Wznosić wzrok wyżej, coraz wyżej!

W

Moi
Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ojciec Święty
Franciszek. Módlmy się o wszelkie Boże błogosławieństwo dla
jego apostolskiej posługi. Niech cały Kościół dzisiaj – i nie
tylko dzisiaj – modli się za Piotra naszych czasów!
W tych
dniach wspierajmy szczególnie działania Ojca Świętego, związane
z prowadzeniem Synodu Biskupów, poświęconego Młodzieży.
Imieniny
przeżywa dziś także
Ksiądz
Franciszek Juchimiuk, mój Profesor teologii moralnej w Seminarium.
Urodziny zaś obchodzą: Paweł Deres i Anna Maksymiuk, należący w
swoim czasie do Wspólnot młodzieżowych, oraz Magdalena Koguciuk,
życzliwa mi Osoba z Lublina.
Niech
Święty Franciszek wyprasza wszystkim dzisiaj świętującym odwagę
i umiejętność do tego, by we wszystkich okolicznościach swego
życia kierowali swój wzrok i swoje serce ku Bogu, by w Nim szukać
pomocy i nadziei! Więcej o tym w rozważaniu. Ze swej strony –
zapewniam o modlitwie.
Moi
Drodzy, dzisiaj pierwszy czwartek miesiąca. Proszę, pomódlcie się
za nas, Księży – i o nas: o naszych Następców. I za Siostry
zakonne. Pomódlcie się za nas, za mnie… Ja codziennie modlę się
za Was!
A
teraz radością zapowiadam jutro – słówko z Syberii! Wreszcie…
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Czwartek
26 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Franciszka z Asyżu,
do
czytań: Hi 19,21–27; Łk 10,1–12

CZYTANIE
Z KSIĘGI HIOBA:
Hiob
powiedział: „Zlitujcie
się, przyjaciele, zlitujcie, gdyż Bóg mnie dotknął swą ręką.
Czemu, jak Bóg, mnie dręczycie? Nie syci was wygląd ciała? Któż
zdoła utrwalić me słowa, potrafi je w księdze umieścić?
Żelaznym rylcem, diamentem na skale je wyryć na wieki? Lecz ja
wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me
szczątki skórą odzieje i ciałem swym Boga zobaczę. To właśnie
ja Go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny; moje nerki już
mdleją z tęsknoty”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Spośród
swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych, siedemdziesięciu
dwóch, i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i
miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał.
Powiedział
też do nich: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało;
proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje
żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście
ze sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie
pozdrawiajcie.
Gdy
do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: «Pokój temu domowi».
Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na
nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc
i pijąc, co mają; bo zasługuje robotnik na swą zapłatę.
Nie
przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i
przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy
tam są, i mówcie im: «Przybliżyło się do was królestwo Boże».
Lecz
jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na
jego ulice i powiedzcie: «Nawet proch, który z waszego miasta
przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że
bliskie jest królestwo Boże».
Powiadam
wam: Sodomie lżej będzie w ów dzień niż temu miastu”.

Być
może, przyjaciele Hioba chcieli dobrze – chcieli go pocieszyć.
Nie słyszymy w dzisiejszym czytaniu ich słów, ale z treści całej
Księgi wiemy, że nie były to jednak nazbyt
budujące i pocieszające słowa.
Zresztą, odpowiedź Hioba na
ich – swoiście pojmowane – „dobre rady” też wiele nam mówi.
Oto bowiem usłyszeliśmy dzisiaj, jak zwraca się do nich ze
słowami: Zlitujcie
się, przyjaciele, zlitujcie, gdyż Bóg mnie dotknął swą ręką.
Czemu, jak Bóg, mnie dręczycie?

Wiemy,
że w końcu i sam Bóg bierze
stronę Hioba,

a owych przyjaciół upomnina
– właśnie za fałszywe świadectwo o samym Bogu, ale i za to
niewłaściwe potraktowanie Hioba. Sam Hiob natomiast wznosi
dzisiaj swój wzrok i swoje serce

ponad to, co tylko ludzkie, ponad jedynie ziemskie motywy pocieszenia
– i źródeł
nadziei szuka w Bogu.
Być
może,
zwraca naszą uwagę to mocne zderzenie dwóch rodzajów przesłania,
dwojakiego wewnętrznego nastroju, z jakim Hiob się wypowiada: z
jednej strony – zmęczenie

owym dziwnym „pocieszaniem” przez przyjaciół i cierpienie,
spowodowane przeżywaną sytuacją, z drugiej: wielka
nadzieja, pokładana w Bog
u.

