Oddać inicjatywę Jezusowi!

O

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
imieniny przeżywają:

Ojciec
Sebastian Wiśniewski, oblat, Przełożony Wspólnoty zakonnej w
Kodniu;

Sebastian
Karczewski, mój znajomy Redaktor „Naszego Dziennika”;

Sebastian
Kucharski, za moich czasów – Lektor w Celestynowie.
Życzę
Solenizantom nieustannej, stale wzmacniającej się – więzi z
Jezusem! Zapewniam o modlitwie.
A
Wszystkim życzę pięknie przeżytej niedzieli! Niech Was
błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty.
Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

2
Niedziela zwykła, C,
do
czytań: Iz 62,1–5; 1 Kor 12,4–11; J 2,1–12

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Przez
wzgląd na Syjon nie umilknę, przez wzgląd na Jerozolimę nie
spocznę, dopóki jej sprawiedliwość nie błyśnie jak zorza i
zbawienie jej nie zapłonie jak pochodnia.

Wówczas
narody ujrzą twą sprawiedliwość i chwałę twoją wszyscy
królowie. I nazwą cię nowym imieniem, które usta Pana oznaczą.

Będziesz
prześliczną koroną w rękach Pana, królewskim diademem w dłoni
twego Boga.

Nie
będą więcej mówić o tobie „Porzucona”, o krainie twej już
nie powiedzą „Spustoszona”. Raczej cię nazwą „Moje w niej
upodobanie”, a krainę twoją „Poślubiona”. Albowiem
spodobałaś się Panu i twoja kraina otrzyma męża.

Bo
jak młodzieniec poślubia dziewicę, tak twój Budowniczy ciebie
poślubi, i jak oblubieniec weseli się z oblubienicy, tak Bóg twój
tobą się rozraduje.

CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia:
Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje
posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz
ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkim.

Wszystkim
zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra. Jednemu dany jest przez
Ducha dar mądrości słowa, drugiemu umiejętność poznawania
według tego samego Ducha, innemu jeszcze dar wiary w tymże Duchu,
innemu łaska uzdrawiania przez tego samego Ducha, innemu dar
czynienia cudów, innemu proroctwo, innemu rozpoznawanie duchów,
innemu dar języków i wreszcie innemu łaska tłumaczenia języków.

Wszystko
zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak
chce.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
W
Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa.
Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów.

A
kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi da Niego: „Nie mają już
wina”. Jezus Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja sprawa,
Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?” Wtedy Matka
Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam
powie”.
Stało
zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich
oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy
miary. Rzekł do nich Jezus: „Napełnijcie stągwie wodą”. I
napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział:
„Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu”. Oni zaś
zanieśli.
A
gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem –
nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy
czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodego i powiedział
do niego: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się
napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej
pory”.
Taki
to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił
swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.

Następnie
On, Jego Matka, bracia i uczniowie Jego udali się do Kafarnaum,
gdzie pozostali kilka dni.

Zauważmy,
że w opisie wesela w Kanie Galilejskiej, jaki odnajdujemy dziś w
Ewangelii według Świętego Jana, to Maryja
początkowo
jest postacią pierwszoplanową. Wszak słyszymy:
W
Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa.
Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów.

Najpierw
jest wzmianka o Matce, potem o Jezusie. To tak, jakby nowożeńcy
powiedzieli:

Zapraszamy
Maryję z Synem”.

Albo: „
Zapraszamy
Maryję z Dziećmi” – jeżeli uczniów Jezusa uznać za duchowe
dzieci
Maryi.

Wiemy,
że jeżeli zapraszamy jakąś rodzinę, w której są rodzice i
dorosłe dzieci – które może już są nawet usamodzielnione –
to
każdego
zapraszamy z osobna,
a
nie „matkę z dziećmi”. Tymczasem, w odczytanym przed chwilą
opisie wydarzenia, Jezus pozostaje wyraźnie jakby
ukryty
za swoją Matką.
Także
wtedy, kiedy – właśnie! – to Ona spostrzegła:
Nie
mają już wina.

