Pragnienie dobra – i czyn, płynący z wiary

P

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Sylwia Tomaszek, moja Koleżanka z czasu wspólnej pracy w Liceum Lelewela w Żelechowie, a obecnie Dyrektor tegoż Liceum; a także Hubert Maksymiuk, zaangażowany w swoim czasie w działalność młodzieżową. Życzę Solenizantom, aby zawsze z gorącym sercem odpowiadali pozytywnie na wszystkie Boże zaproszenia i propozycje, do siebie skierowane. Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy przypominam o możliwości zyskiwania odpustów za naszych Zmarłych – za nawiedzenie cmentarza, modlitwę za nich i po spełnieniu stałych warunków. Nie żałujmy im naszej pomocy!

I jeszcze jedna, ważna dla mnie sprawa: z całego serca dziękuję za wszelkie modlitwy, dobre słowa i życzenia, skierowane do mnie z okazji niedawnych urodzin. Tak się składa, że akurat do urodzin nie przywiązuję wielkiej wagi – bardziej do rocznicy Święceń kapłańskich – ale to naprawdę bardzo miłe i podnoszące na duchu, że ktoś pamięta i wyraża życzliwość. Wielkie dzięki! Księdzu Markowi dziękuję za Mszę Świętą w mojej intencji.

Odpowiedzią na te wszystkie piękne gesty będzie z mojej strony Msza Święta, jaką w intencji Wszystkich życzliwych odprawię dzisiaj, o godzinie 20:00, w Ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego w Siedlcach. Dlatego każdy, kto w jakikolwiek sposób zechciał o mnie pamiętać w tych dniach – lub nie tylko tych – niech się czuje dzisiaj objęty moją modlitwą. Zresztą, nie tylko dzisiaj…

Na radosne i owocne przeżywanie Dnia Pańskiego – pierwszej niedzieli miesiąca – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

31 Niedziela zwykła, C,

do czytań: Mdr 11,22–12,2; 2 Tes 1,11–2,2; Łk 19,1–10

CZYTANIE Z KSIĘGI MĄDROŚCI:

Panie, świat cały przy Tobie jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej, co spadła na ziemię. Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił.

Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty nie powołał do bytu? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia.

Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie. Dlatego nieznacznie karzesz upadających i strofujesz przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli.

CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:

Bracia: Modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania, aby z mocą udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, a wy w Nim, za łaską Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa.

W sprawie przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i naszego zgromadzenia wokół Niego prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić.

Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy widząc to szemrali: „Do grzesznika poszedł w gościnę”.

Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”.

Na to Jezus rzekł do niego: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.

Zauważamy z pewnością bardzo silny związek treściowy pomiędzy pierwszym dzisiejszym czytaniem, a Ewangelią. Można nawet powiedzieć, że Ewangelia jest dalszym ciągiem pierwszego czytania, jest ukonkretnieniem treści pierwszego czytania.

Oto bowiem, we fragmencie Księgi Mądrości słyszymy przepiękną modlitwę Autora natchnionego, który tymi oto słowami zwraca się do Boga: Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty nie powołał do bytu? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia.

A we fragmencie Ewangelii Świętego Łukasza słyszymy o spotkaniu Jezusa z Zacheuszem. A dokładniej: o wproszeniu się Jezusa do Zacheusza w gościnę. I jak tu nie mówić – używając stwierdzeń Autora Księgi Mądrości – że Bóg nie brzydzi się człowiekiem, skoro Jezus okazał serce komuś, kim właśnie brzydzili się jego rodacy? Jakżeż nie powiedzieć, że Bóg oszczędza człowieka – skoro widzimy, jaką szansę otrzymał dzisiaj ten zdzierca i oszust, grzesznik do szpiku kości, który jednak w jednej chwili stał się kimś zupełnie nowym, zupełnie innym?…

Jakże nie mówić o litości, którą Bóg ma nad grzesznym światem, skoro ciągle tacy Zacheuszowie otrzymują nowe szanse i możliwość zerwania z dotychczasowym życiem – zerwania po prostu z grzechem? Właśnie w ten sposób Ewangelista Łukasz potwierdza swoim opisem prawdziwość słów Autora Księgi Mądrości.

Tak, Bóg daje człowiekowi szansę. A nawet – jeśli się trzymać dokładniej treści Łukaszowej Ewangelii – Bóg sam szuka człowieka, dostrzega go zagubionego w gąszczu problemów, które człowiek sam sobie stworzył – tak, jak Jezus dostrzegł Zacheusza w gąszczu konarów drzewa, na które ten się wspiął. W istocie, Jezus wychodzi na spotkanie człowieka, szuka człowieka, daje mu szansę, zaprasza go do współpracy, zaprasza go do zbawienia! Nie brzydzi się człowiekiem – chociaż na pewno miałby milion powodów, żeby się brzydzić. Ale On nigdy człowieka nie przekreśla, nigdy nie odbiera mu nadziei i szansy zbawienia.

