Nie bój się – tylko wierz!

N

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
imieniny przeżywa Pani Halina Orłowska, przez lata przyjmująca
nas ze swym Mężem, Panem Karolem, w Szklarskiej Porębie.
Imieniny
przeżywa także Pani Doktor Halina Klimkowicz, która w moich
czasach licealnych miała ze mną sporo roboty jako pacjentem, a
obecnie opiekuje się medycznie moimi Rodzicami, jednocześnie zaś –
jest Osobą bliską i życzliwą naszej Rodzinie.
Życzę
Drogim Solenizantkom, by zawsze w duchu wiary przeżywały to
wszystko, co dzieje się w Ich życiu. Niech kierują się zawsze
wezwaniem Jezu
sa, zapisanym dzisiaj w tytule. Zapewniam o
modlitwie!
Na
głębokie i radosne przeżywanie dzisiejszej niedzieli – dnia
Pańskiego i pierwszej niedzieli miesiąca – niech Was
błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty.
Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

13
Niedziela zwykła, B,
do
czytań: Mdr 1,13–15;2,23–24; 2 Kor 8,7.9.13–15; Mk 5,21–43

CZYTANIE
Z KSIĘGI MĄDROŚCI:
Bóg
nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył
bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie:
nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej
ziemi. Bo sprawiedliwość nie podlega śmierci.
Dla
nieśmiertelności bowiem Bóg stworzył człowieka, uczynił go
obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez
zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.

CZYTANIE
Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia:
Podobnie jak obfitujecie we wszystko, w wiarę, w mowę, we wszelką
gorliwość, w miłość naszą do was, tak też obyście i w tę
łaskę obfitowali.
Znacie
przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc
bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić.
Nie
o to bowiem idzie, żeby innym sprawić ulgę, a sobie utrapienie,
lecz żeby była równość. Teraz więc niech wasz dostatek
przyjdzie z pomocą ich potrzebom, aby ich bogactwo było wam pomocą
w waszych niedostatkach i aby nastała równość według tego, co
jest napisane: „Nie miał za wiele ten, kto miał dużo. Nie miał
za mało ten, kto miał niewiele”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Gdy
Jezus przeprawił się z powrotem łodzią na drugi brzeg, zebrał
się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem.
Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy
Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: „Moja córeczka
dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”.
Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go
ściskali.
A
pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele
przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic
jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o
Jezusie, więc zbliżyła się z tyłu między tłumem i dotknęła
się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego
płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Zaraz też ustał jej
krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości.
Jezus
także poznał zaraz w sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się
w tłumie i zapytał: „Kto dotknął się mojego płaszcza?”
Odpowiedzieli
Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz:
Kto się Mnie dotknął?” On jednak rozglądał się, aby ujrzeć
tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i
drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim
i wyznała Mu całą prawdę.
On
zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w
pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”.
Gdy
On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i
donieśli: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz
Nauczyciela?”
Lecz
Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: „Nie
bój się, tylko wierz”. I nie pozwolił nikomu iść z sobą z
wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego.
Tak
przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu
i głośnego zawodzenia wszedł i rzekł do nich: „Czemu robicie
zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi”. I
wyśmiewali Go.
Lecz
On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka
oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało.
Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha kum”,
to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”. Dziewczynka
natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I
osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby
nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.