Co
ciekawe, Jezus w pierwszej reakcji jakby w ogóle nie chciał się tą
sprawą zająć, jakby powiedział:
„Matko,
daj mi spokój,

Ja tu jestem prywatnie, chcę się wyluzować, zabawić, w związku z
czym cały ten problem to nie moja sprawa”. Myślę, że tak
właśnie można by zrozumieć stwierdzenie:
Czyż
to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła
godzina moja?


W
innym tłumaczeniu, to nieco niejasne zdanie – zwłaszcza drugie –
już brzmi logiczniej i bardziej zrozumiale:
Kobieto,
czy to należy do mnie lub do Ciebie? Jeszcze nie nadeszła godzina
moja.

Drugie zdanie jest tutaj zdaniem twierdzącym, nie pytającym.
Dlatego możemy zrozumieć to tak właśnie, że Jezus
jakby
odżegnuje się

od całej sprawy.

Ale
Maryja „nie odpuszcza” i pomimo takiej, a nie innej odpowiedzi
swego Syna, wydaje polecenie sługom:
Zróbcie
wszystko, cokolwiek wam powie.

Zauważmy,
że do tego momentu inicjatywa była po stronie Maryi, Jezus się w
ogóle nie uzewnętrzniał. A nawet jakby wzbraniał.
W
tym jednak momencie –

to
On
przejmuje inicjatywę,

zaczyna wydawać polecenia, a o Maryi praktycznie już nic nie
słyszymy, aż dopiero w ostatnim zdaniu dowiadujemy się, że 
Jezus,
Jego
Matka, bracia i uczniowie Jego udali się do Kafarnaum, gdzie

pozostali
kilka dni.

Jednak
to się już działo po weselu. Natomiast na samym weselu,
całą
inicjatywę przejął Jezus.
I
co się okazało?

Okazało
się, że

zaistniały problem został rozwiązany. A był to 
problem
niemały,
chociaż
może nam
się
takim
nie wydaje, bo z naszej perspektywy fakt braku wina nie wygląda aż
tak dramatycznie – zwłaszcza, gdy dzisiaj słychać tu i ówdzie o
odważnych
parach,

które swoje przyjęcia weselne organizują
bez
alkoholu.


Tyle
tylko, że tamtejszy kontekst kulturowy wyglądał inaczej i taki
brak wina mógł
mocno
zaciążyć na reputacji

dopiero co powstałego małżeństwa – na długie lata. Dlatego
Jezus przyszedł z pomocą. I rozwiązał problem. I to 
bardzo
radykalnie rozwiązał.

Bo ze „stanu zerowego” doprowadził do stanu znaczącej obfitości
wina, gdyż gdyby owych sześć stągwi kamiennych mieściło po dwie
miary, wówczas łącznie mielibyśmy
trzysta
osiemdziesiąt cztery litry,

ale jeśli mieściły po trzy miary – gdyś relacja Ewangelisty nie
jest tu ścisła – to już wyszłoby
pięćset
siedemdziesiąt sześć litrów!

I
to przedniego wina!

Bo
okazało się
(jak
słyszeliśmy z wypowiedzi starosty weselnego
)
że tamto wcześniejsze, wobec tego od Jezusa, było

mówiąc delikatnie – takie sobie…
A
to znaczy, że 
Jezus
naprawdę problem rozwiązał.

I to z naddatkiem.

Jeżeli
jednak uważnie i wnikliwie

spojrzymy na całość opisywanego wydarzenia,
to
czyż nie 
odniesiemy
wrażenia, że to 
także
Matka go rozwiązała?

I że miała w tym znaczący udział? A przecież
cudu
dokonał

Jezu
s,
nie Matka…
Tak,
ale to od Niej wyszła inicjatywa, Ona zauważyła problem

tyle,
że

później
przekazała
inicjatywę Jezusowi

i Jemu pozwoliła zadziałać. Maryja przekazała inicjatywę
Jezusowi, usunęła się na dalszy plan, nie próbowała sobą Jezusa
przesłonić…
I
na tym wygrała!

I
w
tym
pokazała
się cała Jej wielkość!

