Nieodwołalne wezwania Boże

N

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Karol Orłowski, nasz poprzedni Gospodarz w Szklarskiej Porębie. Dziękując za wielką życzliwość i naszą wieloletnią przyjaźń, życzę ciągłego doświadczania Bożej łaskawości we wszystkich okolicznościach życia! I zapewniam o mojej modlitwie!

Dzisiejszy dzień to również imieniny Jana Pawła II. Może warto zaprosić Go dzisiaj do naszych serc i domów – choćby przez przywołanie Jego nauczania, albo szczególną modlitwę przez Jego wstawiennictwo?…

Moi Drodzy, pamiętajcie o Zmarłych – odwiedzajcie cmentarze, zyskujcie dla Nich odpusty. Ci nasi bliscy naprawdę bardzo na nas liczą…

Błogosławionego dnia!

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek 31 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Karola Boromeusza, Biskupa,

do czytań: Rz 11,29–36; Łk 14,12–14

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:

Bracia: Dary łaski i wezwania Boże są nieodwołalne. Podobnie bowiem jak wy niegdyś byliście nieposłuszni Bogu, teraz zaś z powodu nieposłuszeństwa Żydów dostąpiliście miłosierdzia, tak i oni stali się teraz nieposłuszni z powodu okazanego wam miłosierdzia, aby i sami w czasie obecnym mogli dostąpić miłosierdzia. Albowiem Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu, aby wszystkim okazać swe miłosierdzie.

O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga! Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi! Kto bowiem poznał myśl Pana albo kto był Jego doradcą? Lub kto Go pierwszy obdarował, aby nawzajem otrzymać odpłatę? Albowiem z Niego i przez Niego, i dla Niego jest wszystko. Jemu chwała na wieki. Amen.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus powiedział do przywódcy faryzeuszów, który Go zaprosił:

Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym się tobie odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych”.

Zwróćmy uwagę na pierwsze zdanie dzisiejszego pierwszego czytania. Apostoł stwierdza w nim, iż dary łaski i wezwania Boże są nieodwołalne. To znaczy, że Bóg nie uzależnia tego, co mówi, lub co ludziom daje, od różnych okoliczności, nastrojów lub komentarzy, ale jest stały w swoich postanowieniach, w swoich darach, w swoich działaniach. Jest stały w swojej miłości do człowieka.

I chociaż tak różnie do tej Bożej postawy odnosili się Żydzi, jeszcze inaczej poganie, to jednak Bóg zamierza w pełni zrealizować to, co postanowił. Żydzi wielokrotnie sprzeciwiali się Bogu, a jednak Paweł pośrednio dzisiaj, a bezpośrednio w innych miejscach swoich wypowiedzi przekonuje, że Bóg nie zrezygnował z nich jako swego narodu wybranego i dlatego jest nadzieja, a nawet pewność, że i oni się nawrócą, i uznają w Jezusie oczekiwanego Mesjasza.

Dzisiaj możemy się tych refleksji dopatrzeć przede wszystkim w owym pierwszym zdaniu, przed chwilą przywołanym, ale i w tych słowach: Teraz zaś z powodu nieposłuszeństwa Żydów dostąpiliście miłosierdzia, tak i oni stali się teraz nieposłuszni z powodu okazanego wam miłosierdzia, aby i sami w czasie obecnym mogli dostąpić miłosierdzia.

Żydzi zatem mogą dostąpić miłosierdzia, chociaż stali się nieposłuszni. Oczywiście, trzeba też dobrze zrozumieć słowa: z powodu okazanego wam miłosierdzia, które mogłyby sugerować, że w akcie jakiejś zemsty, czy odegrania się na poganach, albo jakiegoś „obrażenia się” na Pana Boga za to, że dał szansę poganom, Żydzi okazali Mu nieposłuszeństwo. To jednak nie w tym rzecz. Trzeba nam nieco głębiej rozumieć biblijny przekaz.

