Świętość

Ś

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym
urodziny przeżywał Paweł Bucoń, Doktor prawa, Sędzia w jednym z
lubelskich sądów, a jednocześnie – świecki Szafarz Komunii
Świętej i mój Przyjaciel od dzieciństwa.
Natomiast
dzisiaj urodziny przeżywa Mateusz Sętorek, należący w swoim
czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot.
Obu
świętującym życzę świętości! I zapewniam o modlitwie!
Moi
Drodzy, bardzo dziękuję Księdzu Markowi za wczorajsze słówko i
za życzenia urodzinowe, za które także i Wam serdecznie dziękuję.
Korzystając z dnia wolnego od zajęć szkolnych, odbyłem wczoraj
osobistą pielgrzymkę dziękczynną do Sanktuariów Podlasia: Leśnej
Podlaskiej, Pratulina i do Kodnia, gdzie odprawiłem Mszę Świętą
dziękczynną – za łaski Boże, których tak wiele otrzymałem w
życiu, i za Ludzi, którymi mnie Pan obdarzył. W tym także – to
oczywiste – za Was, moi Drodzy!
Na
radosne świętowanie dzisiejszej Uroczystości i głębokie
przeżywanie tajemnicy świętości – niech Was błogosławi Bóg
Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Uroczystość
Wszystkich Świętych,
do
czytań z t. VI Lekcjonarza: Ap 7,2–4.9–14; 1 J 3,1–3; Mt
5,1–12a

CZYTANIE
Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Ja,
Jan, ujrzałem innego anioła, wstępującego od wschodu słońca,
mającego pieczęć Boga żywego. Zawołał on donośnym głosem do
czterech aniołów, którym dano moc wyrządzić szkodę ziemi i
morzu: „Nie wyrządzajcie szkody ziemi ani morzu, ani drzewom, aż
opieczętujemy na czołach sługi Boga naszego”. I usłyszałem
liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące
opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela.
Potem
ujrzałem wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego
narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed
tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich
palmy. I głosem donośnym tak wołają: „Zbawienie Bogu naszemu,
Zasiadającemu na tronie, i Barankowi”.
A
wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga
Zwierząt, i na oblicze swe padli przed tronem, i pokłon oddali
Bogu, mówiąc: „Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość,
i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki
wieków. Amen!”
A
jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: „Ci
przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?” I
powiedziałem do niego: „Panie, ty wiesz”. I rzekł do mnie: „To
ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i
wybielili je we krwi Baranka”.

CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Najmilsi:
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy
nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś
dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.
Umiłowani,
obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło,
czym będziemy. Wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego
podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest.
Każdy
zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On
jest święty.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus,
widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do
Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi
słowami:
Błogosławieni
ubodzy w duchu, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie.
.
Błogosławieni,
którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni
cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni,
którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą
nasyceni.
Błogosławieni
miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni
czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni,
którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami
Bożymi.
Błogosławieni,
którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do
nich należy Królestwo niebieskie.
Błogosławieni
jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią
kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i
radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w Niebie”.

Trzy
bardzo mocne w treści i jasne w przekazie teksty biblijny wyznaczają
kierunek naszej refleksji w dniu dzisiejszym – w
Uroczystość tak wielką i tak szczególną.

W
pierwszym z nich, z Księgi Apokalipsy
Świętego Jana Apostoła, zaglądamy jak gdyby za zasłonę Nieba –
i widzimy sto
czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń
synów Izraela;
widzimy
także wielki
tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego narodu i
wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i
przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I
głosem donośnym tak wołają: „Zbawienie Bogu naszemu,
Zasiadającemu na tronie, i Barankowi”.