Okazuje
się bowiem, moi Drodzy, że 
prawdziwie
wielkim

jest nie ten człowiek, który o tę swoją wielkość zabiega w
sposób sztuczny i pompatyczny; który za wszelką cenę
kreuje
swój
własny
wizerunek
i opinię o sobie; który 
sam
dla siebie jest autorytetem i punktem odniesienia

ale ten, kto inicjatywę
nad
swoim życi
em
oddaje w ręce Jezusa! Wtedy człowiek okazuje się wielki, a w jego
życiu – i w jego świecie – panuje
porządek
i harmonia.
Wszak
słyszymy dzisiaj, w drugim czytaniu, słowa Apostoła Pawła, iż
różne
są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje
posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz
ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkim.

I
potem
dowiadujemy
się, że te
n
jeden
Pan,

przez swego Ducha, rozdziela różne zadania i charyzmaty w swoim
Kościele. I tak,
jednemu
dany jest przez Ducha dar mądrości słowa,

[…]
innemu
dar czynienia cudów, innemu proroctwo, innemu rozpoznawanie duchów,
innemu dar języków i wreszcie innemu łaska tłumaczenia języków.

Po
czym
,
Paweł podsumowuje to stwierdzeniem:
Wszystko
zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak
chce.


Zobaczmy,
mówimy tu – z jednej strony – o wielkiej
różnorodności:
każdy
ma jakiś inny dar i inne zadanie. Ale wszyscy tworzą wspaniałą
jedność i pewną kompletną całość.
Jedność
– w różnorodności.

Dlaczego
tak
się dzieje
?
Bo nad tym wszystkim jest
jeden
Pan.
On
sam
kieruje
– przez swego Ducha. On jest pierwszy. Do Niego należy inicjatywa.
Usłyszmy jeszcze raz to zdanie:
Wszystko
zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak
chce.

Inicjatywa
wyraźnie jest po stronie Bożej. Ale jest też – skierowane do nas
zaproszenie
do współpracy.

Bo
te wszystkie dary i charyzmaty nie zostały
dane
tylko
po to, by były
,
ale dla dobra wspólnoty Kościoła. I dla budowania takiej
więzi
z Bogiem,

jakiej obraz rysuje przed nami Prorok Izajasz w pierwszym czytaniu,
gdzie więź t
ę
ukaz
uje
na przykładzie miłosnej
więzi
dwojga małżonków.

Wszak usłyszeliśmy takie słowa:
Nie
będą więcej mówić o tobie „Porzucona”, o krainie twej już
nie powiedzą „Spustoszona”. Raczej cię nazwą „Moje w niej
upodobanie”, a krainę twoją „Poślubiona”. Albowiem
spodobałaś się Panu i twoja kraina otrzyma męża.


Moi
Drodzy, jakże nam dzisiaj potrzeba takiej harmonii, takiego
porządku, takiego Bożego pokoju –
najpierw
w
naszych rodzin
ach,
ale
także
w naszych sąsiedztwach, w naszych lokalnych społecznościach. W
miejscach nauki i pracy. Ileż to razy rozmawialiśmy
w
czasie wizyty duszpasterskiej,

że w tej czy innej społeczności – niestety, także: w tej czy
tamtej
rodzinie
– wszystko
„na
głowie

stoi”!
Bałagan!
Kłótnie!
Zazdrość!
Jakieś żale i pretensje – i jeszcze żeby ktoś wiedział, o co?
Niekiedy, owszem, przywołuje się jakieś powody, jakieś wydarzenia
z przeszłości, ale nieraz chodzi o bardzo odległą przeszłość.
Innym razem, o jakieś
bieżące
„rachunki krzywd”

– jaki mówi poeta. Niestety, rzeczywistość
w
wielu
naszych rodzin
ach
i
w
wielu
naszych dom
ach
bynajmniej
nie
jest poe
zją.
I – jako żywo – nie przypomina tej z pierwszego i drugiego
dzisiejszego czytania. A dlaczego?

Nie
wnikając w szczegóły konkretnych sytuacji, możemy powiedzieć, że
wspólnym
mianownikiem

wszystkich – ale to dosłownie:
wszystkich
problemów
w naszych rodzinach jest
brak
Boga!

