Wygrać dla Boga!

W

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
imieniny przeżywają:
*
Kamil Śledziewski – za moich czasów: Lektor w Parafii w
Tłuszczu;
*
Kamil Krupa – za moich czasów: Lektor w Parafii w Celestynowie;
*
Kamil Charkiewicz – należący w swoim czasie do jednej z
młodzieżowych Wspólnot;
*
Kamil Lewczuk – jak wyżej.
Imieniny
przeżywa także Arcybiskup Henryk Hoser – Biskup Senior Diecezji
warszawsko – praskiej.
Wszystkim
świętującym dzisiaj życzę Bożego błogosławieństwa. I o nie
będę się dla nich modlił.
Moi
Drodzy, serdecznie pozdrawiam z Samogoszczy, gdzie jestem od wczoraj
i gdzie będę posługiwał w weekendy i święta. W tej Parafii
prowadziłem już rekolekcje, a także odprawiałem odpust ku czci
Świętej Jadwigi. Dzisiaj także jest tu odpust – tym razem: Matki
Boże j Szkaplerznej.

Z
tej racji wczoraj wieczorem sprawowana była na cmentarzu Msza Święta
za Zmarłych, w trakcie której spowiadałem. Ale wcześniej, o
17:00, odprawiłem Mszę Świętą w kościele, w ten sposób
rozpoczynając moją posługę w Samogoszczy.

Raz
jeszcze, bardzo dziękuję Księdzu Bogusławowi Filipiukowi,
Proboszczowi Parafii, a mojemu Koledze kursowemu, za zaproszenie.

Moi
Drodzy, Ksiądz Marek dzisiaj działa duszpastersko i kaznodziejsko w
Warszawie, w Parafii przy ul Ostrobramskiej. Wspierajmy Go duchowo!
Na
głębokie i radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was
błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty.
Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

15
Niedziela zwykła, C,
do
czytań: Pwt
30,10–14;
Kol
1,15–20;
Łk
10,25–37

CZYTANIE
Z KSIĘGI POWTÓRZONEGO PRAWA:

Mojżesz
powiedział do ludu: „Będziesz słuchał głosu Pana Boga swego,
przestrzegając Jego poleceń i postanowień zapisanych w księdze
tego Prawa; wrócisz do Pana Boga swego z całego swego serca i z
całej swej duszy.

Gdyż
polecenie to, które Ja ci dzisiaj daję, nie przekracza twych
możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem. Nie jest w niebiosach,
by można było powiedzieć: «Któż dla nas wstąpi do nieba i
przyniesie je nam, a będziemy słuchać i wypełnimy je». I nie
jest za morzem, aby można było powiedzieć: «Któż dla nas uda
się za morze i przyniesie je nam, a będziemy słuchać i wypełnimy
je». Gdyż słowo to jest bardzo blisko ciebie: w twych ustach i w
twoim sercu, byś je mógł wypełnić”.

CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KOLOSAN:
Chrystus
Jezus jest obrazem Boga niewidzialnego,

Pierworodnym
wobec każdego stworzenia,

bo
w Nim zostało wszystko stworzone:

i
to, co w niebiosach, i to, co na ziemi,

byty
widzialne i niewidzialne,

Trony
i Panowania, Zwierzchności i Władze.

Wszystko
przez Niego i dla Niego zostało stworzone.

On
jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie.

I
On jest Głową Ciała, to jest Kościoła.

On
jest Początkiem,

Pierworodnym
spośród umarłych,

aby
sam zyskał pierwszeństwo we wszystkim.

Zechciał
bowiem Bóg, by w Nim zamieszkała cała Pełnia

i
aby przez Niego i dla Niego znów pojednać wszystko z sobą:

i
to, co na ziemi, i to, co w niebiosach

wprowadziwszy
pokój przez Krew Jego Krzyża.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Powstał
jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał:
„Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”

Jezus
mu odpowiedział: „Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?”

On
rzekł: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem,
całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a
swego bliźniego jak siebie samego”.

Jezus
rzekł do niego: „Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz
żył”.

Lecz
on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: „A kto jest moim
bliźnim?”

Jezus,
nawiązując do tego, rzekł: „Pewien człowiek schodził z
Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go
obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego,
odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył
go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i
zobaczył go, minął.

Pewien
zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok
niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego
i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go
na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego
zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: «Miej o
nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę
wracał».

Któryż
z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego,
który wpadł w ręce zbójców?”

On
odpowiedział: „Ten, który mu okazał miłosierdzie”.

Jezus
mu rzekł: „Idź, i ty czyń podobnie”.

