Jedyna Ofiara Jezusa Chrystusa

J

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, o dzisiejszych Solenizantach i Jubilatach wspomnę
jutro, bo teraz już biegnę do kościoła. Bo z Duszpasterzy
Miastkowskich jestem chwilowo sam…

Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek
3 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Tomasza z Akwinu, Kapłana i Doktora Kościoła,
do
czytań: Hbr
9,15.24–28; Mk 3,22–30

CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia:
Chrystus jest pośrednikiem Nowego Przymierza, ażeby przez śmierć,
poniesioną dla odkupienia przestępstw, popełnionych za pierwszego
przymierza, ci, którzy są wezwani do wiecznego dziedzictwa,
dostąpili spełnienia obietnicy.
Chrystus
bowiem wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi,
będącej odbiciem prawdziwej świątyni, ale do samego nieba, aby
teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga, nie po to, aby się
często miał ofiarować jak arcykapłan, który co roku wchodzi do
świątyni z krwią cudzą. Inaczej musiałby cierpieć wiele razy od
stworzenia świata. A tymczasem raz jeden ukazał się teraz na końcu
wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie.
A
jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz
jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu, drugi raz
ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych,
którzy Go oczekują.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Uczeni
w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili o Jezusie: „Ma
Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy”.
Wtedy
Jezus przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: „Jak
może szatan wyrzucać szatana? Jeśli jakieś królestwo wewnętrznie
jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom
wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się
ostać. Jeśli więc szatan powstał przeciw sobie i wewnętrznie
jest skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim. Nie,
nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli
mocarza wpierw nie zwiąże, i wtedy dom jego ograbi.
Zaprawdę
powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się
ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił
przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz
winien jest grzechu wiecznego”. Mówili bowiem: „Ma ducha
nieczystego”.

W
dzisiejszych czytaniach z
pewnością zwracają naszą uwagę – oprócz wielu innych, ważnych
stwierdzeń –
dwa pouczenia, w
jakiś sposób fundamentalne dla naszej wiary.

Pierwsze
z nich zapisał Autor Listu do Hebrajczyków, a my usłyszeliśmy je
w pierwszym czytaniu:
Postanowione ludziom raz
umrzeć, a potem sąd.
Moi
Drodzy, my dobrze o tym wiemy, ale może
trzeba
sobie
ciągle
przypom
inać
tę prawdę, z której wynikają przynajmniej dwa konkretne wnioski:
pierwszy to taki, że to życie, które teraz mamy, jest jedyną
naszą drogą do wieczności, więc 
nie będzie drugiej
szansy, nie będzie innego życia,

dlatego trzeba czas, dany nam przez Boga dobrze przeżyć.

Drugim
zaś wnioskiem jest ten, że 
moment śmierci kończy czas
naszego zasługiwania na ziemi,

czas zbierania dobrych uczynków, czas wzbogacania naszego konta u
Pana Boga, gdyż po śmierci z tym wszystkim, co zgromadziliśmy,
idziemy już na sąd. Dlatego
– żeby to raz jeszcze powtórzyć – nie można nam marnować
czasu, danego przez Pana.

Drugie
istotne pouczenie wypowiedział Jezus, a zapisane zostało w
Ewangelii Marka. Brzmi ono:
Wszystkie grzechy i
bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im
odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu,
nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego.

My
dzisiaj nazywamy ten grzech –
grzechem przeciwko Duchowi
Świętemu
i wyróżniamy dwie
jego odsłony:
zuchwałość i rozpacz. A
przeszkoda w jego odpuszczeniu leży nie po stronie Jezusa, ale 
po
stronie samego człowieka,

ponieważ te grzechy polegają właśnie na 
zablokowaniu
serca
– bądź na to na
wielkiej pysze,
wyrażającej się w przekonaniu, że Bóg i tak mi odpuści grzechy,
bo musi odpuścić, więc mog
ę
swobodnie grzeszyć; bądź na na 
totalnej rozpaczy,
wyrażającej się z kolei w
przekonaniu, że moje grzechy są tak wielkie, iż Bóg na pewno nie
da rady, albo nawet nie zechce ich przebaczyć.
Nastawienie
człowieka w obu przypadkach decyduje,

jeżeli się zatem zmieni, odpuszczenie wszystkich grzechów będzie
możliwe.

Moi
Drodzy, takie dwie fundamentalne prawdy zostały nam dzisiaj
przypomniane.
A co je łączy
– poza tym, że są elementami jednej liturgii Słowa, właśnie w
dniu dzisiejszym? Na pewno – osoba, a dokładniej:
Ofiara
Jezusa Chrystusa,
o której
mowa w pierwszym czytaniu. Słyszeliśmy, że 
Chrystus
[…] wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi,
będącej odbiciem prawdziwej świątyni, ale do samego nieba, aby
teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga, nie po to, aby się
często miał ofiarować jak arcykapłan, który co roku wchodzi do
świątyni z krwią cudzą. Inaczej musiałby cierpieć wiele razy od
stworzenia świata. A tymczasem raz jeden ukazał się teraz na końcu
wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie.
I
dalej:
Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia
grzechów wielu, drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem,
lecz dla zbawienia tych, którzy Go oczekują.


