Pokonywać bariery – przekraczać granice!

P
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa mój
Brat, Ksiądz Marek.
Z tej okazji życzymy wszyscy, aby
się nigdy nie wypalił i nie zmęczył posługą kapłańską i
misyjną, którą z taką pasją i miłością spełnia. Niech Mu
w
jej spełnianiu towarzyszy Boże błogosławieństwo i ludzka
życzliwość.
I o to właśnie módlmy się dzisiaj – i nie
tylko dzisiaj – dla naszego Drogiego Jubilata!
Imieniny
zaś dzisiaj obchodzą:

Ksiądz Kanonik Doktor Jacek Sereda – Dziekan mojego Kursu,
Duszpasterz Rodzin Diecezji siedleckiej;

Ksiądz Kanonik Jacek Owsianka – Proboszcz mojej rodzinnej Parafii;

Ksiądz Jacek Skoczylas – mój Następca na wikariacie w
Celestynowie;

Ksiądz Doktor Jacek Golbiak – Wykładowca w Siedleckim Seminarium;

Jacek Adamczyk i Jacek Kordel – Znajomi z Parafii w Celestynowie;

Joanna Centkowska i Jacek Marczuk – należący w swoim czasie do
Wspólnot młodzieżowych;

Żanna Sulowska – Osoba bliska mi i bardzo życzliwa, której
małżeństwo z Łukaszem miałem przyjemność w swoim czasie pobłogosławić; mieszkają Oni w Lublinie.
Wszystkim
Solenizantom życzę gorliwości i zapału Świętego Jacka. I o to
będę się dla Nich modlił.
Pozdrawiam
serdecznie Wszystkich – i każdego z osobna.
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
Czwartek
19 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Jacka, Kapłana,
do
czytań: Joz 3,7–10a.11.13–17; Mt 18,21–19,1
CZYTANIE
Z KSIĘGI JOZUEGO:
Pan
oznajmił Jozuemu: „Dziś pocznę wywyższać cię w oczach całego
Izraela, aby poznano, że jak byłem z Mojżeszem, tak będę i z
tobą. Ty zaś dasz następujące polecenie kapłanom niosącym Arkę
Przymierza: «Skoro dojdziecie do brzegu wód Jordanu, w Jordanie się
zatrzymajcie»”.
Zwrócił
się następnie Jozue do synów Izraela: „Zbliżcie się i
słuchajcie słów Pana Boga waszego. Po tym poznacie, rzekł Jozue,
że Bóg żywy jest pośród was i że wypędzi z pewnością przed
wami Kananejczyków. Oto Arka Przymierza Pana całej ziemi przejdzie
przed wami Jordan. Skoro tylko stopy kapłanów niosących Arkę Pana
ziemi całej, staną w wodzie Jordanu, oddzielą się wody Jordanu
płynące z góry i staną jak jeden wał”.
Gdy
więc lud wyruszył ze swoich namiotów, by przeprawić się przez
Jordan, kapłani niosący Arkę Przymierza szli na czele ludu.
Zaledwie niosący Arkę przyszli nad Jordan, a nogi kapłanów
niosących Arkę zanurzyły się w wodzie przybrzeżnej, Jordan
bowiem wezbrał aż po brzegi przez cały czas żniwa, zatrzymały
się wody płynące z góry i utworzyły jakby jeden wał na znacznej
przestrzeni od miasta Adam leżącego w pobliżu Sartan, podczas gdy
wody spływające do morza Araby, czyli Morza Słonego, oddzieliły
się zupełnie, a lud przechodził naprzeciw Jerycha. Kapłani
niosący Arkę Przymierza Pana stali mocno na suchym łożysku w
środku Jordanu, a tymczasem cały Izrael szedł po suchej ziemi, aż
wreszcie cały naród skończył przeprawę przez Jordan.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Piotr
zbliżył się do Jezusa i zapytał: „Panie, ile razy mam
przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem
razy?”
Jezus
mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż
siedemdziesiąt siedem razy.
Dlatego
podobne jest Królestwo niebieskie do króla, który chciał się
rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać,
przyprowadzono mu jednego, który był mu winien dziesięć tysięcy
talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał
sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak
dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: «Panie,
miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam». Pan ulitował
się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował.
Lecz
gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który był
mu winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc:
«Oddaj, coś winien!» Jego współsługa upadł przed nim i prosił
go: «Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie». On jednak nie
chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda
długu.
Współsłudzy
jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i
opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał
go przed siebie i rzekł mu: «Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały
ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś
