Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił!

O
Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym
urodziny przeżywała Tatiana Kłusek, za moich czasów – aktywnie
zaangażowana w działalność KSM na moim pierwszym wikariacie, w
Radoryżu Kościelnym. Modlę się dla Niej o moc Bożego
błogosławieństwa!
Moi
Drodzy, bardzo serdecznie dziękujemy Księdzu Markowi za wczorajsze
słówko z Syberii. Tak się złożyło – z powodu różnych zajęć
w sobotę, a także z powodu jakże radosnych dla mnie odwiedzin Ani
i Kamila z Dziećmi: Weroniką, Emilką i maleńkim Tomkiem – że
najpierw napisałem rozważanie na dzisiaj, a dopiero potem
przeczytałem wczorajsze rozważanie Księdza Marka. I stwierdziłem,
że napisaliśmy obaj prawie to samo. A przynajmniej – w takim
samym duchu. Na pewno wynika to stąd, że – jak zauważył Ksiądz
Marek – słowo Boże z wczoraj i z dzisiaj jest bardzo podobne.
Przejście od ostatniego dnia roku liturgicznego do pierwszego dnia
nowego roku, rzeczywiście jest bardzo płynne. Niech nam zatem Pan
da radosny Adwent! I owocny. I aktywny. Czuwajmy, moi Drodzy –
czuwajmy!
W
sposób szczególny dziękuję Księdzu Markowi za relację z życia
Kościoła na Syberii. Czy odnieśliście takie samo wrażenie, jak
ja, że była to relacja bardzo pogłębiona i jakaś taka
szczególnie bogata w refleksje?… Niech Bóg będzie uwielbiony za
wielkie dobro, jakie się tam codziennie dokonuje!
I
jeszcze tylko chcę przypomnieć, że dzisiaj pierwsza niedziela
miesiąca. Na jej przeżywanie – niech Was błogosławi Bóg
wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
1
Niedziela Adwentu, B,
do
czytań: Iz
63,16b–17.19b;64,3–7; 1
Kor 1,3–9; Mk
13,33–37
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Tyś,
Panie, naszym ojcem,
Odkupiciel
nasz” to Twoje imię odwieczne.
Czemuż,
o Panie, dozwalasz nam błądzić
z
dala od Twoich dróg,
tak
iż serce nasze staje się nieczułe
na
bojaźń przed Tobą?
Odmień
się przez wzgląd na Twoje sługi
i
na pokolenia Twojego dziedzictwa.
Obyś
rozdarł niebiosa i zstąpił,
przed
Tobą skłębiłyby się góry.
Ani
ucho nie słyszało,
ani
oko nie widziało,
żeby
jakiś bóg poza Tobą działał tyle
dla
tego, co w nim pokłada ufność.
Wychodzisz
naprzeciw tych,
co
radośnie pełnią sprawiedliwość
i
pamiętają o Twych drogach.
Oto
Tyś zawrzał gniewem, żeśmy zgrzeszyli
przeciw
Tobie od dawna i byliśmy zbuntowani.
My
wszyscy byliśmy skalani,
a
wszystkie nasze dobre czyny
jak
skrwawiona szmata.
My
wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście,
a
nasze winy poniosły nas jak wicher.
Nikt
nie wzywał Twojego imienia,
nikt
się nie zbudził, by się chwycić Ciebie.
Bo
skryłeś Twoje oblicze przed nami
i
oddałeś nas w moc naszej winy.
A
jednak, Panie, Tyś naszym ojcem.
Myśmy
gliną, a Ty naszym twórcą.
My
wszyscy jesteśmy dziełem rąk Twoich.
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO
PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia:
Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa.
Nieustannie dziękuję mojemu Bogu za was, za łaskę daną wam w
Chrystusie Jezusie. W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we
wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo
Chrystusowe utrwaliło się w was, tak iż nie doznacie braku żadnej
łaski, oczekując objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa. On
też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w
dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Bóg, który
powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem Chrystusem, Panem
naszym.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MARKA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Uważajcie
i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się
podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił
swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu
wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał.
Czuwajcie
więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o
północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie
przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię
wszystkim: «Czuwajcie!»”.
Można
by chyba powiedzieć, że obraz, jakim dzisiaj posłużył się Jezus
w Ewangelii, to taki krótki opis wszystkich wieków istnienia
Kościoła.
Oto pan – konkretnie: Pan Jezus – udał się w
podróż, co możemy ewentualnie odnieść do Jego Wniebowstąpienia,
po zakończeniu ziemskiej działalności. Udając się w ową podróż
– do Domu Ojca – zostawił
swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu
wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał.