Wielu
wierzących dzisiaj sprawia wrażenie, jakby
Słowo,
stanowiące Bożą wolę, było

rzeczywiście poza ich zasięgiem i przekraczało ich możliwości.

I chociaż tego tak wprost nie ujmą, to jednak z ich postawy można
odczytać takie nastawienie:
Boża
wola jest zbyt trudna, aby ją spełnić!

Boża wola jest „niedzisiejsza”, niemodna i tak w ogóle –
nie
odnosi się do nas.
Niech
się nią bardziej zainteresują księża, członkowie kościelnych
wspólnot. A nam w zupełności wystarczy,
jak
przyjdziemy w niedzielę do „kościółka”
i
odmówimy w domu „paciorek”.
A
jednak, jak do 
narodu
wybranego
w Księdze Powtórzonego Prawa, w pierwszym czytaniu Bóg mówi:
Polecenie to, które Ja
ci dzisiaj daję,
nie
przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem,

tak i do nas kieruje te
same słowa, gdyż – jak słyszeliśmy dalej –
słowo
to jest bardzo blisko ciebie: w twych ustach i w twoim sercu, byś je
mógł wypełnić.
Nie
trzeba chodzić aż do 
nieba,
nie trzeba chodzić aż za morze, aby to Słowo przynieść i
wypełnić. To Słowo –
Boża
wola

wpisane jest w serce człowieka, wpisane jest w jego naturę.
W
sposób naturalny człowiek pragnie wypełnienia woli Bożej, w
sposób naturalny do tego dąży. Można
nawet
zaryzykować stwierdzenie
, iż
człowiek musi wiele trudu
podjąć, aby ominąć Bożą wolę,

bo wtedy działa przeciwko swojej naturze. A jeżeli wiernie wypełnia
Bożą wolę, wówczas postępuje zgodnie z tym,
co
jest
w jego sercu i
na jego ustach.
Tymczasem,
k
iedy czytamy Ewangelię,
kiedy analizujemy kolejne Boże przykazania, to nabieramy niekiedy
przekonania, że to jest

owszem – piękne, ale trochę za trudne.
Czy
Pan Bóg nie mógłby trochę mniej wymagać?
Albo
– czy nie zadowoli się, jeżeli
z
naszej strony otrzyma nieco mniej, niż się spodziewa?

Przecież my jesteśmy tacy zwykli ludzie…
Wielcy
Święci – to co innego. Oni dokonywali rzeczy niezwykłych, oni
czasem nawet potrafili
bardzo
dosłownie
wypełniać
Ewangelię, radykalnie dostosowując do niej swoje życie.
Ale
my
– tak „mniej
więcej” wiemy, jak mamy żyć,

a w szczegóły, zawarte w Ewangelii, lepiej może się nie wgłębiać,
bo to takie trudne…
I
rzeczywiście, trzeba się z tym
w
jakiś sposób zgodzić,

bo przecież wiadomym jest, że każdy z nas, tutaj obecnych, ma
swoje życiowe doświadczenie, ma wypracowaną
jakąś
filozofię życia
i
orientuje się,
jaką
drogą podążać,
aby
postępować dobrze i aby

przybliżać się do zbawienia
.
Poza tym – nie mamy aż tyle czasu wśród codziennych obowiązków,
aby wchodzić bardzo w szczegóły
i
rozważać drobiazgowe kwestie teologiczne.


Tak
jednak patrząc na sprawę, można popełnić pewien znaczący błąd,
bo oto może się okazać,
że
ta nasza filozofia nieco nas zawiedzie,

sprowadzi nas na drogę grzechu, albo znieczuli nas na rzeczy, które
są ważne
i
które jednak

wymagają pewnej dokładności,

pewnego otwarcia serca, a my, bardzo pewni siebie,
nie
będziemy potrafili
zająć
w tej sytuacji stanowiska,
zgodnego
z

Ewangelią.
Mówiąc
prościej – życie jest tak bogate w różne sytuacje, że 
nieraz
nas zaskakuje
takimi
czy innymi okolicznościami

i wtedy musi
my
jakoś się w tej sytuacji odnaleźć, zająć jakieś stanowisko. A
jeżeli będzie
my
trwali
sztywno przy swoim sposobie bycia,

swoim sposobie patrzenia na rzeczywistość, to może
my
daną sytuację
zwyczajnie
„przegrać”.
Bardzo
obrazowo i konkretnie pokazuje to dzisiejsza
opowieść
ewangeliczna. Oto
kapłan
i lewita mieli wypracowany styl,

wypracowany swój sposób na życie. Wiedzieli, że mają pełnić
służbę Bożą. Byli w tym dobrzy,
na
pewno także – bardzo gorliwi.

