Jeżeli Bóg z nami…

J

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, pozdrawiam serdecznie
z miejscowości Szropy, znajdującej się piętnaście kilometrów od
Malborka, gdzie dzisiaj rozpocznę Rekolekcje wielkopostne. Zapraszam
także Was do ich wspólnego przeżywania!
A
na ten dzisiejszy dzień – niech Was błogosławi Bóg
Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty! Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

REKOLEKCJE
WIELKOPOSTNE – DZIEŃ 1
w
2 Niedzielę Wielkiego Postu, B,
do
czytań:
Rdz 22,1–2.9–13.15–18; Rz 8,31b–34; Mk
9,2–10

CZYTANIE
Z KSIĘI RODZAJU:
Bóg
wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: „Abrahamie!” A
gdy on odpowiedział: „Oto jestem”, powiedział: „Weź twego
syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam
złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę”.
A
gdy przyszedł na to miejsce, które Bóg wskazał, Abraham zbudował
tam ołtarz, ułożył na nim drwa i związawszy syna swego Izaaka
położył go na tych drwach na ołtarzu. Potem Abraham sięgnął
ręką po nóż, aby zabić swego syna.
Ale
wtedy anioł Pana zawołał na niego z nieba i rzekł: „Abrahamie,
Abrahamie!”
A
on rzekł: „Oto jestem”.
Powiedział
mu: „Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz
poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego
jedynego syna”.
Abraham
obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego w
zaroślach. Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze
całopalnej zamiast swego syna.
Po
czym anioł Pana przemówił głośno z nieba do Abrahama po raz
drugi: „Przysięgam na siebie, mówi Pan, że ponieważ uczyniłeś
to i nie szczędziłeś syna twego jedynego, będę ci błogosławił
i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka
piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie twych
nieprzyjaciół. Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia
na wzór twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś mego rozkazu”.

CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Jeżeli
Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna
nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby nam
wraz z Nim i wszystkiego nie darować? Któż może wystąpić z
oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który
usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus
Jezus, który poniósł za nas śmierć, co więcej –
zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami?

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych
osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego
odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden wytwórca sukna
na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem,
którzy rozmawiali z Jezusem.
Wtedy
Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy
trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla
Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli
przestraszeni.
I
zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się
głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”. I zaraz
potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie,
tylko samego Jezusa.
A
gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o
tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych.
Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy
powstać z martwych.

Z
ogromną radością i w duchu wielkiego uwielbienia Boga staję przed
Wami, moi Drodzy, aby Was powitać i zaprosić do przeżycia tego
świętego czasu – czasu Rekolekcji wielkopostnych. Dziękuję
Księdzu Proboszczowi za zaproszenie mnie do przeżycia tego czasu
razem z Wami; zwłaszcza, że był to z jego strony akt dużej
odwagi:
wszak nie było dane nam się do wczoraj osobiście
poznać, znaliśmy się tylko „ze słyszenia”, to znaczy:
dość sporo słyszeliśmy nawzajem o sobie, od kilku tygodni
słyszymy się osobiście przez telefon, ale zobaczyliśmy się po
raz pierwszy wczoraj wieczorem. Tym bardziej zatem jestem wdzięczny,
że nie znając mnie osobiście, zaufał mi i powierzył tak ważne
i zaszczytne zadanie,
oddając w moje ręce dobro swojej Parafii!