Bo możemy wyprowadzić z niego błędny wniosek, że oto Bóg zagrał Żydom „na nosie”, okazując łaskę poganom, więc Żydzi się na Niego obrazili i postanowili być nieposłuszni. Nie, to nie tak. Po prostu, Żydzi na innej płaszczyźnie układają swoją relację z Bogiem, a poganie na innej. Jedni i drudzy są zaproszeni do zbawienia, jedni i drudzy mają szansę, Bóg ani z jednych, ani z drugich nie rezygnuje. Nie odwołuje swego zaproszenia, nie odbiera nikomu swojej łaski. Tak naprawdę, wszystko zależy od samych ludzi – czy to Żydów, czy pogan.

Żeby to, moi Drodzy, zobrazować, spróbujmy całą sprawę zobaczyć na przykładzie powołań kapłańskich i zakonnych. Otóż, dużo mówimy o ich spadku w ostatnim czasie. Ale – tak naprawdę – jest to spadek czego? Czyżby to Bóg mniej ostatnio powoływał? Czyli Bóg zmienił swoje podejście do całej sprawy i z jakiegoś powodu w ostatnich latach mniej osób wzywa do swojej służby, tak?

Nie, no właśnie, nie! Przypomnijmy, że dary łaski i wezwania Boże są nieodwołalne. Bóg jak zawsze wzywał, tak i dzisiaj wzywa – i zaprasza do współpracy. Jak mówił do człowieka, tak i dzisiaj mówi. Ale to człowiek Go nie słyszy! To człowiek – żeby użyć stwierdzeń z dzisiejszego czytania – jest nieposłuszny Bożym wezwaniom. Albo przynajmniej – mniej na nie wyczulony. Mniej wrażliwy na głos Boga, który niezmiennie mówi do człowieka.

Czyż nie takiej właśnie wrażliwości i wyczucia Jezus uczy nas dzisiaj w Ewangelii? Owszem, w pierwszym spojrzeniu na całą sprawę rzecz dotyczy uczty i tego, kogo na nią zapraszać. Ale my przecież dobrze rozumiemy, że uczta jest tu tylko pretekstem: Jezus wykorzystał swoje uczestnictwo w uczcie, aby nawet z tego wydarzenia wyprowadzić jakąś naukę. Rzecz jednak dotyczy spraw o wiele głębszych, niż lista gości na uczcie.

Chodzi o dostrzeżenie wartości każdego człowieka – jako człowieka. Jako dziecka Bożego, obdarzonego ludzką godnością, umiłowanego przez Boga – nie z powodu tego, co ma, ale dlatego, że jest. Najbardziej potoczny i powszechny sposób patrzenia na ludzi to – niestety – właśnie ten, określony przez ich stan posiadania czy znaczenia w społeczeństwie. Tak było za czasów Jezusa, tak jest i dzisiaj.

Tymczasem Jezus, mówiąc: Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym się tobie odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwychwyraźnie wskazuje, od kogo będzie ta odpłata. Albo też – mówiąc obrazowo – kto pokryje rachunek za ucztę całej tej biedoty. Kto? Dobrze wiemy. Właśnie Ten, który się o nich w tym momencie upomina. To tak, jakby właśnie powiedział do gospodarza: „Zaproś ich wszystkich na mój rachunek!”

Tak właśnie Bóg kocha człowieka. I jest w tej miłości niezmienny.

Odkrył tę prawdę w swoim życiu – i innym pomagał odkrywać – Patron dnia dzisiejszego, Święty Karol Boromeusz, Biskup.

Urodził się on we Włoszech, na zamku Arona, w dniu 3 października 1538 roku, jako syn arystokratycznego rodu. Jego ojciec wyróżniał się prawością charakteru, głęboką religijnością i miłosierdziem dla ubogich, stając się w ten sposób dla Karola – nawet wówczas, gdy był on już Kardynałem – ideałem życia chrześcijańskiego.

