Czy miłość Boża nam się należy?…

C

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa nasz
Tato, Jan Jaśkowski. Na ucho podpowiem, że to ostatnie urodziny z
szóstką z przodu.
Dziękując
naszemu Tacie za świadectwo wiary, dawane poprzez codzienną ofiarną
modlitwę i podziwu godną, cierpliwą troskę o całą naszą
Rodzinę, a szczególnie o chorą Mamę – serdecznie życzymy
nieustającej pogody ducha, dobrego humoru, wielkiej wewnętrznej
mocy i przeogromnej łaski Bożej, wspierającej wszelkie szlachetne
zamiary i dobre pomysły. Całą naszą Rodziną trwamy w modlitwie o
Boże błogosławieństwo dla naszego duchem młodego Jubilata!
Moi
Drodzy, życzę Wszystkim błogosławionego czasu: dla jednych
wakacyjnego i urlopowego, dla innych – czasu pracy. Ale niech to
będzie dobry i owocny czas, jak najlepiej wykorzystany!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Czwartek
14 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Brunona Bonifacego z Kwerfurtu,
Biskupa
i Męczennika,
do
czytań: Oz 11,1.3–4.8c–9; Mt 10,7–15

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA OZEASZA:
To
mówi Pan: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna
swego wezwałem z Egiptu. Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe
ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o
nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy
miłości.
Byłem
dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę, schyliłem
się ku niemu i nakarmiłem go.
Moje
serce się wzdryga i rozpalają się moje wnętrzności. Nie chcę,
aby wybuchnął płomień mego gniewu, i Efraima już więcej nie
zniszczę, albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem; pośrodku ciebie
jestem Ja, Święty, i nie przychodzę, żeby zatracać”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich apostołów. „Idźcie i głoście: «Bliskie
już jest królestwo niebieskie». Uzdrawiajcie chorych,
wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe
duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. Nie zdobywajcie złota
ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę
torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski. Wart jest bowiem
robotnik swej strawy.
A
gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto
tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie.
Wchodząc do domu, powitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to
zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli nie zasługuje,
niech pokój wasz powróci do was.
Gdyby
was gdzie nie chciano przyjąć i nie chciano słuchać słów
waszych, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząśnijcie proch
z nóg waszych. Zaprawdę powiadam wam: Ziemi sodomskiej i
gomorejskiej lżej będzie w dzień sądu niż temu miastu”.