Mając
tego świadomość, chcę Was prosić, moi Drodzy, o pomoc.
Tak, chcę Was prosić, abyśmy razem tworzyli te Rekolekcje.
Bo – podkreślmy to bardzo mocno – Rekolekcje to nie jest tylko
taki czas, w którym do Parafii przyjeżdża jakiś obcy ksiądz,
powie to, czy tamto – po czym wyjedzie i na tym wszystko się
skończy. Nie, to za mało! Owszem, w wymiarze zewnętrznym
tak to może wygląda, ale w samej swej istocie chodzi o coś
znacznie więcej.
Rekolekcje
to czas wspólnej pracy i refleksji, a nade wszystko – czas
wzajemnej modlitwy wszystkich za wszystkich. I o tę modlitwę
chciałbym Was dzisiaj bardzo poprosić. Módlmy się, moi Drodzy, o
błogosławione owoce tego czasu:
o to, by coś w naszych sercach
naprawdę drgnęło, byśmy wszyscy jak najwięcej na nich duchowo
zyskali. Proszę także o modlitwę w intencji Księży
Spowiedników,
którzy służyć nam będą we wtorek posługą w
konfesjonale. Módlmy się o światło i cierpliwość dla nich. I
ja także
z tym zadaniem, jakie zostało mi tu zlecone
– powierzam się Waszym modlitwom.
Ponadto,
pamiętajmy w modlitwie o tych naszych bliskich, którzy chociaż
bardzo chcieliby
uczestniczyć w rekolekcyjnych
spotkaniach, to jednak nie mogą, bo uniemożliwia im to
choroba czy inne ważne okoliczności. Módlmy się dla nich o
wszelkie łaski, jakich Pan udziela wszystkim, uczestniczącym w
Rekolekcjach. A Osoby dotknięte krzyżem choroby lub samotności
prosimy, by chociaż cząstkę swego cierpienia
dźwiganego przez siebie krzyża – ofiarowali w intencji tego
świętego czasu.
Moi
Drodzy, jeżeli takie Osoby macie w swoich domach, to pozdrówcie
je serdecznie od nas wszystkich
i przekażcie im, że są nam
naprawdę bardzo potrzebni; że mogą i powinni uważać się za
pełnoprawnych uczestników Rekolekcji,
jeśli tylko będą się
z nami duchowo łączyć. My zaś będziemy o nich pamiętać w
modlitwie – właśnie o tych wszystkich, którzy bardzo chcą być
tutaj z nami, ale nie mogą.
Jednakże
będziemy pamiętać również i o tych, którzy – odwrotnie –
mogą w Rekolekcjach uczestniczyć, ale nie chcą. Z różnych
względów, których tutaj nie będziemy rozstrzygać, ani dociekać.
Po prostu, przyjmujemy ten fakt do wiadomości i modlimy się za
nich.
Moi
Drodzy, ja będę Wam o tych czterech intencjach modlitwy przypominał
przez kolejne dni i będę Was prosił, abyśmy się codziennie
modlili w taki sposób, jaki każda i każdy z Was uznaje za
stosowny i najlepszy.
Natomiast – tak to zwykle czynię w
czasie rekolekcji, które prowadzę – chcę Was poprosić, abyśmy
każdego dnia umawiali się na jedną, taką samą modlitwę,
którą odmawiać będziemy w naszych domach. Dlaczego w domach, a
nie tu, wspólnie, w kościele, chociaż tak byłoby może
najszybciej i najprościej? Dlaczego koniecznie w domach?
A
właśnie dlatego, że w ten sposób chcemy tam, w naszych domach i
rodzinach, zaprowadzać rekolekcyjną atmosferę, nie ograniczając
jej jedynie do murów kościoła. Naturalnie, proszę, aby każdy
codziennie modlił się tak, jak potrafi i najbardziej lubi,
natomiast umawiamy się na jedną, taką samą modlitwę w ciągu
dnia, która to modlitwa będzie nas wszystkich łączyła we
wspólnym błaganiu.
I
właśnie chcę zaproponować, aby dzisiaj tą modlitwą, jaką
odmówimy w domach w intencjach przed chwilą wskazanych, była
Koronka do Bożego Miłosierdzia. Ja także zobowiązuję się
ją odmówić. Jeżeli byłaby taka możliwość – zachęcam do
wspólnego jej odmówienia w rodzinach. Jeżeli ktoś tę
modlitwę już codziennie odmawia, niech dzisiaj po prostu odmówi ją
dwa razy.
Moi
Drodzy, zapraszam Was jednocześnie do wspólnej refleksji nad
Bożym słowem
– tym Bożym słowem, jakie liturgia Kościoła
wskazuje na dziś, jutro i pojutrze, a nie specjalnie dobieranym.
Nie, nie będziemy dobierać żadnych tekstów, chociaż tak