To
nam, moi Drodzy, zostawił swój dom, czyli Kościół, wyznaczając
zadania, jakie mamy spełnić. Owym odźwiernym,
mają
cym
czuwać, są Pasterze Kościoła,

których trosce całe
dzieło
tak szczególnie zostało powierzone. A powrót pana, który ma
nastąpić niespodziewanie, to ostateczne
przyjście Jezusa w chwale,

aby zakończyć bieg historii świata i dokonać nad nim sądu.
Takie
właśnie przesłanie otrzymujemy od Jezusa w
pierwszą niedzielę Adwentu Roku Pańskiego 2017

– Adwentu, który jest czasem przygotowania zarówno do
Uroczystości Narodzenia Pańskiego, jak też na ów, wspomniany
przed chwilą,
moment ostatni historii świata.

W pierwszym dniu nowego okresu liturgicznego i nowego roku
liturgicznego, słyszymy mocne wezwanie Jezusa: Czuwajcie
więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o
północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie
przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię
wszystkim: «Czuwajcie!»”.

Mamy
zatem czuwać, aby przychodzący na Sąd Jezus nie
zastał nas śpiących!
Myślę,
że to bardzo ważne i bardzo celne wskazanie szczególnie dla nas,
dzisiejszych katolików, tak często ospałych
i niemrawych.

Owszem, zaangażowanych, pracowitych i bardzo kreatywnych, jeśli
idzie o
sprawy doczesne:

o sprawy zawodowe, finansowe, o sprawy osobistego prestiżu i pozycji
społecznej; o sprawy awansu zawodowego i w
ogóle, szeroko rozumianego doczesnego szczęścia –
a tak bardzo nieporadnych, zagubionych, a do tego ospałych, gdy
idzie o sprawy Boże, sprawy duchowe, o sprawy wieczne. A tymczasem –
jedno
i drugie jest ważne,

jedno z drugim trzeba jakoś zgrać i połączyć: sprawy
wiary powinny przenikać sprawy doczesne, sprawy
doczesne winny być ożywiane duchem wiary!

Na tym właśnie ma polegać nasze czuwanie.
Jest
ono – idąc za tokiem myślenia Apostoła Pawła, mówiącego do
nas dzisiaj poprzez fragment Listu do Koryntian, w drugim czytaniu –
aktywną
współpracą
z łaską Bożą. Dzięki tej łasce – mówi do nas Apostoł –
zostaliście
wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo
świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, tak iż nie doznacie
braku żadnej łaski, oczekując objawienia się Pana naszego Jezusa
Chrystusa. On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli
bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa.

Otóż,
właśnie!
Obyśmy
byli bez zarzutu w ów dzień… Oby Pan nie zastał nas śpiących…
Obyśmy
czuwali!

A do Pana naszego zwracamy się z prośbą, wypowiedzianą przez
Proroka Izajasza w pierwszym czytaniu: Obyś
rozdarł niebiosa i zstąpił!

I
jeszcze tymi słowami z Izajaszowej modlitwy chcemy się do Pana
zwrócić: Tyś,
Panie, naszym ojcem, „
Odkupiciel
nasz” to Twoje imię odwieczne. Czemuż, o Panie, dozwalasz nam
błądzić z dala od Twoich dróg, tak iż serce nasze staje się
nieczułe na bojaźń przed Tobą? Odmień się przez wzgląd na
Twoje sługi
i
na pokolenia Twojego dziedzictwa.

Modlimy
się o to, prosimy Pana, dobrze wiedząc, że prośba ta zostanie
spełniona, że właściwie już
została spełniona,

bo Pan wychodzi nam na spotkanie, zaprasza nas do siebie, wyciąga do
nas rękę. I
niebiosa rozdzier
a,
i każdą odległość przemierza,

i każdą przeszkodę pokonuje,
żeby tylko przyjść do człowieka. Jedyną przeszkodą, na którą
się może natknąć, a której nie będzie w stanie pokonać – to
zamknięte
i zablokowane serce człowieka.