To jest oczywiście wizja tajemnicza – taka, jaką z woli Bożej
otrzymał Apostoł Jan, natomiast my już dzisiaj wiemy, gdyż Jezus
nam o tym powiedział, iż rzeczywistość
Nieba

znacznie
przekracza

wszelkie możliwe ludzkie wyobrażenia.
I
dlatego to właśnie Jezus dzisiaj aż osiem razy nazywa
szczęśliwymi,
czyli błogosławionymi,

tych, którzy tej rzeczywistości dostąpią. Aczkolwiek słuchając
Jezusowych słów, można się nieco zdziwić, bo niektóre
z owych:
błogosławieni

wręcz
kontrastuje z opisem warunków,
dzięki którym ludzie ci zostaną nazwani szczęśliwymi,
błogosławionymi. Oto bowiem błogosławieni – czyli szczęśliwi
– są ubodzy w
duchu;
ci,
którzy się
smucą;

którzy cierpią
prześladowanie dla sprawiedliwości;

a wreszcie także ci, którym ludzie urągają
i
prześladują
[…],
i gdy
mówią kłamliwie wszystko złe na

[nich]
z
[…]
powodu
[Jezusa].

Co by nie mówić – to dość trudna droga do szczęścia, do
zbawienia.
A
jednak to właśnie ta droga najpewniej do niego prowadzi. Owych
– jak je zwykliśmy nazywać – osiem Błogosławieństw
to
recepta
na szczęście. Na wieczne szczęście.

Tą drogą przeszli ci, których Autor Apokalipsy ujrzał w liczbie
stu czterdziestu czterech tysięcy opieczętowanych, co jest
oczywiście liczbą symboliczną, bo oznacza pomnożenie
liczby dwanaście przez siebie samą,

a więc – jeśli to można tak najkrócej ująć – liczba
oznaczająca doskonałość i
pełnię, jest
podniesiona
do kwadratu i jeszcze pomnożona przez tysiąc, dla podkreślenia
wielości. Faktycznie, chodzi tu o ilość zupełnie
niezmierzoną, nieprzeliczoną,
której
liczba, wskazana przez Autora Apokalipsy, jest tylko symbolem.
Wielka,
naprawdę wielka rzesza ludzi, przeszła tą drogą, którą Jezus
dziś także nam wskazuje. Oni
już wiedzą, że warto było

tą drogą pójść, bo na jej końcu czekało na nich zbawienie,
wieczne szczęście. Oni już to wiedzą – i
my wiemy,
dlatego
oddajemy im dzisiaj
cześć. Im wszystkim, bez wyjątku, zarówno
tym znanym

całemu Kościołowi, bo uroczyście beatyfikowanym i kanonizowanym;
jak
i tym zupe
łnie
nie znanym,

cichym
i skromnym, żyjącym w swoim małym świecie, w
swoich domach rodzinnych, wśród swoich najbliższych
– na sposób święty.
Im
wszystkim dzisiaj oddajemy cześć i także odwiedzając dziś
cmentarz, aby tam modlić się za Zmarłych, jednocześnie będziemy
Boga
uwielbiać za świętość tych, którzy już są w Niebie.

To nad ich grobami także dzisiaj będziemy stawali. Za nich dzisiaj
Bogu dziękujemy, ich wstawiennictwa nad nami wzywamy. I
pytamy o naszą drogę do Nieba, o naszą przyszłość po śmierci.
Zwłaszcza,
że – jak w drugim czytaniu mówi Święty Paweł –i
my także
zostaliśmy
nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś
dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.

Po
czym dodaje: Obecnie
jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym
będziemy. Wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego podobni,
bo ujrzymy Go takim, jaki jest.

Tak,
to właśnie my, moi Drodzy, jesteśmy zaproszeni do zbawienia. My
też mamy dołączyć do grona tych, którym dzisiaj oddajemy cześć.
My
– wszyscy! Każda i każdy z nas! Bez wyjątku!
Jesteśmy
zaproszeni, a
wręcz wezwani

do zbawienia.
Jesteśmy
dziećmi Bożymi, ale – jak mówi Paweł – jeszcze
się nie ujawniło, czym będziemy.

Bo to zależy – w pierwszym rzędzie – od łaski
Bożej,

ale tej akurat możemy być pewni. Zależy to jednak także od
nas samych

– a tutaj już
może
być różnie. Bo – zaiste –
jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy,

gdzie znajdziemy się po śmierci. Czy zależy nam – ale tak
naprawdę, na sto procent – na
osiągnięciu zbawienia?