Już w młodym wieku Karol posiadał wielki majątek. Kiedy miał zaledwie siedem lat, miejscowy biskup dał mu suknię klerycką, przeznaczając go w ten sposób do stanu duchownego. Takie były ówczesne zwyczaje. Dwa lata później zmarła Karolowi matka. Dla zapewnienia mu odpowiednich warunków, gdy miał lat dwanaście mianowano go opatem w rodzinnej miejscowości. Nie przyjął jednak tego daru z entuzjazmem, natomiast wymógł na ojcu, żeby dochody z opactwa przeznaczano na rzecz ubogich.

Pierwsze nauki pobierał Karol na zamku rodzinnym w Arona. Po ukończeniu studiów w domu, wyjechał zaraz na uniwersytet do Pavii, gdzie odbył studia z prawa kościelnego i cywilnego, zakończone w 1559 roku podwójnym doktoratem. W tym samym roku jego wuj został wybrany na Papieża, przyjmując imię: Pius IV. Za jego przyczyną Karol trafił do Rzymu, gdzie w dwudziestym trzecim roku życia, został mianowany Kardynałem i arcybiskupem Mediolanu, mimo że Święcenia kapłańskie i biskupie przyjął dopiero dwa lata później, w roku 1563.

W latach następnych Papież mianował siostrzeńca Kardynałem – protektorem Portugalii, Niderlandów, a więc Belgii i Holandii, oraz katolików szwajcarskich, ponadto opiekunem wielu zakonów i Archiprezbiterem Bazyliki Matki Bożej Większej w Rzymie. Urzędy te i tytuły dawały Karolowi rocznie ogromny dochód. Oczywiście, nie da się ukryć, iż było to jawne nadużycie, jakie wkradło się do Kościoła w owym czasie. Jednak Pius IV był znany ze swej słabości do nepotyzmu.

Karol jednak bardzo poważnie traktował powierzone sobie obowiązki, a sumy, jakie przynosiły mu skumulowane godności i urzędy, przeznaczał hojnie na cele dobroczynne i kościelne. Sam żył ubogo, jak mnich. Wkrótce stał się pierwszą po Papieżu osobą w Kurii Rzymskiej. Praktycznie nic nie mogło się bez niego dziać. Papież ślepo mu ufał. Nazywano go nawet „okiem Papieża”. Dzięki temu udało się mu uporządkować wiele spraw, usunąć wiele nadużyć, nie miał bowiem żadnego względu na urodzenie, ale na charakter i przydatność kandydata do godności kościelnych. Dlatego stanowczo usuwał ludzi niegodnych i karierowiczów.

Takie postępowanie zjednało mu – co oczywiste – licznych i nieprzejednanych wrogów. Dlatego zaraz po wyborze nowego Papieża, Świętego Piusa V – co dokonało się w roku 1567 – musiał opuścić Rzym. Bardzo się z tego ucieszył, gdyż mógł zająć się teraz bezpośrednio archidiecezją mediolańską. Stał się faktycznym pasterzem swojej owczarni.

Z całą wrodzoną sobie energią zabrał się do pracy. W 1564 roku otworzył wyższe seminarium duchowne. W kilku innych miastach założył seminaria niższe, by dla seminarium w Mediolanie dostarczyć kandydatów już odpowiednio przygotowanych. Przeprowadził też w swojej diecezji dokładną i wnikliwą wizytację kanoniczną, by zorientować się w sytuacji. Popierał zakony i szedł im z wydatną pomocą.

Dla ludzi świeckich zakładał bractwa – szczególnie popierał Bractwo Nauki Chrześcijańskiej, mające za cel katechizację dzieci. Dla przeprowadzenia koniecznych reform i uchwał Soboru Trydenckiego, zwołał aż trzynaście synodów diecezjalnych i pięć prowincjonalnych.

Dla umożliwienia ubogiej młodzieży studiowania na wyższych uczelniach, założył przy uniwersytecie w Pavii osobne kolegium. W Mediolanie założył szkołę wyższą filozofii i teologii, której prowadzenie powierzył jezuitom. Teatynom natomiast powierzył prowadzenie szkoły i kolegium w Mediolanie dla młodzieży szlacheckiej. Był fundatorem sierocińców oraz przytułków: dla bezdomnych, dla upadłych dziewcząt i kobiet.

