieniłby zdanie i przestałoby mu na tym zależeć,
oby tylko Izraelici uznali w Jezusie Syna Bożego?
Nie,
na pewno nie zrezygnowałby ze swojej przyjaźni z Jezusem i nie
poświęciłby swego zbawienia. Natomiast wyrażając się w ten
sposób, chciał bardzo mocno wyakcentować i podkreślić swoją
miłość do Żydów,
swoich
rodaków,

i swą nadzwyczajną troskę o nich.

W ten hiperboliczny sposób – tak częsty w Biblii – chciał
pokazać, że naprawdę wszystko jest w stanie oddać za to, by tylko
Izrael uznał w Jezusie swego Zbawiciela

i dzięki temu osiągnął zbawienie.
Wiemy,
że tak naprawdę do dziś się to jeszcze nie dokonało. Ale chyba i
sam Paweł wiedział, że nie od razu jego plan się powiedzie, a
jednak tak usilnie starał
się kształtowa
ć
wiar
ę
w sercach swoich rodaków. I z pewnością, wspomniany wcześniej ból
i smutek znacząco ucichłby, gdyby Izraelici nie ranili jego serca
swoim oporem…
Ale
czyż ludzie, wśród
których żył i nauczał Jezus, także
nie zasmucali
Go
swoim brakiem wiary?

Nawet
Apostołowie mieli sobie w tej sprawie sporo do zarzucenia… Dlatego
tak bardzo zależało Jezusowi, tak bardzo zależało Pawłowi, tak
bardzo zależało Prorokowi Eliaszowi, aby jak
najwięcej tego pokoju, który nosili w sercu,

i tego duchowego bogactwa, które sami czerpali z
intymnego
kontaktu
z Bogiem, dać swoim uczniom, wychowankom, podopiecznym, którzy
ciągle
jeszcze żyli w wielkim hałasie i bałaganie,

łódka ich życia ciągle miotana była
przeciwnymi
wiatrami, przez ich życie przetaczały się prawdziwe nawałnice,
burze z piorunami, ogień i trzęsienia
ziemi.

Tylko
Bóg mógł temu zaradzić. Tylko Jego pokój mógł uspokoić te
napięcia. Jednakże ten pokój mogli dać tylko
ci, którzy sami mieli go w sercu.
Którzy
go sobie wyprosili na
długich godzinach modlitwy w ciszy…

Którzy szukali osobistego,
intymnego kontaktu z Bogiem,
przychodzącym
do nich w szmerze łagodnego powiewu, w szepcie cichej modlitwy…

Moi
Drodzy, drugiemu
można dać tylko to, co się samemu posiada.

To jest tak bardzo oczywista oczywistość, że właściwie w ogóle
nie powinno się o niej
mówić. A jednak – jak pokazuje życie – wcale ta oczywistość
nie jest taka oczywista, skoro tak wielu mędrców tego świata dużo
mówi i poucza innych, nie
mają
c
tak naprawdę nic sensownego do powiedzenia.

Jako żywo, widzimy
w
ich postawie
zaprzeczenie ludowej prawdzie, wyrażonej w powiedzeniu, że „z
pustego to i Salomon nie naleje”. Otóż, niektórzy usiłują
nalewać z pustego,
kompromitując
się tylko w ten sposób.
Jeżeli
zatem my chcemy sami
żyć
mądrze
i sensownie, i jeszcze innym pomóc

w takim właśnie kształtowaniu ich
życia – a przecież często chcemy innym pomóc, coś dobrego im
doradzić w różnych kłopotach, które przeżywają – to musimy
sobie uświadomić, że życiowej mądrości i najgłębszej treści
i sensu życia nie
da się nauczyć, kupić, czy – tym bardziej – ukraść komuś,

lub wydrzeć z ręki. Nie przychodzi ona ani z najbardziej nawet
wysokimi
tytułami naukowymi,

ani z najbardziej nawet rozległą
wiedzą

w różnych dziedzinach, ani z najbardziej nawet eksponowanymi
stanowiskami

w hierarchii społecznej czy
politycznej. Ona przychodzi na
modlitwie, w osobistym, najbardziej intymnym kontakcie z Bogiem.