Tej
przeszkody Bóg nie pokona, bo gdyby chciał to zrobić, to musiałoby
się to dokonać za cenę pogwałcenia
wolności człowieka,

za cenę przymuszenia człowieka do tego, by swego Boga kochał, by
Mu oddawał cześć, by współpracował z Jego łaską. A przecież
Bóg
nie chce nas do niczego zmuszać.

Nie po to dał nam wolność, żeby nas do czegokolwiek zmuszać.
Dlatego
wychodzi do nas z zaproszeniem i z propozycją, jest w stanie w tym
celu rozedrzeć niebiosa, ale nie
jest w stanie rozedrzeć ludzkiego serca,

jeżeli człowiek wyraźnie tego nie chce i świadomie od swego Boga
się odwraca.
I
to jest, moi Drodzy, prawdziwy paradoks i prawdziwy dramat Boga: jest
On w stanie poruszyć niebo i ziemię, jest w stanie niebiosa
rozedrzeć i skałę pokruszyć, a nie
jest w stanie pokruszyć skorupy, otaczającej ludzkie serce

– jeżeli sam człowiek się na to nie zgodzi.
Dlatego
otrzymujemy ten święty czas Adwentu – nowy
czas, kolejny początek, nowe otwarcie

– aby zrobić krok w stronę Boga, aby sobie uświadomić, że On
naprawdę przyjdzie, że bardzo chce przyjść, a my w
tym
nowym
czasie
mamy się
głęboko zastanowić, czy
t
akże
chcemy, żeby przyszedł?…

Owszem,
zdaję sobie sprawę, że na tak postawione pytanie nikt o zdrowych
zmysłach nie odpowie inaczej, jak tylko twierdząco: Tak,
chcę, żeby Bóg przyszedł! Jak można nie chcieć przyjścia Boga?
Jednak, czy jest to jedynie deklaracja naszych słów, czy także
nasza
postawa potwierdza takie pragnienie?
Czy
nie jest tak, że mówimy, iż czekamy na Pana i bardzo chcemy, żeby
przyszedł – bo tak
wypada powiedzieć,

bo to jest wśród zaznaczonych odpowiedzi w teście jedyna
prawidłowa – podczas gdy swoją postawą pokazujemy coś dokładnie
odwrotnego?
Jeżeli
chcemy, aby także nasza postawa potwierdzała
wygłaszane
deklaracje, czyli żebyśmy naprawdę
chcieli przyjścia Pana,

to na całe życie, ale najpierw na ten Adwent, który rozpoczynamy,
bierzemy sobie głęboko do serca Jezusową zachętę, a jednocześnie
przestrogę: Czuwajcie
więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o
północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie
przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię
wszystkim: «Czuwajcie!»”.

Czynimy
zatem ów czas – Adwent – czasem
czuwania.

Aktywnego czuwania. Nie: biernego czekania, z założonymi rękami,
na „gwiazdkę z nieba”, albo na „nie wiadomo co”, ale
bierzemy
się do pracy,
robimy
solidny rachunek sumienia, przystępujemy do Spowiedzi, z którą
wcale nie musimy czekać do rekolekcji, tylko najlepiej odbyć

jak najszybciej, by cały
Adwent przeżyć w stanie łaski uświęcającej, przyjmując Komunię
Świętą…

Postanawiamy
sobie mocno, że choćby się „waliło i paliło” – nie
opuścimy z własnej winy Mszy Świętej w niedzielę.

A postaramy się też przychodzić na roraty. A
może też tak spontanicznie, bez okazji – ot, tak, po prostu –
przyjdziemy
raz i drugi w zwykły dzień…

Mam świadomość, że w uszach niektórych z nas taka propozycja
brzmi jak jakiś telegram z kosmosu, ale czemuż by nie
zaskoczyć sam
ych
siebie

i jednak nie przyjść? Jakaż byłaby to radość dla Jezusa! A jaki
pożytek dla nas samych!
Ponadto,
postanawiamy sobie mocno bardziej
intensywną i porządną modlitwę,

a nie tylko pospieszne „klepanie paciorka”. Przy
czym zaznaczam,
że mówiąc: „porządna modlitwa”, mam też na myśli pacierz,
ale odmawiany z miłością,

a nie klepany „na odczepnego”.
I
postanawiamy sobie mocno zabrać
się za swoją wadę główną,

