Nauczycielu, co dobrego mam czynić?…

N
Szczęść Boże! Moi Drodzy, witam z samego rana, bo za chwilę wyruszam z Lublina do Białej Podlaskiej, do rodzinnego Domu, skąd z Rodzicami i Markiem wyjeżdżamy dziś na tydzień do Szklarskiej Poręby. To taki doroczny rodzinny wyjazd, w czasie urlopu Marka. Zapewniam o modlitwie za Was, w czasie wędrówek po górach, i nie tylko… Zamierzam też uzupełnić w tych dniach blogową korespondencję, którą nieco zaniedbałem z powodu natłoku zajęć, kiedy sam czuwałem nad Parafią…
          Dobrego i błogosławionego dnia!
                                    Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Poniedziałek
20 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Piusa X, Papieża,
do
czytań: Sdz 2,11–19; Mt 19,16–22

CZYTANIE
Z KSIĘGI SĘDZIÓW:
Synowie
Izraela czynili to, co złe w oczach Pana i służyli Baalom.
Opuścili Boga swoich ojców, Pana, który ich wyprowadził z ziemi
egipskiej, i poszli za cudzymi bogami, którzy należeli do ludów
sąsiedzkich. Oddawali im pokłon i drażnili Pana. Opuścili Pana i
służyli Baalowi i Asztarcie.
Wówczas
zapłonął gniew Pana przeciwko Izraelitom, tak że wydał ich w
ręce ciemięzców, którzy ich złupili, wydał ich na łup
nieprzyjaciół, którzy ich otaczali, tak że nie mogli się oprzeć.
We wszystkich ich poczynaniach ręka Pana była przeciwko nim na ich
nieszczęście, jak to Pan przedtem im zapowiedział i jak im
poprzysiągł. I tak spadł na nich ucisk ogromny.
Wówczas
Pan wzbudził sędziów i wybawił Izraelitów z ręki tych, którzy
ich uciskali. Ale i sędziów swoich nie słuchali, gdyż uprawiali
nierząd z innymi bogami, oddawali im pokłon. Zboczyli szybko z
drogi, po której kroczyli ich przodkowie, którzy słuchali
przykazań Pana: ci tak nie postępowali.
Kiedy
zaś Pan wzbudził sędziów dla nich, Pan był z sędzią i wybawiał
ich z ręki nieprzyjaciół, póki żył sędzia, bo Pan litował
się, gdy jęczeli pod jarzmem swoich ciemięzców i prześladowców.
Lecz po śmierci sędziego odwracali się i czynili jeszcze gorzej
niż ich przodkowie. Szli za cudzymi bogami, służyli im i pokłon
im oddawali, nie odchodząc w niczym od swoich czynów i od drogi
zatwardziałości.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Pewien
człowiek zbliżył się do Jezusa i zapytał: „Nauczycielu, co
dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?”
Odpowiedział
mu: „Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest dobry. A jeśli
chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania”.
Zapytał
Go: „Które?”
Jezus
odpowiedział: „Oto te: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij,
nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego
bliźniego jak siebie samego”.
Odrzekł
Mu młodzieniec: „Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi
jeszcze brakuje?”
Jezus
mu odpowiedział: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj,
co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie.
Potem przyjdź i chodź za Mną”.
Gdy
młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem
wiele posiadłości.