Tak,
moi Drodzy, akurat w tej kwestii nic nie zastąpi owych
– jak to ktoś kiedyś ciekawie określił – „kolanogodzin”,
przetrwanych przed Bogiem.
Tych
minut, a nawet godzin, przetrwanych na modlitwie – nie zawsze
koniecznie na kolanach, bo nie zawsze stan zdrowia na to pozwala. Nic
nie zastąpi tego
czasu, który trzeba przetrwać przed Bogiem,

aby w ciszy intymnego kontaktu z Nim nasze serce mogło się
stopniowo napełnić.
Warto,
moi Drodzy, jeszcze dzisiaj pomyśleć, jak wyglądają
moje
osobiste
kontakty
z Bogiem i czy
już wypracowałem swój indywidualny, najbardziej mi odpowiadający
styl

tych kontaktów, mój osobisty sposób modlitwy… To jest naprawdę
bardzo ważne. I niezmiernie konieczne…
Bo
– jako rzekliśmy – rozległą
wiedzę

można zdobyć dzięki wytrwałej nauce, doświadczenie
w jakiejś dziedzinie można zdobyć poprzez systematyczną praktykę,
sprawność
fizyczną i sportową

można zdobyć poprzez cierpliwe i konsekwentne ćwiczenie, wysokie
stanowisko

można zdobyć poprzez wygranie wyborów czy uznanie u przełożonych,
natomiast życiową
mądrość,
najgłębszy
sens życia i właściwy jego kierunek – można
sobie jedynie wymodlić.

10 komentarzy

  • W wizerunku Matki Bożej Licheńskiej, też jesteś Matką Nieustającej Pomocy, Matką Wspomożenia, Matką Strapionych, bo gdziekolwiek jesteś troszczysz się o swoje dzieci. Dziś właśnie w Sanktuarium Licheńskim , u Twoich stóp modlić się będę pod przewodnictwem Nuncjusza Apostolskiego w Polsce, co w sercu zabieram, co w sercu noszę, o sprawy duże i małe, o osobiste, narodowe i społeczne. Maryjo,Polski Królowo i nasza wysłuchaj nas, Maryjo pomagaj, Maryjo, módl się za nami i z nami pielgrzymami, tej polskiej ziemi. Amen.

    • Spróbowałam raczej "kolanominut", bo tyle trwało przejście za ołtarzem Matki Bożej Licheńskiej. Maryjo, mówiłam Ci że to już ostatni raz… ale poprzednio też mówiłam że ostatni… Spraw aby to nie był ostatni raz. Przymierzam się, na razie duchowo, mentalnie do pielgrzymki ludzi pracy w ostatnią niedziele sierpnia. Wczoraj było również poświęcenie pomnika, spotkania żołnierza napoleońskiego Tomasza Kłossowskiego po bitwie pod Lipskiem w 1813 roku z Tobą Maryjo. Ty wychodzisz na przeciw potrzebom ludzkim, dlatego tak się do garniemy. Wspomagaj nas nieustannie, Maryjo.

    • Kolanogodziny – czy kolanominuty – nie muszą oznaczać faktycznego, fizycznego klęczenia. Bardziej tu chodzi o trwanie przed Bogiem w postawie duchowego uniżenia, w postawie miłości…
      xJ

  • Najmilsza modlitwa
    S. Maria Natalia: Kiedyś podczas pokutnej modlitwy Nieprzyjaciel powiedział mi w duszy:
    „Twoje modlitwy nie mają żadnej wartości przed Bogiem. Szkoda na nie czasu”.
    Powiedział to tonem tak spokojnym i tak cichym, że byłabym pomyliła jego głos z głosem Jezusa. Zwróciłam się zaraz do Jezusa:
    „Panie, kiedy moja modlitwa jest dla Ciebie miła?”
    Odpowiedział:
    „Najmilsza jest wtedy, gdy we mnie odpoczywasz, kiedy milczysz, nie troszcząc się o to, co dzieje się wokół ciebie.”
    Zapytałam jeszcze: „Kiedy w Tobie odpoczywałam?”
    Powiedział:
    „Kiedy Moja obecność tak cię świadomie przenika, że twoje ciało jakby zasypia, a twój duch jest we mnie, całkowicie obudzony.”

    ZWYCIESKA KRÓLOWA ŚWIATA
    http://www.ksiegarnialumen.pl/maryja-zwycieska-krolowa-swiata.html

    Dasiek

  • Odnośnie Słowa Bożego, wczoraj zwróciłam moją uwagę, że Pana nie było w mocnych wydarzeniach "…Pan nie był w wichurze. A po wichurze trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu." Również sama doświadczyłam Jego delikatnego dotyku w Sakramencie Pokuty, w spotkaniu w Komunii z Nim, ale najbardziej dał się mi poznać na modlitwie indywidualnej po zakończonej Eucharystii, gdy odmawiałam "pokutę".

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.