może byłoby wygodniej, ale będziemy się wczytywać w kolejne
teksty, wskazane przez Kościół na te, kolejne dni – i z tych
tekstów będziemy wyprowadzać konkretne wnioski dla siebie.
Aby
zaś te nasze refleksje i poszukiwania miały jakiś kierunek i sens,
a nie były mówieniem o wszystkim naraz, bez tak zwanego „ładu i
składu”, dlatego proponuję hasło – główną myśl, wokół
której będą się nasze refleksje koncentrowały. I oto proponuję,
aby takim hasłem były słowa z dzisiejszego drugiego czytania, z
Listu Świętego Pawła Apostoła do Rzymian – te oto słowa:
Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?
Przy
czym dzisiaj chciałbym, byśmy się zatrzymali przez chwilę nad
pierwszą częścią tego hasła i pomyśleli, co w praktyce
oznaczają słowa: Bóg z nami. Jutro natomiast
zastanowimy się nad tym, co konkretnie zrobić, aby Bóg
rzeczywiście był z nami.
We wtorek natomiast zajmiemy się
ostatnią częścią tegoż zdania, tegoż hasła, czyli słowami:
Któż przeciwko nam?
Zatem:
Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? Co to
konkretnie oznacza, że Bóg jest z nami?
Oto
w pierwszym czytaniu słyszymy o heroicznej wręcz wierze Abrahama,
który doczekawszy się – w późnej starości – narodzin
jedynego syna, nagle otrzymuje nakaz złożenia go w ofierze.
Możemy się tylko domyślać, co w takiej sytuacji mogło czuć
ojcowskie serce… I gdzie wtedy był Bóg?
Dlaczego najpierw niespodziewanie dał syna, by niedługo potem –
równie niespodziewanie – po prostu zażądać złożenia go w
ofierze? Wiemy, że Abraham nie zadał Bogu tych pytań
przynajmniej, nie mamy o tym żadnej wzmianki – natomiast
zwyczajnie ruszył w drogę, aby Boże polecenie wypełnić. Jak
gdyby nigdy nic.
Moi
Drodzy, podkreślmy to bardzo mocno: to naprawdę z jego strony było
czymś wyjątkowym i niezwykłym! On w głębi serca cały
czas czuł bliskość Boga, był o niej absolutnie przekonany,
wiedział, że Bóg jest razem z nim i czuwa nad całą sytuacją.
Był przekonany, że jeżeli Bóg poprosił go o złożenie w ofierze
jedynego syna, to miał w tym jakiś plan. I wiedział, dlaczego tak
postanowił, dlaczego tego właśnie zażądał… Dlaczego
tak wiele zażądał…
Jak
się okazało – Abraham się nie zawiódł: Bóg potwierdził
swoją obecność,
dał mu ją osobiście rozpoznać i nie tylko
nie odebrał mu syna, ale jeszcze wynagrodził jego bezgraniczne
zaufanie.
Była to jednak rzeczywiście bardzo mocna próba
wiary, a obecność Boga pozostawała w pewnym ukryciu. Ale Abraham
nie miał co do niej żadnej wątpliwości.
Z
pewnością natomiast, żadnej wątpliwości co do Bożej
obecności
nie mogli mieć Piotr, Jakub i Jan, kiedy zobaczyli
swego Mistrza – jeden, jedyny raz, w czasie całej Jego ziemskiej
działalności – w blasku Bożej chwały, na górze Tabor.
Oni przecież swego Mistrza widzieli codziennie, dotykali Go,
słuchali Go, rozmawiali z Nim… I chociaż starali się nabierać
coraz bardziej przekonania, iż jest On rzeczywiście Synem Bożym,
to jednak pewnie bardziej widzieli w Nim Człowieka, niż Boga.
Tym razem zobaczyli Go w blasku Bożej chwały.
Zrobiło
to na nich takie wrażenie, że zupełnie stracili głowę, wynikiem
czego Piotr zaczął wygadywać jakieś kompletne dyrdymały
o jakichś trzech namiotach,
które to niby miał postawić
Jezusowi i dwóm Przybyszom z Nieba. I jakby tego było mało, jakby
za mało byli przerażeni widokiem, jaki mieli przed oczami, to
jeszcze z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn
umiłowany, Jego słuchajcie”.
W
tym przypadku zatem, obecność Boga nie nasuwała żadnych
wątpliwości.
Wręcz była aż nadto wyraźnie widoczna.
Powiedzielibyśmy: była przerażająco widoczna! Nie było to
jednak wydarzeniem w jakiś sposób przypadkowym – dzisiaj już
wiemy, że Jezus chciał w ten sposób przygotować swoich
najbliższych