Kiedy
tak słuchamy opisu obu cudownych wydarzeń, jakie zawiera w sobie
dzisiejsza Ewangelia, to na pewno nasuwa się taki wniosek, taka
myśl, że sprawą niezwykłej wagi i ogromnego znaczenia we
wszystkich sytuacjach, w których zwracamy się do Boga o pomoc, jest
ta, by wytrwać do końca, by uwierzyć do końca, uwierzyć
bezgranicznie, bez obaw – i wbrew wszystkiemu! A wtedy
dokonają się cuda. Tak właśnie – jak dowiadujemy się z
odczytanego przed chwilą fragmentu Ewangelii według Świętego
Marka – postąpił zarówno Jair, jak i nieznana z imienia
kobieta, dążąca z niesamowitą determinacją do Jezusa,
by
choć szaty Jego móc dotknąć…
W
jednym i drugim przypadku sprawa wydawała się przegrana. A nawet
nie tyle wydawała się, co – z ludzkiej perspektywy – była
przegrana.
Bo jak inaczej określić śmierć córki Jaira
w momencie, kiedy ten jeszcze usilnie zabiegał o jej uzdrowienie?…
I jak określić sytuację kobiety, która od dwunastu lat
cierpiała na upływ krwi?
Jak się dzisiaj
dowiadujemy, wiele przecierpiała
od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie
pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej.
Można
zatem stwierdzić, że jej sytuacja była beznadziejna, bo skoro tylu
lekarzy próbowało jej pomóc i żadnemu się nie udało, to sprawa
była rozstrzygnięta. Zresztą, trzeba zauważyć
jeszcze i tę okoliczność, że taki upływ krwi – w świetle
przepisów Prawa Mojżeszowego, zapisanych chociażby w Księdze
Kapłańskiej – czynił ową kobietę rytualnie nieczystą,
a zatem każdy, kto się jej dotknął, także stawał się
nieczystym i był przez to wyłączany na jakiś czas z czynności
obrzędowych, religijnych, a nawet z życia społeczności. To
wszystko czyniło jej sytuację bardzo trudną, a wręcz
beznadziejną!
Jak
jednak dowiadujemy się z dalszej części przekazu, kobieta ta
usłyszała o Jezusie i dlatego pospieszyła na Jego spotkanie, a
kiedy już dotarła, to zbliżyła się z tyłu między tłumem
i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się
choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”.
Jak
wynika z całego kontekstu, nie było to łatwe zadanie, bowiem tłum
tak napierał na 
Jezusa z każdej strony, że ledwo mógł
się On poruszać, co też stanowiło niemały problem dla samych
uczniów, próbujących – chyba bez większego powodzenia –
osłaniać swego Mistrza. Nie za bardzo się to udawało, bo
tłum zewsząd naciskał, tym więc dziwniejszym musiało się wydać
pytanie, jakie im niespodziewanie zadał: Kto dotknął się
mojego płaszcza?
Chyba
każdy z nas zareagowałby podobnie, jak Apostołowie: Widzisz,
że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto się Mnie dotknął?

A jednak Jezus wiedział, że ktoś dotknął Jego płaszcza celowo,
w geście błagania,
a może nawet rozpaczy… Przynajmniej, z
punktu widzenia kobiety, która tego wtedy dokonała, to była
naprawdę ostatnia deska ratunku: ona już innego wyjścia dla
siebie nie widziała,
jak tylko dotrzeć do Jezusa i chociaż Go
dotknąć… Chociaż dotknąć…
Nic
jej nie powstrzymało, nic nie zniechęciło, by dopiąć swego.
Pomimo, że nie było łatwo, a wręcz bardzo trudno, oraz że
wszystkie okoliczności przemawiały przeciwko jakiemukolwiek
rozwiązaniu tego problemu, kobieta się nie zniechęciła. I
wygrała na tym! Mężnie przetrwała życiową próbę, jakiej była
od wielu lat poddawana – i doczekała się nadzwyczajnej Bożej
interwencji.
Nieco
innej próbie poddany został przełożony synagogi. Jemu sam Jezus
musiał w pewnym momencie szepnąć na ucho: Nie
bój się, tylko wierz, kiedy bowiem okazało
się, że córka, o uzdrowienie której tak intensywnie zabiegał,
jednak zmarła, wówczas mógł zrezygnować, poddać się,
uznając, że już niestety nic się nie da zrobić. Po prostu,
trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i pogodzić się z przegraną.
Nie da się przecież dyskutować z ewidentnymi faktami, a w tym
przypadku faktem była śmierć dziewczyny.
Dlatego
Jair miał prawo zrezygnować już z dalszych zabiegów w tym
względzie – nawet zwykły zdrowy rozsądek nakazywał mu taką
decyzję – stąd też potrzebnbyła
interwencja Jezusa, jeśli miało stać się
inaczej. A miało stać się inaczej. I stało się: dziewczynka
powróciła do życia
– do tego ziemskiego życia. Wbrew całej
ludzkiej logice i wbrew całemu ludzkiemu doświadczeniu.
Bo
chociaż w środowisku żydowskim i greckim śmierć często
określana była jako
sen, to jednak w zdaniu
wypowiedzianym przez Jezusa: Dziecko nie umarło, tylko śpi,
nie chodziło o nawiązanie do jakichś kulturowych tradycji, tylko
było podkreśleniem mocy Bożej – Jego mocy Bożej – dla
której śmierć jest faktycznie jedynie snem. On sam, jakiś czas
potem, miał z tego snu powstać swoją własną mocą.
Dlatego tą samą mocą sprawił, że powstała córka Jaira.
A
wszystko to po to, aby po raz kolejny przekonać człowieka, że –
jak czytaliśmy przed chwilą w Księdze Mądrości – Bóg
nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył
bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie:
nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej
ziemi. Bo sprawiedliwość nie podlega śmierci.
Ostatecznie
bowiem – jak czytamy dalej w tym samym fragmencie – dla
nieśmiertelności bowiem Bóg stworzył człowieka, uczynił go
obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez
zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.