I to zapewne w tym kontekście trzeba nam rozumieć słowa Apostoła Pawła z dzisiejszego drugiego czytania, z Listu do Tesaloniczan. Pisze on do nich tak: Modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania, aby z mocą udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, a wy w Nim, za łaską Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa. Czyli o co modli się Paweł dla Tesaloniczan?

A właśnie o to, aby nie zmarnowali szansy, jaką im daje Bóg! Tyle znaczą słowa: aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania. Przecież my nigdy tak naprawdę nie będziemy godni Jego wezwania! Nigdy! Sami z siebie nie jesteśmy w stanie zasłużyć na to, by Bóg o nas pamiętał, by nam cokolwiek chciał dać, a już tym bardziej – żeby nam przebaczył grzechy i otworzył przed nami szansę zbawienia: niczym sami z siebie nie jesteśmy w stanie na to zasłużyć.

Tak, jak Zacheusz – czyż zasłużył czymkolwiek na to, by Jezus zwrócił na niego uwagę? Oczywiście, że nie! To Jezus, sam z siebie, chciał na niego spojrzeć, chciał się do niego zwrócić, chciał wreszcie wejść do jego domu. To była od początku do końca inicjatywa Jezusa i znak Jego bezgranicznej miłości do człowieka, nawet tak bardzo grzesznego. Zacheusz niczym na nią nie był w stanie zasłużyć – wprost przeciwnie, gdyby tak zmierzyć dokładnie jego „zasługi”, to raczej mógłby liczyć na coś zupełnie innego, niż to, co otrzymał.

I z nami rzecz się ma podobnie: a czymże to my jesteśmy w stanie zasłużyć na Bożą łaskę i pomoc? Wiemy, że niczym, bo swoimi „zasługami” bliżej nam chyba do Zacheusza… A przecież, i my także jesteśmy przez Boga obdarowani tak wieloma łaskami, w tym szczególnie – łaską przebaczenia grzechów. I też wszystkie te dary otrzymujemy od Boga za darmo, niczym nie zasługując na nie.

Ale uwaga! Zacheusz – chociaż na tak wielki dar niczym nie zasłużył, to jednak nie otrzymał go też niejako wbrew sobie! Pomimo całej swojej przewrotności i zepsucia, on jednak w którymś momencie zapragnął Jezusa zobaczyć. W jego sercu – nie wiedzieć, skąd i dlaczego – pojawiło się takie pragnienie. I on za tym pragnieniem poszedł. Nagiął swego hardego karku na tyle, że nie krępował się wdrapać na drzewo, by zobaczyć Jezusa. W tym jego przewrotnym i grzesznym sercu zatliła się jakaś dobra iskierka – i on jej nie zgasił. Przeciwnie – pozwolił jej zapalić serce gorącym pragnieniem przynajmniej zobaczenia Jezusa.

A skoro Jezus zobaczył u niego tę iskierkę dobrej woli, ten drobny pozytywny gest, to dał mu znacznie więcej! Bo nie tylko pozwolił mu ucieszyć się swoim widokiem, ale dał mu możliwość osobistego ze sobą spotkania! I tu miał miejsce drugi dobry sygnał ze strony Zacheusza: jego odpowiedź na szansę, jaką otrzymał od Pana. On tę szansę dobrze wykorzystał – postanowił zerwać z dotychczasowym życiem, zwrócić wszystko, co kiedy komu ukradł, a nawet wielokrotnie wynagrodzić tym, których najbardziej skrzywdził.

Te dwa momenty: pierwsze pragnienie zobaczenia Jezusa i następnie wyciągnięcie wniosków z gestu Jezusa – to chyba było konieczne minimum ze strony Zacheusza, aby Bóg mógł w jego życiu działać. Po prostu, nie dało się inaczej.

I trzeba chyba wreszcie, abyśmy i my to sobie uświadomili i zaczęli głośno mówić – zwłaszcza w tych naszych obecnych czasach – że sprawa relacji z człowieka z Bogiem to nie wygląda tak, iż Bóg wychodzi do człowieka i wychodzi, zaprasza go i zaprasza, kieruje do niego wciąż nowe propozycje, daje mu ciągle nowe szanse, a człowiek – jak to rozkapryszone dziecko – może przyjmie te Boże dary i szanse, a może nie przyjmie…

Może i zaprosi Jezusa do siebie, ale może nie dzisiaj, nie w tym tygodniu, bo akurat ma sporo zaliczeń na uczelni… Ale i w tym miesiącu nie za bardzo, bo akurat tyle spraw na głowie w pracy i w domu – jak to ogarnąć?… A poza tym, jeżeli już nawet by się tego Jezusa posłuchało od biedy, to czy naprawdę trzeba wszystko w swoim życiu zmieniać? Na głowie stawiać? A nie da się to jakoś inaczej: prościej i łatwiej? Po co to robić rewolucję w swoim życiu – nie jest dobrze tak, jak jest?

