Młode wino w starych bukłakach?…

M

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Agnieszka
Niedziałkowska, dla przyjaciół: „Siwa” (od nazwiska
panieńskiego, nie od koloru włosów!), bardzo mi życzliwa Osoba,
pełna życiowej werwy i konkretu w chrześcijańskiej postawie.
Imieniny
przeżywa także Agnieszka Osial, moja Koleżanka ze wspólnej pracy
w Liceum Lelewela w Żelechowie.
Obu
Paniom życzę, aby zawsze pamiętały, że Jezus jest w Ich życiu
realnie obecny – i aby ta obecność była źródłem Ich siły i
dobrych natchnień. Zapewniam o modlitwie.
Moi
Drodzy, naszymi modlitwami ogarniamy dziś wszystkie Drogie Babcie,
prosząc dla Nich o Boże błogosławieństwo i wdzięczność
wnuków, a dla zmarłych – o pokój wieczny.
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek
2 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Agnieszki, Dziewicy i Męczennicy,
do
czytań: Hbr 5,1–10; Mk 2,18–22

CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Każdy
arcykapłan z ludzi brany, dla ludzi bywa ustanawiany w sprawach
odnoszących się do Boga, aby składał dary i ofiary za grzechy.
Może on współczuć z tymi, którzy nie wiedzą i błądzą,
ponieważ sam podlega słabości. Powinien przeto jak za lud, tak i
za samego siebie składać ofiary za grzechy. I nikt sam sobie nie
bierze tej godności, lecz tylko ten, kto jest powołany przez Boga
jak Aaron.
Podobnie
i Chrystus nie sam siebie okrył sławą przez to, iż stał się
arcykapłanem, ale uczynił to Ten, który powiedział do Niego: „Ty
jesteś moim Synem, Jam Cię dziś zrodził”, jak i w innym
miejscu: „Tyś kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka”.
Z
głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące
prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i
został wysłuchany dzięki swej uległości.

A
chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co
wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia
wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga
kapłanem na wzór Melchizedeka.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚW
IĘTEGO
MARKA:
Uczniowie
Jana i faryzeusze mieli właśnie post. Przyszli więc do Jezusa i
pytali: „Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą,
a Twoi uczniowie nie poszczą?”
Jezus
im odpowiedział: „Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan
młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają
u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a
wtedy, w ów dzień, będą pościć.
Nikt
nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania. W przeciwnym
razie nowa łata obrywa jeszcze część ze starego ubrania i robi
się gorsze przedarcie. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych
bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki; i wino
przepadnie, i bukłaki. Lecz młode wino należy lać do nowych
bukłaków”.

Z
każdego właściwie zdania, zapisanego w dzisiejszym pierwszym
czytaniu, przebija ta prawda, że Jezus jest arcykapłanem,
ustanowionym dla ludzi.
Został bowiem – jak każdy arcykapłan
– powołany do tej godności przez Boga. A ponadto, z głośnym
wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby
i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został
wysłuchany dzięki swej uległości.

Widzimy
tu kapłana, który w taki właśnie sposób identyfikuje się z
tymi, którym służy, składając za nich ofiarę i zanosząc za
nich swoje modły. Być może, zastanawia nas, w jakim sensie został
wysłuchany przez Tego, który mógł Go
wybawić od śmierci,
skoro przecież – jak wiemy –
poniósł śmierć. Jednak stwierdzenie to musimy widzieć w
kontekście całego dzieła,
jakie podjął i realizował –
dzieła zbawczego – a jeżeli tak, to wiemy, że Jezusowi przede
wszystkim zależało na tym, by dokonać zbawienia człowieka.
I rzeczywiście go dokonał, został wybawiony od śmierci – w
akcie Zmartwychwstania.

Dokonało
się to jednak na drodze cierpienia, owego „głośnego
wołania i płaczu”, co każe nam widzieć w Jezusa Arcykapłana
całkowicie identyfikującego się z nami. Potwierdzają to zresztą
także i te słowa: A chociaż był Synem, nauczył się
posłuszeństwa przez to, co wycierpiał.
Znowu zdziwienie:
czyż Jezus musiał aż uczyć się posłuszeństwa? A można
by sformułować i takie pytanie: Czy Jezus musiał być przez
cierpienie wręcz przymuszony do posłuszeństwa? Bo tak
trochę to wygląda, jakby był jakimś opornym i nieco zbuntowanym
synem, którego ojciec musi różnymi karami i surowymi działaniami
uczyć posłuszeństwa.