Miłość
Boga do Izraela ukazana została w Proroctwie Ozeasza na wzór
miłości ojca do dziecka.
I nie jest to w sumie nic dziwnego,
ani zaskakującego – wszak Bóg jest Ojcem Izraela, jest Ojcem
każdego z nas,
szczególnie tych, którzy się do niego
codziennie zwracają słowami: „Ojcze nasz”… Jednak dzisiejsze
czytanie mówi nam o miłości bardzo, bardzo szczególnej, wyjątkowo
czułej, delikatnej…
Jak
bowiem inaczej skomentować takie oto słowa: Byłem dla nich
jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę, schyliłem się ku
niemu i nakarmiłem go?…
Przecież tak właśnie
postępuje czuły i dobry ojciec, zatroskany o swoje dziecko,
zakochany w swoim dziecku bez pamięci… I tylko tak zakochany
ojciec – a do tego jeszcze: Bóg Ojciec – może powiedzieć: Moje
serce się wzdryga i rozpalają się moje wnętrzności. Nie chcę,
aby wybuchnął płomień mego gniewu, i Efraima już więcej nie
zniszczę, albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem; pośrodku ciebie
jestem Ja, Święty, i nie przychodzę, żeby zatracać.
A
chociaż dzisiaj tak naprawdę słyszymy same tylko słowa o tej
miłości, to jednak wiemy doskonale – z lektury Pisma Świętego –
że Bóg wielokrotnie udowodnił prawdziwość tych swoich
słów. Jego miłość nigdy nie była i nadal nie
jest wyłącznie deklaratywna. Ona wyraża się w konkretnych
czynach, postawach,
w bardzo realnej trosce o człowieka. A
niekiedy – zdarza się i to – jest ona także opowiedziana, tak
jak chociażby dzisiaj. Jednakże – podkreślmy to z całą mocą i
przekonaniem – nigdy nie polega na samych tylko słowach.
Bardzo
wyraźnie zwraca nam na to uwagę sam Jezus, który dokonawszy tak
wiele dobrego wobec ludzi, dzisiaj posyła Apostołów, aby i oni –
w Jego imię – to dobro czynili. A zatem – aby okazywali ludziom
Jego miłość! Mówi do nich: Idźcie i głoście: «Bliskie
już jest królestwo niebieskie». Uzdrawiajcie chorych,
wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe
duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie.
To konkret –
konkretna miłość. Wspaniałe słowa, wspaniała zapowiedź.
Ale
oto w drugiej części dzisiejszej Ewangelii pojawiają się
stwierdzenia, które zdają się burzyć obraz tego sielskiego
nastroju,
wytworzonego wcześniejszymi zapowiedziami, ale i tymi
słowami, które usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu. Oto bowiem
Jezus mówi do swoich Apostołów: Gdyby was gdzie nie chciano
przyjąć i nie chciano słuchać słów waszych, wychodząc z
takiego domu albo miasta, strząśnijcie proch z
nóg
waszych. Zaprawdę powiadam wam: Ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej
będzie w dzień sądu niż temu miastu.
To przecież –
powiedzmy sobie bardzo szczerze – brzmi wręcz jak groźba!
A już na pewno – bardzo surowa zapowiedź kary, jaka
spotka tych, którzy miłość Bożą zlekceważą.
To
jak to w końcu jest z tą miłością: czy jest ona bezgraniczna
i bezinteresowna,
czy jednak jest „obudowana” jakimiś
warunkami wstępnymi, lub zastrzeżeniami?… Czy kiedy Bóg
okazuje nam miłość, to my jesteśmy bezwzględnie
zobowiązani do tego, by ją przyjąć?… Czy jednak do
miłości można kogokolwiek zmusić, nakazać ją jakimiś
poleceniami, wyegzekwować sankcjami?
Oczywiście
– nie. I Bóg nie chce nas do miłości zmuszać. On ją nam
okazuje szczerze, bezgranicznie i bezinteresownie.
Jednak jeżeli ktoś odmawia przyjęcia tejże miłości, to siłą
rzeczy musi się przekonać, że jego sytuacja będzie się
różniła
od sytuacji tego, kto miłość tę przyjął. Z samej
natury rzeczy! Może to nie jest najlepsza analogia, ale kiedy
człowiek zje smaczny, wystawny obiad, to jego sytuacja
– wielorako rozumiana, począwszy od osobistego komfortu –
znacząco różni się od sytuacji tego, kto od trzech dni nic
nie jadł. I to niezależne od tego, co który z nich powie na temat
jakości lub samej potrzeby jedzenia. Po prostu: człowiek najedzony
czuje się dużo lepiej, niż człowiek bardzo głodny.
Tak
też człowiek napełniony miłością – również tą
ludzką, o ileż bardziej Bożą – jest w lepszej sytuacji, niż
ten, kto tej miłości jest głodny i nie może się nasycić. Albo
nie chce… Przeto nie tyle Bóg karze i surowo ocenia takiego
człowieka, który Jego miłością wzgardzi, ile sam człowiek
skazuje się na gorszą sytuację. A że przy okazji, trzeba nam i na
to zwrócić uwagę, iż Boga nie wolno lekceważyć i
miłością Jego ot, tak sobie, pomiatać – to inna sprawa. Ale i
tu zaznaczmy: nie chodzi o jakąś złośliwość Boga, bo On
nigdy nie przestanie kochać człowieka i udzielać mu swoich darów.