Zaskakuje
nas zapewne, iż tak
nagle, niespodziewanie, jakby wbrew
temu, co jeszcze chwilę wcześniej mówił,

iż przyjaciele dręczą go tak, jak Bóg – Hiob właśnie o tym,
rzekomo dręczącym go Bogu, mówi: Lecz
ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me
szczątki skórą odzieje i ciałem swym Boga zobaczę. To właśnie
ja Go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny; moje nerki już
mdleją z tęsknoty.

O
czym to świadczy?
O
tym, że Hiob naprawdę był człowiekiem ogromnej wiary! Ogromnej!
Był bardzo zżyty z Bogiem, oddany Mu bez reszty. Dlatego w tak
dramatycznej sytuacji, w jakiej się znalazł, potrafił
wznieść wzrok

ponadto wszystko, co sam przeżywał, także ponad ludzkie, niezbyt
udane próby pocieszania – on potrafił wznieść wzrok i serce
jeszcze
wyżej, znacznie wyżej, ku samemu Bogu,

bo wiedział, że tam właśnie znajdzie prawdziwą pomoc,
pocieszenie, nadzieję… I znalazł. Wiemy, że znalazł.
Takiej
samej postawy swoich wysłanników uczył dzisiaj Jezus. Idąc do
ludzi, mieli im głosić królestwo Boże. I chociaż faktycznie
mieli
korzystać z gościny

tych, do których dotrą i którzy zechcą im
tej gościny udzielić,
to jednak całej swojej misji nie
mieli opierać
jedynie
na
ludzkim uznaniu

czy poparciu.
Jezus powiedział wyraźnie: Lecz
jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na
jego ulice i powiedzcie: «Nawet proch, który z waszego miasta
przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że
bliskie jest królestwo Boże». Powiadam wam: Sodomie lżej będzie
w ów dzień niż temu miastu”.

A
zatem, to w Jego imię mają spełniać swoją misję i to On sam,
Jezus,
weźmie ich w obronę,

On sam także
osądzi
tych,
którzy nie przyjmą Jego wysłanników. A zatem, wysłannicy,
ilekroć będą doświadczali niechęci, czy wręcz wrogości ze
strony ludzi; ilekroć trudy tej misji będą się im dawały we
znaki – zawsze wtedy winni spojrzeć
ku górze, odnieść się bezpośrednio do Boga,

by tam właśnie szukać pocieszenia, motywacji i nadziei.
I
my tak samo, moi Drodzy: nigdy nie możemy skupiać całej naszej
uwagi na tym, co boleśnie
daje się nam we znaki

w naszej codzienności; tu,
na ziemi…
Bo
mamy
do kogo wznieść swój wzrok i skierować swoje serce. Do
kogo?…
Z
pewnością, podpowiada nam to – przykładem swojej postawy –
mężny Hiob, ale podpowiada nam również Patron
dnia dzisiejszego, Święty
Franciszek z Asyżu.
Dużo
o nim wiemy, wszak – jak zwykło się mówić – to bardzo
popularny Święty. Co jednak więcej możemy o nim powiedzieć?
Przyszedł
na świat w 1182 roku w Asyżu, w środkowych Włoszech, jako
Jan Bernardone. Urodził się w bogatej rodzinie kupieckiej.
Jego rodzice pragnęli widzieć go w stanie szlacheckim, nie
przeszkadzali mu więc w marzeniach o rycerstwie. Nie szczędzili
pieniędzy
na wystawne i kosztowne uczty, organizowane przez
niego dla towarzyszy i rówieśników.
Jako
młody człowiek, Franciszek odznaczał się wrażliwością,
lubił poezję, muzykę.
Ubierał się dość ekstrawagancko.
Został okrzyknięty królem młodzieży asyskiej. W 1202 roku, wziął
udział w wojnie między Asyżem a
Perugią. Przygoda ta zakończyła się dla niego
niepowodzeniem i niewolą.
Podczas rocznego pobytu w więzieniu
Franciszek osłabł i popadł w długą chorobę. W roku 1205
uzyskał ostrogi rycerskie i udał się na wojnę, toczoną przez
Fryderyka II z Papieżem.
W
tym czasie Bóg zaczął działać w życiu Franciszka. We
śnie usłyszał on wezwanie Boga, po którym powrócił do Asyżu.
Zamienić swoje bogate ubranie z żebrakiem i sam zaczął
prosić przechodzących o jałmużnę. To doświadczenie nie
pozwoliło mu już dłużej trwać w zgiełku miasta. Oddał się
modlitwie i pokucie.
Kolejne doświadczenia utwierdziły go w
tym, że wybrał dobrą drogę.
Pewnego
dnia w kościele Świętego Damiana usłyszał głos: „Franciszku,
napraw mój Kościół”.
Wezwanie zrozumiał dosłownie, więc
zabrał się do odbudowy zrujnowanej świątyni. Aby uzyskać
potrzebne fundusze, wyniósł z domu kawał sukna. Ojciec
zareagował na to wydziedziczeniem syna.
Pragnąc nadać temu
charakter urzędowy, dokonał tego wobec biskupa. Na placu
publicznym, pośród zgromadzonego tłumu przechodniów i gapiów,
rozegrała się dramatyczna scena między ojcem a synem. Otóż,
po decyzji ojca o wydziedziczeniu, Franciszek zdjął z siebie
ubranie,
które kiedyś od niego dostał, i nagi złożył
mu je u stóp mówiąc: „Kiedy wyrzekł się mnie ziemski
ojciec, mam prawo Ciebie, Boże, odtąd wyłącznie nazywać Ojcem.”

