Obyśmy zaufali do końca – zawsze!

O

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w Miastkowie dzisiaj ostatni dzień nabożeństwa
czterdziestogodzinnego. Niestety, jak wspomniałem, nie cieszy się
ono zbyt dużą popularnością – pomimo tylu zachęt i
przypominania ze strony nas, Duszpasterzy. Widać z tego, jak trudno
człowiekowi przełamywać pewne zadawnione schematy myślenia i
przyzwyczajenia. My natomiast – razem z Księdzem Profesorem Adamem
Kulikiem, prowadzącym to nabożeństwo – cieszymy się z tych,
którzy przychodzą i z całej naprawdę pięknej atmosfery,
towarzyszącej temu świętemu wydarzeniu.
Wczoraj,
na przykład, przyszła większość naszej Służby liturgicznej,
chociaż nie mieli tego w ramach wyznaczonych obowiązków. Było też
trochę Kandydatów do Bierzmowania, chociaż też wielokrotnie
podkreślałem na ostatnim spotkaniu, że serdecznie zapraszam, ale
absolutnie nie zobowiązuję. Ksiądz Profesor w swoich naukach wciąż
podkreśla, że w całej inicjatywie chodzi o spotkanie z żywym
Jezusem i zaczerpnięcie ze zdroju Jego łaski, a nie o zachowanie
tradycji, lub podbijanie statystyk. I chyba coraz więcej Osób
przyjmuje te pouczenia.
Jednak
to wszystko pokazuje, że być może znowu stajemy się Kościołem,
w którym duszpasterstwo zacznie się koncentrować na pojedynczych
osobach, a nie na rzeszach wiernych… Obaj wierzymy, że dzięki
wiernemu trwaniu tych, którzy znaleźli czas dla Jezusa, cała
Parafia duchowo zyska… Oby!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Sobota
3 Tygodnia Wielkanocy,
do
czytań: Dz 9,31–42; J 6,55.60–69

CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Kościół
cieszył się pokojem w całej Judei, Galilei i Samarii. Rozwijał
się i żył bogobojnie, i napełniał się pociechą Ducha Świętego.
Kiedy
Piotr odwiedzał wszystkich, przyszedł też do świętych, którzy
mieszkali w Liddzie. Znalazł tam pewnego człowieka imieniem Eneasz,
który był sparaliżowany i od ośmiu lat leżał w łóżku. Piotr
powiedział do niego: „Eneaszu, Jezus Chrystus cię uzdrawia, wstań
i zaściel swoje łóżko!” I natychmiast wstał. Widzieli go
wszyscy mieszkańcy Liddy i Saronu i nawrócili się do Pana.
Mieszkała
też w Jafie pewna uczennica imieniem Tabita, co znaczy Gazela.
Czyniła ona dużo dobrego i dawała hojne jałmużny. Wtedy właśnie
zachorowała i umarła. Obmyto ją i położono w izbie na piętrze.
Lidda leżała blisko Jafy; gdy więc uczniowie dowiedzieli się, że
jest tam Piotr, wysłali do niego dwóch posłańców z prośbą:
„Przyjdź do nas bez zwłoki”.
Piotr
poszedł z nimi, a gdy przyszedł, zaprowadzili go do izby na górze.
Otoczyły go wszystkie wdowy i pokazywały mu ze łzami w oczach
chitony i okrycia, które zrobiła im Dorkas za swego życia. Po
usunięciu wszystkich Piotr upadł na kolana i modlił się. Potem
zwrócił się do ciała i rzekł: „Tabito, wstań!” A ona
otwarła oczy i zobaczywszy Piotra, usiadła. Piotr podał jej rękę
i podniósł ją. Zawołał świętych i wdowy i ujrzeli ją żywą.
Wieść
o tym rozeszła się po całej Jafie i wielu uwierzyło w Pana.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
W
synagodze w Kafarnaum Jezus powiedział: „Ciało moje jest
prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem”.
Wielu
spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, mówiło: „Trudna
jest ta mowa. Któż jej może słuchać?”
Jezus
jednak świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do
nich: „To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie
wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch daje życie; ciało na nic
się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i
życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą”.
Jezus
bowiem od początku wiedział, którzy to są, co nie wierzą, i kto
miał Go wydać. Rzekł więc: „Oto dlaczego wam powiedziałem:
Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane
przez Ojca”. Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim
nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: „Czyż i wy chcecie
odejść?”
Odpowiedział
Mu Szymon Piotr: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa
życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś
Świętym Boga”.

