Bo wiara wasza bardzo wzrasta!

B

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Monika
Szostakiewicz, zaangażowana w swoim czasie w działalność jednej
ze Wspólnot młodzieżowych, natomiast urodziny przeżywa Sebastian
Kucharski, za moich czasów – Lektor w Celestynowie. Życzę Obojgu
świętującym łaski Bożej i wszelkich dobrych natchnień.
Zapewniam o modlitwie!
Dziękuję
Bogu za wczorajszy piękny dzień w Miastkowie – za obecność,
słowo Księdza Marka, za kilka ciekawych spotkań indywidualnych i
wiele krótkich rozmów, a także za otwartość i życzliwość tak
wielu Osób, które modlitwą i hojnym groszem wsparły posługę na
Syberii. Niech Bóg będzie uwielbiony w tym pięknym dziele.
A
ja dzisiaj – w bardzo małym Zespole – wypadam na cztery dni na
kajaki. Będę pozdrawiał z poszczególnych miejsc.
Dobrego
dnia!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek
21 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Moniki,
do
czytań: 2 Tes 1,1–5.11b–12; Mt 23,1.13–22

POCZĄTEK
DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:
Paweł,
Sylwan i Tymoteusz do Kościoła Tesaloniczan w Bogu Ojcu naszym i
Panu Jezusie Chrystusie. Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i
Pana Jezusa Chrystusa.
Bracia,
zawsze winniśmy za was Bogu dziękować, co jest rzeczą słuszną,
bo wiara wasza bardzo wzrasta, a miłość wzajemna u każdego z was
obfituje, i to tak, że my sami w Kościołach Bożych chlubimy się
wami z powodu waszej cierpliwości i wiary we wszystkich waszych
prześladowaniach i uciskach, które znosicie. Są one zapowiedzią
sprawiedliwości sądu Boga, celem jego jest uznanie was za godnych
królestwa Bożego, za które też cierpicie.
Oby
Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania, oby z pomocą
udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z
wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana naszego Jezusa
Chrystusa, a wy w Nim, za łaską Boga naszego i Pana Jezusa
Chrystusa.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
przemówił do tłumów i do swoich uczniów tymi słowami: „Biada
wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie
królestwo niebieskie przed ludźmi. Sami nie wchodzicie i nie
pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą.
Biada
wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze
i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim
stanie, czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami.
Biada
wam, przewodnicy ślepi, którzy mówicie: «Kto by przysiągł na
przybytek, to nic nie znaczy; lecz kto by przysiągł na złoto
przybytku, ten jest związany przysięgą». Głupi i ślepi! Cóż
bowiem jest ważniejsze, złoto czy przybytek, który uświęca
złoto? Dalej: «Kto by przysiągł na ołtarz, to nic nie znaczy;
lecz kto by przysiągł na ofiarę, która jest na nim, ten jest
związany przysięgą». Ślepi! Cóż bowiem jest ważniejsze,
ofiara czy ołtarz, który uświęca ofiarę?
Kto
więc przysięga na ołtarz, przysięga na niego i na wszystko, co na
nim leży. A kto przysięga na przybytek, przysięga na niego i na
Tego, który w nim mieszka. A kto przysięga na niebo, przysięga na
tron Boży i na Tego, który na nim zasiada”.

Zapewne
zauważamy bardzo ostrą
różnicę tonu

i ogólnego charakteru wypowiedzi, jaka zachodzi pomiędzy
świadectwem Pawła, dotyczącym
wiary Tesaloniczan, a surowym
ostrzeżeniem
przed obłudą faryzeuszów i uczonych w Piśmie. O ile Paweł
chlubi się wiarą

chrześcijan w Tesalonikach, o tyle słowa Jezusa są niezwykle
gorzkie i bardzo, bardzo surowe.

