Jak wpatrywać się w to, co niewidzialne?…

J

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
urodziny przeżywa Monika Ochnik, bardzo mi bliska i życzliwa
Osoba, pochodząca z Parafii Radoryż Kościelny, gdzie za czasów
mojego pierwszego wikariatu angażowała się czynnie w działalność
KSM. Dzisiaj jest Gwiazdą świata medycznego, pracując w jednym z
warszawskich szpitali. Dziękując Jubilatce za nasz stały kontakt,
a jednocześnie – za świadectwo głębokiej wiary, także w
obliczu bardzo trudnych doświadczeń rodzinnych, jakie dane Jej było przeżyć, życzę
nieustającej pogody ducha i jasnego, pełnego radości i nadziei,
spojrzenia w przyszłość!
Imieniny
natomiast przeżywają: Małgorzata Niedźwiedzka, Mama mojego
Szwagra, Kamila; oraz Jego Siostra – także Małgorzata; i
Małgorzata Osypiuk, należąca w swoim czasie do jednej z
młodzieżowych Wspólnot. Życzę Solenizantkom Bożego
błogosławieństwa!
I
o to Boże błogosławieństwo dla Wszystkich dzisiaj świętujących
będę się modlił!
Moi
Drodzy, bardzo Wam dziękuję za to, że wczoraj sercem byliście ze
mną. Dziękuję za każde dobre słowo i modlitwę. Szczególnie
gorąco dziękuję tym, którzy pojechali ze mną do Katedry
siedleckiej. Swoją modlitwą odwzajemniam wszelką życzliwość.
A
na przeżywanie dzisiejszego dnia Pańskiego – niech Was
błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty.
Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

10
Niedziela zwykła, B,
do
czytań: Rdz 3,9 – 15; 2 Kor 4,13–5,1; Mk 3,20–35

CZYTANIE
Z KSIĘGI RODZAJU:
Gdy
Adam spożył z drzewa, Pan Bóg zawołał na niego i zapytał go:
„Gdzie jesteś?”
On
odpowiedział: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem
się, bo jestem nagi, i ukryłem się”.
Rzekł
Pan Bóg: „Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może
zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?”
Adam
odpowiedział: „Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi
owoc z tego drzewa i zjadłem”.
Wtedy
Pan Bóg rzekł do niewiasty: „Dlaczego to uczyniłaś?”
Niewiasta
odpowiedziała: „Wąż mnie zwiódł i zjadłam”.
Wtedy
Pan Bóg rzekł do węża: „Ponieważ to uczyniłeś, bądź
przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na
brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie
dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a
niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży
ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę”.

CZYTANIE
Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia:
Cieszę się owym duchem wiary, wedle którego napisano: „Uwierzyłem,
dlatego przemówiłem”; my także wierzymy i dlatego mówimy,
przekonani, że Ten, który wskrzesił Jezusa, z Jezusem przywróci
życie także nam i stawi nas przed sobą razem z wami. Wszystko to
bowiem dla was, ażeby w pełni obfitująca łaska zwiększyła
chwałę Bożą przez dziękczynienie wielu.
Dlatego
to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz
człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia
się z dnia na dzień. Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego
czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się
wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To
bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa
wiecznie.
Wiemy
bowiem, że jeśli nawet zniszczeje nasz przybytek doczesnego
zamieszkania, będziemy mieli mieszkanie od Boga, dom nie ręką
uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
przyszedł z uczniami swoimi do domu, a tłum znów się zbierał,
tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego
bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem:
„Odszedł od zmysłów”.
Natomiast
uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili: „Ma
Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy”.
Wtedy
przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: „Jak
może szatan wyrzucać szatana? Jeśli jakieś królestwo wewnętrznie
jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom
wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się
ostać. Jeśli więc szatan powstał przeciw sobie i wewnętrznie
jest skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim. Nie,
nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli
mocarza wpierw nie zwiąże i wtedy dom jego ograbi.
Zaprawdę
powiadam wam: wszystkie grzechy bluźnierstwa, których by się
ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił
przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz
winien jest grzechu wiecznego”. Mówili bowiem: „Ma ducha
nieczystego”.
Tymczasem
nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego,
aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego,
gdy Mu powiedzieli: „Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się
o Ciebie”.
Odpowiedział
im: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” I
spoglądając na siedzących wokoło Niego rzekł: „Oto moja matka
i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą
i matką”.

