My chcemy króla!

M

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Ksiądz Piotr Wojdat, mój Kolega z roku Święceń. Dziękując za wieloletnią znajomość i doceniając wielorakie dobro, jakiego sam ze strony Jubilata doznałem, życzę Bożych świateł i natchnień na każdy dzień. Życzę też tak bardzo potrzebnego zdrowia… I zapewniam o modlitwie.

Moi Drodzy, pozdrawiam z mojego Domu rodzinnego!

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Piątek 1 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Antoniego, Opata,

do czytań: 1 Sm 8,4–7.10–22a; Mk 2,1–12

CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI SAMUELA:

Zebrała się cała starszyzna Izraela i udała się do Samuela do Rama. Odezwali się do niego: „Oto ty się zestarzałeś, a synowie twoi nie postępują twoimi drogami; ustanów raczej nad nami króla, aby nami rządził, tak jak to jest u innych narodów”.

Nie podobało się Samuelowi to, że mówili: „Daj nam króla, aby nami rządził”. Modlił się więc Samuel do Pana. A Pan rzekł do Samuela: „Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówi do ciebie, bo nie ciebie odrzucają, lecz Mnie nie chcą mieć za króla, który by nad nimi panował”.

I powtórzył wszystkie te słowa Pana Samuel ludowi, który od niego zażądał króla. Mówił: „Oto jest prawo króla mającego nad wami panować: Synów waszych będzie on brał do swego rydwanu i swych koni, aby biegali przed jego rydwanem. I uczyni ich tysiącznikami, pięćdziesiątnikami, robotnikami na swojej roli i żniwiarzami. Przygotowywać też będą broń wojenną i zaprzęgi do rydwanów. Córki wasze zabierze do przyrządzania wonności oraz na kucharki i piekarki. Zabierze również najlepsze wasze ziemie uprawne, winnice i sady oliwkowe, a podaruje je swoim sługom. Zasiewy wasze i winobranie obciąży dziesięciną i odda ją swoim dworzanom i sługom. Weźmie wam również waszych niewolników, niewolnice, wasze woły najlepsze i wasze osły i zatrudni pracą dla siebie. Nałoży dziesięcinę na trzodę waszą, wy zaś będziecie jego sługami. Będziecie sami narzekali na króla, którego sobie wybierzecie, ale Pan was wtedy nie wysłucha”.

Odrzucił lud radę Samuela i wołał: „Nie, lecz król będzie nad nami, abyśmy byli jak inne narody, aby nas sądził nasz król, aby nam przewodził i prowadził nasze wojny!”

Samuel wysłuchał wszystkich słów ludu i powtórzył je Panu. A Pan rzekł do Samuela: „Wysłuchaj ich żądania i ustanów im króla”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Gdy Jezus po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę.

Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łożę, na których leżał paralityk. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: „Synu, odpuszczają cię się twoje grzechy”.

A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w duszy: „Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie Bóg sam jeden?”

Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: „Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej powiedzieć do paralityka: «Odpuszczają ci się twoje grzechy», czy też powiedzieć: «Wstań, weź swoje nosze i chodź»? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów – rzekł do paralityka: „Mówię ci: «Wstań, weź swoje nosze i idź do swego domu!»”

On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga, mówiąc: „Jeszcze nie widzieliśmy czegoś podobnego”.

Trzeba przyznać, że ta prośba, z jaką dziś przedstawiciele narodu wybranego zwrócili się do Samuela, była dość specyficzna i bezprecedensowa: oto naród zażyczył sobie króla. W sumie – można zapytać – cóż w tym dziwnego? Przecież nie od dzisiaj wiadomo, że lepiej mieć króla, czy w ogóle kogoś, kto rządzi, kto będzie jakoś organizował porządek życia w danej społeczności, aniżeli pozwolić na totalny chaos! Cóż więc złego – lub dziwnego – w tym, że naród chce króla?

A to właśnie, że naród tak naprawdę już miał króla… I to bardzo wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju: samego Boga! Bóg sam opiekował się swoim ludem, czuwał nad nim, dbał o niego, gdy tymczasem okazało się, że naród – tak, jak inne ludy i narody okoliczne – chce mieć swego ziemskiego władcę.