na wydarzenia Ogrójca i Kalwarii, kiedy to mieli
ujrzeć Go w totalnym poniżeniu i nie widząc w Nim nie tylko Boga,
ale nawet Człowieka, a jedynie odrzuconego przez świat Skazańca.
Właśnie wtedy mieli przypomnieć sobie ów przerażający, a
jednocześnie tak zachwycający widok, jaki ukazał się im na
Taborze.
Moi
Drodzy, słuchając tych dwóch historii, zastanówmy się, na ile
my, w swoim życiu, dostrzegamy obecność Boga?… Czy może
jest On obecny w sposób tak cichy i dyskretny, że wręcz
trudno nam jest Go zauważyć?… A może wprost ukrywa się przed
nami – tak, że wydaje się nam, iż Go w ogóle nie ma:
zwłaszcza w obliczu takich doświadczeń, jak to, które
spotkało dziś Abrahama? A może właśnie odwrotnie: może Bóg
daje nam tak czytelne znaki swojej obecności, jak wtedy na
Taborze? I może ta Jego obecność jest tak bardzo wyraźna i
widoczna, że aż nas przeraża i mamy nawet wątpliwości, czy
jesteśmy w stanie ją udźwignąć?
A
może Bóg w naszym życiu jest owym odrzuconym Skazańcem,
którego obecność nie jest do niczego potrzebna, albo może:
jeszcze nie jest potrzebna, bo dopiero „kiedyś tam”
będzie na nią czas, może na emeryturze…
Moi
Drodzy, jak odkrywamy obecność Boga w naszym życiu? Powiedzmy
sobie szczerze – tak bardzo szczerze – czy jesteśmy
przekonani, że On jest w naszym życiu, czy tak nie za bardzo?
A
jeżeli jest, to po czym to widzimy? I co robimy, aby tę obecność
dostrzegać bardziej, wyraźniej?…
Czy
dostrzegamy obecność Boga w wydarzeniach radosnych i
pomyślnych
, jakie się dzieją w naszym życiu, czy wtedy
właśnie ta Jego obecność nie jest nam do niczego potrzebna, bo
skoro nam się tak dobrze wiedzie, to znaczy, że całkiem nieźle
sobie radzimy bez Boga?… A czy dostrzegamy obecność Boga w
wydarzeniach trudnych i smutnych,
w chwilach cierpienia i
doświadczenia, czy wtedy właśnie mamy najwięcej pretensji do
Boga, że nas opuścił, że nas zostawił?…
Droga
Siostro, Drogi Bracie, gdybym tak teraz podszedł do Ciebie i tak
wprost zapytał właśnie Ciebie; nie wszystkich razem, i nie tych,
którzy stoją obok Ciebie, ale właśnie Ciebie, tak bardzo
osobiście:
Czy dostrzegasz, że Bóg jest z Tobą, że jest w
Twoim życiu obecny? – to co byś mi odpowiedziała, co byś mi
odpowiedział? A może inaczej: co byś sobie odpowiedziała,
odpowiedział?
Jest Bóg w Twoim życiu obecny, czy nie jest?
Jest z Tobą, czy nie? Co robisz, żeby się o tym przekonać? Co
dzisiaj konkretnie zrobisz, żeby się o tym przekonać?
I
właśnie po to, by na te pytania spróbować odpowiedzieć,
proponuję pracę domową na dziś. Pierwszą częścią tej pracy
jest odmówienie Koronki do Bożego Miłosierdzia. A drugą
niech będzie wspólna rozmowa w rodzinie – dzisiaj, przy
obiedzie, albo przy kawie lub herbacie – rozmowa o tym, co się
dzieje w naszej rodzinie,
w naszym domu: co dobrego i
radosnego, ale też co trudnego,
może smutnego. Tak bardzo
spokojnie – nie spiesząc się i nie patrząc na zegarek, o co
bardzo proszę – porozmawiajmy o problemach naszej rodziny, naszego
domu… I spróbujmy tak bardzo szczerze – tak, jak to widzimy i
jak o tym myślimy – odpowiedzieć sobie, czy w tych wszystkich
naszych sprawach jest Bóg, czy Go nie ma? Widzimy Jego
obecność, czy nie? Pomaga nam, czy może o nas zapomniał?…
Bardzo
Was proszę, moi Drodzy, o taką szczerą, spokojną rozmowę o tym,
co się aktualnie dzieje w Waszych rodzinach i jakie są widoki na
przyszłość. I co trzeba zrobić, aby bardziej dostrzegać w tym
wszystkim obecność Boga…
Bo
On tak naprawdę jest – nawet w tych sprawach najtrudniejszych. On
jest – jest z nami. Jest zawsze z nami. Tylko co musimy
zrobić, żeby wyraźniej dostrzec i mocniej przekonać się, że On
naprawdę jest z nami?… I co zrobić, aby bardziej był z nami?…
Nad
tym zastanowimy się jutro…