Po
tym wydarzeniu Franciszek zajął się odnową zniszczonych wiekiem
kościołów. Zapragnął żyć według Ewangelii i głosić
nawrócenie i pokutę.
Z czasem jego dotychczasowi towarzysze
zabaw poszli za nim. W dniu 24 lutego 1208 roku, podczas czytania
Ewangelii o rozesłaniu uczniów, uderzyły go słowa: Nie
bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani
laski
… Wtedy uznał, że odnalazł swoją drogę życia.
Zrozumiał bowiem, że chodziło o budowę trudniejszą, bo o
odnowę Kościoła
, targanego wewnętrznymi niepokojami i
herezjami.
Nie
chcąc zostać uznanym za twórcę kolejnej grupy heretyków,
Franciszek spisał swoje propozycje życia ubogiego według rad
Ewangelii
i w 1209 roku wraz ze swymi braćmi udał się do
Rzymu. Papież Innocenty III zatwierdził jego regułę. Odtąd
Franciszek i jego bracia nazywani byli braćmi mniejszymi.
Wrócili do Asyżu i osiedli przy kościele Matki Bożej Anielskiej,
który stał się kolebką Zakonu.
Promowany
przez Franciszka ideał życia przyjmowały również kobiety.
Już dwa lata później, dzięki Świętej Klarze, która była
wierną towarzyszką duchową Świętego Franciszka, powstał Zakon
Ubogich Pań – klarysek.
Franciszek wędrował od miasta do
miasta i wzywał do pokuty. Wielu ludzi pragnęło naśladować jego
sposób życia. Dali oni początek wielkiej rzeszy braci i sióstr
Franciszkańskiego Zakonu Świeckich, tak zwanemu tercjarstwu,

utworzonemu w 1211 roku.
W
tym też roku wybrał się do Syrii, ale tam niestety nie
dotarł i wrócił do Włoch. Uczestniczył w Soborze Laterańskim
IV.
W 1217 roku zamierzał udać się do Francji, lecz został
zmuszony do pozostania we Włoszech. Z myślą o ewangelizacji pogan
wybrał się na Wschód. W 1219 roku, wraz
z krzyżowcami dotarł do Egiptu i tam spotkał się z
sułtanem Melek–el–Kamelem, wobec którego świadczył o
Chrystusie!
Sułtan – ku zaskoczeniu wszystkich, a szczególnie
jego własnego wojska i dworu – zezwolił mu bezpiecznie opuścić
obóz muzułmański i dał mu pozwolenie na odwiedzenie miejsc
uświęconych życiem Chrystusa w Palestynie,
która była wtedy
pod panowaniem muzułmańskich Arabów.
Franciszek
wrócił do Italii. Na Boże Narodzenie 1223 roku przygotował małą
religijną inscenizację. Otóż, w żłobie, przy którym stał wół
i osioł, położył małe dziecko na sianie, po czym odczytał
fragment Ewangelii o narodzeniu Pana Jezusa i wygłosił homilię.

