Marność – ale przeżywana z Jezusem…

M

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa mój Szwagier, Kamil Niedźwiedzki, i Jego Syn, Tomasz. Ot, co… Podwójne święto w Rodzinie! Życzę obu Jubilatom – Dużemu i Małemu – żeby zawsze byli wielkimi Przyjaciółmi Jezusa!

Urodziny przeżywa dziś także Dawid Wawrzyniak – Lektor z Miastkowa, za moich czasów: Wiceprezes Służby liturgicznej. Życzę Mu, aby zawsze i we wszystkim – chciał zobaczyć Jezusa! Więcej o tym w rozważaniu.

Jubilatów ogarniam moją modlitwą!

Moi Drodzy, już dzisiaj zapraszam do wysłuchania jutrzejszej audycji w Katolickim Radiu Podlasie, w ramach cyklu: „Drogami młodości” – kolejnej naszej rozmowy, tym razem o Spowiedzi.

I z radością zapowiadam na jutro – słówko z Syberii. Żebyśmy po ostatnim, tak obfitym w syberyjskie słówka tygodniu, nie wybili się z rytmu!

Póki co, zapraszam do rozważenia dzisiejszego słowa Bożego i odpowiedzenia sobie na pytanie: Co Jezus przez nie konkretnie do mnie dziś powiedział?

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek 25 Tygodnia zwykłego, rok II,

24 września 2020.,

do czytań: Koh 1,2–11; Łk 9,7–9

CZYTANIE Z KSIĘGI KOHELETA:

Marność nad marnościami – powiada Kohelet – marność nad marnościami, wszystko marność. Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu, jaki zadaje sobie pod słońcem? Pokolenie przychodzi i odchodzi, a ziemia trwa po wszystkie czasy. Słońce wschodzi i zachodzi i na miejsce swoje spieszy z powrotem, i znowu tam wschodzi. Ku południowi ciągnąc i ku północy wracając, kolistą drogą wieje wiatr i znowu wraca na drogę swojego krążenia.

Wszystkie rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do którego rzeki płyną, zdążają one bezustannie.

Mówienie jest wysiłkiem: nie zdoła człowiek wyrazić wszystkiego słowami. Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem.

To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem. Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: „Patrz, to coś nowego”, to już to było w czasach, które były przed nami. Nie ma pamięci po tych, co dawniej żyli, ani po tych, co będą kiedyś żyli, nie będzie wspomnienia o tych, co będą potem.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Tetrarcha Herod usłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych; inni, że Eliasz się zjawił; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał.

Lecz Herod mówił: „Ja kazałem ściąć Jana. Któż więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?” I chciał Go zobaczyć.

Pierwsze skojarzenie, jakie zapewne nasuwa się nam po usłyszeniu czytania z Księgi Koheleta, to – z jednej strony – przygnębiające odczucie pesymizmu, a z drugiej: obraz jakieś nużącej monotonii, wszechogarniającej wszystkich i wszystko.

Słowo „marność”, występujące w całej Księdze ponad sześćdziesiąt razy, a w samym pierwszym zdaniu aż pięć razy – jak inaczej możemy interpretować, aniżeli właśnie jako określenie czegoś marnego, doczesnego, nic nie znaczącego; czegoś drętwego i przestarzałego, czegoś ostatecznie smutnego?… Jak inaczej można to interpretować?…

Zresztą, sam Kohelet chyba najbardziej dobitnie tłumaczy to pojęcie w kolejnych zdaniach: Pokolenie przychodzi i odchodzi, a ziemia trwa po wszystkie czasy. Słońce wschodzi i zachodzi i na miejsce swoje spieszy z powrotem, i znowu tam wschodzi. Ku południowi ciągnąc i ku północy wracając, kolistą drogą wieje wiatr i znowu wraca na drogę swojego krążenia. Wszystkie rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do którego rzeki płyną, zdążają one bezustannie.

Gdyby chcieć to obrazowo przedstawić, to pewnie trzeba by się posłużyć przykładem wahadła w jakimś wielkim, starym zegarze, przechylającego się to w jedną, to w drugą stronę… Ot, taka monotonia – „wszystko płynie”, wszystko się toczy swoją koleiną, słońce wschodzi i zachodzi, przychodzi dzień, po niej noc – i tak codziennie… codziennie… codziennie… Cóż w tym niezwykłego, cóż pasjonującego?