za tę naszą przywarę, która najbardziej nas wewnętrznie rozbija
i spowalnia wszelkie dobre myśli i pragnienia, wszelkie dobre
zamiary i szczere intencje… Bierzemy się do pracy nad pokonaniem w
sobie tej wady, wiedząc dobrze, że nie
dokona się to z dnia na dzień,

ale oznacza codzienne cierpliwe zaczynanie od nowa i pokonywanie
wewnętrznych oporów i zewnętrznych utrudnień. Przede wszystkim
zaś: duchowego
lenistwa i schematycznego myślenia,

tych naszych żelaznych przyzwyczajeń i nawyków, które niczym
żelazne obręcze i metalowe klamry krępują
swobodę każdego naszego ruchu w kierunku przemiany.

Za
to wszystko bierzemy się ostro,
ale bez zadęcia

i bez przekonania, że teraz to my pokażemy, jacy to z nas
bohaterowie. Liczymy
na łaskę Bożą, o której Święty Paweł tak mocno nas zapewniał,
a jednocześnie staramy się podejść do tematu z jakąś dużą
dozą
optymizmu,
z

radości
ą
i nadzie
!
Aby
to nasze umartwienie, konieczne adwentowe wyciszenie, pewne rygory i
ograniczenia, jakie sobie musimy nałożyć, jeżeli chcemy w sobie
cokolwiek zmienić i różne złe skłonności pokonać – aby to
wszystko nie spowodowało, że będziemy poziomem
entuzjazmu przypominali niewolników na galerach!

Niestety
bowiem, nam się ciągle wszelkie wezwania do nawrócenia, do pracy
nad sobą, do wewnętrznej przemiany – kojarzą
z jakąś katorgą,

z jakimś ograniczaniem, lub wręcz pozbawianiem wolności, z jakimś
krępowaniem swobody myślenia i działania. A to wszystko – w
atmosferze smutku i przygnębienia, i wiecznego utyskiwania, jak
to nam ciężko i jak to znowu księża się czepiają,

żeby tego nie robić, i tego, i tamtego – a sami to wiadomo, jak
żyją i jak postępują, a tylko od nas wymagają…
Ludzie!
Zrzućmy wreszcie z siebie to przeklęte jarzmo smutnego katolicyzmu!

Wyzwólmy się wreszcie z tego przykrego
nakazu
chodzenia do kościoła, z
tego uciążliwego
obowiązku
odmawiania paciorka, z
tej
męczącej
konieczności

bycia porządnym katolikiem.
Moi
Drodzy, ucieszmy
się wreszcie z tego, że jesteśmy katolikami,
że
jesteśmy chrześcijanami, że jesteśmy przyjaciółmi Jezusa!
Ucieszmy się wreszcie z tego, że jesteśmy tak bardzo przez
Niego ukochani,
że jesteśmy tak bardzo przez Niego obdarowani. I że On
jest z nami zawsze, i przychodzi ciągle,

i naprawdę nie zawodzi – to nas, co
najwyżej,
nie ma w domu, kiedy On puka do drzwi… Albo śpimy. Ale On jest
zawsze z nami i chce być z nami. Ucieszmy
się wreszcie z tego!
Moi
Drodzy, jeżeli w
czasie tego Adwentu chociaż trochę
radośniej
i
pogodniej
spojrzymy
na to, że jesteśmy ludźmi wierzącymi i przyjaciółmi Jezusa,
jeżeli chociaż raz tak autentycznie, tak bardzo szczerze się z
tego ucieszymy, to Adwent spełni swoją rolę. W stu procentach.
Aby
tak się stało, trzeba nam się modlić słowami Proroka Izajasza,
tylko zamiast prosić: Obyś
rozdarł niebiosa i zstąpił

powiedzieć: Obyś
rozdarł n
asze
serca,
pokruszył
twardą skorupę, jaka je otacza – i znalazł w nich swoje miejsce.
Miejsce
pierwsze
i najważniejsze
!
Daj
nam, Panie, radosny, piękny, owocny – przełomowy Adwent! Może
pierwszy taki w całym naszym życiu…

15 komentarzy

  • Przeczytałam dzisiejszy fragment z Izajasza, zawiera on całą prawdę o mnie, o nas- myśmy gliną i o Panu Bogu – Ojcu i o Odkupicielu naszym – Jezusie. Umieszczam w sercu ten fragment, niech mnie prowadzi w tym dniu, niech będzie przypomnieniem mojej kondycji i wskazaniem drogi na cały Adwent. Szczęść Boże.