Moi Drodzy, Zacheusz wygrał całą sprawę, a wręcz całe swoje życie na tym, że dowiedziawszy się, iż Jezus jest blisko, postanowił – pchnięty jakimś wewnętrznym natchnieniem – dobrze wykorzystać tę chwilę, tę szansę, nie zmarnować tego momentu. Może nawet jakoś intuicyjnie wyczuł, że już więcej podobna szansa nie będzie mu dana, że taka okazja już mu się nie trafi… I dlatego zaczął działać.

Okazał się w ten sposób godny Bożego wezwania – jak to dzisiaj ujmuje Paweł, w drugim czytaniu. I jeżeli Apostoł modli się dla swoich uczniów, aby [Bóg] z mocą udoskonalił w [nich] wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z wiary, to właśnie dokładnie to miało miejsce w życiu Zacheusza: pragnienie dobra – i czyn płynący z wiary. Dwa nieodłączne elementy: dobre pragnienie – i konkretny czyn. I Jezusowi tyle wystarczyło. Ale też – tyle było konieczne. Dlaczego o tym mówimy?

Bo my – duszpasterze, ale i rodzice i wychowawcy – zachęcamy innych do wiary, do powrotu do Boga, do spełniania religijnych praktyk; zachęcamy wiernych do systematycznej Spowiedzi, organizujemy taką możliwość właściwie każdego dnia; zachęcamy do aktywności w różnych formach duszpasterskich i wspólnotach; proponujemy to i owo; studentów zapraszamy do włączenia się w działalność duszpasterstwa akademickiego…

Ale i sam fakt, że w naszej Ojczyźnie każdy, jeśli tylko chce, może uczestniczyć w każdą niedzielę we Mszy Świętej, bo do kościoła nie musi jechać setki kilometrów, a jednocześnie: nikt do niego nie strzela za to, że wyznaje swoją wiarę i idzie do kościoła – to też jakaś zachęta.

I niekiedy mamy wrażenie, że to nasze zachęcanie nic nie daje, nie przynosi żadnych efektów: coraz mniej ludzi chodzi do kościoła, coraz mniej ludzi, zwłaszcza młodych, angażuje się we wspólnoty, zmniejszają się nasze ekipy lektorskie i ministranckie, studenci coraz mniej w ogóle widzą potrzebę jakiegokolwiek duszpasterstwa akademickiego… I cóż mamy robić – my, duszpasterze, ale i rodzice, i wychowawcy; ale i małżonkowie, zatroskani o swoich współmałżonków – cóż mamy robić? Wychodzić z nowymi propozycjami, zaproszeniami?

Tak, na pewno poszukiwać wciąż nowych form dotarcia do serca drugiego człowieka, prosząc przy tym o światło Ducha Świętego. Powinniśmy w ogóle modlić się za swoich podopiecznych, a do tego – stale czuwać nad swoim ciągłym nawracaniem się, aby być dla nich dobrym przykładem. Ale też musimy sobie uświadomić – i bardzo jasno to w tym momencie powiedzieć – że wszystko to możemy robić do pewnej granicy, poza którą – już ani kroku dalej!. Co jest tą granicą?

Wolność i odpowiedzialność drugiego człowieka. Nasza dobra wola i nasze zaproszenie – oczywiście, kierowane w imieniu Jezusa – muszą się spotkać z dobrą wolą i przynajmniej minimalnym dobrym gestem, pozytywnym sygnałem, ze strony tego drugiego człowieka; z jego krokiem w naszą stronę. Tak samo, jak i nasza dobra wola musi być odpowiedzią na propozycje i zaproszenia, do nas kierowane. Jeżeli tej dobrej woli ze strony drugiego zabraknie – trzeba uznać, że na tym etapie pozostaje nasza modlitwa i ofiarowanie osobistych cierpień i życiowych doświadczeń, życiowych krzyżyków, w intencji tejże osoby.

Natomiast absolutnie nie można nikogo zmuszać do wiary, zmuszać do pójścia za Jezusem. Niestety, w danym momencie trzeba z przykrością stwierdzić, że na razie nie można zrobić nic więcej. Osoba ta musi dojrzeć do tego, by przyjąć zaproszenie. Dlatego właśnie potrzeba modlitwy. I – jeśli się zdarzy okazja – wyjścia z nowym zaproszeniem, ale nie na siłę i nie w sposób agresywny, z krzykiem i przekleństwami, czy w jakiś podobny sposób. Nic z tych rzeczy!