My
dzisiaj wiemy, że to nie tak. Jezus naprawdę stał się jednym z
nas i jako człowiek – przemierzał kolejne etapy uczenia się
życia,
wchodzenia w życie, także coraz głębszego wchodzenia
w misję, którą zlecił Mu Ojciec. A jeśli sobie przypomnimy
wydarzenie z Getsemani, to uświadomimy sobie, że także bardzo
się bał!
Przeżywał straszną trwogę konania! Tak bardzo po
ludzku…

Ale
gdy to wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia
wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga

kapłanem na wzór Melchizedeka. Właśnie dlatego,
że tak bardzo wszedł w nasze sprawy.

Wszedł
jednak jako Boży Syn, którym nigdy nie przestał być. Jeśli
tak można powiedzieć, ani na moment nie „zawiesił” swego
synostwa Bożego.
Jasno to wyraził dzisiaj, w Ewangelii,
odpowiadając na pytanie faryzeuszy: Dlaczego uczniowie Jana i
uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą?

Jak słyszeliśmy, stwierdził tak: Czy goście weselni mogą
pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak
długo pana młodego mają u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy
zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć.


Zatem,
jasno dał do zrozumienia, kim jest. W dodatku, w następnych
zdaniach domagał się od swych uczniów i od faryzeuszy całkowitej
zmiany myślenia i odejścia od starych schematów,
jakimi oni
się wówczas kierowali, a my wszyscy wciąż jeszcze się kierujemy.
Nauka bowiem, jaką przyniósł i jaką głosił, właśnie takiej
zmiany myślenia się domagała.
Tymczasem, postawa faryzeuszy i
uczonych w Piśmie pokazywała, jak jest to – w wielu przypadkach –
trudny proces…

I
my też, moi Drodzy, musimy się z tą koniecznością zmierzyć.
Jeżeli bowiem jesteśmy uczniami Jezusa i twierdzimy, że w Niego
wierzymy, to musimy tę swoją wiarę potwierdzić swoim trzeźwym,
odnowionym myśleniem
i swoim porządnym postępowaniem.
Przede wszystkim, musimy ciągle na nowo uświadamiać sobie, w
Kogo my tak naprawdę wierzymy?
Kim jest ten Jezus, którego
uważamy za swojego Boga i Pana, ale też – swego Przyjaciela? Kim
On tak naprawdę jest? Kim dla nas jest? Bogiem? Nauczycielem?
Przyjacielem? Kapłanem, składającym za nas ofiarę? Autorytetem?
Czy może jakąś bliżej nie określoną „siłą wyższą”,
albo postacią legendarną, czy wręcz jakimś księciem z baśni
– baśni tyle samo pięknej i wzruszającej, co nieprawdziwej,
nierealnej?…

Zobaczmy,
On skrócił – najbardziej, jak mógł – dystans pomiędzy sobą
a nami. Wszedł tak bardzo w naszą ludzką rzeczywistość. Ale
teraz oczekuje na jakąś naszą reakcję, na jakąś naszą
odpowiedź. Czy my mamy w ogóle świadomość, że – mówiąc
słowami samego Jezusa – Pan młody, Oblubieniec, naprawdę jest
z nami?…
Czyli – mówiąc konkretnie: Czy moja wiara ma
realny wpływ na moją postawę? Jak często, zanim coś powiem, czy
coś zrobię, mówię sobie w duszy: „Przecież jestem wierzący!
Wierzę w Jezusa!
A On naucza mnie tak, a nie inaczej. Dlatego
powinienem postąpić tak, a tak nie powinienem”. Jak często tak
właśnie stawiam sprawę? A może trzeba wreszcie zacząć tak ją
stawiać? Może dzisiaj spróbuję w taki właśnie sposób
podejmować kolejne swoje decyzje i działania?
Nie
mamy wątpliwości, że tak właśnie postępowała w swoim życiu
Patronka dnia dzisiejszego,
Święta
Agnieszka.
Była
w starożytności
jedną z
najbardziej popularnych
Świętych.
Pisali o niej: Święty Ambroży, Święty Hieronim, Święty Papież
Damazy, Święty Papież Grzegorz I Wielki – i wielu innych. Jako
dwunastoletnia dziewczynka, pochodząca ze starego rodu,
miała
ponieść
męczeńską
śmierć na stadionie Domicjana około 305 roku.