A przecież w jednym i drugim przypadku ocenione zostało –
oczywiście, przy pewnym uogólnieniu – to samo, czyli podejście
do spraw Bożych,

do spraw najważniejszych.
Wierni
Tesaloniczanie pogłębiali swoją relację z Bogiem, wzmacniali
swoją wiarę,

czego dowodem była
wzrastająca
także
miłość
wzajemna

pomiędzy nimi. Uczeni w Piśmie i faryzeusze w ogóle nie myśleli o
Bogu, a jeżeli myśleli, to w takim sensie, że stał się On dla
nich jedynie pretekstem
do podkreślania siebie

i osiągania własnych korzyści: zarówno materialnych, jak i tych
prestiżowych.
Ponadto
– co też jasno wynika z dzisiejszego pouczenia – skutek jednej i
drugiej postawy jest zupełnie inny. Tesaloniczanie będą uznani za
godnych królestwa Bożego,
chociaż
będą musieli za nie ponieść pewne cierpienia. Dlatego Paweł
modli się o wytrwałość dla nich tymi słowami: Oby
Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania, oby z pomocą
udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z
wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana naszego Jezusa
Chrystusa, a wy w Nim, za łaską Boga naszego i Pana Jezusa
Chrystusa.

W ten sposób każdy
wierny
w Tesalonikach sam osiągnie
wieczne zbawienie, a okazując innym
szczerą
miłość – będzie
im pomagał w dążeniu do Nieba. A inni – pomogą jemu.
Uczeni
w Piśmie i faryzeusze – jak twardo mówi dziś Jezus – sami
nie wchodzą

do królestwa Bożego i nie
pozwalają wejść
tym,
którzy do niego idą. [Obchodzą]
morze
i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim
stanie,

[czynią]
go
dwakroć bardziej winnym piekła niż

[są]
sami.
I
to jest właśnie ta zasadnicza
różnica między jednymi i drugimi: nie tylko sprawa
własnego zbawienia,

które jedni osiągają, a drudzy nie, ale też sprawa wpływu na
innych, oddziaływania
na innych

– pozytywnego, bądź negatywnego. A to już jest kwestia bardzo
poważnej odpowiedzialności
przed Bogiem.
Dlatego
i my, moi Drodzy, ciągle musimy o tym pamiętać, że nasza postawa
chrześcijańska – właściwa lub niewłaściwa – wywołuje
skutki
nie
tylko w naszym życiu, ale także w życiu innych. Bo staje się dla
innych zbudowaniem,
wsparciem,

pomocą w osiągnięciu zbawienia, albo
– wprost przeciwnie – zgorszeniem,
zniechęceniem i przeszkodą