Kiedy za jego pasterzowania wybuchła w Mediolanie kilka razy epidemia, Kardynał Karol nakazał otworzyć wszystkie spichrze i rozdać żywność ubogim. Skierował także specjalne zachęty do duchowieństwa, aby szczególną troską otoczyło zarażonych oraz ich rodziny. Podczas zarazy w 1576 roku niósł pomoc chorym, organizując posiłek dla siedemdziesięciu tysięcy osób dziennie. Ponadto, zaopatrywał umierających, oddając cierpiącym dosłownie wszystko. Oddał im nawet własne łóżko!

W czasie zarazy ospy, która pochłonęła ponad osiemnaście tysięcy ofiar, zarządził procesję pokutną, w czasie której sam szedł boso ulicami Mediolanu.

Warto tu jeszcze dodać, że ulubioną rozrywką Karola w młodości było polowanie i szachy. Był estetą, znał się na sztuce, pięknie grał na wiolonczeli. Z tych rozrywek zrezygnował jednak dla Bożej sprawy, oddany bez reszty zbawieniu powierzonych sobie dusz. Wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Męki Pańskiej. Dlatego nie rozstawał się z krzyżem. Tkliwą miłością darzył też sanktuaria maryjne.

Największą zasługą Karola był jednak doprowadzenie do końca Soboru Trydenckiego. Sobór ten bowiem, rozpoczęty z wieloma nadziejami, z powodu złej organizacji wlókł się zbyt długo, bo aż osiemnaście lat: od roku 1545 do 1563. I dopiero dzięki interwencji naszego dzisiejszego Patrona, udało się dokończyć obrady. Na Soborze tym dyskutowano o wszystkich prawdach wiary, atakowanych przez protestantów – i gruntownie je wyjaśniono.

W dziedzinie dyscypliny kościelnej wprowadzono dekrety: nakazujące biskupom i duszpasterzom rezydować stale w diecezjach i parafiach, wprowadzono stałe wizytacje kanoniczne, regularny obowiązek zwoływania synodów, zakazano kumulacji urzędów i godności kościelnych, nakazano zakładanie seminariów duchownych – wyższych i niższych; wprowadzono do pism katolickich cenzurę kościelną, jak też indeks książek zakazanych, wreszcie wprowadzono regularną katechizację.

Większość z tych uchwał wprowadzono z inicjatywy Kardynała Karola Boromeusza. On też był inicjatorem utworzenia osobnej kongregacji Kardynałów, która miała za cel przypilnowanie, by uchwały Soboru były wszędzie zastosowane.

Zmarł w Mediolanie, w nocy z 3 na 4 listopada 1584 roku, wskutek febry. Pozostawił po sobie znaczny dorobek pisarski. Kanonizował go Papież Paweł V, w roku 1610. Relikwie Świętego spoczywają w krypcie katedry mediolańskiej.

A oto mała „próbka” jego duchowości, którą wyczytamy z  jego własnych słów, wygłoszonych w czasie jednego z synodów. Mówił wówczas tak: „Wszyscy wprawdzie, przyznaję, jesteśmy słabi, ale Pan Bóg udzielił nam środków, z których jeśli tylko zechcemy, możemy łatwo skorzystać. Spójrzmy więc na kapłana, który wie, że wymaga się od niego świętości życia, wstrzemięźliwości i anielskich obyczajów w postępowaniu. Chciałby tego wszystkiego, ale nie myśli o zastosowaniu prowadzących ku temu środków: postu, modlitwy, unikania złych i szkodliwych rozmów oraz niebezpiecznych poufałości.

Kto inny narzeka, że gdy przychodzi, aby się modlić czy też sprawować ofiarę Mszy Świętej, od razu cisną się mu na myśl tysiące spraw, które odrywają go od Boga. Ale zanim udał się do chóru, zanim rozpoczął Mszę Świętą, cóż czynił w zakrystii, jak się przygotował, jakie zastosował środki do zachowania skupienia?