Następne zdania również nie niosą przełomu – wszystkie, aż do ostatniego, pobrzmiewają tym samym tonem… Można wręcz zapytać: Po co nam takie przesłanie Bożego słowa? A tak w ogóle – to jakie? Co nam ono niesie? Smutek, przygnębienie, pesymizm? Przecież od dziecka jesteśmy uczeni, że Pismo Święte to jednak Dobra Nowina. A tymczasem – jakaż tu dzisiaj dobra nowina?…

Sięgamy więc do Ewangelii – może tam znajdziemy światło, jakąś pomoc w zrozumieniu Bożego słowa, dzisiaj odczytanego?… Ale tutaj – kolejne zdziwienie. Bo też trudno powiedzieć, co nam ona tak naprawdę mówi…

Oto tetrarcha Herod jest zaniepokojony działalnością Jezusa i zastanawia się, z kim tak naprawdę ma do czynienia? Skoro sam kazał ściąć Jana, to kim jest Człowiek, który dokonuje znaków nawet większych od tych, których dokonywał Jan?… I chciał Go zobaczyć – tak kończy się dzisiejszy fragment ewangeliczny – kończy się, a jakby się nie skończył, bo można tu mówić o swoistym niedopowiedzeniu…

Zresztą, całość tego fragmentu – jakie przesłanie nam niesie? O czym tak naprawdę mówi? O tym, że Herod się pogubił w domysłach? Nie pierwszy raz!

A może właśnie to ostatnie zdanie, stanowiące „zakończenie bez zakończenia”, czyli otwarcie na to, co będzie dalej – chociażby: jaka będzie reakcja Heroda, kiedy rzeczywiście zobaczy Jezusa – właśnie to zdanie jest też kluczem do zrozumienia całego dzisiejszego przesłania? Może właśnie o to chodzi, by człowiek chciał pokonać swoje wątpliwości i przełamać jakieś wewnętrzne opory i zahamowania, ale też: aby nie zatrzymywał całej uwagi na tym, co jest doczesną marnością, co jest monotonią życia, ale za tym wszystkim – przez to wszystko – zobaczył Jezusa? Jego obecność i działanie – nawet pomimo tego, że wydawać by się mogło, że Go tam nie ma i nie działa.

Herod wyczuł w Jezusie kogoś niezwykłego. I my też wyczuwamy, że owa marność nad marnościami, wszystko marnośćto nie jest ostatnie słowo Autora natchnionego. Zresztą, z lektury całości Księgi Koheleta wiemy, że poprzez te trudne doświadczenia, którymi się dziś z nami dzieli, stopniowo jednak dochodził do Boga i do zaufania w Jego moc i pomoc. W dzisiejszym fragmencie jeszcze tego nie wyczuwamy. A jednak taki właśnie fragment otrzymujemy w liturgii – może po to, abyśmy sobie w duchu pomyśleli, że to obraz, przypominający nasze życie… I ta marność, i ta monotonia – przecież to nasza codzienność!

My jednak w tej naszej codzienności szukamy Boga, szukamy dla Niego miejsca w naszej napiętej i zapracowanej rzeczywistości. Bo serce się tego domaga – i rozum się o to dopomina: przecież na marności nie może się wszystko skończyć! Nie w naszym życiu! My ufamy Bogu, więc On nie może nas zawieść. I dlatego – nawet nie rozumiejąc, co i dlaczego się dzieje, chcemy w tym wszystkim zobaczyć Jezusa!