Z pewnością sprawiali Panu Bogu sporo szczerej radości.

Ale
oto nadszedł moment, w którym 
zostali
postawieni w sytuacji zaskakującej i nieoczekiwanej.
Pan
Bóg chciał przyjąć ich służbę i ich gorliwość
w
nieco inny sposób, niż dotychczas.

Nie czekał na nich w świątyni.
Niespodziewanie
oczekiwał ich na drodze z Jerozolimy do Jerycha!

Tak, właśnie na tej drodze leżał pobity człowiek –

pewien człowiek
jak mówi Ewangelia.
Może
celowo Jezus nie
wskazuje na to, kto to był,
aby
jasno zasugerować, że nie to jest istotne.

Istotne było to, iż człowiek znalazł się w potrzebie i istotne
było to, że w tym człowieku

sam Bóg potrzebował pomocy.
Ale
tego — niestety – nie zauważył kapłan ani lewita. O ile bowiem
byli oni bardzo gorliwi i niezwykle dokładni w pełnieniu swej
posługi,
o tyle dali się
całkowicie zaskoczyć nową sytuacją!

Nie pomogli Bogu cierpiącemu w drugim człowieku. Nie zauważyli
takiej potrzeby. Nawet nie przyszło im do głowy, że 
ta
sytuacja czegoś od nich wymaga.

Po prostu – byli tak pewni siebie i tak pewni swego, że 
nawet
nie dopuścili do siebie takiej możliwości,

powinni w tej sytuacji jakoś zareagować.


I
„przegrali” tę sytuację. Przegrali dlatego, że byli
bardzo
sztywni w realizacji swojej filozofii życia.
Raz
wypracowany sposób na życie był
dla
nich
jedynym sposobem! Oni
nie zgłębiali Bożej woli, nie chcieli jej poznawać na nowo, nie
wczytywali się w Prawo Boże na tyle uważnie, aby dostrzec,
że
może ono wymagać od nich jeszcze czegoś więcej

niż to, co dotychczas czynili.
Jakże
inaczej podszedł do całej
sprawy Samarytanin.
Właśnie
Samarytanin!
Podkreślamy
to dlatego, że – jak zapewne wiemy, gdyż

Ewangelia w którymś miejscu zwraca na to uwagę –
Samarytanie
zasadniczo
nie żyli
w przyjaźni
z
członkami
narodu
wybranego.
Tak
to dyplomatycznie określmy.

Jednak w tym momencie ów
fakt przestał się w ogóle liczyć! Liczyło się
natomiast
to, że na
drodze leży człowiek potrzebujący pomocy!

I trzeba mu tę pomoc okazać. Trzeba go poratować w biedzie.

I
tak oto Samarytanin „wygrał” tę sytuację.
Wygrał,
bo był otwarty na różne możliwości.

Bo chociaż jego filozofia życia nie była tak „świątobliwa” i
„skrupulatna”, jak filozofia życia kapłana czy lewity, to
jednak
miał on serce
otwarte i dobre.
I kiedy
znalazł się w sytuacji nieoczekiwanej i zaskakującej, rozpoznał w
prostocie swego serca, co ma czynić, jak ma postąpić.

Nie
szukał tysiąca argumentów, aby wytłumaczyć swoje lenistwo i
usprawiedliwić się przed własnym sumieniem,
ale
po prostu zatrzymał się i pomógł.
Jego
filozofia życia dopuszczała inne rozwiązania poza tymi, które do
tej pory podejmował. I chociaż nie był aż taki dystyngowany, jak
kapłan czy lewita, to myślę, że 
Bóg
łatwiej docierał do niego
ze
swoją wolą i swoimi oczekiwaniami, niż do kapłana i lewity,
którzy mienili się Jego sługami.
Cała
zaś ta
sytuacja jest dla nas wyrazistym przypomnieniem konieczności
wsłuchiwania się ciągle
na nowo w Bożą wolę.

Mając wypracowaną przez lata własną filozofię życia,
nie
możemy być zamknięci na nowe możliwości!

Nie możemy nabrać przekonania, że rzeczywistość ogranicza się
tylko do tego, co już przeżyliśmy.
Bo
oto może się okazać,

że Bóg nas czymś zaskoczy, postawi nas w nowej sytuacji. I co
wówczas?
Wówczas także
trzeba będzie postąpić zgodnie z Jego wolą.

No
tak, dobrze, ale jaka jest ta Jego wola w odniesieniu do danej
sytuacji? To musimy właśnie
odkryć
poprzez głęboką refleksję,
czynioną
w sercu skupionym i pokornym.