Na miejscu złożonego przez nią „świadectwa krwi” dzisiaj
znajduje się Piazza Navona – jedno z najpiękniejszych i
najbardziej uczęszczanych miejsc Rzymu. Tuż obok, nad grobem
Męczennicy,
wzniesiono
bazylikę pod jej wezwaniem,

w której 21 stycznia – zgodnie ze starym zwyczajem – poświęca
się dwa białe baranki.

Oto
bowiem
łacińskie imię
Agnieszki –
Agnes,
wywodzi się zapewne – jak się uważa – od łacińskiego wyrazu
agnus
– baranek.
Dlatego
powstał zwyczaj, że przy klasztorze, znajdującym się obok
bazyliki, siostry zakonne
pielęgnują
baranki, które poświęca się właśnie w dniu dzisiejszym.

Z ich wełny zakonnice wyrabiają potem
paliusze,
które następnie Papież nakłada
nowo
mianowanym metropolitom Kościoła katolickiego. To właśnie także
w związku z tym, artyści przedstawiają Agnieszkę z barankiem,
trzymanym na ręku.
Co
zaś się tyczy samego męczeństwa dzisiejszej Patronki, to –
według przekazów –
o
rękę Agnieszki rywalizowało wielu kandydatów,

a wśród nich pewien młody rzymski szlachcic, bez reszty oczarowany
jej urodą. Ona jednak odrzuciła wszystkich, mówiąc, że 
wybrała
Małżonka, którego nie potrafią zobaczyć oczy śmiertelnika.

Zalotnicy, chcąc złamać jej upór, oskarżyli ją, że jest
chrześcijanką. Doprowadzona przed sędziego,
nie
uległa jednak ani łagodnym namowom, ani groźbom.

Rozniecono ogień, przyniesiono narzędzia tortur, ale ona
przyglądała się temu z niewzruszonym spokojem.
Wobec
tego
odesłano ją do domu
publicznego,
ale jej
postać budziła taki szacunek, że żaden z grzesznych mężczyzn,
odwiedzających to miejsce, nie śmiał się nawet do niej zbliżyć.
Jeden, „odważniejszy” niż inni, po nieudanej próbie został
nagle porażony ślepotą i upadł w konwulsjach.
Młoda
Agnieszka wyszła z domu rozpusty niepokalana i nadal była czystą
małżonką Chrystusa.

Według jeszcze innego przekazu, całkowicie obnażona na jednym ze
stadionów, została wystawiona na pastwę spojrzeń tłumu. Jednak,
w sposób cudowny, okryła się płaszczem włosów.
Wobec
tych wszystkich okoliczności, zalotnicy znów zaczęli podburzać
sędziego.
Bohaterska
Dziewica została ostatecznie skazana na ścięcie. Wśród
powszechnego płaczu, ścięto jej głowę.

Poszła na spotkanie Nieśmiertelnego Małżonka, którego ukochała
bardziej niż życie.
W
swoim traktacie, poświęconym dziewictwu, Święty Ambroży, Biskup
tak rozważa wspaniałe i bohaterskie męczeństwo dzisiejszej
Patronki:
„Oto dzisiaj
pamiątka narodzin dla nieba Dziewicy – naśladujmy jej czystość!

Oto dzień narodzin Męczennicy – składajmy ofiary! Dzisiaj
wspomnienie Świętej Agnieszki. Według tradycji, poniosła śmierć
w dwunastym roku życia. Jakże haniebne jest okrucieństwo, które
nie oszczędza tak młodego wieku. Ale też
jakże
wielka moc wiary,
która
nawet w tak młodym dziewczęciu znajduje świadectwo.

Czyż
w tak małym ciele mogło być w ogóle miejsce na ranę? Nie było
miejsca na uderzenie żelazem,
ale
było na przezwyciężenie żelaza.
Tymczasem
dziewczęta w jej wieku lękają się nawet surowej twarzy rodziców,
a ukłute igłą, płaczą jakby z powodu dotkliwej rany.