Zatem ci, którzy należą do Jezusa, nie podlegają śmierci – ci,
którzy Jezusowi bezgranicznie ufają, którzy na Nim w pełni
polegają!
Jezus
bowiem – jak przekonuje Święty Paweł w drugim czytaniu –
będąc bogaty, dla [nas] stał się
ubogim, aby
[nas] ubóstwem swoim ubogacić. Z
tego płyną bardzo konkretne wskazania dla nas – te mianowicie,
byśmy taką miłość, jaką Jezus nas obdarzył, innych
obdarzali,
okazując szczególnie miłosierdzie najbardziej
potrzebującym i biednym. Żeby to jednak mogło się dokonywać, my
sami najpierw musimy uznać się za bardzo potrzebujących i
biednych
– i jako tacy stanąć przed Jezusem w postawie
całkowitego oddania, totalnego zawierzenia, bezgranicznego zaufania!

A
Jezus okazuje nam swą miłość właśnie przez to, że – jak to
dzisiaj wyraźnie widzimy – spieszy nam na pomoc nie tylko w
sprawach duchowych,
nie tylko w tych najbardziej wzniosłych, jak
wieczne zbawienie. On dzisiaj przywraca córce Jaira – podkreślmy
to jeszcze raz bardzo mocno – życie ziemskie! I uzdrawia
kobietę z trwającej wiele lat, tak bardzo przykrej i upokarzającej
ją w oczach społeczności – dolegliwości cielesnej!
Chociaż sam swoim cierpieniem uświęcił ludzkie cierpienie i
wskazał jego moc zbawczą, to jednak dzisiaj ratuje kobietę z
tegoż właśnie fizycznego cierpienia.
Zatem,
ta sfera ludzka, sfera doczesna, sfera ziemska także ma dla
Jezusa znaczenie
i na tym odcinku my również – jak nas
zachęca dziś Święty Paweł – mamy sobie nawzajem okazywać
miłość.
Ale mamy w tym wszystkim bezgranicznie zaufać
Jezusowi,
który wie, co jest dla nas w danym momencie najlepsze
i co nam jest w konkretnej życiowej sytuacji, w jakiej się
znajdujemy, najbardziej potrzebne. Dlatego też nie zawsze
nasze prośby o zdrowie zostaną spełnione – albo nie od razu
zostaną spełnione – podobnie, jak i te, dotyczące uratowania
kogoś przed śmiercią, do jakiej nieuchronnie prowadzi chociażby
nieuleczalna choroba…
Właśnie
z tego powodu, ktoś mógłby tu postawić zarzut, że te nasze
rozważania są nic nie warte, gdyż nie są oparte na prawdzie, ani
na życiowym doświadczeniu, które jasno pokazuje nam, że ludzie i
wtedy, za czasów Jezusa, i dzisiaj – chorują, cierpią,
umierają…
Owszem, tak jest.
Ale
jest to za każdym razem inna sytuacja – inna sytuacja człowieka w
jego osobistej relacji z Jezusem.
Jeszcze raz podkreślmy:
czasami lepszym dla nas – z perspektywy Jezusa, bo z naszej jest
dokładnie odwrotnie – będzie pozostawienie cierpienia, a nawet
dopuszczenie do śmierci
w tym, czy innym przypadku… I to nie
oznacza, że Jezus się na kogoś obraził. W takiej sytuacji, swoją
miłość okaże
On w inny sposób – przez
pocieszenie, uspokojenie serca, przez odnalezienie choćby promyków
nadziei i wewnętrznego ukojenia. Tak, moi Drodzy, w ten sposób
także może Pan zadziałać.
Ale
z całą pewnością nierzadko może dokonać cudu! Tak – cudu!
I myślę, że gdybyśmy się tak dzisiaj wszyscy na spokojnie
zastanowili – ale tak szczerze i uczciwie – to jestem przekonany,
że wielu z nas wskazałoby na takie sytuacje w swoim życiu, które
albo były ewidentnymi cudami, albo o cud się otarły… Bo
Bóg i dzisiaj nie szczędzi takich znaków, o ile tylko jest
przekonany, że z nich wypłynie dla nas jakieś większe dobro,
a nie tylko chwilowa, tania sensacja.
W
każdym razie – my możemy w naszych modlitwach prosić Jezusa