Zapewne
każdy odpowie zdziwieniem: Cóż to za pytanie?! Przecież wiadomo,
że tak. Ale czy naprawdę na co dzień, w takich zwyczajnych
życiowych sytuacjach, przy podejmowaniu kolejnych życiowych decyzji
i dokonywaniu moralnych wyborów, naprawdę
myślimy o tym,

żeby
ich skutkiem było wieczne zbawienie?

Słowem: czy myślimy o zbawieniu wiecznym na co dzień?
Stawiam
to pytanie dlatego, że nieraz zdarza mi się rozmawiać z osobami,
które – na przykład – przygotowują się do przyjęcia
poszczególnych Sakramentów. I pytam: Po
co chcesz przyjąć Bierzmowanie?
Jeżeli
ktoś jest „do bólu” szczery, to od razu „wypali”: żeby móc
być chrzestnym i nie mieć problemów ze ślubem kościelnym. Inni
starają
się patrzeć głębiej

i mówią, że chcą żyć po chrześcijańsku, chcą budować dobrą
atmosferę w
swoim domu i w swoim otoczeniu; jeszcze inni – że chcą bardziej
zjednoczyć się z Chrystusem i Kościołem.
A
ja za każdym razem pytam: No
dobrze, ale po co to wszystko?

I widzę zdziwienie w oczach: Jak to po co?
Innych
z kolei pytam: Po
co chcecie zawrzeć małżeństwo katolickie?

Odpowiedź jest znowu oczywista: żeby założyć rodzinę, wychować
dzieci na dobrych ludzi, żeby sobie nawzajem w życiu pomagać,
wspierać się, być po prostu ze sobą razem – na dobre i na złe!

A
ja – z uporem maniaka – i w tym przypadku pytam: No
dobrze, ale po co to wszystko?

I znowu zdziwienie: Jak to po co? To chyba oczywiste! O co się
Ksiądz czepia?
Znowu
innych pytam: Po
co chcecie ochrzcić dziecko?

No, jak to po co – słyszę w odpowiedzi. Żeby było wierzące,
żeby chodziło do kościoła, żeby mogło przyjąć inne
Sakramenty. Niekiedy jeszcze zdarza się usłyszeć: żeby
było zdrowe!

Ale akurat w tym przypadku muszę przypomnieć, że jednak mowa jest
o Sakramencie, a więc o
czymś, co dotyczy sfery
duchowej, a nie o
kuracji
upiększającej
czy odmładzającej. W każdym razie, po każdej z tych odpowiedzi –
oczywiście, poza tą, nazwijmy ją: zdrowotną, ja dopytuję: No
dobrze, ale co dalej?
I
tutaj znowu zdziwienie: Jak to – co dalej? To
jeszcze mało, że dziecko będzie wierzące,

będzie do kościoła chodziło, będzie przyjmowało Sakramenty? To
mało? Przecież chyba o to Księdzu zawsze chodzi, kiedy na
kazaniach ciągle się upomina o przystępowanie do Spowiedzi, do
Komunii Świętej, o chodzenie do kościoła, więc jeżeli dziecko
będzie tak postępowało, to chyba właśnie w
tym rzecz. Ale
ja jednak drążę dalej i pytam: Ale
po co to wszystko?

Oczywiście, zdziwienie, a nawet oburzenie jest coraz większe: O co
Księdzu chodzi?
W
takim razie teraz Wam
wszystkim, moi Drodzy, stawiam to pytanie:

Po
co chodzicie do kościoła?

Po co się spowiadacie? Po co klękacie do modlitwy codziennie, a
nawet kilka razy dziennie? Ale też i o to zapytam: Po
co codziennie rano – niekiedy naprawdę bardzo rano – wstajecie

i pędzicie do pracy, po co noce zarywacie dla tej pracy, po co
każdego dnia prowadzicie morderczy
wręcz niekiedy wyścig z czasem,

żeby ze wszystkim się wyrobić, wszędzie zdążyć, wywiązać się
ze wszystkich swoich powinności – po
co to wszystko?