Tak najogólniej mówiąc: brak Boga! A tak dokładniej:
umieszczenie
Boga na dalszym miejscu

w hierarchii swoich spraw, zamiast na pierwszym. Czyli –
niezastosowanie się do tego wzorca, jaki daje dzisiejsza Ewangelia.

Powiedzmy
to jeszcze raz z całą mocą:
Maryja
dlatego wygrała

całą sprawę, dlatego pomogła młodemu małżeństwu, ratując
jego reputację, a do tego sama okazała swoją wielkość i
niezwykłość – że 
oddała
inicjatywę Jezusowi!

I tego właśnie, moi Drodzy, brakuje częstokroć
w
naszych domach, w naszych rodzinach. O co konkretnie chodzi?

A
chociażby
o
to pytanie, które nieraz stawiałem
w
trakcie wizyty duszpasterskiej
:
„Czy
udaje się Państwu docierać na Mszę Świętą w niedzielę?”

W odpowiedzi niemalże zawsze słyszałem: „Oczywiście, chodzimy,
chodzimy”… Ja jednak drążyłem dalej: „Czy
w
każdą

niedzielę?” „Nie, no w każdą to nie! W każdą się nie da,
bo…” – i tutaj zwykle następowała
lista
wielu powodów,

które miały sprawiać, że się „naprawdę nie da”! Ale jak się
tak temat nieco pociągnęło, to okazywało się, że 
często
by się dało – gdyby się tylko chciało.
Albo
gdyby potraktowało się
sprawę
jako ważną.

I
o to właśnie, moi Drodzy, chodzi: my musimy tę sprawę
wreszcie
potraktować jako ważną:
człowiek
wierzący, jeśli nie ma rzeczywiście ważnej, obiektywnej
,
nieprzekraczalnej

przeszkody, ma
obowiązek
uczestniczyć we Mszy Świętej w każdą niedzielę! W każdą!

Nie w co drugą, albo raz w miesiącu! W każdą! Powinien też
przystępować do Spowiedzi Świętej
częściej,
niż raz w roku,

albo dwa razy – jedynie na jedne i drugie Święta. Spowiedź
powinna być
nie
rzadziej, jak co miesiąc,
a
w razie popełnienia grzechu ciężkiego – nawet częściej.
Po
to, żeby utrzymywać stały stan łaski uświęcającej i stale móc
przystępować do Komunii Świętej.
I
powinien się modlić

– codziennie. Kilka razy dziennie. Najlepiej – wspólnie w
rodzinie…
Moi
Drodzy, może wreszcie trzeba się odważnie
zmierzyć
z całą prawdą o sobie
i
powiedzieć jasno, już bez udawania przed księdzem – a bardziej
przed samym sobą – i 
bez
całej
tej nieznośnej kokieterii na pokaz, że 
jeżeli
ja nie uczestniczę we Mszy Świętej,

albo czynię to tylko na pogrzebie kogoś z rodziny; jeżeli się nie
spowiadam, nie modlę się i w ogóle żyję na co dzień tak, jakby
Boga nie było –
to
jestem człowiekiem niewierzącym!
Trzeba
to wreszcie odważnie powiedzieć:
Ja
jestem człowiekiem niewierzącym!

Pan Bóg mnie w ogóle nie obchodzi! I Kościół mnie nie obchodzi!
Jestem niewierzący!

I
nie będę się dalej oszukiwał, i 
nie
będę innych oszukiwał. I nie będę
w
czasie wizyty duszpasterskiej tłumaczył

tysiącem powodów swoich wieloletnich często zaniedbań, albo –
co się częściej zdarza – nie będę
co
rok
u
unikał spotkania z Księdzem

w czasie wizyty duszpasterskiej, uciekając przed nim z własnego
domu. Przecież to jest jakiś absurd! Dziecinada.
Uciekać
z własnego domu przed Księdzem?