Jednocześnie
jednak, nie wolno nam zapominać, kto jest kim i jak powinno
się odnosić do Tego, który jest Panem nieba i ziemi. Jeżeli On
wychodzi do nas z tak wielką miłością, to nam nie wolno – a
przynajmniej nie wypada – kaprysić, a już tym bardziej miłości
tej odrzucać.
Moi
Drodzy, my się trochę przyzwyczailiśmy już do tego, że Bóg
jest tak bardzo miłosierny i dobry,
iż ciągle szuka człowieka
i zawsze daje mu szansę. To jest prawdą. Ale to nie znaczy, że
Boga można lekceważyć i Jego miłością się zabawiać. Nie
wolno.
I
trzeba dziś – wsłuchując się w ostatnie zdanie dzisiejszej
Ewangelii – mocno, a nawet kategorycznie powtórzyć ostrzeżenie
Jezusa, że ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej będzie w
dzień sądu
niż temu, kto Bożą miłość
odrzuci. Jakby się to nie podobało piewcom złagodzonej,
przesłodzonej, politycznie i obyczajowo poprawnej, bezkolizyjnej
wersji chrześcijaństwa.
Na
szczęście, wątpliwości w tej materii nie miał Patron dnia
dzisiejszego, Święty Brunon Bonifacy
z Kwerfurtu,
Biskup.
Urodził
się
w 974 roku,
w rodzinie
grafów niemieckich w Kwerfurcie. W roku 986 uczył się w szkole
katedralnej w Magdeburgu, gdzie też później odbył studia. W roku
995 został mianowany kanonikiem katedralnym w Magdeburgu. W
roku 997, wraz z cesarzem Ottonem III, udał się do Rzymu.
Tu
w roku następnym wdział
habit benedyktyńskiego mnicha

na Awentynie, w opactwie Świętych Bonifacego i Aleksego. Pięć lat
wcześniej, w tym samym klasztorze, przebywał Święty Wojciech i
Błogosławiony Radzim.
Brunon
otrzymał imię zakonne:
Bonifacy.
W roku 999, już
jako Bonifacy, złożył śluby zakonne. W tym samym czasie
zaprzyjaźnił się ze
Świętym Romualdem,

który miał już sławę świętego męża i ojca nowej rodziny
zakonnej. W
roku 1001, Bonifacy
wstąpił do tejże rodziny zakonnej.

Znalazł się w eremie Pereum koło Rawenny.
I
to właśnie z Pereum, jesienią tego samego roku, udała
się do Polski pierwsza grupa kamedułów.

W skład grupy weszli – między innymi – Święty Jan i Święty
Benedykt. Misję tę zorganizował
Święty Romuald na prośbę cesarza Ottona III i króla polskiego,
Bolesława Chrobrego.

Zakonnicy mieli działać wśród Słowian nadodrzańskich. Do grupy
dołączył też Brunon z Kwerfurtu.
Dla
wyjednania grupie misyjnej odpowiednich przywilejów papieskich,
Święty Romuald wysłał Brunona Bonifacego do Rzymu. Papież
Sylwester II chętnie udzielił wszystkich potrzebnych misjonarzom
indultów.
Brunon
otrzymał także od Papieża
paliusz, a więc tym samym nominację
na arcybiskupa metropolitę misyjnego.

Dawało mu to uprawnienia do mianowania biskupów na terenach
misyjnych. Z niewiadomych przyczyn, sakrę
biskupią otrzymał dopiero w roku 1004 w Magdeburgu.

W ten sposób Brunon Bonifacy był pierwszym metropolitą pogańskich
Słowian zachodnich, do których był wysłany jako misjonarz.
Złożona
sytuacja polityczna na terenie Polski sprawiła, że zatrzymał się
we Włoszech, a potem na
dworze cesarza. Następnie
przybył znowu do Polski,

po czym – po raz kolejny na Węgry. Potem Papież wysłał
go do Kijowa, a nawet nad Morze Czarne. W
roku 1008, Bonifacy
jest ponownie w Polsce
i
usiłuje udać się z kolei do Szwecji, aby przez swoich uczniów
zorientować się w sytuacji tamtejszego Kościoła.
W
1009 roku udaje się na tereny pruskie,

do ludu Jadźwingów, z wyraźnym zamiarem rozpoczęcia tam misji.
Niestety, nie było mu dane dokończyć pomyślnie rozpoczętego
dzieła. Według podania, Arcybiskup
Brunon Bonifacy,
wraz
z osiemnastoma towarzyszami, zginął
właśnie z ręki Jadźwingów, w dniu 9 marca 1009 roku,

gdzieś w okolicach obecnego Pojezierza Suwalskiego. Miał wówczas
zaledwie trzydzieści pięć lat. Bolesław Chrobry wykupił jego
ciało. Niestety, ślad o relikwiach Męczennika
zaginął. Jego kult bardzo szybko się rozwinął.
Święty
Brunon Bonifacy jest autorem trzech utworów pisanych: „Żywotu
Świętego Wojciecha”, „Listu do cesarza Henryka”
i „Żywotu Pięciu Braci
Kamedułów”. Styl i język
tych pism wskazują na wysoką
kulturę
i
wykształcenie Autora
.
I
właśnie w „Liście do cesarza Henryka” występuje bardzo
energicznie w obronie Polski, a jednocześnie zajmuje jednoznaczne
stanowisko w sprawie relacji
pomiędzy dwoma chrześcijańskimi władcami.