był się ulitować nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się
nad tobą?» I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom,
dopóki mu całego długu nie odda.
Podobnie
uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy
z serca swemu bratu”.
Gdy
Jezus dokończył tych mów, opuścił Galileę i przeniósł się w
granice Judei za Jordan.
Trudno
nie dopatrzeć się w wydarzeniu, opisanym w dzisiejszym pierwszym
czytaniu, z Księgi Jozuego, podobieństwa do przejścia
Izraelitów
pod wodzą Mojżesza – przez Morze Czerwone.
Nasuwa się nawet takie skojarzenie, że jak dla Mojżesza przejście
przez Morze było znakiem uwiarygadniającym go w oczach
narodu wybranego, było takim punktem na swój sposób decydującym,
kulminacyjnym, zwrotnym; było przekroczeniem pewnej bariery,
pokonaniem pewnego etapu nie tylko na drodze do Ziemi Obiecanej, ale
na drodze do świadomości Izraelitów, którzy dzięki temu
zobaczyli w nim swego przewodnika i przywódcę – tak dla
Jozuego takim punktem definitywnym,
kulminacyjnym, zwrotnym było
przejście przez Jordan.
Owszem,
ani w jednym, ani w drugim przypadku, nie były to znaki jedyne
ani pierwsze,
bo Bóg na różne sposoby wyraźnie informował
ludzi o swojej decyzji, dotyczącej wyboru najpierw Mojżesza, a
potem Jozuego – i dawał wiele sygnałów, potwierdzających te
decyzje. A jednak, przejście przez zaporę wodną, przez przeszkodę,
która w normalnych warunkach byłaby nie do przejścia i stanowiłaby
istotny czynnik hamujący realizację Bożych planów
– właśnie
to przejście było takim znakiem wyrazistym, ewidentnym i
decydującym.
Bóg
w ten sposób pokazał, że dla Niego i dla realizacji Jego planów
nie ma żadnych barier, zapór ani granic. Jeżeli takowe są
– to tylko w sercu i w świadomości człowieka. Jeżeli jednak
człowiek wejdzie w pełną współpracę z Bogiem, to pokona
wszelkie, nawet największe ograniczenia. Bożą mocą!
Bo Bóg –
jako już rzekliśmy, a jak raz jeszcze to podkreślimy –
przekroczy każdą granicę i pokona jakąkolwiek barierę.
Bardzo
dobrze widzimy to w obrazie, ukazanym nam przez Jezusa w dzisiejszej
Ewangelii. Dla miłosiernego pana nie stanowiło problemu, aby swemu
nieporadnemu (dzisiaj zastanawialibyśmy się, czy tylko
nieporadnemu…) słudze, który wygenerował tak gigantyczny
dług,
wszystko w całości podarować. Już sama wielkość
długu, w normalnych warunkach, wydaje się wręcz niemożliwa do
osiągnięcia,
bo jeden talent, to – jak zapewne pamiętamy –
równowartość trzydziestu czterech kilogramów złota, a sługa ów
zaciągnął dług na dziesięć tysięcy takich talentów.
Sam zaś domagał się zwrotu stu denarów, czyli
równowartości stu dniówek niewykwalifikowanego robotnika.
Mamy
zatem do czynienia z dysproporcją wręcz niewyobrażalną – co
było z pewnością celowym zabiegiem Jezusa, aby pokazać, jakie
bariery przekracza Bóg,
aby dotrzeć do serca człowieka, a jak
ciasny i zblokowany w swoich schematach i ograniczeniach jest
sam człowiek, i jak nie potrafi – albo nie chce – niczego
zrobić, żeby te swoje bariery przekraczać.
Dlatego
musimy sobie dzisiaj wszyscy jasno uświadomić, że jeżeli z Bożą
pomocą nie będziemy się starali owych granic pokonywać, nie
osiągniemy zbawienia
w wieczności, ani też tu, na ziemi –
przyjaźni z Jezusem. Bo żeby wyjść na spotkanie z Jezusem i
zawiązać z Nim prawdziwą przyjaźń, trzeba wyjść ze swego
duchowego „grajdołka”
i przejść przez Morze Czerwone, i
przez Jordan, i przez każdą inną barierę i przeszkodę… Z
pomocą Jezusa będzie to możliwe!
Udowadnia
to chociażby przykład Patrona dnia dzisiejszego, Świętego
Jacka, Kapłana.
Urodził
się w Kamieniu Śląskim, w ziemi opolskiej, na krótko przed
1200 rokiem.
Był synem szlacheckiego, możnego rodu Odrowążów.
Pierwsze nauki pobierał zapewne w Krakowie, w szkole katedralnej. Na
ten czas zamieszkał u stryja, późniejszego biskupa krakowskiego,
Iwona.
Po
ukończeniu szkoły katedralnej, otrzymał święcenia kapłańskie
– prawdopodobnie z rąk Błogosławionego Biskupa Wincentego
Kadłubka. W każdym razie, w 1219 roku był już kanonikiem
krakowskim.
Jest rzeczą prawdopodobną, że stryj Iwo wysłał
go przedtem na studia teologiczne i prawa kanonicznego do Paryża i
Bolonii. Nie jest to jednak pewne.
W
1215 roku biskup Iwo poznał się ze Świętym Dominikiem Guzmanem –