Oto
stoi bez lęku pośród krwawych katów. Nieporuszona na dźwięk
okrutnych kajdan. Całe swe ciało podaje pod cios srogiego oprawcy.
Nie wie jeszcze, co znaczy
śmierć, ale już jest na nią gotowa.
Zawleczona
przemocą do ołtarza, pośrodku palących ogni wyciąga ręce ku
Chrystusowi i wśród świętokradczych płomieni kreśli znak
Chrystusa Zwycięzcy. Wkłada swą szyję i ręce w żelazne kajdany,
ale żadne z nich nie mogą zacisnąć tak drobnych członków.
Czyżby nowy jakiś rodzaj męczeństwa?
Jeszcze
niezdolna do przyjęcia tortur, ale już dojrzała do zwycięstwa.

Pomimo tak młodego wieku – stała się mistrzynią męstwa.

Nie
tak chętnie podążałaby w dniu zaślubin ku oblubieńcowi, jak
ochoczo i z radością szła na miejsce kaźni.
Ozdobą
jej głowy był Chrystus, nie zaś misternie upięte włosy!

Uwieńczona cnotami, a nie kwiatami. Wszyscy płaczą, ale nie ona.
Wielu dziwi się, że tak łatwo szafuje życiem, którego jeszcze
nie zakosztowała. Oddaje je, jak gdyby doszła już do jego kresu.
Zdumiewają się wszyscy, iż
stała
się świadkiem samego Boga, gdy z powodu wieku nie mogłaby nawet
występować w sądzie.

Sprawiła, iż uwierzono jej, gdy świadczyła o Bogu, choć nie dano
by wiary, gdyby świadczyła o ludziach. Co bowiem wykracza poza
naturę, pochodzi od Twórcy natury.

Ileż
gróźb stosował oprawca, aby ją zastraszyć! Ileż pochlebstw, aby
przekonać! Ileż obietnic wypowiadało wielu starających się o jej
rękę! Ona zaś: „Byłoby niesprawiedliwością dla Oblubieńca
oczekiwać kogoś innego.
Moim
wybranym jest Ten, który mnie pierwszy wybrał.

Dlaczego zwlekasz, kacie? Niechaj umiera ciało miłowane oczyma
ciała. Takiej miłości nie pragnę.” Wstała, pomodliła się,
położyła głowę pod miecz.

I
wtedy mógłbyś zobaczyć, jak zadrżał kat, zupełnie jak gdyby to
on sam był skazany. Zatrzęsła się ręka prześladowcy, pobladło
oblicze spoglądającego na cudze niebezpieczeństwo, podczas gdy
dziewczę spokojnie patrzyło na swoje.

Oto
więc w jednej ofierze widzicie podwójne świadectwo: czystości i
wiary. Zachowała dziewictwo i dostąpiła męczeństwa.”
Tyle
ze
świadectwa Świętego Ambrożego o naszej dzisiejszej Patronce.
Wpatrzeni w świetlany przykład jej świętości, a jednocześnie
zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii,
pomyślmy,
w jakim stopniu jesteśmy w stanie zaufać Jezusowi i oddać Mu swoje
życie – nawet niekoniecznie w sposób męczeński? Raz jeszcze
zapytajmy samych siebie: Czy swoje życiowe decyzje, wybory i
działania – zawsze uzgadniam z Jezusem i kształtuję według Jego
nauki?… W jakiego Jezusa tak naprawdę wierzę?…

2 komentarze

  • Święta Anno i Św. Joachimie, Babciu i Dziadku Jezusa narodzonego z Waszej Córki Maryi, jesteście wzorem dla wszystkich babć i dziadków we współczesnym czasie a zmarłym naszym Babciom i Dziadkom wypraszajcie łaski potrzebne do życia wiecznego z Bogiem, naszym Ojcem. Amen.

    • Właśnie, może więc Dzień Babci i Dzień Dziadka należałoby obchodzić w lipcu, we wspomnienie Świętych Dziadków Jezusa?… Tak, czy owak, modlić się i za Babcie, i za Dziadków – należałoby codziennie!
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.