Prorok Samuel wyczuł, że – mówiąc kolokwialnie – coś tu nie gra… Jak słyszymy, nie podobało się Samuelowi to, że mówili: „Daj nam króla, aby nami rządził”. Modlił się więc Samuel do Pana.

I tu – zaskoczenie! Okazało się bowiem, że Pan wcale nie zabronił tego, ani się też o to nie pogniewał. Jedynie rzekł do Samuela: „Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówi do ciebie, bo nie ciebie odrzucają, lecz Mnie nie chcą mieć za króla, który by nad nimi panował”. Ale jednocześnie ostrzegł, że ta zamiana – Boga na króla ziemskiego – wcale nie musi oznaczać słodkiej i beztroskiej rzeczywistości. Wprost przeciwnie! Prorok dzisiaj wyraźnie zapowiada, że będzie to prawo bardzo ostre i surowe, a niekiedy wręcz okrutne!

Na nic się to wszystko zdało. Jak słyszeliśmy, odrzucił lud radę Samuela i wołał: „Nie, lecz król będzie nad nami, abyśmy byli jak inne narody, aby nas sądził nasz król, aby nam przewodził i prowadził nasze wojny!”

Niestety, wiemy z historii, że te przewidywania i zapowiedzi Boga, wypowiedziane przez Proroka, niejednokrotnie się sprawdziły. I nie dlatego, że to Bóg był złośliwy i chciał się zemścić na tych, którzy zamiast Niego, zażyczyli sobie innego króla – nie. Sprawdziły się, bo na królewskim tronie zasiadali bardzo różni ludzie – także, niestety, tacy, którzy nie dorastali do tego zaszczytnego stanowiska.

Bo ludzie – jak to ludzie – są i wielcy, i mali; i szlachetni, i podli; i mądrzy, i totalnie głupi. Jak to ludzie… Dlaczegóż by więc na tronie, na przestrzeni wieków, nie mieli zasiadać i tacy, i tacy? Gdyby zatem naród pozostał wierny temu jednemu i jedynemu, niezawodnemu Królowi, uniknąłby wielu rozczarowań. Ale lud chciał sobie dogodzić, ustawić sobie życie po swojemu. Dlatego nieraz zapłakał nad tym swoim wyborem.

Bóg bowiem – jeszcze raz to podkreślmy – nie obraził się ani nie odrzucił ziemskich królów. Nawet współpracował z tymi, którzy byli posłuszni Jego woli, błogosławił i wspierał. Cóż jednak, kiedy – w niektórych przypadkach – naprawdę nie miał z kim współpracować?… Albo musiał stosować bardzo surowe kroki, by wprost zaradzić złu!

Oto Ewangelia dzisiejsza przedstawia nam dwie, skrajnie przeciwstawne sobie ludzkie postawy, dwa różne odniesienie ludzi do Boga. Jedni nie zawahali się gramolić z chorym, niesionym na noszach, na dach, aby stamtąd jakoś dostać się z nim do samego Jezusa, by w ten sposób doświadczyć Bożej mocy i pomocy. Inni znowu – uczeni w Piśmie – byli przy Nim cały czas, a w rzeczywistości byli jakby na zupełnie odległej planecie!

Ci pierwsi doczekali się Bożej interwencji – ich chory odzyskał zdrowie, a nawet nie tylko zdrowie, bo odzyskał też czystość duszy. A na tych drugich – nie zrobiło to szczególnego wrażenia. A już na pewno – nie było to wrażenie pozytywne.

Jezus jednak i tym razem się nie obraził, nie potępił opornych, ale dokonując konkretnego uzdrowienia fizycznego, widzialnego na zewnątrz, udowodnił, że jest też w stanie dokonać uzdrowienia wewnętrznego, duchowego – uwolnienia z grzechów.