Naturalnie,
odpowiedzi będzie wiele: żeby zapewnić rodzinie utrzymanie, żeby
dzieciom niczego nie brakowało, żeby głodne do szkoły nie
chodziły. Tak, to wszystko piękne i wzniosłe, i na pewno
stanowi cenną motywację
do
tego, aby się zmagać z wyzwaniami, jakie niesie codzienność, ale
zasadnicze pytanie pozostaje bez odpowiedzi: I
co dalej?

Zapewnisz swoim dzieciom utrzymanie, wykształcisz je, wyprawisz w
samodzielne, dorosłe życie – i
co potem? Co ci z tego zostanie?

Tylko
to, że się umęczysz, stracisz zdrowie, sterasz swoje siły tylko
po to, żeby zyskać
kilka, lub kilkanaście lat spokojnej emerytury?

I to jest wszystko, co zyskasz po tylu latach mordęgi? No, może
jeszcze odrobinę satysfakcji, że dzieci dobrze wychowane, to można
się nimi przed sąsiadami pochwalić. Ale czy to naprawdę
wystarczająca motywacja,

żeby się przez tyle lat szarpać i tyle nocy zarwać, i tyle trudu
włożyć – czy to wystarczająca motywacja?
A
po co nasze młodsze pokolenie tyle
wysiłku wkłada w naukę,

po co codziennie do tej nieszczęsnej szkoły drepce – z większym,
lub mniejszym zapałem; po co te ciągłe klasówki, prace domowe i
to ciągłe rodzicielskie, albo nauczycielskie: „Byś się wreszcie
trochę pouczył” – po
co to wszystko?

I
można by wiele jeszcze sytuacji przywołać – sytuacji, w których
bardzo angażujemy się w osiągnięcie czegoś, w pracę taką lub
inną, a każdą z tych sytuacji można skwitować pytaniem: No
dobrze, ale po co to wszystko?

Po co się tak starasz, zabiegasz, trudzisz – po co?
Moi
Drodzy, pytanie jest za każdy razem takie samo – bo i odpowiedź
taka sama. Po co to wszystko? Po
to, żeby się zbawić! Żeby osiągnąć Niebo! Żeby zostać
świętym! Żeby osiągnąć szczęśliwą wieczność!

Oczywiście,
te wszystkie cząstkowe odpowiedzi są jak najbardziej właściwe: po
to pracujemy,
żeby
zapewnić szczęśliwy byt rodzinie; po
to się uczymy,

aby osiągać szczyty doskonałości; po
to zawieramy małżeństwo,

aby z Bogiem przeżyć całe swoje wspólne życie; po
to chrzcimy dziecko,

żeby je
związać z Bogiem i z Kościołem. Ale w każdej z tych sytuacji
trzeba nam zrobić jeszcze jeden wyraźny i zdecydowany
krok naprzód

i powiedzieć: robimy to wszystko po to, aby
osiągnąć zbawienie! Aby zostać świętym!

Tak,
jak zostali ci, którym dzisiaj oddajemy cześć. Oni nam udowadniają
i przekonują nas, że można! Że
się da

– wbrew tak powszechnemu, zwłaszcza wśród nas, Polaków,
poczuciu tak zwanego imposybilizmu,
albo bardziej potocznie: „niedasizmu”,
polegającego
właśnie na przekonaniu,
że nic się nie da, nie ma szans, nie ma możliwości, nie ma jak
tego osiągnąć. Świętość?
To chyba dla tych z obrazka. Ale dla mnie?
Tak,
moi Drodzy, dla Ciebie i dla mnie! Każda i każdy z nas jest
zaproszony, a wręcz wezwany do świętości. A drogą do jej
osiągnięcia jest nasza codzienność
– pięknie i po Bożemu przeżywana.

Pięknie i po Bożemu – czyli
tak normalnie.