Jakiej
wiary potrzeba, aby z prawdziwym przekonaniem powtórzyć za
Apostołem Pawłem jego słowa: Dlatego to nie poddajemy się
zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to
jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień?…

Jakiej wiary potrzeba, aby nie koncentrować całej uwagi tylko
na owym człowieku zewnętrznym, o którego tak przecież
bardzo dbamy, ale zatroszczyć się o rozwój człowieka
wewnętrznego,
czyli sfery duchowej w człowieku?…
I
jakiej wiary potrzeba, aby z prawdziwym przekonaniem podpisać się
pod tymi oto słowami Apostoła Pawła: Niewielkie bowiem
utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego
wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w
to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co
niewidzialne, trwa wiecznie?…
Jakiej wiary potrzeba,
aby utrapienia obecnego czasu, pod którymi się uginamy i na które
narzekamy, nazwać – ot, tak, po prostu – niewielkimi?…
I jakiej wiary potrzeba, aby uznać, że za tymi – wielkimi, czy
niewielkimi – utrapieniami obecnego czasu czeka na nas bezmiar
chwały przyszłego wieku?…
Czyli – tak konkretnie
co?… Kiedy?… Gdzie?…
I
wreszcie: jakiej wiary potrzeba, aby wpatrywać się w to, co
niewidzialne, a nie w to, co widzialne?…
Przecież właśnie to
widzialne jest widzialne, więc da się w to wpatrywać – w
przeciwieństwie do niewidzialnego, w które wpatrywać się nie
da,
z samej natury rzeczy! O czym my więc mówimy? Czyżbyśmy
mieli do czynienia z jakąś równoległą rzeczywistością,
która gdzieś tam, obok nas, w świecie jakiejś fikcji spokojnie
sobie jest i tylko wprowadza zamieszanie do tej naszej
normalnej, widzialnej, twardej rzeczywistości?…
Już
nawet nie mówiąc o tym, że takie zaskakujące widzenie tego, czego
nikt nie widzi, może oznaczać skłonność rzeczonego
„wizjonera” do fantazjowania,
albo jego spore problemy z
alkoholem. Bo przecież nie jest jakimś nadzwyczajnym odkryciem, że
to właśnie wskutek zbyt intensywnego osobistego kontaktu z napojami
„procentowymi” niektórzy miewają „wizje” takie lub
owakie
– ale na pewno nie zasługujące na nadzwyczajną uwagę.

My
oczywiście wiemy, że Paweł pisze swoje przesłanie z głębokim
przekonaniem, iż naprawdę ta sfera niewidzialna w życiu
człowieka ma ogromne znaczenie!
Przede wszystkim, powiedzmy
sobie jasno i wprost: ona istnieje! Rzeczywistość duchowa –
naprawdę istnieje i przenika naszą rzeczywistość doczesną.
To nie są dwie rzeczywistości w jakiś sposób równoległe do
siebie i od siebie niezależne, przez co ostatecznie miałoby się
okazać, że człowiek żyje w niejakim rozdwojeniu: pomiędzy
tym, czego doświadcza na co dzień, a tym, co spotyka w tajemniczym
świecie niewidzialnym, być może: wirtualnym…
Nie,
Jezus nigdy nie każe nam – nie pozwala nam wręcz – dokonywać
takiego rozróżnienia. Na pewno nie! On nam zawsze pokazuje,
jak twardo stąpać po ziemi i brać swój los w swoje ręce,
jak rozwiązywać codzienne problemy. Natomiast także pokazuje, jak
tę swoją twardą, a niekiedy wręcz bezlitosną i bezwzględną
rzeczywistość doczesną – przenikać dobrym duchem… Jego
Duchem!
Gdyby
tak było w przypadku pierwszych rodziców, czyli gdyby pozwolili się
pokierować Duchowi, a nie ludzkim tylko zachciankom, wynikającym z
pychy – nie doszłoby do tego, o czym mowa w pierwszym
czytaniu: na pewno nie doszłoby do grzechu! I nie byłoby
konieczności takiego dziwacznego tłumaczenia się, o jakim dziś
słyszymy, że to jeden zrzuca winę na drugiego i ani myśli
brać na siebie konsekwencji swoich własnych czynów i wyborów.
Oczywiście,
to zrzucanie odpowiedzialności jeden na drugiego ostatecznie
doprowadziło do wskazania prawdziwego źródła tego
grzechu i wszystkich grzechów, czyli do szatana. Ale to nie
oznacza, że ludzie mogli tak po prostu uznać swoją niewinność –
nie! Oni też ponoszą część odpowiedzialności, bo
przecież to oni dokonali takich, a nie innych wyborów, za które po
prostu ponoszą odpowiedzialność.
W końcu, nikt im nie kazał
buntować się przeciwko wyraźnemu nakazowi Boga. A skoro tak
postąpili, to już ich wybór…
Tyle
tylko, że człowiekowi zawsze łatwiej jest oskarżyć drugiego,
niż wziąć odpowiedzialność na siebie. Nawet, jeżeli miałoby to
prowadzić do tak absurdalnych sytuacji, jak ta, opisana w Ewangelii,
kiedy to człowiek oskarża o kontakt i współpracę ze złym duchem
samego Boga! Wszak słyszeliśmy: Ma
Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy.