Jest
to zatem
Ofiara jedyna w swoim rodzaju, radykalna,
ostateczna i skuteczna. Ze strony Jezusa – jeśli tak można
powiedzieć – nic jej nie brakuje. Jednak z naszej strony –
domaga się ona otwartego serca i przyjęcia.
A z tym, jak wiemy, bywa różnie.

Dlatego
dzisiejsze Boże słowo ostrzega nas poniekąd, że 
nasze
decyzje też w którymś momencie stają się ostateczne

i ni
osą
ze sobą konkretne skutki. Chociażby decyzja o tym, jak przeżywamy
swoją doczesność i 
z jakim nastawieniem oczekujemy
chwili przejścia
z tego
świata, albo też decyzja o tym, czy żałujemy za nasze grzechy
i
chcemy się z nich poprawić, czy 
może
wychodzimy z założenia, że
„jakoś to będzie”, a
Jezus i tak mi grzechy wybaczy, więc nie ma się czym przejmować.

A
tymczasem – jest się czym przejmować. I to bardzo. Dlatego
właśnie radykalna i jedyna w swoim rodzaju Ofiara Jezusa – domaga
się od każdej i każdego z nas
radykalnej, ostatecznej,
zdecydowanej,
ale nade wszystko
mądrej odpowiedzi.
Bo od niej zależy skuteczność tejże Ofiary w naszym życiu.
Z
całą pewnością, mądrej odpowiedzi na Boże dary i na miłość
Jezusa, do siebie skierowaną, udzielił całym swoim życiem Patron
dnia dzisiejszego,
Święty Tomasz z Akwinu, Kapłan i
Doktor Kościoła.
Urodził
się
na zamku
Roccasecca niedaleko Akwinu,
we
Włoszech,
w 1225
roku.
Jego ojciec był
rycerzem. Kiedy chłopiec miał pięć lat, rodzice oddali go na
wychowanie do opactwa na Monte Cassino. Opatrzność wszakże miała
inne zamiary wobec niego. Z niewyjaśnionych przyczyn
opuścił
tenże
klasztor i udał się do Neapolu,
gdzie
studiował na tamtejszym uniwersytecie. Tam zapoznał się z niedawno
założonym przez Świętego Dominika
zakonem
kaznodziejskim
dominikanami.
Wstąpił do niego
w
wieku
około dwudziestu lat.

Decyzja
ta spotkała się
z
dezaprobatą rodziny.

Wszelkimi sposobami, włącznie z dwuletnim aresztem domowym,
próbowano zmienić jego decyzję.
Bezskutecznie!
Wysłano nawet jego
rodzoną
siostrę, Marottę, by go odwiodła od tego pomysłu, ale okazało
się, że to Tomasz wpłynął na 
nią
tak
, iż wstąpiła do zakonu
benedyktynek.

Tymczasem
przełożeni
wysłali
Tomasza na studia do Rzymu,
a
stamtąd – około roku 1248 –

do Kolonii,
gdzie na
uniwersytecie wykładał głośny uczony dominikański, Święty
Albert Wielki.
I to
właśnie tam Tomasz przyjął święcenia kapłańskie.

Po wzorowym ukończeniu studiów, przełożeni wysłali go następnie
do Paryża, by na Sorbonie wykładał teologię. Okazało się, że
zadziwił wszystkich
jasnością wykładów, wymową i głębią.
Stworzył
własną metodę, polegającą na tym, że najpierw wysuwał
trudności i argumenty przeciw danej prawdzie, a potem je kolejno
zbijał i dawał pełny wykład.

Na
skutek intryg, jakie przeciwnicy dominikanów rozbudzili na Sorbonie,
Tomasz po siedmiu latach powrócił do Włoch.
Przez
pewien czas prowadził wykłady na dworze papieskim Urbana IV.

Potem wykładał raz w Paryżu, raz w Rzymie – w zależności od
tego, jaka atmosfera towarzyszyła jego działalności
i
jak aktywizowali się jego przeciwnicy.

W
roku 1274 Papież Grzegorz X zwołał do Lyonu sobór powszechny, na
który zaprosił także naszego Świętego. Tomasz jednak, w wieku
zaledwie czterdziestu ośmiu lat, po krótkiej chorobie
zmarł
w drodze na 
tenże
sobór, w opactwie
cystersów w Fossanuova, dnia 7 marca 1274 roku.

Z tego właśnie powodu, aż do Soboru Watykańskiego II, liturgiczne
wspomnienie Świętego Tomasza Kościół obchodził właśnie 7
marca, w dzień śmierci. Ten dzień przypada jednak zawsze w Wielkim
Poście.