Ukrywać się gdzieś? To bez sensu! Trzeba mieć cywilną odwagę
spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć jasno:
Jestem
niewierzący!
Ja
teraz się tymi sprawami nie interesuję – i po mojej śmierci
rodzina
nie będzie się domagała dla mnie katolickiego pogrzebu.
Naturalnie,
to
nie jest stan wymarzony.
Bo
w oczywisty sposób byłoby lepiej, żeby wszyscy byli wierzący,
żeby wszyscy
byli
jedno z Jezusem. Ale 
nie
można żyć w ciągłym rozkroku.

I całe życie udawać. Trzeba jasno określić prawdę o sobie.
Bo
dopiero na tym można
cokolwiek
budować.
Na
prawdzie.

Nie na udawaniu. Im dłużej bowiem żyje się w takim fałszu, tym
bardziej oddala się chwila jakiejś przemiany w życiu.
Może
więc warto odważyć się
i
zacząć

od prze
miany
myślenia

,
by
przestać widzieć w religijnych praktykach
ciężki,
narzucony
tradycją

obowiązek,

a
dostrzec
w nich wreszcie

dobro
dla siebie.

Wielkie
dobro!
I
o
ddanie
inicjatywy swego życia – w ręce Jezusa! Po to, aby w naszych
domach i w naszych rodzinach
wreszcie
zaczęło być normalnie…

Moi
Drodzy, każdy z nas –

także, a może szczególnie
ten,
kt
o
gorliwie praktykuj
e
wiarę – musi przemyśleć to 
swoje
praktykowanie i zapytać
samego
siebie
:
czy
ja
zachowuj
ę
tylko tradycję, formę dla formy, zwyczaj dla zwyczaju, czy też
naprawdę
szukam autentycznej, głębokiej i mocnej więzi z Jezusem?

Jeżeli tak, jeżeli wydarzenie z Kany Galilejskiej będzie się
dokonywało w 
mojej
rodzin
ie,
a więc – jeżeli
będę
stale
oddawał
Jezusowi inicjatywę i w Jego ręce
powierzał
swoje
sprawy i problemy
swojej
rodzin
y,
to
On pomoże
mi
tak samo, jak pomógł tamtemu małżeństwu.

Czy
jednak odważ
ę
się na zmianę myślenia i spojrzenia?
Czy
dam Jezusowi szansę, aby
mógł
konkretnie zadziałać

w moim życiu? Czy pozwolę Mu na to, aby w tym moim, tak przecież
niełatwym życiu –
dokonywał
cudów:
cudów
przemiany? Już nie wody w wino, ale 
przemiany
mojej codziennej rzeczywistości?…

Czy odważę się wreszcie tak właśnie –
bezgranicznie
zaufać Jezusowi?…

9 komentarzy

  • Spocznij na nas Duchu Pana
    Duchu mądrości i rozumu
    Duchu poznania i bojaźni Bożej
    Duchu miłości i mocy.
    https://www.youtube.com/watch?v=pMWvorFJVME

    Duch Święty pragnę Ciebie, potrzebuję Twojej łaski i darów do posługi Wspólnocie, Kościołowi i każdemu człowiekowi w potrzebie. Wiem, że obdarzasz tak jak chcesz i kogo chcesz, proszę Ciebie więc według Twojego uznanie o dary i charyzmaty. Ty mnie znasz Duchu Święty i wiesz czy jestem gotowa udźwignąć odpowiedzialnie te dary. Cokolwiek uczynisz, wiem że wystarczy mi Twojej łaski. Amen.

  • "… Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?" Księże Jacku czy w oryginale są znaki zapytania, czy z treści wynika, że są to zdania pytające? Rzeczywiście to pierwsze tłumaczenie drugiego zdania jest niezrozumiałe w języku polskim. Bardziej zrozumiała jest druga wersja tłumaczenia jako zdania twierdzącego bądź oznajmiającego, zacytowana przez Księdza.
    Dla mnie postawa Maryi z dzisiejszej Ewangelii, to forma wstawiania się za młodą parą a więc taka prośba wstawiennicza, czyli taki pierwowzór modlitwy wstawienniczej .
    Ps. Bardzo dziś się Ksiądz napracował, odpowiadając nam na nasze grudniowe i styczniowe komentarze. Ja przeglądałam i czytałam chyba z godzinę, więc Ksiądz jeszcze więcej czasu stracił…mam nadzieję ,że przyniesie nam ta "strata" obopólny pożytek. Nawet pomyślałam sobie, że może powinnam mniej pisać :), ale odrzuciłam tą pokusę jako złą. Bardzo dziękuję za każde słowo.