Nie
dziwi nas zatem ostra reakcja Jezusa na te słowa, za to pewnie dziwi
nas, dlaczego na informację: Oto Twoja Matka i bracia na
dworze pytają się o Ciebie,
odpowiedział tak, jakby
się chciał wyrzec własnej Matki i własnej Rodziny. Wszak zapytał
z niejakim zdziwieniem: Któż jest moją matką i którzy są
braćmi?,
po czym wskazał na swoich uczniów i
słuchaczy, i to ich właśnie nazwał swoimi krewnymi…
Dziwne
to jakieś… Owszem, my dzisiaj już wiemy, że to nie było
odrzucenie
m Matki, tylko jeszcze większym Jej
docenieniem, jeśli się weźmie pod uwagę, że Ona najpełniej i
najdokładniej słuchała Bożego słowa
i je wypełniała, ale
jednak taka wypowiedź Jezusa wydaje się nam chyba za ostra…
Nie
będzie ona jednak taką, jeżeli spojrzymy na nią na sposób
duchowy, a nie czysto ludzki.
Wtedy ją zrozumiemy, bo zobaczymy,
że Jezusowi chodziło o coś więcej, niż tylko da się zobaczyć
na zewnątrz. I w ogóle – w całej relacji Boga do człowieka
chodzi właśnie o to „więcej”… Chodzi o to, co
„niewidzialne”.
Chodzi o to, co „wewnętrzne”. O
to, co „duchowe”. Moi Drodzy, spraw Bożych nie da się
pojąć tylko i wyłącznie po ludzku, w sposób zewnętrzny,
widoczny tylko dla oka. W sprawach Bożych – żeby je spróbować
pojąć lub zgłębić – trzeba wejść na inny poziom:
właśnie na poziom ducha!
I
to nie jest zadaniem wyłącznie dla osób duchownych lub zakonnych,
albo wręcz dla tych, którzy mieli specjalną łaskę od Boga w
tym względzie,
jak chociażby Ojciec Pio, czy Jan Paweł II, czy
jeszcze inni, którzy Jezusa dosłownie „na żywo” widzieli i na
głos z Nim rozmawiali. To nie tylko im przysługują takie
przywileje. I nie chodzi także o to, aby wejść w jakiś
nierzeczywisty, baśniowy świat
własnych wyobrażeń, lub –
wspomnianych wcześniej – przesadnych, wybujałych wizji. Nie!
My
wszyscy możemy wejść prawdziwą, głęboką
relację z Bogiem.
Obyśmy tylko chcieli! I przynajmniej
spróbowali… Obyśmy się spróbowali wyzwolić z tego, co
jedynie ziemskie, widoczne dla oka, wymierne i
dotykalne, a odważyli się wejść na poziom duchowy. A to się
zawsze stanie wówczas, kiedy zaczniemy na poważnie słuchać
Boga, Jego wolę wypełniać,
żyjąc Ewangelią i przykazaniami,
a jeżeli zdarzy się grzech, to po prostu przyznamy się do niego,
uwolnimy od niego i będziemy żyli normalnie, jak sposób wolny i
swobodny,
a nie będziemy brnąć w kolejne absurdy.
Moi
Drodzy, powiedzmy to wprost i jasno: życie po Bożemu, życie na
sposób duchowy, wpatrywanie się w to, co niewidzialne – to nie
jest domena ludzi zdziwaczałych, „nawiedzonych”, czy
nienormalnych.
To nie jest także prostą oznaką braku zajęcia,
kiedy to człowiek, zamiast się zająć czymś poważnym i realnym,
to wymyśla sobie takie tam różne dyrdymały. Nie, to nie tak!