nawet o cud!
Tak, w każdej sytuacji, w której ludzka logika i
doświadczenie będą podpowiadały, że – mówiąc kolokwialnie –
nic się nie da zrobić, to wtedy właśnie jest czas i miejsce na
modlitwę o cud!
Nie możemy się tego obawiać, nie możemy się
przed tym powstrzymywać. My naprawdę możemy prosić o cud!
Ale
prosić tak, jak prosiła kobieta cierpiąca na krwotok, czy Jair
dla swojej córki. To ma być wręcz przedzieranie się do Jezusa,
to ma być szturmowanie Nieba
taką modlitwą, która to Niebo
poruszy; to ma być wygniatanie kolanami posadzki w kościele,
to ma być nawet codzienna Msza Święta i Komunia Święta –
jeżeli sytuacja jest poważna i dobijamy się o szczególną
interwencję Bożą. To ma być zaczynanie kolejnego Różańca
Świętego,
kiedy się tylko skończyło poprzedni. To ma być
odmówiona jedna, druga, a nawet piętnasta i dwudziesta – Koronka
do Bożego Miłosierdzia!
I
nie chodzi tu o to – powiedzmy to sobie jasno – że nagle mamy
zawiesić wszelką naszą codzienną aktywność, a zacząć się
tylko modlić. Nie! Trzeba normalnie żyć i funkcjonować, trzeba
spełniać swoje codzienne obowiązki domowe, rodzinne, zawodowe,
szkolne… Nikt za nas ich nie wypełni.
Ale
w tę właśnie zwyczajną codzienną bieganinę trzeba wkomponować
serdeczną modlitwę!
Tak – serdeczną, żywiołową, totalną,
huraganową wręcz modlitwę! Nie „odklepanie paciorka”, czy
„Mszyczkę”, zaliczoną od niechcenia, przestaną i
przeziewaną
pod parkanem. My tu, moi Drodzy, mówimy o takiej
modlitwie, poprzez którą człowiek totalnie przylgnie do Jezusa;
poprzez którą będzie się do Niego przedzierał przez tłum i
ścisk nie tylko ludzkich szyderczych spojrzeń i złośliwych
komentarzy, ale też poprzez taki sam, a może i większy
tłum i ścisk – własnych oporów, lęków i kompleksów.
Moi
Drodzy, jeżeli chcemy, żeby w naszym życiu zaczęły się dziać
prawdziwe cuda, to trzeba wreszcie przestać się bać własnego
cienia,
wyrwać się wreszcie z tych swoich ciasnych schematów
i przyzwyczajeń,
które każą nam wypełnić – i to w
wymiarze minimalnym – jedynie najbardziej konieczne religijne
praktyki; schematów, które skutecznie blokują nas na danie z
siebie więcej.
Otóż,
cuda prawdziwe będą się działy wtedy, kiedy my będziemy dawać
z siebie więcej – dużo więcej!
– na odcinku wiary i
modlitwy. Kiedy wreszcie usłyszymy i weźmiemy sobie do serca, i
przejmiemy się na sto procent tymi słowami, które Jezus
dzisiaj skierował do Jaira, w sytuacji dla niego po ludzku
beznadziejnej. Te słowa kieruje także i do nas dzisiaj, w
sytuacjach, które my uważamy za beznadziejne, przegrane,
ostatecznie rozstrzygnięte… On w każdej takiej sytuacji chciałby
dokonać w naszym życiu bardzo dużo – cudów
chciałby dokonać
– dlatego do każdej i każdego z nas mówi:
Nie bój się, tylko wierz!
Czy
stać mnie na taką odwagę? Czy jestem w stanie uwierzyć
wbrew ludzkiej logice, wbrew wszystkiemu, co sam sobie myślę, i co
ludzie sobie pomyślą? Czy stać mnie na to, żeby uwierzyć
bardziej Jezusowi,
a nie własnym oporom czy ludzkiemu gadaniu?
Czy stać mnie na to?
Dzisiaj
Jezus przekonuje Ciebie i mnie – wiedząc dokładnie o
wszystkim, co każdy z nas przeżywa; wiedząc o tych wszystkich
sytuacjach, które wydają się nam ponad siły, za trudne, lub wręcz
beznadziejne – przekonuje z miłością i zachęca: Nie bój
się, tylko wierz!