przy okazji Soboru Laterańskiego. Wyraził wówczas prawdopodobnie
życzenie, aby Dominik przysłał także do Polski swoich
duchowych synów.
Na to zapewne otrzymał odpowiedź, aby
przysłał z Polski kandydatów. Kiedy więc Iwo, w 1218 roku, został
biskupem krakowskim, udał się do Rzymu ze swymi kanonikami:
Jackiem i Czesławem.
Po
krótkim pobycie w centrum dominikanów, czyli klasztorze Świętej
Sabiny, Dominik obu kandydatów obłóczył w habity z myślą
rychłego wysłania ich do Polski.
Chociaż nowicjat wówczas nie
obowiązywał, Jacek i Czesław po obłóczynach odbyli półroczny
okres próby, po którym złożyli śluby na ręce Świętego
Dominika.
Jeszcze
jesienią 1219 roku, Święty Dominik wysłał obu Polaków do
Bolonii. Szli pieszo, o żebranym chlebie, jak to było
wówczas w zakonie w zwyczaju, a nie konno, jak w czasie, gdy
przybywali do Rzymu w orszaku biskupa Iwona. W Bolonii znajdował
się wówczas główny i największy klasztor
zakonu
kaznodziejskiego. Pozostali tam rok, dokształcając
się duchowo i umysłowo.
W
roku 1221 ruszyli do Polski,
odwiedzając jeszcze po drodze
Pragę, gdzie bardzo życzliwie przyjął ich miejscowy biskup,
prosząc, aby tam zostali. Ponieważ jednak nie było jeszcze
konkretnych propozycji, Jacek udał się z towarzyszami dalej do
Krakowa.
Cała ta podróż z Bolonii do Krakowa trwała kilka
miesięcy. To świadczy o tym, że Jacek nie miał jeszcze
konkretnego planu działania.
Święty Dominik polecił mu badać
po drodze możliwości pozyskiwania nowych członków i zakładania
nowych placówek.
Jacek
uczynił to najpierw w Austrii, a w kilka lat potem powstały
klasztory w Pradze i we Wrocławiu. W zimie 1222 roku odbyła się
konsekracja nowego kościoła dominikańskiego w Krakowie, a w
1226 roku Jacek
był już na Pomorzu, gdzie założył
klasztory w Gdańsku i Kamieniu Pomorskim. Zakon cieszył się
niebywałym wzięciem. Garnęło się w jego szeregi wiele wybitnych
jednostek. W bardzo krótkim czasie zaczęły się więc także
mnożyć klasztory. W tymże samym roku 1226 powstała odrębna
prowincja polska.
W
1228 roku Jacek został wybrany na kapitule prowincji delegatem na
kapitułę generalną,
odbywającą się w Paryżu. To świadczyło
o wielkim autorytecie, jakim się już wówczas cieszył. Wtedy też
powstało w Polsce bardzo wiele placówek dominikańskich. Nasz
Patron brał czynny udział w procesie ich tworzenia, a
przełożonymi wielu z nich ustanawiał swoich uczniów.
Po
roku 1228 – wierny swoim założeniom ewangelizacyjnym – udał
się na prawosławną Ruś,
gdzie założył klasztor w samym
Kijowie. Jednak w 1233 roku książę kijowski, podburzony przez
prawosławnych kniaziów, zlikwidował na pewien czas tę placówkę.
Pomyślnie jednak rozwijały się dwa inne klasztory: pod Moskwą i w
Haliczu.
Nasz
Patron udał się następnie na Prusy. Tam wówczas działali już
Krzyżacy,
których Wielki Mistrz zwrócił się do dominikanów
z prośbą o pomoc w ewangelizacji. Z polecenia przełożonego
generalnego Zakonu, posługi tej podjął się właśnie nasz
Święty,
nie przewidując jeszcze, jak będzie wyglądała
ewangelizacja w wydaniu Krzyżaków. Oto bowiem tereny, na których
zwalczali oni pogaństwo, w brutalny sposób zagarniali dla
siebie.
Ta
zaborcza polityka Krzyżaków prawdopodobnie zniechęciła Jacka
do dalszego angażowania się w akcję misyjną w Prusach.
Polityka
ta doprowadziła także do wrogiego nastawienia Litwinów i
Jadźwingów do chrześcijaństwa. Wcześniej jednak, zarówno w
Polsce, jak i na Litwie, wiele stolic biskupich zostało obsadzonych
dominikanami, w tym również – uczniami Świętego Jacka.
Jak
wskazują zapisy biografa Świętego Jacka – Ojca Stanisława,
lektora dominikańskiego – od roku 1240 mieszkał już nasz
Patron w konwencie krakowskim.
Przyczyną zaprzestania tak
rozległej i dynamicznej akcji misyjnej mogła być niechęć
prawosławnych książąt ruskich, najazd Tatarów na Ruś i zaborcza
polityka Krzyżaków, którzy paraliżowali wszelkie misyjne wysiłki
polskich dominikanów.
Lektor
Stanisław podaje, że Jacek zmarł w Krakowie, w uroczystość
Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, 15 sierpnia 1257 roku,
po
dłuższej chorobie. Być może, forsowne podróże misyjne – w
ówczesnych prymitywnych warunkach bardzo męczące – zniszczyły
jego organizm.
Od
samego początku jego grób był otoczony wielką czcią i
otrzymywano przy nim niezwykłe łaski.
W notatkach konwentu