Rzeczywistość
Boża, rzeczywistość duchowa, owa rzeczywistość niewidzialna –
jest tak naprawdę bardziej widzialna i bardziej realna od
tej, którą jesteśmy w stanie zmierzyć i zważyć. Rzeczywistość
Boża jest bardzo realna. Bo bardzo realnie wpływa na nasze
życie.
I
dlatego jestem przekonany, że każdy z nas, jeśli tylko zechciałby
uczciwie się na ten temat wypowiedzieć, to przyznałby, że nie
raz, i nie dwa – Bóg naprawdę w jego życiu jakoś szczególnie
zadziałał,
i że ta duchowa, Boża rzeczywistość, dała w
jego życiu o sobie znać. Odrobina osobistej uczciwości pozwoli
się do tego przyznać:
a to się jakaś sprawa trudna
rozwiązała, a to się jakiś problem wyjaśnił, a to otrzymaliśmy
jakiś wyraźny znak od Pana – nieraz w osobistych rozmowach
wychodzą takie sprawy. I wtedy zwykle nikt nie mówi, że to się
jakoś „samo tak ułożyło”. Nie, często właśnie stać nas na
to, aby przypisać takiego dobre dzieło Temu, kto go naprawdę
dokonał, czyli Bogu.
To
w takim razie czemu mamy wciąż obawy przed tym, aby już tak na sto
procent, na co dzień, wejść na wyższy poziom relacji z Bogiem,
niż tylko poranny i wieczorny „paciorek do Bozi”, czy pójście
do „kościółka” w niedzielę?… I to też nie w każdą…
Czemu nie odważymy się tak na sto procent postawić na Boga
i zacząć Jego wolę w stu procentach wypełniać, a nie tylko
wybiórczo; i rozmawiać z Nim szczerze, jak z przyjacielem, a
nie jak z urzędnikiem „skarbówki” – tylko na tyle, na ile to
konieczne, żeby zrzucić z siebie przykry obowiązek?… Czego
się obawiamy?
Ludzkiego gadania, śmiechu, szyderstwa?…
Moi
Drodzy, jeżeli odważymy się wejść na taki właśnie wyższy
poziom relacji z Bogiem, to przekonamy się, że to, co dotychczas
było dla nas niewidzialne, zacznie być widzialne. I że
świat wokół zmieni swoje barwy – na jaśniejsze, na bardziej
pogodne.
I w ludziach więcej dobra zobaczymy. I nie będzie to
kwestią naszej wybujałej fantazji, albo naiwnej łatwowierności –
nie! To będzie wynikiem naszego przemienionego, odnowionego
myślenia
– i takiegoż właśnie spojrzenia na całą,
otaczającą nas rzeczywistość.
Jeżeli
chcemy zatem swoje życie tu, na ziemi, przeżyć mądrze i
sensownie, jeżeli chcemy je przeżyć „po coś”, jeżeli w tym
życiu chcemy tak naprawdę coś osiągnąć i do jakiegoś
konkretnego celu dojść,
a nie tylko przemęczyć tych
kilkadziesiąt lat nie wiadomo właściwie po co, jak i gdzie –
jeżeli chcemy to życie przeżyć w pełni, to powiedzmy
sobie szczerze: nie mamy innego wyjścia, jak tylko zbliżyć
się do Boga, zżyć się z Bogiem, wejść na poziom ducha – i
zacząć uważnie wypatrywać tego, co niewidzialne…
Moi
Drodzy, my naprawdę nie mamy innego wyjścia!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.