Inscenizacją owego „żywego obrazu” zapoczątkował tradycję
budowania „żłóbków”,
przedstawiania „jasełek”, a
także – zapoczątkował teatr nowożytny w Europie.
14
września 1224 roku, w Alverni, podczas czterdziestodniowego postu
przed uroczystością Świętego Michała Archanioła, Chrystus
objawił się Franciszkowi i obdarzył go łaską stygmatów –
śladów swojej Męki.
W ten sposób Franciszek, na dwa lata
przed swą śmiercią, został pierwszym w historii Kościoła
stygmatykiem.
Ale
poza tym wszystkim, trzeba dodać, że Franciszek szczerze
aprobował świat i stworzenie, obdarzony też był niewiarygodnym
osobistym wdziękiem.
Wywarł olbrzymi wpływ na życie duchowe i
artystyczne średniowiecza. Jednak trudy apostolstwa, surowa pokuta,
długie noce czuwania na modlitwie wyczerpały jego siły. Zachorował
na oczy.
Próby
leczenia nie przynosiły skutku. Zmarł 3 października 1226 roku,
o zachodzie słońca, w kościele Matki Bożej Anielskiej w Asyżu.

Kiedy umierał, kazał zwlec z siebie odzienie i położyć na ziemi.
Rozkrzyżował przebite stygmatami ręce. Odszedł, mając
czterdzieści pięć lat. W dwa lata później uroczyście
kanonizował go Papież Grzegorz IX.
Święty
Franciszek z Asyżu pozostawił po sobie wiele pism, między innymi
taką oto przepiękną modlitwę: „O
Panie, uczyń z nas narzędzia swego pokoju,

abyśmy siali miłość,
tam gdzie panuje nienawiść; wybaczenie,
tam gdzie panuje krzywda; jedność,
tam gdzie panuje zwątpienie; nadzieję,
tam gdzie panuje rozpacz; światło,
tam gdzie panuje mrok; radość,
tam gdzie panuje smutek. Spraw, abyśmy mogli nie tyle szukać
pociechy, co
pociechę dawać;

nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć;
nie tyle szukać miłości, co
kochać.

Albowiem dając – otrzymujemy; wybaczając – zyskujemy
przebaczenie a umierając
– rodzimy się do wiecznego życia…”.

Tak
modlił się dzisiejszy nasz Patron, niezwykły Święty, Franciszek
z Asyżu. Wsłuchani
w tę jego modlitwę, wpatrzeni w przykład jego świętego życia i
ubogaceni darem Bożego słowa dzisiejszej liturgii, zastanówmy
się, czy mamy odwagę
i wytrwałość

do tego, by pomimo wszystkiego, co dzieje się w nas i wokół nas,
nie zatrzymywać wzroku i serca właśnie na tym, ale zawsze wznosić
je wyżej, jak najwyżej – ku samemu Bogu?

I u Niego szukać pocieszenia, motywacji do dobra, nadziei?…

5 komentarzy

  • Też podziwiam wiarę Hioba, jego pewność zmartwychwstania ciała i ujrzenia Boga. Podziwiam zwłaszcza w kontekście totalnego zniszczenia wszystkiego co posiadał, choroby i utraty przyjaciół. Hiob przecież wiedział, że Bóg przyzwolił szatanowi na to wszystko.
    Panie przymnóż mi wiary, nadziei i miłości!
    Przyjmij taką miłość jaką jestem teraz Ci ofiarować. Przyjmij moją niemoc pójścia na Eucharystię pierwszego czwartku, pierwszego piątku. Jezu, pozwól mi pójść jeśli nie na poranną mszę pierwszosobotnią, to chociaż na inauguracyjną Mszę nowego roku w PWT o 10tej. Jezu, ufam Tobie.
    Zapewniam o modlitwie i dziękuję za nią. Niech Bóg nas przeprowadza, przez ciemną dolinę ku światłości. Amen.

    • Chwała Panu! Pan pozwolił mi być na wczorajszej Eucharystii i dodał jeszcze różaniec i obdarzył swoim miłosierdziem, przebaczeniem grzechów a dziś pełna ufności idę na rozpoczęcie Mszą Świętą roku w Studium Teologii. Pan jest Dobry a miłosierdzie Jego jest nieskończone!

    • To Bóg, mój Pan daje pragnienia i pomaga je zrealizować. Dziękuję Ci Panie Jezu. Dziś będę uwielbiać Twoje Imię Boże i wzywać Imienia Jezus nad chorymi.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.