W dziele swoim tak pisze:
„Mężowi
Kościoła, bogobojnemu królowi Henrykowi, Brunon życzy
wszystkiego, co przystoi
królowi i podoba się wszystkowidzącemu Bogu.

Ty, będąc królem według mądrości, której Bóg Ci
użyczył, usiłujesz być
dobrym i katolickim władcą.

Podobnie i my, jakkolwiek nędzni, bojąc się, żebyśmy tego życia
nie zmarnowali i w dniu śmierci nie okazali się nadzy, ile tylko
tchnie łaska Ducha Świętego, staramy się działać i pracować.
[…]
Co
się więc tyczy mnie – grzeszę
jedynie;
co się zaś
tyczy Pana, skoro chce, prędzej niż słowo wyrzec można, spełnia
wszelkie dobro.
Jeśliby
ktoś także to powiedział, że do księcia Bolesława odnoszę się
z uczuciem wierności i serdecznej przyjaźni, prawda
to.
Rzeczywiście, kocham
go jak duszę moją i więcej niż życie moje.

Lecz mam wiarygodnego świadka, wspólnego Boga naszego, że nie
miłuję księcia wbrew
Twojej
łaskawości,
gdyż ile
tylko mogę, pragnę życzliwie usposobić go względem Ciebie.

Lecz
oby bez utraty łaski króla wolno było tak powiedzieć: Czy
godzi się prześladować lud chrześcijański, a żyć w przyjaźni
z pogańskim?
Co za ugoda
Chrystusa z Belialem? Jakie porównanie światła z ciemnością?
Strzeż się, Królu,
jeżeli wszystko chcesz
czynić przemocą, a nigdy z litością,

którą lubi Chrobry, żeby przypadkiem Jezus, który teraz wspiera
Ciebie,
nie rozgniewał się. Lecz w tym tkwi całe zło, że ani
król nie ma zaufania do Bolesława, ani ten do zagniewanego króla.

O,
jak wielkie dobra i korzyści wynikłyby dla obrony chrześcijaństwa
i nawracania pogan, jeśliby jak ojciec jego Mieszko ze zmarłym
cesarzem, tak
syn Bolesław żył z 
Tobą,
naszym królem.

I chociaż nie umiem się modlić przed obliczem Boga, przynajmniej
głośno wołać nie przestanę, aby Bóg Ci
błogosławił. Ty zaś nie chciej zwlekać z udzieleniem wszelkiej
rady i pomocy w nawracaniu Luciców i Prusów, jak przystoi pobożnemu
królowi, ponieważ teraz za natchnieniem Ducha Świętego powinniśmy
się zabrać do pracy nad nawracaniem twardych serc tych pogan,

niezmordowanie poświęcać wszelki trud i wysiłek pod opieką
walczącego Piotra. Bądź zdrów, Królu!
Żyj prawdziwie dla Boga, przypominając sobie dobre czyny.” Tyle z
Listu naszego dzisiejszego Patrona, adresowanego do niemieckiego
cesarza.
Wpatrzeni
we wzór wielkiej i szczerej miłości
do Boga,
jaki swoim życiem daje nam Święty Biskup Bruno
Bonifacy, a jednocześnie zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej
liturgii, pomyślmy, czy nigdy nie zdarzało się nam i nie zdarza
lekceważyć Bożej miłości?… I czy nie myślimy, że się nam
ona bez względu na wszystko – po prostu należy?…

4 komentarze

  • Niech Dobry Bóg, Drogiemu Jubilatowi da wszystko co potrzeba, by sprostał zadaniom mu powierzonym i mężnie, z miłością i troską wypełniał obowiązki jako mąż, ojciec i dziadek. Wiem,jako Jego równieśniczka, że to nie łatwe zadanie, ale z Bożą pomocą wszystkiemu łatwiej sprostać. I tej Bożej pomocy, Bożej łaski i Bożego błogosławieństwa przyzywam dla Pana Jana.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.