Trzeba
przyznać, że wręcz strasznie brzmią te słowa: We
wszystkich ich poczynaniach ręka Pana była przeciwko nim na ich
nieszczęście, jak to Pan przedtem im zapowiedział i jak im
poprzysiągł. I tak spadł na nich ucisk ogromny.
Cóż
może być gorszego od sytuacji, w której to Bóg tak zdecydowanie
odwraca się od człowieka i występuje przeciwko niemu?…
Czy
jednak możemy powiedzieć, że naprawdę Bóg był przeciwko
swojemu narodowi?
Czy naprawdę chciał mu zaszkodzić lub go
zniszczyć? Przecież już w następnych zdaniach – po tych,
zacytowanych przed chwilą – słyszymy, że posyłał sędziów,
poprzez których przestrzegał swój lud i naprowadzał go na
dobrą drogę.
Zatem,
Bóg nie tyle swój lud doświadczał, czy występował przeciwko
niemu, ile raczej czuwał nad nim, aby ten nawracał się i
słuchał Bożego głosu. W tym celu właśnie posyłani byli
sędziowie, a więc ludzie, których zadaniem było nie tylko –
w sensie ścisłym – rozsądzanie sporów
pomiędzy ludźmi,
ile faktyczne przewodzenie narodowi wybranemu w imieniu Boga.
O
tym, że Bóg wspierał działania sędziów i sam przez nich
działał, słyszymy dzisiaj bardzo wyraźnie w tych oto słowach:
Kiedy zaś Pan wzbudził sędziów dla nich, Pan był z sędzią
i wybawiał ich z ręki nieprzyjaciół, póki żył sędzia, bo Pan
litował się, gdy jęczeli pod jarzmem swoich ciemięzców i
prześladowców. Lecz po śmierci sędziego odwracali się i czynili
jeszcze gorzej niż ich przodkowie. Szli za cudzymi bogami, służyli
im i pokłon im oddawali, nie odchodząc w niczym od swoich czynów i
od drogi zatwardziałości.
Zatem,
nie przeciwko sędziemu – temu lub innemu – buntowali się
Izraelici, ale przeciwko Bogu! To trzeba jasno stwierdzić! I
to w sposób permanentny, kiedy bowiem Bóg litował się nad nimi i
okazywał im swą życzliwość, ci ponownie odwracali się od
Niego,
postępując jeszcze gorzej, niż postępowali ich
przodkowie. Dlatego trudno się dziwić, że Bóg nie mógł
zaakceptować
takiego postępowania i stąd dzisiaj mówimy, że
był przeciw swemu narodowi. Tak to mogło wyglądać z zewnątrz.
Natomiast
w istocie – i to musimy podkreślić – mamy do czynienia z
sytuacją dokładnie odwrotną. O tym zresztą przed chwilą sobie
mówiliśmy: to nie Bóg jest przeciwko człowiekowi. To człowiek
ciągle stawał w opozycji do swego Boga, to
człowiek lekceważył Boże prawa i nakazy, to człowiek próbował
sobie radzić w życiu bez Boga. I jeżeli na tej drodze doświadczał
jakichś życiowych komplikacji, to tylko dlatego, że ponosił
oczywiste skutki
swojego własnego postępowania.
Tak,
jak młody człowiek z dzisiejszej Ewangelii. W zewnętrznym
oglądzie – bardzo poprawny,
sumiennie spełniał Boże nakazy.
A jednak, w jego życiu, w jego sercu, było to „coś”, co mąciło
ów piękny obraz;
na tym wizerunku była poważna rysa. Było to
przywiązanie do dóbr materialnych, do posiadanych
majętności. I to właśnie dzisiaj Jezus w jego postawie
zdemaskował. Pokazał, że choć ów młody człowiek jest blisko
Boga – przynajmniej, wiele na to wskazuje – to jednak nie stać
go uczynienie tego jednego, zasadniczego kroku
i oderwanie się
od przywiązania do spraw doczesnych, szczególnie materialnych.
I
znowu, to nie Jezus zamknął przed nim drogę do pełni
szczęścia
– to on sam, ów młody człowiek, nie
odważył się zrobić zasadniczego kroku w stronę Jezusa! To w
nim, w owym młodym człowieku, była bariera,
przeszkoda – nie
zaś w rzekomo negatywnym nastawieniu Jezusa! Chociaż na zewnątrz
tak to mogło wyglądać…
Stąd
też, moi Drodzy, kiedy będziemy kiedykolwiek o coś prosić
Jezusa,
albo nawet się z Nim o jakieś rzeczy spierać, lub
zgłaszać pretensje, że nie daje nam tego lub owego, albo że nie
czyni naszego życia szczęśliwym, to zastanówmy się głęboko w
ciszy i skupieniu, czy aby powód takiego stanu rzeczy nie tkwi w
naszym
sercu i w naszej postawie…
A
pomocą w tej refleksji może być dzisiaj spojrzenie na przykład
pełnej otwartości serca na głos Boży, jaki daje nam swoim świętym
życiem Patron dnia dzisiejszego, Papież
Pius X.
Józef
Sarto,
urodził
się 2 czerwca 1835
roku
, w rodzinie
wiejskiego listonosza, we Włoszech, niedaleko Wenecji. Do szkoły
podstawowej uczęszczał w swojej miejscowości, a w 1846 roku został
przyjęty do gimnazjum w Castelfranco Veneto, dokąd musiał
codziennie przebiegać
czternaście kilometrów w jedną stronę! A trwało to przez cztery
lata!
Za
pieniądze kardynała Jakuba Monico Józef podjął studia w
seminarium w Padwie. W trakcie tych studiów zmarł jego ojciec i
była obawa, że będzie musiał przerwać studia, aby pomagać
matce. Matka jednak
zdecydowała się dorabiać krawiectwem, aby synowi nie przerywać
studiów.
Święcenia
kapłańskie otrzymał 18 września 1858 roku.
Już
na pierwszej placówce wyróżnił
się jako doskonały kaznodzieja.