Tak, jak Herod, który zaniepokojony, zadziwiony, może nawet przestraszony tym, że mu „pod nosem” wzrasta jakaś moc i potęga – jednak chciał „tego Kogoś” zobaczyć, tak i my chcemy zobaczyć Jezusa, przebijając się przez mgłę owej codziennej szarzyzny, owej marności, naszego codziennego zapracowania, może i zmęczenia…

Jezus, który jest gdzieś blisko, który tak naprawdę jest z nami – nadaje temu wszystkiemu sens. Tylko – czy ja chcę Go zobaczyć?… Czy chociaż próbuję?… Może jednak nie uwierzyłem tak do końca Autorowi natchnionemu, że marność nad marnościami, wszystko marność?…

Jak staram się tę moją życiową «marność» przeżywać z Jezusem?…

12 komentarzy

  • Niespokojne serce Heroda, z powodu dobrych wieści o Jezusie… wieści o „wszystkich” cudach. Dziwne to…, musiał mieć dobry wywiad, ktoś mu donosił…, a może poruszyło się jego sumienie na myśl domniemanego zmartwychwstania Jana, którego kazał ściąć… „Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu.” stwierdził św. Augustyn. Jakimkolwiek by nie był człowiekiem Herod, zapragnął jednak zobaczyć Jezusa…
    Ja też pragnę widzieć Jezusa, pragnę z Nim rozmawiać, pragnę słuchać Jego słów, pragnę Jego obecności…

  • „Ja też pragnę widzieć Jezusa, pragnę z Nim rozmawiać, pragnę słuchać Jego słów, pragnę Jego obecności…” a inni won. Proszę wybaczyć użycie Pani słów do w tak podłym celu ale czy na pewno …czy jestem podła ?

      • …nie mieszczę się w kanonach przyzwoitości, nie pasuję do żadnej , nawet naciąganej roli przyzwoitej kobiety.Nie dostanę rozgrzeszenia, nie posadzą w pierwszej ławce. Czasem z Bogiem się spotkam, czasem dniami i nocami nie pamiętam. Nie wierzę, że Bóg jest jak go sobie ludzie wymyślą więc nie wierzę ,że mogę zgrzeszyć tak by mi nie wybaczył .Nie wierzę ,że kryterium bycia zbawionym jest wiara. Znajomość z Bogiem. Sakramenty czy pokuty. Wiem ,że jedynym kryterium zbawienia jest miłość i to to z niej , my sami, stojąc w prawdzie, wystawimy sobie wyrok , dokąd pójdziemy. Bóg zrobi coś „czego oko nie widziało i ucho nie słyszało” i nikomu się nie śniło i nie wymyśliło. Nie kwestionuję Kościoła, zasad, praw. Trudno jest kochać nie wiedząc jak a to można wyczytać , usłyszeć w Kościele. Niedawno , przy pracy , śpiewałam sobie różaniec, z dabingiem , rzec by można . Jeden, drugi, czwarty, piaty….i przypomniałam sobie pytanie O. Pio, dlaczego ty nie odmawiasz…policzyli ,że potrafił odmówić 40 różańców dziennie, może i więcej i tak dzień w dzień….wielkie lekarstwo na wszystko. Na każdy ból i na każdy kłopot i na każde przerażenie ale czy ja bym się odważyła powiedzieć ,że jestem blisko Jezusa….Boje się ludzi, którzy mówią ,że są. Wierzę tym ,którzy mi to pokazują , czasem może niego nie wierząc.

        • „Nie wierzę, że Bóg jest jak go sobie ludzie wymyślą”. Bo to jest właśnie najbardziej fascynujące że On JEST. Tajemnicą, Przestrzenią, Energią, której nie możemy pojąć… Ale możemy odczuwać brak, niespełnienie, tęsknotę, czyli nie bycie z Nim w bliskości, które to sami sobie stwarzamy przez swoje słabości. Prawdziwa tęsknota za Jego obecnoscią wyzwala pragnienie spotkania z Nim. A On czeka tuż za rogiem i ma bardzo stęsknione oczy…

        • „Wiem , że jedynym kryterium zbawienia jest miłość i to to z niej , my sami, stojąc w prawdzie, wystawimy sobie wyrok , dokąd pójdziemy.” Masz rację, Miłość jest najważniejsza, tylko chodzi o miłość Bożą i ludzką ukształtowaną na wzór Boży, miłość po krzyż, miłość po grób, miłość o której mówi Apostoł Paweł w 1 Liście do Koryntian 13, 1-13. Można słowa św. Augustyna ” Kochaj i rób co chcesz” rozumieć po Bożemu, ale można tylko po ludzku i wtedy wypaczymy miłość. Każdy te sporawy musi rozstrzygnąć w swoim sercu, w swoim sumieniu, dobrze ukształtowanym i wybrać właściwą dla siebie drogę. Życzę byś odszukała swojej indywidualnej ścieżki z punktu w którym teraz się znajdujesz. Niech Bóg Ojciec w tym Ci dopomoże.