Dzisiejsza
Ewangelia bowiem aż nadto wyraźnie pokazuje – zresztą, nie
pierwszy raz –
że u
Boga naprawdę nie liczy się stanowisko społeczne
czy
funkcja, spełniana przez daną osobę.

W ewangelicznej przypowieści Jezus nie zawahał się skrytykować
nawet kapłana i lewity,
którzy przecież byli sługami Boga.

W tym momencie
bowiem
jasno okazało się, że tego Boga nie słuchali, nie byli otwarci na
Jego wolę,
żyli sobie w
swoim „światku”, w swoim „schemaciku”,
stworzyli
sobie takie przyjemne „ciepełko”

i było im tak bardzo dobrze i przyjemnie, a oto tutaj ktoś próbuje
im burzyć ich ustabilizowany sposób życia.

Zresztą,
tu nawet nie chodziło
wprost
o burzenie, ale 
o swoiste
wybudzenie z jakiejś senności,

która skutecznie zam
knęła
oczy na ważne sprawy. W tym momencie – na sprawy najważniejsze. I
to grozi – niestety – każdemu z nas.
Myślę,
że to nie jest przypadek, iż Jezus właśnie kapłana i lewitę
umieścił w swojej przypowieści.
Chce
nam w ten sposób pokazać, że

wszyscy bez wyjątku musimy czuwać!

Ktoś bowiem może mi tu postawić zarzut, że 
w
tym momencie
„czepiam
się”
o wszystko tych,
którzy
i tak chodzą do kościoła i się modlą,

a przecież tylu się wcale nie modli i żyją jeszcze gorzej, a nikt
im nic
nie mówi.

To
nieprawda, że się
do nich
nie mówi, bo
mówi się do wszystkich,

ale my takim podejściem do sprawy możemy uśpić swoje sumienie,
możemy zamknąć się w schemaciku i może dojść do sytuacji, że
bardzo pewni swojej wiary i swojej pobożności,
nagle
staniemy w obliczu sytuacji nowej i rozłożymy bezradnie ręce,
nie
bardzo wiedząc, co począć!
A
z kolei, ktoś
słabo związany z wiarą; ktoś, na kogo może wielokrotnie
narzekaliśmy; ktoś, kto – naszym zdaniem – jest dość daleki
od Boga i od wiary,
w tej
konkretnej sytuacji, wiedziony głosem sumienia,

wiedziony niekiedy zwykłym ludzkim odruchem – wysłucha, pomoże,
okaże się znacznie bardziej posłuszny woli Bożej (nawet może nie
do końca świadomie), niż niejeden gorliwie wierzący i
praktykujący.

Oczywiście,
zdaję sobie sprawę, że
mówienie w stylu:
„Ja
nie chodzę do kościoła, a lepiej żyje od tych którzy chodzą”
– to zwykłe
usprawiedliwianie swojego lenistwa i nie może być w całości
przyjęte, ale jeżeli
te
słowa, pomijając wszystko,
wyrażają
prawdę, to jest to dla nas praktykujących bardzo poważne
oskarżenie.
A my
przecież mamy dążyć do doskonałości, mamy się do Boga coraz
bardziej zbliżać, mamy być coraz bardziej do Jego dyspozycji.

Dlatego
trzeba nam zgłębiać Bożą wolę!

W różnych sytuacjach i przy podejmowaniu codziennych wyborów –
codziennych najzwyklejszych decyzji – mamy pytać Boga,
czego
On
oczekuje od nas
w tej chwili, co jest aktualnie Jego wolą?
Jak
by ocenił
naszą
decyzję,
nasze
stanowisko, jakie zaj
ęliśmy
w tej, czy w innej sprawie?
Nie
możemy zamykać serca, twierdząc, że właściwie to już nic
nowego nie może się wydarzyć,
zawsze
w kościele słyszy się to samo, nad czym się jeszcze mamy
zastanawiać?
Oczywiście,
w kościele słyszymy to samo – słyszymy zawsze tę samą
Ewangelię, żaden
ksiądz
swoją powagą nie
zaskoczy nagle świata nową ewangelią,
którą
napisał
sobie
„w piątek przy herbacie”.