Czy w ten sposób przekonał uczonych w Piśmie? Trudno powiedzieć. Niewiele na to wskazuje. Zebrani tam tłumnie ludzie – tak zwani „zwykli” ludzie – docenili to, a wręcz nie ukrywali zachwytu. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga, mówiąc: „Jeszcze nie widzieliśmy czegoś podobnego”. Ale uczeni w Piśmie – chyba aż tak się nie zachwycali… O ile w ogóle, jakkolwiek, docenili to, czego Jezus dokonał.

Moi Drodzy, jakich argumentów ma użyć Bóg, jakich dowodów swojej miłości, jakie znaki ukazać, aby przekonać ludzi, że to On – i tylko On – jest w stanie poprowadzić człowieka dobrą drogą?… Jak przekonać dzisiejszego człowieka, że z Bogiem naprawdę jest lepiej, a bez Boga – „ani do proga”? Jakie wydarzenia z tej wielkiej, światowej i narodowej – albo tej prywatnej, osobistej historii – mogą człowieka przekonać, że nie ma sensu szukać kandydatów do zajęcia miejsca na Bożym tronie? Czy nie lepiej, żeby to miejsce zajmował jednak Bóg?…

I zanim zawalczę o to, aby tak stało się w skali całego świata, albo szeroko rozumianego mojego otoczenia – czyż nie warto dopilnować, aby Boże królowanie w moim życiu przebiegało już bez żadnych zakłóceń? Nawet najmniejszych?

Bardzo ciekawie dążył do usunięcia owych możliwych przeszkód na drodze do pełnej doskonałości – Patron dnia dzisiejszego, Święty Antoni, Opat.

Urodził się w Środkowym Egipcie w 251 roku. Miał zamożnych i religijnych rodziców, których jednak wcześnie stracił – kiedy miał lat dwadzieścia. Po ich śmierci, kierując się wskazaniem Ewangelii, sprzedał ojcowiznę, a pieniądze rozdał ubogim. Młodszą siostrę oddał pod opiekę szlachetnym paniom, zabezpieczając jej byt materialny. Sam zaś udał się na pustynię w pobliżu rodzinnego miasta. Tam oddał się pracy fizycznej, modlitwie i uczynkom pokutnym. Podjął życie pełne umartwienia i milczenia.

Nagła zmiana trybu życia kosztowała go wiele wyrzeczeń, a nawet trudu. Musiał znosić jawne ataki ze strony szatana, który go nękał, pokazując mu się w różnych postaciach. Doznawał wtedy umacniających go wizji nadprzyrodzonych.

Początkowo Antoni mieszkał w grocie. Około 275 roku przeniósł się jednak na Pustynię Libijską. Dziesięć lat później osiadł w ruinach opuszczonej fortecy Pispir na prawym brzegu Nilu. Miał dar widzenia rzeczy przyszłych. Słynął ze świętości i mądrości.

Jego postawa znalazła wielu naśladowców. Sława i cuda sprawiły, że zaczęli ściągać uczniowie, pragnący poddać się jego duchowemu kierownictwu. Początkowo nie zgadzał się na to, jednak po wielu sprzeciwach zdecydował się ich przyjąć i odtąd oaza Farium na pustyni zaczęła zapełniać się rozrzuconymi wokół celami eremitów. Niektórzy uważają, że mogło ich być około sześciu tysięcy.

W 311 roku Antoni gościł w Aleksandrii, wspierając duchowo chrześcijan, prześladowanych przez cesarza Maksymiana. Tam również z wielkim zaangażowaniem bronił czystości wiary w obliczu tego, że w roku 318 wystąpił – tam właśnie – z błędną nauką kapłan Ariusz, znajdując dla swych teorii wielu zwolenników. Jednym z nich był nawet cesarz. I to w odpowiedzi na te błędy, Antoni podjął żarliwą obronę czystości wiary wśród swoich uczniów.