Dla nas to powinna być norma. I to jest nasza droga do świętości,
do wiecznego szczęścia. Dlatego
musimy pamiętać, że to właśnie świętość
i wieczne zbawienie jest na końcu

każdego naszego zamiaru, każdej naszej pracy, każdego naszego
poświęcenia i zaangażowania. Świętość!
Zbawienie! Wieczne szczęście!

Inaczej – nie ma sensu żadne nasze poświęcenie i jakakolwiek
nasza praca. Daremny i próżny trud – jeżeli ma wystarczyć tylko
na to, aby zaspokoić doczesne potrzeby.
Świętość,
zbawienie, wieczne szczęście – oto
najwyższa i jedyna motywacja

naszych wszelkich działań; i
jedyny cel
naszego
życia…

6 komentarzy

  • Już wczoraj po ostatnim październikowym różańcu i po wieczornej Mszy Świętej rozpoczęliśmy ze Wspólnotą i chętnymi pod przewodnictwem Ks. Piotra uwielbienie Boga ze wszystkimi świętymi, a pośród nas były relikwie św. Jana Pawła II, Świętego Jana Bosko, Św.Faustyny, św. Adama Chmielowskiego i błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki. Nasz Ksiądz Opiekun poprowadził nas poprzez śpiew Litanii do Wszystkich Świętych, poprzez wyrzeczenie się zła, modlitwę o uwolnienie, wyznanie wiary, modlitwę o uzdrowienie. Uwielbialiśmy Boga pieśniami i dziękowaliśmy za wszelkie dary i dobrodziejstwa śpiewem. Najważniejsze było jednak spotkanie z Jezusem, to była kulminacyjna chwila kiedy mógł każdy uklęknąć lub stanąć twarzą w twarz z Jezusem i oddać Jemu osobiście swoje troski i radości, powierzyć swoich bliskich. Radość i pokój malował się na naszych twarzach, gdy na końcu kolejki zobaczyliśmy podchodzących do Jezusa zaprzyjaźnionych z naszą grupą kleryków i kapłanów z okolicy. Wychodząc odczułam jednak smutek, że wielu parafian a i miejscowi księża i zakonnice oprócz jednej, nie znalazło czasu na to spotkanie….

    • Rzeczywiście, wielu naszym Wiernym "wystarcza" Msza Święta w niedzielę… I to też nie w każdą. A Jezus chce nam tak dużo dać – gdybyśmy chcieli tylko przyjść na spotkanie z Nim…
      Xj

  • "Po to, żeby się zbawić! Żeby osiągnąć Niebo!" – ludziom przestało zależeć na zbawieniu, na życiu wiecznym. Tak umiera cywilizacja łacińska….

  • Myślę,że ludziom nie przestało zależeć na zbawieniu.Być może niektorym tak ale wielu jest zagubionych w tym świecie,zagłuszonych ciągłym hałasem,milionem roznych bodźców,wymagań,filozofii,przekonań,pytań,ciągłego łaknienia bycia lepszym,posiadania itp.
    Wspolczesny czlowiek jest jeszcze bardziej rozdarty pomiedzy byc a miec.
    Trudno znalezc rozsadna granice.
    I w to wszystko wchodza te pytania :Po co? Czy mysli ksiadz ,ze wiekszosc z nas ma swiadomosc zbawienia w tzw szarek codziennosci.Mam wrazenie ze sa takie przeblyski ale pozniej znow wracamy do kompulsywnej konsumpcji.
    Znow wsiadamy do tego pociagu pospiesznego czy tego chcemy czy nie.
    Musimy isc do pracy,walczyc o tzw sukces.Po co? Czy to tez element Boskiego planu na zbawienie?
    Byc moze.Tak trudno to czasem zrozumiec.

    • Ale to zagubienie jest wynikiem właśnie tego chaosu i hałasu, który człowiekowi towarzyszy ze wazystkich stron, i który odciąga od rzeczy najistotniejszych…

    • Nie chciałbym odpowiadać na pytanie, jaką świadomość ma "większość z nas". Akurat, w kwestii myślenia o zbawieniu i dążenia do niego – każda i każdy z nas musi się wypowiedzieć indywidualnie. Bardzo indywidualnie…
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.