Słuchając
uważnie obu tekstów dzisiejszych czytań mszalnych, z pewnością
zauważamy to zderzenie
– z jednej
strony – wielkiej radości,

jaką wśród uczniów wywołało uzdrowienie Eneasza i i
wskrzeszenie Tabity, o czym powiedziane było w pierwszym czytaniu; z
tą – z drugiej strony – totalną
dezorientacją,
a
nawet swoistym rozczarowaniem, czy
wręcz zgorszeniem,
jakie zapanowało wśród uczniów Jezusa po
Jego tak zwanej mowie eucharystycznej,

a więc nauce, dotyczącej spożywania przez ludzi Jego Ciała i
picia Jego Krwi.
A
przecież jedno i drugie poruszenie – tak to radosne, jak i to
pełne niepokoju – wywołał ten
sam Jezus tą samą swoją mocą

i tą samą
miłością

do człowieka. Aż trudno w to uwierzyć! Bo kontrast pomiędzy
jednym, a drugim przesłaniem, naprawdę wydaje się znaczący!
Oto
bowiem, tak uzdrowienie, jak i wskrzeszenie, nie
budzą żadnych
wątpliwości,

gdy idzie o ich znaczenie, sens
i cel. Natomiast zapowiedź spożywania przez ludzi Ciała i picia
Krwi Jezusa musiała – na tamtym etapie – wzbudzić przynajmniej
zdziwienie.

Jak słyszymy, wzbudziła dużo więcej krytycznych reakcji, efektem
których było odejście od Jezusa tak wielu dotychczasowych uczniów
i słuchaczy.
Apostołowie
nie odeszli, ale i oni z całą pewnością niczego
nie zrozumieli
z
tego, co się działo i co ich Mistrz wtedy powiedział. A w tym
kontekście, słowa Piotra: Panie, do kogóż
pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i
poznali, że Ty jesteś Świętym Boga

uznać
trzeba za wyraz naprawdę wielkiego zaufania do Jezusa i wielkiej
mądrości, jaką się Apostoł
wykazał.

Owszem,
my wiemy, że nie zawsze jego wypowiedzi były mądre, często
wynikały wprost z jego niezwykle
żywiołowego temperamentu,

przez co nieraz szybciej coś powiedział, niż pomyślał, ale
akurat ta dzisiejsza wypowiedź była naprawdę najlepszym wyjściem
z trudnej sytuacji, bo pomogła nie tylko samemu
Piotrowi,
ale wszystkim Apostołom odnaleźć
się w sytuacji tak po ludzku bardzo trudnej.

I
tylko możemy zastanowić się i zapytać, dlaczego Jezus chciał
wtedy poprowadzić uczniów taką
drogą – taką trudną drogą?

Dlaczego mówił takie rzeczy, których – pomimo najszczerszych
chęci – naprawdę nie dało się wówczas
zrozumieć?
Dlaczego pozwolił, żeby tamtego dnia tak
wielu od Niego odeszło

i już z Nim dalej nie chodziło: dlaczego nie wyjaśnił im, co miał
na myśli; nie
zaproponował, żeby jeszcze poczekali,

a On im wszystko wytłumaczy i będą mogli zostać – dlaczego tak
postąpił? Podczas kiedy przy innej okazji rozmnażał chleb,
uzdrawiał chorych, wskrzeszał umarłych
i czynił wiele jeszcze innego dobra

– takiego dobra, co do którego nie było żadnych wątpliwości,
iż jest to dobro i za
jakie
wszyscy je uważali?
Czy
nie wygląda
to trochę tak, że Jezus
powstrzymuje nadmierny
entuzjazm,
jaki
ewentualnie mogłyby wywołać dokonywane przezeń znaki, dlatego co
i raz daje jakiś trudny znak czy trudne słowo, aby ostudzić
rozgorączkowane głowy?
Może
i tak, ale trzeba przyznać, że w takim razie ta dzisiejsza reakcja
ludzi, którzy odeszli i postanowili już więcej nie towarzyszyć
temu
dziwnemu Nauczycielowi – to jednak znak,
że Jezus zagrał
va banque! Poszedł
na całość!

Było
to z Jego strony cięcie
bez znieczulenia! Dlaczego zdecydował się
na to?

I
dlaczego w naszej codzienności jesteśmy w stanie wskazać takie
momenty, które dobitnie świadczą o
niosącym radość i nadzieję
działaniu Boga

– nierzadko działaniu wręcz cudownym – a znowu przy innych
okazjach naprawdę łapiemy się za głowę i zastanawiamy się, o co
chodzi, co powiedzieć, jak zareagować… Dlaczego
tak jest? I jakie Bóg ma wobec nas plany? Dlaczego
prowadzi nas tak różnymi drogami?…
Niech
On sam pomoże nam to zrozumieć… A przynajmniej zaufać, że skoro
tak chce, to wie,
czego chce i dokąd nas prowadzi…

Obyśmy
nie bali się tego zaufania! I byśmy nie szli za Jezusem tylko
wtedy, kiedy to jest na swój sposób łatwe i wiąże się z doraźną
korzyścią, a znowu nie
obrażali się i nie odwracali od
Niego,
kiedy
czegoś nie zrozumiemy, albo z jakimś Jego
słowem
lub działaniem się nie zgodzimy…
Obyśmy
zaufali do końca –
zawsze!

3 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.