na drodze do Nieba. A to już jest sprawa naprawdę wielkiej
odpowiedzialności przed Bogiem!
Dobrze
o tym wiedziała i wspaniale z tejże właśnie odpowiedzialności
wywiązała się Patronka dnia dzisiejszego, Święta
Monika.
Urodziła
się ona
około
332 roku w Tagaście,
w
północnej Afryce, w głęboko chrześcijańskiej rodzinie
rzymskiej. Jako młodą dziewczynę wydano
ją za pogańskiego urzędnika,
członka
miejscowej rady miejskiej. Małżeństwo to jednak nie było dobrane.
Mąż
miał charakter niezrównoważony i popędliwy.
Monika
jednak swoją dobrocią, łagodnością i troską umiała pozyskać
jego serce, a
nawet doprowadziła go do przyjęcia Chrztu.
Gdy
urodził się ich syn Augustyn, Monika miała dwadzieścia dwa lata.
Po nim miała jeszcze syna i córkę. W 371 roku zmarł mąż Moniki,
gdy miała ona trzydzieści dziewięć lat. I wtedy to zaczął
się dla niej – trwający szesnaście lat – czas niepokoju i
cierpień.
A ich przyczyną był Augustyn. Zaczął on bowiem
naśladować ojca i żyć bardzo swobodnie. Poznał jakąś
dziewczynę i miał z nią dziecko – pomimo, że żyli bez ślubu.
Nadto uwikłał się w błędy manicheizmu.
Zbolała
matka nie opuszczała syna, ale szła za nim wszędzie, modlitwą
i płaczem błagając Boga o jego nawrócenie.
Kiedy Augustyn
udał się do Kartaginy dla objęcia w tym mieście katedry wymowy,
matka poszła za nim. Kiedy potajemnie udał się do Rzymu, a potem
do Mediolanu, by się zetknąć z najwybitniejszymi mówcami swojej
epoki, Monika też była przy nim.
I
oto w 387 roku, Augustyn – pod wpływem kazań Świętego
Ambrożego, głoszonych w Mediolanie – przyjął Chrzest i
rozpoczął zupełnie nowe życie.
Szczęśliwa matka spełniła
misję swojego życia. Mogła już odejść po nagrodę do Pana.
Kiedy wybierała się do rodzinnej Tagasty, zachorowała na febrę i
po kilku dniach zmarła w Ostii, w 387 roku.
Dokładnej daty
śmierci nie znamy.
Natomiast
w swoich „Wyznaniach” Augustyn, jej syn, późniejszy Święty,
opowiadając o jej odejściu, wyraził bezgraniczną wdzięczność
dla swojej matki,
pisząc o tym w takich – między innymi –
słowach:
„Gdy
zbliżał się dzień, w którym miała odejść z tego świata,
dzień, który Ty znałeś, my zaś nie znaliśmy, zdarzyło się
– jak sądzę – dzięki niezbadanym Twym wyrokom, że
znajdowaliśmy się razem, wsparci o okno wychodzące na ogród domu,
w którym zamieszkaliśmy. Było to blisko Ostii, gdzie z dala
od zgiełku, po trudach długiej drogi, nabieraliśmy sił do podróży
morskiej.
Rozmawialiśmy
ze sobą z ogromną serdecznością i zapominając o tym, co
przeszłe, i kierując się ku przyszłości, zastanawialiśmy się w
świetle Prawdy, którą Ty jesteś, na czym polega życie Świętych
to życie, którego oko nie widziało ani ucho nie słyszało,
ani w serce człowieka nie wstąpiło. Chłonęliśmy sercem
niebiańskie strumienie wypływające z Twojego źródła, ze
źródła życia, które jest w Tobie.
Mówiłem
o tych sprawach, chociaż nie w ten sposób i nie tymi dokładnie
słowami, ale, o Panie, Ty wiesz, że w owym dniu, gdy tak
rozmawialiśmy, a w miarę wypowiadanych słów świat wraz ze
wszystkimi przyjemnościami tracił dla nas znaczenie,
powiedziała:
«Mój synu, co do mnie, to żadna rzecz nie cieszy mnie na tym
świecie. Co tu jeszcze czynię i po co jestem, nie wiem. Niczego już
nie spodziewam się na tym świecie. To jedno zatrzymywało mnie
dotąd, że chciałam, zanim umrę, widzieć cię chrześcijaninem
katolikiem.
Bóg szczodrzej mnie obdarował, bo zobaczyłam, że
wzgardziwszy powabami świata, stałeś się Jego sługą. Na
cóż więc jestem jeszcze tutaj?»
Nie
przypominam sobie dokładnie, co jej odpowiedziałem. Tymczasem po
pięciu dniach, albo może trochę więcej, leżała w gorączce.
Kiedy chorowała, zdarzyło się któregoś dnia, że straciła
przytomność i nie rozpoznawała obecnych.
Przybiegliśmy, ale
szybko odzyskała świadomość, popatrzyła na stojącego obok brata
i mnie i powiedziała do nas, jakby zapytując: «Gdzie byłam?»
Potem
spoglądając na nas zasmuconych, powiedziała: «Tutaj
pochowacie swoją matkę
». W milczeniu
powstrzymywałem łzy. Mój brat powiedział parę słów wyrażając
pragnienie, aby nie umarła na obczyźnie, ale wśród swoich.
Usłyszawszy to, zaniepokoiła się, i karcąc wzrokiem za takie
myśli powiedziała patrząc na mnie: «Posłuchaj, co mówi». A
potem do nas obydwóch: «Ciało złóżcie gdziekolwiek – tym się
nie kłopoczcie! O jedno tylko proszę, abyście wszędzie, gdzie
będziecie, pamiętali o mnie przy ołtarzu Pańskim
».
Wymówiwszy z trudem te słowa, zamilkła. Choroba zaś
postępowała wzmagając cierpienia.” Tyle z księgi „Wyznań”
Świętego Augustyna.
Wpatrzeni
w Świętą
Monikę i jej
poczucie
odpowiedzialności za zbawienie swoich dzieci, a także zasłuchani w
słowo Boże dzisiejszej liturgii, zapytajmy samych siebie o
świadomość
naszej odpowiedzialności
za
zbawienie tych, których Pan postawił na naszej drodze…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.