Moi Drodzy, naprawdę w relacji dwojga osób nie jest możliwe, żeby jedna osoba zrobiła wszystko za dwie osoby. Każda ze stron musi coś z siebie dać, musi zrobić krok. Podobnie jest w relacjach człowieka z Bogiem: Bóg daje z siebie, ile może, ale nie zrobi wszystkiego za człowieka. Wszak człowiek jest wolny – takim go uczynił Bóg, dlatego na pewno nie odbierze mu wolności, którą mu sam dał. Wprost przeciwnie – uszanuje ją w całej pełni.

Nawet, jeśli w imię tej wolności człowiek Boga odrzuci – Bóg to uszanuje. Na pewno, z wielkim żalem i przykrością, ale jednak! Tak bardzo bowiem poważnie traktuje człowieka, że najpierw obdarzył go wolnością, a teraz szanuje jego wybory, dokonywane w imię tej wolności. I do niczego człowieka nie zmusza. Natomiast przyjmuje każdy, choćby najmniejszy gest dobrej woli ze strony człowieka, aby mu pomóc. Tak, jak to było w przypadku Zacheusza.

Warto o tym pamiętać, moi Drodzy, gdy idzie o naszą osobistą odpowiedź na Boże zaproszenia i inicjatywy, ale też w sytuacjach, kiedy to my, w imię Boże, wychodzimy do innych z dobrymi propozycjami: my także musimy uznać wolność drugiego człowieka. I nie zmuszać go do niczego, a jednocześnie – nie oskarżać się o to, że nasze zaproszenia i gesty dobrej woli pozostają bez odzewu. Pokreślmy jeszcze raz: każdy jest wolny i odpowiada za siebie. Odpowiada za siebie już teraz – ale też odpowie kiedyś, na Bożym Sądzie. Każdy – sam za siebie.

Tak, wiem, o tym się teraz niechętnie mówi i słucha, a nawet często wyśmiewani są ci, którzy o tym przypominają – zarzuca się im, że straszą sądem, straszą piekłem, że to jakieś „średniowiecze”, bo rzekomo teraz powinno się inaczej mówić, inaczej nauczać…

Nie, zawsze powinno się mówić zgodnie z prawdą, czyli zgodnie z tym, czego nauczał Jezus! A On nauczał jasno i konkretnie, czasami wręcz radykalnie. A idąc dziś w gościnę do Zacheusza, wyraźnie pokazał nam, jakie postawy popiera i co, w związku z tym, my powinniśmy robić…

Zresztą, my tak naprawdę dobrze wiemy, co mamy robić i jak odpowiadać na Jezusowe zaproszenia…

6 komentarzy

  • Dobra wola sprzyja łasce. Nikt nie jest wykluczony póki żyje.
    Czy aby
    „…… ludzi dobrej woli jest więcej
    i mocno wierzę w to,
    że ten świat
    nie zginie nigdy dzięki nim.
    Nie! Nie! Nie!” ?

  • Dziękuję za modlitwę i zapewniam o niej każdego dnia, w różnej formie. Niech Bóg błogosławi i prowadzi przez całe życie.

  • Dziś w kaplicy adoracji po Eucharystii rozważałam niedzielną Ewangelię o Zacheuszu, jako pracę domową z Seminarium. Warunki ( obecność Jezusa i cisza) również czas miałam odpowiedni ( rano- wyspana i dotleniona porannym powietrzem)
    Moje spostrzeżenia; 1/ Zacheusz bardzo pragnął zobaczyć Jezusa
    2/ Swoje pragnienie zrealizował wykazując się pomysłem unikalnym, który okazał się również skutecznym.
    3/ Jezus wynagrodził jego pragnienie, bo został dostrzeżony a ponad to Jezus wyraził chęć nawiedzenia domu Zacheusza.
    4/ Zacheusza spotkał zaszczyt i ogarnęła go radość goszczenia Jezusa.
    5/ Bez zbędnych ceregieli, nie bacząc o czym szemrali uczestnicy wydarzenia, odważnie wyznał Jezusowi, że połowę majątku daje ( nie że będzie dawał) ubogim a jeśli kogoś skrzywdził zwraca poczwórnie. Taka postawa rokuje dobrze na dalsze życie Zacheusza wg nauki Jezusa.
    Nauka dla mnie: Nieustannie pragnąć i szukać Jezusa na wszelkie możliwe, dostępne sposoby. Być gotową na przyjęcie Pana w każdej sytuacji; w Eucharystii, adoracji, modlitwie, w drugim człowieku i na niespodziewaną wizytę w domu. Pan Jezus, realizuje, spełnia, zaspakaja również dziś moje pragnienia i moje potrzeby.

    • Bardzo dziękuję za tę konkretną i czytelną refleksję. Z pewnością, jest wynikiem głębokiej osobistej więzi z Jezusem…
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.