Dlatego zapraszano go chętnie z kazaniami z różnych okazji. Swoje
kazania przygotowywał bardzo starannie, każde
z nich zapisując!

Budował wiernych pobożnością i gorliwością kapłańską.
Opiekował się ubogimi. Po dziewięciu latach takiej pracy, w roku
1867, został proboszczem w Salvano. Tu zajął się szczególnie
katechizacją dzieci,
uczeniem chóru śpiewu liturgicznego i opieką nad biednymi.

Sam będąc wiele razy głodny jako chłopiec, umiał zrozumieć głód
innych.
Był
tak szczodry dla ubogich,

że siostra częstokroć z płaczem skarżyła się mu, że nie ma co
do garnka włożyć, a wstydzi się brać w sklepie na kredyt. W
parafii
miał do pomocy dwóch wikariuszy – i to właśnie z nimi
codziennie wieczorem
omawiał
potrzeby
parafii.
W
1884 roku, Papież Leon XIII mianował Księdza Józefa Sarto
biskupem Mantui
i sam
udzielił mu sakry. Jako Pasterz diecezji, umiał być Biskup Józef
kochającym i życzliwym dla wszystkich ojcem, ale
bywał także stanowczy, kiedy tego wymagała potrzeba.

Sam dawał swojemu duchowieństwu przykład modlitwy, ubóstwa i
gorliwości kapłańskiej. Baczną uwagę zwrócił na seminarium
duchowne, by mogli stąd wychodzić odpowiednio
przygotowani do przyszłej misji kapłani.
Osobiście
zwizytował wszystkie kościoły i parafie diecezji, by się
przekonać naocznie o ich potrzebach materialnych i duchowych. Na
zakończenie wizytacji, w
1888 roku, zwołał synod diecezjalny,
którego
nie było w tej diecezji od dwustu pięćdziesięciu lat!
Tymczasem,
w 1892 roku, zmarł Patriarcha
Wenecji,
kardynał
Dominik Agostini. Leon XIII wyznaczył na jego miejsce biskupa Józefa
Sarto, mianując go
jednocześnie kardynałem.

Całe swoje doświadczenie i gorliwość nowy Patriarcha oddał swej
archidiecezji. Rozwinął
katechizację,
by ją
postawić na jak najwyższym poziomie i ożywić ją we wszystkich
parafiach swojej metropolii. W seminarium, oprócz teologii
dogmatycznej i moralnej, wprowadził
studia biblijne, historię Kościoła i ekonomię społeczną.

Rozpoczął akcję oczyszczania muzyki kościelnej z elementów
świeckich, jakie powszechnie wówczas wdzierały się do liturgii.
A
do swoich kapłanów nieraz mawiał: „Głosicie wiele i dobrych
kazań. Niektóre zdradzają ogień najcudowniejszej wymowy i
przewyższają nawet aktorów gestami i grą twarzy. Ale
bądźmy szczerzy: Co mają z tego nasi biedni rybacy? Ile z tego
rozumieją służące, robotnicy portowi i tragarze?

Można dostać zawrotu głowy od tych hamletycznych salw
huraganowych, ale serce,
bracia, serce pozostaje puste!

Proszę was, bracia, mówcie
prosto i zwyczajnie, żeby i najprostszy człowiek was zrozumiał.

Mówcie z dobrego i
pobożnego serca, wtedy traficie nie tylko do uszu, ale i do duszy
waszych słuchaczy.”
W
1903 roku zmarł Papież Leon XIII. W jego miejsce, w
dniu 3 sierpnia, został wybrany właśnie nasz dzisiejszy Patron.

Już w dwa miesiące później, 4
października 1903 roku, wydał swą pierwszą encyklikę,

w której wyłożył program swojego pontyfikatu: Odnowić
wszystko w Chrystusie”
.
W
1906 roku, wydał drugą encyklikę, dotyczącą reformy
duchowieństwa.
W 1908 roku przeprowadził reformę Kurii papieskiej i zmiany do
konklawe.