Dlatego
soborowa reforma liturgiczna
przesunęła
doroczne wspomnienie Tomasza wyjątkowo na 28 stycznia

– dzień przeniesienia jego relikwii do Tuluzy, dokonane w 1369
roku.
Do grona Świętych
kanonizowanych
włączył
go Papież Jan XXII w dniu 18 lipca 1323 roku.
Spoglądając
na duchową sylwetkę Świętego Tomasza z Akwinu, trzeba zauważyć,
że wsławił się on szczególnie
niewinnością
życia oraz wiernością w zachowywaniu reguł zakonnych.

Gorliwie poszukiwał prawdy, którą następnie starał się
nieustannie kontemplować i przekazywać innym.
Wszystkie
swoje zdolności oddał wyłącznie na służbę prawdy.


Odznaczał
się pokorą oraz szlachetnym sposobem bycia. Był kaznodzieją,
poetą, ale przede wszystkim wielkim myślicielem, człowiekiem
niezwykłej wiedzy, którą umiał połączyć z niemniej wielką
świętością. Mówiono o nim, że 
„między
uczonymi był największym świętym, a między świętymi –
największym uczonym”.

Jego spojrzenie na życie i
na drugiego człowieka charakteryzowało się zdrowym rozsądkiem,
ubarwionym niemałym poczuciem humoru!
W
swej skromności kilkakrotnie odmawiał propozycji zostania biskupem.
Stworzył zwarty system
nauki filozoficznej i teologii katolickiej, zwany tomizmem.

Wywarł głęboki wpływ na ukierunkowanie zachodniej myśli
chrześcijańskiej. Spuścizna literacka Świętego Tomasza z Akwinu
jest olbrzymia. Zadziwia w niej uniwersalizm podejmowanych zagadnień
i głębia ich wyjaśnień.
Szczególną
czcią Tomasz otaczał Chrystusa Zbawiciela, zwłaszcza na krzyżu i
w tajemnicy Eucharystii, co wyraził w tekstach liturgicznych do
brewiarza i mszału na uroczystość Bożego Ciała –
my
dobrze znamy chociażby pieśń eucharystyczną jego autorstwa:
Zbliżam się w
pokorze i niskości swej…”
.
Okazywał też wielką cześć Najświętszej Maryi Pann
ie.

W
jednej ze swoich rozpraw, zatytułowanej
„Wierzę
w Boga”, tak pisał:
„Czy
konieczna była dla nas Męka Syna Bożego? Bezwzględnie i podwójnie
konieczna:
konieczna jako
lekarstwo przeciw grzechom oraz konieczna jako przykład do
naśladowania.
Męka
Chrystusa jest nade wszystko lekarstwem, albowiem dzięki niej
znajdujemy ratunek przeciw wszelkiemu złu, któremu poddani jesteśmy
z powodu naszych grzechów.

Wielki
jest również pożytek Męki jako przykładu.
Albowiem
zdolna jest dogłębnie przemienić nasze życie.

Ktokolwiek pragnie wieść życie doskonałe, powinien odrzucić to,
co Chrystus odrzucił na krzyżu, a dążyć do tego, do czego
Chrystus dążył. Krzyż jest wzorem każdej bez wyjątku cnoty.

Szukasz
przykładu miłości? Nikt nie ma większej miłości od tej,
gdy kto życie swoje oddaje za przyjaciół swoich
.
Tak właśnie Chrystus uczynił na krzyżu. Skoro więc On oddał za
nas życie swoje, nie powinno być dla nas rzeczą zbyt trudną
znieść jakiekolwiek przeciwności ze względu na Niego.

Szukasz
cierpliwości? Największą znajdziesz na krzyżu. Cierpliwość
może być wielka z dwóch powodów: kiedy ktoś znosi cierpliwie
wielkie zło albo też kiedy znosi takie zło, którego mógłby
uniknąć, ale nie stara się unikać.
Na krzyżu Chrystus dał
przykład jednego i drugiego. […] Szukasz przykładu posłuszeństwa?
Naśladuj Tego, który stał się posłuszny Ojcu aż do śmierci.”
Tyle Święty Tomasz.
Wpatrzeni
w świetlany przykład głębokiej wiary tego, który modlił się:
„Jak niewierny Tomasz, Twych nie szukam ran, lecz wyznaję
z wiarą, żeś mój Bóg i Pan! Pomóż wierze mojej, Jezu, łaską
swą – ożyw mą nadzieję, rozpal miłość mą!”,

oraz zasłuchani w Boże
słowo dzisiejszej liturgii,
pomyślmy,
jakiej odpowiedzi na co dzień udzielamy Jezusowi na Jego
bezgraniczną miłość wobec nas? O jakiej odpowiedzi z naszej
strony świadczą nasze myśli, nasze słowa, nasz konkretne
uczynki?…

3 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.