18 komentarzy

    • Anonimowy z 1 lipca 2018 17:55

      – A po co Ci mózg, skoro nie myślisz? Świadczy o tym Twoje pytanie [z gatunku – "ni przypiął, ni przyłatał"]. Wiedza jest niezbędna do rozumienia świata [w tym ludzi]. Nie wydaje się, by wierzący mieli na nią monopol, bowiem "wierzyć" i "wiedzieć" wykluczają się wzajemnie. Ja w-i-e-m, że w układzie dziesiętnym 1+1+1 = 3. Ty w-i-e-r-z-y-s-z, że 1+1+1 = 1.

    • Wiara i wiedza (w rozumieniu "nauka") nie stoją ze sobą w konflikcie. Taką tezę stawiają tylko ludzie z małą de facto wiedzą.

    • Nie jesteś najwyraźniej, Robercie, apostołem bezstronności [i rozumienia prostego przekazu werbalnego]. Insynuuj więc dalej, ale nie pouczaj. Szukaj[i twórz] sobie przeciwników, skoro bez nich żyć nie umiesz, ale nie wyrokuj o racjach innych. Fałszuj niewygodne wypowiedzi, ale nie oceniaj ludzi sobie nieznanych. I – mówiąc kolokwialnie – nie wcinaj się do dyskusji jak Piłat do "Składu Apostolskiego". Do tych Twoich "umiejętności" akurat odwaga i wiedza nie są niezbędne. Pokorne potakiwanie przychodzi zawsze łatwiej niż przeczące kręcenie głową. A świadomie i z wyboru niewierzącym, czy to się komuś podoba czy nie, przypisuję więcej odwagi w prezentowaniu swej postawy niż Tobie podobnym.Pokorne potakiwanie przychodzi zawsze łatwiej niż przeczące kręcenie głową.

    • Panie odważny, wielki bohaterze ateistów – przez internet oczywiście – wszystkie zarzuty, które mi przypisujesz jak ulał pasują do ciebie :). Nie pierwszy to raz, kiedy to człowiek o mentalności czekisty przywdziewa szatki "bojownika wolności" :). Poczytaj sobie trochę (wiem, to trudne), a będziesz wiedział co znaczyły moje słowa o wierze i nauce. I nie ty paszkwilancie będziesz mi mówił czy mam się wtrącać do dyskusji czy nie – nie podoba się, to zabieraj zabawki i zjeżdżaj do swojej piaskownicy :D!