          • Świetna dyskusja! Bardzo budująca i podnosząca na duchu! Dziękuję Wam, Kochani! Kloszardowi także, bo z Jej wypowiedzi wyczytuję jakieś niesamowite pragnienie bliskości Boga. Bardzo dziękuję za te słowa. I w ogóle Wszystkim – za głęboką treść, ale też za bardzo kulturalną formę wymiany zdań.
            xJ

  • Chciałbym podsumowując ten dzień wyrazić OGROMNY szacunek, ale też i uznanie za to jaką tutaj Ksiądz robotę odwalił! Przez 10 lat, prawdopodobnie bez dnia przerwy (na razie jeszcze nie wiem bo dopiero zapoznaję się a wlaściwie chłonę te rozważania:-) To są jak najbardziej trafne oceny z przekładu Biblii do sytuacji w realnym życiu i wskazówki jak przebrnąć po Bożemu swój dzień. Ponadto świetny materiał do przygotowania się do sakramentu spowiedzi. Życzę Księdzu kolejnych 10 (i następnych) lat w prowadzeniu tego Dzieła. Także osobom komentującym dziękuję za odsłanianie swoich słabości, które od razu rozpoznaję w sobie i nad którymi ja także powinienem ostro popracować. Powiem krótko… im bardziej pragnę być blisko Jezusa, wspinać się za Nim po tej Bożej drabince, tym bardziej uświadamiam sobie gdzie tak na prawdę jestem, tzn. właśnie odkryłem że jestem w piwnicy… A Bóg chce bym z każdym tygodniem czynił postępy, MAM BYC LEPSZY. WDRAPAĆ SIĘ Z PIWNICY DO MAŁEGO POKOJU, NASTĘPNIE DO SALONU A STAMTAD DO SALI WESELNEJ 🙂 Klucz od Pana Jezusa jest pod ręką: „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” 🙂

    • Życzę Tobie Marcinie i nam wszystkim w tej drodze za Jezusem błogosławieństwa Boga Wszechmogącego; Ojca, Syna i Ducha Świętego i życzę by Maryja, Błogosławiona Dziewica, Wybranka Boga i Oblubienica Ducha Świętego prowadziła nas za rękę jak swoje dzieci do Królestwa Niebieskiego.

      • Ja też tego życzę nam wszystkim! A Marcinowi dziękuję za piękne i mocno motywujące słowa. Tak, 13 listopada będzie dziesięć lat… I nie było dnia przerwy, w czym wielka zasługa Księdza Marka, który w sytuacjach podbramkowych ratował i pisał rozważania, kiedy ja naprawdę nie mogłem, a także Moderatora bloga, Krzysztofa Fabisiaka, który niekiedy godzinami kombinował, jakby tu rozwiązać problem. Czasami zdarzało się późniejsze zamieszczenie wpisu. Co prawda, nigdy nie było tak, jak w sobotę, 26 września, że pojawił się on dopiero przed północą, ale kilka razy pojawiał się po południu… Ale, faktycznie, staraliśmy się z Księdzem Markiem, żeby był zawsze. Cieszę się, że komuś się to nasze pisanie do czegoś przydaje. Chwała i wielkie dzięki Panu naszemu!
        xJ

        • Wielkie, wielkie dzięki całej Ekipie za trud, za czas nam poświęcony. Niech Wasza praca we winnicy Pana wyda stokrotny owoc . Odwdzięczam się modlitwą.

          • Chyba nie tylko modlitwą, prawda?… Bo i mądrymi komentarzami, które stanowią nieodłączny element bloga i ogromną, nie do przecenienia wartość, a za które serdecznie dziękuję! I – jak to mam w zwyczaju – dziękuję za „już” i proszę o „jeszcze”!
            xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.