Czytamy i słuchamy zawsze tego samego Słowa, ale możliwości Jego
zaadaptowania są tysiące. Właściwie
każda
sytuacja, w której się znajdujemy,

daje nową możliwość twórczego zrealizowania Bożej woli w 
naszym
życiu.
Tylko
muszę sobie postawić
pytanie: C
zy ja w takiej
chwili
rzeczywiście myślę
o tej woli? Czy kiedy jestem, na przykład,
potężnie
zdenerwowany i mam ochotę komuś „wygarnąć”

– czy w takiej sytuacji
chociaż
przez moment
przemknie mi
ta myśl, że przecież jestem chrześcijaninem, Bóg na mnie patrzy,
a więc muszę się z tym jakoś liczyć –
czy
też mówię, co mi przyjdzie na myśl

i nie zwracam w ogóle uwagi na to, że są to słowa obraźliwe, że
są to przekleństwa?…
To
tylko drobny przykład, można by je mnożyć.
Kapłan
i lewita dobrze znali Prawo Boże,

znali Bożą naukę, a zaskoczyła ich taka prosta sytuacja – nie
potrafili tego, co wiedzieli, zastosować w tak oczywistym
kontekście.
Stąd
też
dzisiaj prosimy
Jezusa, aby
nie pozwolił
nam zamknąć się w schematach!

Prosimy, aby uczynił nasze serca czujnymi i gotowymi! Prosimy, aby
On sam zamieszkał w
naszych sercach
i w
naszych domach rodzinnych – i aby nas ciągle mobilizował:
aby
nas mobilizował

różnymi sytuacjami, w których będziemy się starali zrealizować
Jego wolę.
Abyśmy nie
„zastygli” w bezruchu i już teraz nie uwierzyli w swoją pełną
doskonałość.

Niech
On sam, Jezus Chrystus, stanie
dokładnie
w centrum naszego życia –

jak o tym mówi drugie czytanie – i w każdym momencie pomaga nam
odkrywać i realizować swoją wolę. A my, spełniając tę wolę,
wyrazimy swoim życiem głęboką wiarę w prawdę, wypowiedzianą
przez Świętego Pawła w tymże drugim czytaniu, w Liście do
Kolosan:
Chrystus
Jezus jest ob­razem Boga Niewidzialnego, Pierworodnym wobec
każdego stworzenia.
[…]
Wszystko
przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i
wszystko w Nim ma istnienie.

[…]
Zechciał
bowiem Bóg, by w Nim zamieszkała cała Pełnia i aby przez Niego i
dla Niego znów pojednać wszystko z sobą: i to, co na ziemi, i to,
co w niebiosach, wprowadziwszy pokój przez Krew Jego Krzyża…

6 komentarzy

  • Na kazaniu dzisiaj usłyszałam wymowną opowiastkę; Pewien starszy mężczyzna trafił do szpitala. Ponieważ stan był ciężki, pielęgniarka zobaczyła w kieszeni marynarki numer telefonu. Pomyślała, że to chyba telefon bliskiej osoby pacjenta. Zadzwoniła prosząc o odwiedzenie pacjenta w szpitalu. Po pewnym czasie pojawił się młody mężczyzna przy łóżku chorego. Chory wyciągnął do Niego ręce a ten wziął Jego dłonie w swoje i tak trzymał je ok 3-4 godzin, do czasu aż Starszy Pan umarł.Jakież zdziwienie ogarnęło pielęgniarkę , gdy ów młody mężczyzna zapytał ją "kim był ten człowiek?" " A to nie był Pana Ojciec?" pytająco odpowiedziała. " Nie " odpowiedział. To dlaczego trzymał Pan Jego ręce? spytała. " Bo czułem ,że on potrzebował i oczekiwał syna" odpowiedział nieznajomy.
    W kontekście tego opowiadania i opowiadania z dzisiejszej Ewangelii zapytam siebie:
    Jak ja zachowałabym się w podobnych sytuacjach?
    Czy stać mnie na pomoc obcej osobie?
    Czy jestem wrażliwa ma cudzą krzywdę?

    • Nie wiem, ksiądz nie wyjaśniał. Myślę,że mogła pielęgniarka pomylić numer telefonu i przyszedł obcy, wrażliwy, człowiek… Myślę, że mógł być to Jezus…tak jak był Samarytaninem w dzisiejszej Ewangelii…

  • Ja myślę,że po prostu był dobrym człowiekiem wrażliwym na krzywdę i cierpienie innych.Być może wszedł do sali starszego Pana by przekonać się kim on jest a starszy Pan rozpoznał w nim syna pomimo,że nim nie był.A on po prostu może nie chciał a może nie umiał wyprowadzić go z błędu nie chciał go rozczarować i postanowił poświęcić mu swój czas wiedząc,że jemu nie zaszkodzi posiedzieć przy tym Panu a pomoże mu ostatnie chwilę życia przeżyć w szczęściu i spokoju i z radością odejść wiedząc że nie jest sam.Pozdrawiam M

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.