Cieszył się przy tym wielkim poważaniem. Korespondował – między innymi – z cesarzem Konstantynem Wielkim i jego synami. Zachowane listy Antoniego do mnichów zawierają głównie jego nauki moralne: szczególny nacisk kładzie on w nich na poszukiwanie indywidualnej drogi do doskonałości, wsparte lekturą Pisma Świętego. Według podania, Święty Antoni zmarł 17 stycznia 356 roku, w wieku stu sześciu lat. Jego życie było przykładem dla wielu nie tylko w Egipcie, ale i w innych stronach chrześcijańskiego świata, a jego kult rychło rozprzestrzenił się na całym Wschodzie i w całym Kościele.

Żywocie Świętego Antoniego”, napisanym przez Świętego Atanazego, biskupa, czytamy między innymi takie słowa: „Po śmierci rodziców Antoni pozostał sam wraz ze swoją młodszą siostrą. Mając wtedy osiemnaście czy dwadzieścia lat, zajmował się domem i opiekował siostrą. Gdy nie minęło jeszcze sześć miesięcy od śmierci rodziców, szedł zgodnie ze zwyczajem do kościoła, zatopiony w rozmyślaniu. Rozważał, dlaczego Apostołowie, opuściwszy wszystko, poszli za Zbawicielem oraz kim byli ci ludzie, którzy – jak podają Dzieje Apostolskie – sprzedawali swe dobra i składali u stóp Apostołów pieniądze, aby oni rozdawali je potrzebującym.

Zastanawiał się także, jakiego rodzaju i jak wielka nagroda została wyznaczona im w niebie. Tak rozmyślając przybył do świątyni, gdy właśnie odczytywano Ewangelię. Usłyszał słowa, które Pan powiedział do bogatego młodzieńca: Jeśli chcesz być doskonałym, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, potem przyjdź i pójdź za Mną, a będziesz miał skarb w niebie. Antoniemu zdawało się, jak gdyby sam Bóg przemówił do niego słowami Ewangelii, jakby czytanie to przeznaczone było dla niego. Wyszedł natychmiast z kościoła i rozdał mieszkańcom wioski odziedziczoną po rodzicach ziemię, aby odtąd nie była dla niego i jego siostry ciężarem. Sprzedał także wszelkie inne dobra, a pieniądze rozdał ubogim. Tylko niewielką ich część zachował ze względu na siostrę.

Przyszedłszy znowu do kościoła, usłyszał słowa Pana z Ewangelii: Nie troszczcie się o jutro. Nie mogąc ich słuchać obojętnie, natychmiast wyszedł i pozostałą część rozdał ubogim. Siostrę oddał na wychowanie i naukę znanym z prawości dziewicom. Sam zaś poświęcił się praktykowaniu życia ascetycznego, mieszkając w pobliżu swego domu.

W ciągłym czuwaniu nad sobą prowadził życie pełne wyrzeczeń. Pracował własnymi rękoma, ponieważ usłyszał: Kto nie chce pracować, niech też nie je. Otrzymaną w ten sposób zapłatę przeznaczał na swoje utrzymanie i na potrzebujących. Modlił się nieustannie, albowiem dowiedział się, że „zawsze należy się modlić”. Czytał tak uważnie, że nic nie uchodziło jego uwagi, ale przeciwnie, zapamiętywał wszystko. Z czasem pamięć mogła zastąpić mu księgi. Wszyscy mieszkańcy wioski oraz pobożni ludzie, z którymi często się spotykał, widząc jego sposób życia, nazywali go przyjacielem Boga – jedni miłowali go jak syna, inni jak brata.”

Tyle z „Żywota” Świętego Antoniego, Opata. Wpatrzeni w jego piękną postawę, a jednocześnie wsłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zapytajmy, jak wytrwale i na ile konsekwentnie usuwamy przeszkody, które w naszym życiu mogłyby utrudniać lub uniemożliwiać Boże królowanie w całej pełni?…

4 komentarze

  • Żyjemy po Objawieniu Jezusa i wszystko mamy zapisane i wyjaśnione, dlaczego więc jest nam, ogólnie mówiąc, trudno iść tą wskazaną drogą, żyć w prawdzie i prawdziwie, żyć z Jezusem i w Jezusie….
    ” Odpowiedział mu Jezus: «Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.” J 14,6

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.