7 komentarzy

  • Pamiętam jedną niedokończoną z jakiegoś ważnego powodu rozmowę z moim byłym księdzem proboszczem. Rozmawialiśmy o Biblii, o ofiarowaniu Izaaka i już nie mogę sobie przypomnieć, co lub kto nam przerwało tę rozmowę. I do dziś pozostało we mnie wspomnienie, że ta ofiara w pewnym sensie się dokonała, i to nie tylko w postaci baranka: po powrocie z góry Moria Abraham miał dowiedzieć się o śmierci ukochanej żony Sary.
    Tego nie ma powiedzianego wprost w ST, ale czy nie wynika to z jakiegoś przekazu, tradycji, która przetrwała w judaizmie, pism nie włączonych do Biblii, ale i nie odrzuconych jako heretyckie? Może coś było na ten temat na wykładach w seminarium? A może ja źle coś zinterpretowałam? Będę wdzięczna za odpowiedź, życzę błogosławieństwa Bożego, owocnej pracy, dobrze ogrzanego kościoła 🙂 i zdrowia w ten "grypowy czas".

    Brunetka

    • Przepraszam najmocniej, ale nie za bardzo wiem, na jakie konkretne pytanie mam odpowiedzieć.
      Co zaś się tyczy tych wspomnianych pism, to przyznaję, że nie mam na ich temat wiedzy, a w tej chwili mam dość ograniczony dostęp do mojej domowej biblioteki w Lublinie, a do tego – bardzo napięty czas, dlatego nie będę mógł przewertować książek, żeby o tym fragmencie biblijnym poczytać.
      Natomiast prosiłbym jeszcze raz o sprecyzowanie pytania, może w ten sposób będzie łatwiej…
      Pozdrawiam! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.