Rozpoczął reformę prawa kanonicznego.
W
1905 roku ukazał się
Katechizm
Piusa X”

najpierw
dla diecezji rzymskiej, potem dla całego Kościoła, z instrukcją o
nauczaniu dzieci prawd wiary.
W
tym też czasie przeprowadził reformę
muzyki kościelnej i zreformował brewiarz.

Zniósł konieczność przystępowania do Spowiedzi przed każdym
przyjęciem Komunii świętej i
obniżył wiek dzieci mogących ją przyjąć
.

Z
całą energią zwalczał
współczesne błędy. Największym niebezpieczeństwem był
modernizm

– prąd, który obalał niemal wszystkie dogmaty. W encyklice
„Pascendi
dominici gregis”
z
8
września 1907 roku, modernizm został uroczyście potępiony, a
kapłani zostali zobowiązani do składania antymodernistycznej
przysięgi.

Dla podniesienia wagi nauk biblijnych i dla przeciwstawienia się
szerzonym błędom racjonalistycznym Pius X ustanowił Papieski
Instytut Biblijny

– istniejącą do dziś najwyższą szkołę biblijną.
Z
całą stanowczością stawał w obronie Kościoła. Na tym tle
doszło do gwałtownego
zatargu z rządem francuskim,

który w roku 1905 samowolnie zerwał konkordat z roku 1801 i
usiłował narzucić Kościołowi ograniczające jego wolność
prawa. Wtedy właśnie wypędzono z Francji zakonników i
zlikwidowano niemal wszystkie klasztory. Papież
mianował czterdziestu biskupów na nie obsadzonych dotąd
diecezjach, nie pytając rządu o żadną zgodę.

Pius
X bywał
też nazywany Papieżem dzieci. Kochał je i pragnął, by jak
najwcześniej spotkały się z Jezusem, zanim szatan zajmie Jego
miejsce w ich sercach. Po
wydaniu dekretu o wczesnej Komunii
Świętej,
otrzymał bardzo wiele listów od dzieci.

Pan Bóg obdarzył go także wieloma innymi niezwykłymi darami,
między innymi – darem
uzdrawiania chorych.
Ze
wszystkich sił starał się powstrzymać wybuch pierwszej wojny
światowej, ale – niestety – nie udało mu się to. Wojna
wybuchał 28 lipca 1914 roku. W niecały miesiąc potem, w
dniu 21 sierpnia 1914 roku, Papież Pius X zmarł.

Kanonizował go w dniu 29 maja 1954 roku, Papież Pius XII.
Wpatrując
się we wzór świętości dzisiejszego Patrona, a jednocześnie
wsłuchując się w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy
się:

Co
w moim sercu, w mojej postawie, jest największą przeszkodą,
stojącą na mojej drodze do Boga?

Co
konkretnie robię, aby tę przeszkodę pokonać?

Czy
nie uciekam przed poznaniem pełnej prawdy o sobie?

Jeśli
chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj
ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za
Mną…

21 komentarzy

  • Gdyby Chrystus używał tylu słów co ksiądz, po miesiącu uśpił by wszystkich potencjalnych słuchaczy.Na szczęście, mówił treściwie dlatego mnie jeszcze nie zmęczył w przeciwieństwie do księdza.

    • Z Jezusem, można by jeszcze pogadać o robieniu stołów, może krzeseł o czym jakoś niewiele biblia wspomina …Można by pogadać nie tylko o zbawieniu bo co za dużo….

    • Właśnie, po co się męczyć. Fochy u księdza? Jak u panienki…ja nie jestem złośliwa. Pozory mylą. Przyszło mi na myśl, teraz, że ksiądz tak przejęty tym co chce powiedzieć ,że zapomina o tych do których to mówi . Napisałam o korycie, na początku moich odwiedzin, pamięta ksiądz?…ale co tam jakaś prostytutka może mieć do powiedzenia- prawda?…Swego czasu rozmawiałam z proboszczem, który narzekał na samotność. Zapytałam, ile razy wziął piwo albo ciastka jakieś i poszedł do kogoś, pogadać….-ale co ludzie powiedzą-odrzekł…ludzie zawsze coś mówią…tak już jest.Jeśli ksiądz wierzy w to co pisze, i w to jak to robi, proszę robić to nadal nie przejmując się takimi jak ja ale też proszę nie pisać takich odpowiedzi. Po co się męczyć…a po co ksiądz się tak męczy. Jeśli się męczy …? Fruktus…owoc ze słuchanego przeze mnie różańca po łacinie…niewiele więcej rozumiem…ale chyba nie tylko ja. Szczęść Boże.