    • Tak, to bardzo zła pokusa i świetnie, że została odrzucona. Niestety, charakter mojej pracy w Parafii w Miastkowie jest właśnie taki, że ciągle się coś dzieje i kiedy się zabieram za korespondencję blogową, to zwykle coś wypada. Staram się zawsze zdążyć z rozważaniem, natomiast z odpisywaniem już tak dobrze nie wychodzi. Wiem, że powinienem częściej, na bieżąco odpisywać, ale jakoś tak jest, że kiedy chcę poczytać komentarze i odpisać na nie – naprawdę potrzebuję spokoju. I pewnego nastroju… Nastroju skupienia… I wczoraj sobie taki zaplanowałem, odłożyłem wszystko inne, a zabrałem się tylko za to. Staram się czytać na bieżąco i uspokaja mnie to właśnie (a pewnie i trochę rozleniwia), że nasza nieoceniona i Czcigodna Anna zawsze czuwa i stale jest na posterunku. Za co też po raz kolejny bardzo, ale to bardzo dziękuję!
      A w sprawie wspomnianego zdania z Ewangelii jeszcze poszukam informacji w komentarzach…
      xJ

    • Aniu jesteś bardzo spostrzegawcza. W pierwszej chwili pomyślałam, że chodzi Ci o to, że ks. Jacek napisał długie kazanie, ale to przecież niedziela, więc nic dziwnego pomyślałam, więc się napracował, ale jak dotarłam do sedna o co Ci chodzi to sama też je przeczytałam tzn. wszystkie odpowiedzi – komentarze.
      Mimo wszystko dzięki za to i zgadzam się, że potrzebne jest skupienie i czas. A może też pomoc Ducha Świętego jest tu na miejscu.
      Pozdrawiam. Wiesia.

    • Księże Jacku, doceniam Wasz ( tz również ks. Marka i Jakuba ) wysiłek w prowadzeniu bloga i czerpie z niego bardzo wiele, dlatego chcę abyście wiedzieli i widzieli moje zainteresowanie, moje spostrzeżenia czy to Słowem czy Waszym komentarzem do Tego Słowa. A że jestem emerytką, mam więcej czasu niż pracujące osoby więc piszę, raz lepiej a raz gorzej :).

    • Wiesiu, mam ścisły umysł i lubię dociekać szczegółów, by lepiej zrozumieć Słowo, szkoda że dopiero teraz ale jak to mówią "lepiej późno niż wcale " :). A Duch Święty potrzebny jest nam jak tlen do życia. Mnie szczególnie dziś na spotkaniu uwielbieniowym Wspólnoty, bo Prowadzący modlitwę wyznaczył mnie do " grupy proroczej ", dlatego proszę Cię i wszystkich czytających o modlitwę, by Duch Święty był ze mną i mnie prowadził.

    • Uwierzcie, Drogie Panie, że nie zaczynam pisać rozważania – lub odpowiedzi na komentarze – zanim choćby krótko nie pomodlę się do Ducha Świętego. Coraz częściej proszę: "Ty sam mów za mnie! Ty sam pisz moją ręką!" I widzę, że Duch Święty idzie na te układy. Nich będzie za to uwielbiony!
      xJ

    • To się widzi, czuje i słyszy 🙂 Księże Jacku, że Duch Święty działa przez Twoje ręce, przez Twoje myśli, choć niektórzy uważają że Boga się nie widzi, nie czuje i nie słyszy, a święty Tomasz z Akwinu mówi " wzrok, dotyk,smak o Tobie nie mówią nic do mnie, słuchowi wierzy me serce niezłomnie. We wszystko, co Syn Boży rzekł, wierzę w pokorze, nic nad to słowo prawdy brzmieć pewniej nie może!" Uwielbiam Cię Duchu Święty w każdym Twoim Kapłanie, który wywodzi się z arcykapłaństwa Jezusa Chrystusa.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.