krakowskiego z roku 1277 odnajdujemy taki zapis: W
klasztorze krakowskim leży brat Jacek, mocen wskrzeszać zmarłych”.
Rozpoczęto także starania o Kanonizację, czego świadectwem
był fakt prowadzenia księgi cudów. Księga ta, spisywana przy
grobie Jacka w latach 1257–1290, przytacza ponad trzydzieści
pięć niezwykłych wypadków.
Jednak
najazdy tatarskie, a potem wojny o tron krakowski i dalsze wypadki
sprawiły, że dopiero w XV wieku ponowiono starania w Rzymie. Ich
skutkiem, w dniu 17 kwietnia 1594 roku, Papież Klemens VIII
zaliczył uroczyście Jacka w poczet Świętych
. Relikwie
Świętego spoczywają w osobnej kaplicy, w kościele Świętej
Trójcy w Krakowie, w okazałym grobowcu.
Jak
głosi tradycja, Święty Jacek Odrowąż nie
przyjmował żadnych godności zakonnych.
Skupił
się na ważnych celach zakonu
dominikańskiego na terenie Polski. Jego
życie było przepełnione czcią dla Matki Bożej.
Piękna
legenda głosi, że kiedy musiał w czasie najazdu Tatarów na Kijów
opuścić miasto, zabrał
ze sobą Najświętszy Sakrament, aby go uchronić od zniewagi.
Wtedy
z wielkiej kamiennej figury miała odezwać się Matka Boża: Jacku,
zabierasz Syna, a zostawiasz Matkę?”
Na
to miał odpowiedzieć nasz Święty: „Jakże Cię mogę zabrać,
Matko Boża, kiedy Twoja figura jest tak ciężka?” Jednak kiedy
uchwycił figurę, okazało się, że jest ona na tyle lekka, że
może ją unieść. Stąd też na
obrazach Święty Jacek przedstawiany jest w habicie dominikańskim,
z monstrancją w jednej ręce i figurą Matki Bożej w drugiej.
A
oto co jeszcze pisze o naszym dzisiejszym Patronie wspomniany już
Stanisław, lektor zakonu kaznodziejskiego, w dziele zatytułowanym
„Życie i cuda świętego Jacka, spisane przez Stanisława z
Krakowa, lektora zakonu kaznodziejskiego”:
„Błogosławiony
Jacek, niby promień nowego słońca, rozproszył
w Polsce ciemności grzechu, a serca Polaków oświecił światłem
wiary.
Światło
dzienne przynosi ulgę w cierpieniach, budzi śpiących, każe
śpiewać ptakom, a dzikie zwierzęta zapędza do ich kryjówek. Tak
i Święty Jacek, wysłany do Polski przez Błogosławionego
Dominika, wyzwolił
Polaków z występków, obudził ich z uśpienia, skierował ku niebu
i oswobodził z władzy szatana.
Imię
Jacek wywodzi się ze
słowa hiacynt,
które
oznacza zarówno kwiat,
jak i szlachetny
kamień.
Oba
te znaczenia dobrze się odnoszą do Błogosławionego Jacka. Hiacynt
bowiem jest rośliną o purpurowym kwiecie, Jacek zaś był w pokorze
serca jak roślinka,
co nie wystrzela wysoko w górę, był jak kwiat czysty i zdobny
dobrowolnym ubóstwem.
A
szlachetny kamień tej samej nazwy, o blasku czerwieni, jest podobny
do złota i jak złoto trwały. Tak i Błogosławiony Jacek jaśniał
światłością życia i głoszeniem Ewangelii, niezłomny w
szerzeniu katolickiej wiary.
Tak
więc się tłumaczy znaczenie tego imienia.
Błogosławiony
Jacek surowość
życia
przejął
jak ze źródła od Świętego Dominika. Odznaczał się bowiem
pokorą serca,
dziewiczą czystością, gorącą miłością Boga i bliźnich.
Była
ona tak wielka, że widok strapionych i płaczących wyciskał z jego
oczu strumienie łez i z płaczem błagał dla nich o zmiłowanie
Boże. Miał zwyczaj spędzać noce w kościele i rzadko kiedy udawał
się na spoczynek, a
zmęczony czuwaniem, kładł się na kamieniu przed ołtarzem lub na
ziemi i tak odpoczywał,
a
ciało swoje co noc aż do krwi chłostał.
W
piątki oraz w wigilie Błogosławionej Dziewicy i Apostołów pościł
o chlebie i wodzie, a wszystkie chwile swojego życia Bogu poświęcał.
Zawsze bowiem oddawał się czy
to nauce, czy głoszeniu
słowa
Bożego, czy słuchaniu Spowiedzi, czy modlitwie
lub
też nawiedzaniu chorych i tak słowem i przykładem budował
bliźnich.
W
przeddzień uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
Święty
Jacek modlił się
przed Jej ołtarzem w kościele swojego
zakonu
w Krakowie
i
gdy tak we łzach i modlitewnym uniesieniu rozważał Jej radosne i
cudowne Wniebowzięcie, ujrzał wielkie światło spływające na
ołtarz. Zbliżyła się do niego Błogosławiona Dziewica i rzekła:
Synu
mój, Jacku, raduj się, albowiem twoje modlitwy miłe są mojemu
Synowi i Zbawicielowi i o cokolwiek będziesz prosił za moją
przyczyną, to otrzymasz”.
To
rzekłszy, wśród świateł i chórów anielskich odeszła do nieba.
A Święty mąż Jacek, pocieszony tym objawieniem, z ufnością
wypraszał u Boga
to, czego pragnął.”