    • Będę pisał takie rozważania i takie odpowiedzi, na jakie tylko będę miał ochotę. To jest sfera mojej wolności, do której nic nikomu. I nie o fochy tu chodzi, tylko o zwykłą – z jednej strony – ludzką kulturę, a z drugą: o jasność wzajemnych relacji. Po prostu – szanujmy się nawzajem. I tyle!
      Dla mnie nie jest Pani żadną prostytutką i nigdy tak o Pani nie myślałem. Natomiast z Pani wypowiedzi rysuje mi się obraz kogoś, kto za wszelką cenę chce na siebie zwrócić uwagę… Stąd te komentarze, w których z jednej strony demonstracyjnie zaprzecza Pani wielu wypowiedziom i refleksjom moim i Czytelników, kiedy indziej nas Pani poucza, wyraźnie dążąc do tego, aby – nie wiem – wzbudzić zainteresowanie sobą, może współczucie… Zaintrygować? Podrażnić?…
      Mi akurat taki styl specjalnie nie imponuje, ani nie uważam go za szczególnie oryginalny. Dlatego napisałem, że jeśli się Pani nie podoba – to niech Pani nie czyta. I tyle. Nic więcej. Bez rozczulania się nad sobą.
      A jeżeli jest Pani z nami – do czego oczywiście zachęcam – to proszę o odrobinę szacunku, który sam także staram się okazywać.
      Ks. Jacek

    • Oczywiście, że będzie ksiądz pisał rzeczy na jakie ma ochotę . Zaspakaja wszak tym jakieś swoje potrzeby . Może swój egoizm. Nie wiem, strzelam. Ja zostałam poddana ocenie, Wcześniej oceniłam księdza. Jesteśmy kwita.
      Oczywiście jest lepiej stworzyć sobie w necie adwersarza z którym jest nam po drodze. Oczywiście lepiej bym nie była prostytutką bo przed taką …czasem jak w konfesjonale . ludzie się obnażają, może nawet w bardziej obsceniczny sposób i nie ma ochrony ze strony Boga Ojca, czy Ducha Świętego, który by nas od tego brudu oddalał.
      Wspomniał ksiądz, że "oczekuje bym zaimponowała"…oczywiście, zmieniam sens i robię to świadomie.Kim jest ksiądz bym miała mieć potrzebę zaimponowania mu…zaintrygowania….podrażnienia…
      Mam swoisty sposób na otwieranie ludzi. Szukanie ciekawych dla mnie, wartych zatrzymania się na dłużej.
      Jesteśmy w na jednym wielkim wysypisku śmieci. Ksiądz, ja wszyscy w necie….nie udawajmy że to rajski ogród . Są miejsca trochę mniej poukładane, czasem trochę bardziej ale to wciąż śmietnik.
      Oczekuje ksiądz szacunku?…mi go okazuje ?…Nie dostrzegam. Widać nie umie ksiądz ,tego mi pokazać.

    • Nie mam pojęcia, o co Pani chodzi. Na siłę szuka Pani we mnie wroga – Pani sprawa. Nic na to nie poradzę. Uważam tylko, że jeżeli ktoś męczy się czytaniem byle jakich rozważań, czy ma tyle zastrzeżeń do autora, to najsensowniejszym rozwiązaniem problemu jest nie zaglądać, nie czytać – i nie denerwować się. I tyle.
      Ks. Jacek

    • A główny problem w tym, że ludziom nie chce się czytać, uczyć, a przede wszystkim statać się zrozumieć :). Łatwiej jest syworzyć sobie swój świat a na resztę się wypiąć 🙂

    • No tak,ale możesz mi wierzyć bądź nie swojego świata nie tworzy się z dnia na dzień I nawet jak się bo stworzy to nie dlatego że tak jest lepiej tylko po prostu tak czasem się dzieje.A wyjście z niego wcale a wcale nie jest łatwe i nie piszę tego aby obronić kloszarda ale sama mam swój świat i wiem jak ciężko mi wyjść z niego.M

  • Rzeczywiście – czasami prawda boli, ale mimo wszystko – nawet najboleśniejsza prawda ma moc wyzwolić człowieka i z całą pewnością jest lepsza niż byle jakie kłamstwo.
    Pozdrawiam serdecznie.
    J.B.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.