Chcesz, abym cię pouczył, w jaki sposób możesz skutecznie postępować w cnocie; w jaki sposób, jeśli byłeś skupiony w chórze, następnym razem możesz być jeszcze bardziej uważny, a twoja modlitwa jeszcze milsza Bogu? Posłuchaj, co powiem. Jeśli płomień Bożej miłości zapalił się już w tobie, nie odsłaniaj go pochopnie, nie chciej wystawiać go na wiatr. Pilnuj ognia, aby nie zagasł i nie utracił swego ciepła. Oznacza to: uciekaj, jak dalece możesz, przed rozproszeniami, trwaj w skupieniu przed Bogiem, unikaj próżnych rozmów.

Polecono ci głosić i nauczać? Ucz się i przykładaj do tego, co niezbędne do sprawowania tego urzędu! Staraj się przede wszystkim, abyś przepowiadał życiem i obyczajami, aby inni nie szydzili z twych słów i nie potrząsali głowami, widząc, że co innego głosisz, co innego zaś czynisz.

Jesteś duszpasterzem? Nie chciej z tego powodu zaniedbywać siebie samego i nie udzielaj się tak bardzo wokoło, aby dla ciebie już nic nie zostało. Masz bowiem pamiętać o duszach, którym przewodzisz, ale nie tak, abyś zapomniał o swojej własnej.

Pamiętajcie, bracia, że nic nie jest tak potrzebne ludziom Kościoła, jak modlitwa myślna. Ona to poprzedza wszystkie nasze czynności, towarzyszy im i po nich następuje. […] Jeśli udzielasz Sakramentów – myśl, bracie, o tym, co czynisz. Jeśli odprawiasz Mszę Świętą, zastanów się, co ofiarujesz. Śpiewasz w chórze? Pomyśl, z kim rozmawiasz i o czym mówisz. Jeśli jesteś kierownikiem dusz, pamiętaj, czyją krwią zostały oczyszczone, […].

W taki sposób potrafimy łatwo przezwyciężyć niezliczone przeszkody, których doświadczamy każdego dnia […] i otrzymamy moc rodzenia Chrystusa w nas samych oraz w innych.” Tyle ze słów naszego Patrona.

Wpatrując się w przykład jego świętości i słuchając jego słów, ale też słuchając Bożego słowa dzisiejszej liturgii, zastanówmy się, czy w swoich dobrych postanowieniach, podejmowanych przed Bogiem, i w ogóle w swoich postawach, staramy się być również stali i niezmienni – jak stały i niezmienny jest Bóg? Czy – biorąc przykład z Patrona dnia dzisiejszego – naprawdę staramy się być konsekwentni w swoich wyborach, zachowaniach i słowach, czy też wszystko zależy u nas od okoliczności i nastroju?

Czy możemy powiedzieć, że nasze dobre postanowienia i dary, jakie z serca składamy Bogu, są nieodwołalne?…

2 komentarze

    • Wspaniały list! Jego punktem kulminacyjnym i najważniejszym są – jak sie wydaje – te słowa:
      „W obliczu wymogu autentycznego kultu i adoracji Jedynego Prawdziwego Boga, Trójcy Przenajświętszej i Chrystusa, naszego Zbawiciela, w cnocie moich święceń biskupa katolickiego i następcy Apostołów oraz w prawdziwej wierności i miłości wobec Biskupa Rzymu, Następcy świętego Piotra oraz wobec jego zadania przewodniczenia „Katedrze Prawdy” (cathedra veritatis), potępiam kult pogańskiego symbolu Pachamamy w Ogrodach Watykańskich, w Bazylice św. Piotra i w rzymskim kościele Santa Maria in Traspontina.”
      Bogu niech będą dzięki za odwagę tego prawdziwie katolickiego Biskupa! Zresztą, była o nim mowa we wczorajszym programie Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać”. Zwrócono tam uwagę, że jakkolwiek jest to Biskup niemiecki, to jednak – jak wynika z podpisu – jest to Biskup pomocniczy Astany. Ale to w niczym nie zmienia faktu, że taki list się pojawił.
      A wczorajszy program był naprawdę bardzo mocny. Dobrze, że tak wyraźnie padły tam słowa prawdy.
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.