Tyle z relacji Ojca Stanisława.
Ubogaceni
świadectwem świętości dzisiejszego Patrona i darem Słowa,
którego wysłuchaliśmy, zastanówmy się:
– Co
jest największą barierą, która oddziela mnie wewnętrznie od
Boga?
– Czy
mam odwagę pokonywać swoje przyzwyczajenia i zastarzałe schematy
myślenia, żeby bardziej żyć Ewangelią?
– Czy
w swoich dobrych postanowieniach i działaniach jestem radykalny i
wytrwały?

Dziś
pocznę wywyższać cię w oczach całego Izraela, aby poznano, że
jak byłem z Mojżeszem, tak będę i z tobą!

5 komentarzy

  • Intuicja kobieca podpowiedziała mi na początku Mszy Świętej, gdy był wymieniony Patron dnia dzisiejszego, że jest to Patron naszego Księdza Jacka, ale że ma brata też Księdza to myśl skierowałam od razu do Boga, że tą Eucharystię ofiaruję za Nich a że św. Jacek był dominikaninem to dokooptowałam jeszcze intencje jednego Dominikanina Adama. Niech Jezus Wam błogosławi każdego dnia a Duch Święty kieruje sercami i umysłami Waszymi, ku chwale Boga Ojca.
    Do daru Eucharystii dołożę jeszcze "bukiecik" modlitw na wieczornej Adoracji Najświętszego Sakramentu. Szczęść Boże.

    • Bardzo dziękuję! W intencji Wszystkich życzliwych, którzy dobroć swego serca na różne sposoby w tych dniach okazywali, sprawowałem Mszę Świętą. Tak się mogę odwdzięczyć za tyle szczerej życzliwości.
      Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.