    • Wszystkiego dobrego. Musi być dobry i wyjątkowy, skoro patronuje nam św. Józef ( Kaliski ). Musimy się jednak nauczyć rozumieć sny :)i wszelkie głosy przychodzące do nas jako natchnienia, których Autorem będzie Duch Święty, bo On Bóg również będzie towarzyszył nam w najbliższych 2 latach w pracy duszpasterskiej. To będzie naprawdę wyjątkowy czas dla nas wszystkich.

    • Dzięki za ostrzeżenie Księże Jacku. Mój uśmiech na końcu zdania miał wskazywać na "lekkie" traktowanie tego co napisałam. a swoją drogą, że mój mąż zaprzestał gadania w nocy, bo miewałam nad czym główkować 🙂

  • Jak te rozważania wszystkie będą w czasie adwentu takie to chyba zaczne żyć optymistycznym życiem.Pozdrawiam M

  • Maria Valtorta. Napisane 18 sierpnia 1943. Mówi Jezus:
    Jest powiedziane: „Zwycięzcy dam spożyć owoc z drzewa życia… To odnosi się do Mnie. Tak, Ja jestem drzewem życia wiecznego i daję wam Siebie jako pokarm w Eucharystii, a oglądanie Mnie będzie radosnym pokarmem zwycięzców w życiu przyszłym.
    Kto jest zwycięzcą? Co robić, aby nim być? Podejmować przynoszące rozgłos heroiczne czyny? Nie. Zwycięzcy byliby wtedy bardzo nieliczni. Zwycięzcami są ci, którzy w samych sobie pokonują Bestię pragnącą nimi zawładnąć. Zaprawdę, kiedy się zestawi okrutne, lecz krótkie męczeństwo, wspomagane przez czynniki nadprzyrodzone i naturalne, oraz walkę ukrytą, nieznaną i stała, to ta druga ma u Boga znacznie większą wagę lub przynajmniej wagę innego rodzaju, lecz cenną.
    Nie ma większych tyranów nad tyrana ciała i Demona. Kto potrafi zwyciężyć ciało i Demona, czyniąc z ciała – ducha, a z Demona – pokonanego, ten jest „zwycięzcą”. Aby jednak nim być, musi się całkowicie oddać Miłości. Całkowicie. Kto kocha ze wszystkich swych sił, ten nie zachowuje nic dla siebie samego, a nie zachowując nic dla siebie, nie zachowuje nic dla ciała i dla Demona. Daje wszystko swemu Bogu, a Bóg daje wszystko miłującemu Go.
    Daje mu swoje Słowo. To daje zwycięzcy do spożycia, już na tej ziemi. Nie mógłby mu dać nic większego. Daje Mnie, Słowo Ojca, aby stało się pokarmem ducha poświęconego dla Nieba.
    Moje Słowo zstępuje, aby nakarmić dusze, które wszystko oddały swemu Panu Bogu. Przychodzi moje Słowo, aby być kapłanem i przewodnikiem dla was, którzy szukacie prawdziwego kierownictwa, a widzicie tylu słabych przewodników rzesz, które giną bez prawdziwego przewodnictwa. Wy, którzyście pojęli Prawdę, wiecie, że jedno jest konieczne: żyć moim Słowem, wierzyć w moje Słowo, postępować według mojego Słowa.
    Co powiedziałabyś o tym, kto chciałby żyć tylko słodyczami, likierami, papierosami? Powiedziałabyś, że umrze, gdyż nie jest to pokarm konieczny dla życia i zdrowia. To samo odnosi się do tego, kto trudzi się tysiącem powierzchownych spraw, a nie zajmuje się tym, co stanowi istotę całego życia duszy: moim Słowem.
    Dasiek

  • Taka piosenka mi się po przeczytaniu nasuneła " Tak mnie skrusz, tak mnie złam tak mnie wypal Panie, byś został tylko ty, byś został tylko Ty jedynie Ty" Rozważania podobne, a i wczorajsze sprawozdanie z podróży księdza Marka było właśnie o takim radosnym i pełnym nadzieji podejmowaniu swoich życiowych wyzwań więc nic poza tym co wczoraj napisałam nie będę dodawać.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.