    • "Aby wierzyć – nie trzeba odwagi ani wiedzy", nie zgadzam się z Twoim stwierdzeniem, bo ja choć wierzę Bogu i w Boga, codziennie potrzebuję odwagi by przyznawać się do Niego w świecie w którym żyję, proszę więc Ducha Świętego o podstawowe Jego dary, by je ożywił we mnie a więc o dar rozumu, mądrości, męstwa (odwagi),rady, umiejętności(wiedzy), pobożności i bojaźni Bożej.
      Wiedza o Bogu potrzebna mi jest by coraz więcej kochać Boga i ludzi, bo On jest Źródłem miłości. Nie sposób pokochać chłopaka, bez jego poznania. Nie sposób kochać męża, bez jego wcześniejszego poznania, tym bardziej uważam bez poznania Boga, bez doświadczenia Boga w swoim życiu trudno jest Jego kochać i miłować i umierać dla Niego.

    • Każdy ma prawo w naszej dyskusji brać udział – zapraszam wszystkich, oczywiście prosząc o zachowanie wzajemnego szacunku do siebie.
      Osobiście upieram się przy przekonaniu, że wiara wymaga odwagi. I sama wiara, i świadczenie o niej – wymaga odwagi.
      O tym zaś, że wiara nie stoi sprzeczności z rozumem, przekonywał nas zawsze Jan Paweł II.
      xJ

  • Dzień I "Krew Chrystusa – cytaty i słówko do każdego"

    "Jeśli bowiem krew kozłów i cielców oraz popiół z krowy, którymi skrapia się zanieczyszczonych, sprawiają oczyszczenie ciała, to o ile bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu. (Hbr 9, 13-14)

    Jezu, tylko Ty możesz przemieniać śmierć przychodzącą przez moje martwe uczynki w życie rodzące się w Twojej Krwi. Przenikaj i przemieniaj martwe miejsca mojego życia, aby objawiło się we mnie Twoje życie. "

    Ps.Ponieważ rozpoczęliśmy lipiec miesiąc poświęcony Krwi Chrystusa, pozwoliłam sobie zamieścić rozważania na każdy dzień lipca ze strony Misjonarek Krwi Chrystusa, http://siostrymisjonarki.pl/modlitwy/miesiac-krwi-chrystusa.html?start=30

    Potrzeba nam mieć wiarę taką jak Jair i kobieta cierpiąca na krwotok. Dziś Panie w czasie Eucharystii miałam okazję wykazać się wiarą, gdy przede mną w ławce zaczął trząś się mężczyzna starszy ( wyglądało to na atak epilepsji), moja myśl pobiegła do Ciebie Jezu obecnego już na Ołtarzu, byś przyszedł do tego człowieka i dotknął Jego ciała i duszy. Wierzę, że nie byłam sama w tej modlitwie i Jezus wysłuchał naszej modlitwy, bo Pan po minucie wrócił do równowagi i spokoju. Chwała Panu. Niech będzie Bóg uwielbiony, teraz i zawsze.

    • …"krew kozłów i cielców oraz popiół z krowy, którymi skrapia się zanieczyszczonych, sprawiają oczyszczenie ciała"… I takie barbarzyńskie coś też ma być składową częścią mojej Wiary??? – To ja dziękuję… Dalej proszę beze mnie.

    • Dla mnie 1+1+1 =3 podobnie jak dla Ciebie.Coz to ma wspolnego z wiarą?
      Myslisz,ze Twoja wiedza to coś co pozwala sie stawiac w pozycji mądrzejeszego?Po co?Co chcesz udowodnic?Ze niby Ci wierzący to grzeszą intelektem?A Ty jestes taki oryginalny,bo wiesz a nie wierzysz?
      I co z tego wynika? Ja mogę wierzyć a Ty możesz wiedziec.Nie musisz wierzyc I ok,nikt Cie nie karze tego robic.Szanuje to.

    • G.P. Ten Bóg którego odrzucasz dał Ci wolność myślenia, wybór decyzji, wolną wolę, więc robisz co chcesz. Bądź tylko człowiekiem dobrym i uczciwym wobec siebie samego i żyj w zgodzie ze sobą. Żegnaj, niech Cię Bóg błogosławi.

    • "To ja dziękuję… Dalej proszę beze mnie" – jakże to łatwo napisać… Jakże łatwo… Trzeba tylko wziąć na siebie skutki tak radykalnego wyboru. Wydaje mi się, że pierwsze lepsze życiowe doświadczenie zweryfikuje taką "odwagę na papierze". Bo wtedy się okaże, że jak trwoga, to do Boga…
      xJ

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.