Znam Go?…

Z

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Dawid Błaszczak, życzliwy mi Człowiek z Białej Podlaskiej. Życzę Solenizantowi, żeby zawsze – we właściwym tego słowa rozumieniu – znał Jezusa! Zapewniam o modlitwie!

Zgodnie z tym, co napisałem wczoraj, pozdrawiam Was z Kodnia. Pamiętam o Was w modlitwie!

Zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem i odkrycia, co Pan do mnie dzisiaj konkretnie mówi. Niech Duch Święty natchnie nas do tego i obdarzy swoim światłem

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Piąty dzień Oktawy Narodzenia Pańskiego,

29 grudnia 2020.,

do czytań: 1 J 2,3–11; Łk 2,22–35

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Najmilsi:

Po tym poznajemy, że znamy Jezusa,

jeżeli zachowujemy Jego przykazania.

Kto mówi: „Znam Go”,

a nie zachowuje Jego przykazań,

ten jest kłamcą

i nie ma w nim prawdy.

Kto zaś zachowuje Jego naukę,

w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała.

Po tym właśnie poznajemy,

że jesteśmy w Nim.

Kto twierdzi, że w Nim trwa,

powinien również sam postępować tak,

jak On postępował.

Umiłowani,

nie piszę do was o nowym przykazaniu,

ale o przykazaniu istniejącym od dawna,

które mieliście od samego początku;

tym dawnym przykazaniem

jest nauka, którąście słyszeli.

A jednak piszę wam

o nowym przykazaniu,

które prawdziwe jest w Nim i w was,

ponieważ ciemności ustępują,

a świeci już prawdziwa światłość.

Kto twierdzi, że żyje w światłości,

a nienawidzi brata swego,

dotąd jeszcze jest w ciemności.

Kto miłuje swego brata,

ten trwa w światłości

i nie może się potknąć.

Kto zaś swojego brata nienawidzi,

żyje w ciemności

i działa w ciemności

i nie wie, dokąd dąży,

ponieważ ciemności dotknęły ślepotą jego oczy.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Gdy upłynęły dni Ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, Rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: „Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego.

A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił:

Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu

w pokoju, według Twojego słowa.

Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,

któreś przygotował wobec wszystkich narodów:

światło na oświecenie pogan

i chwałę ludu Twego, Izraela”.

A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”.

Już chyba przyzwyczailiśmy się do tego, że w nauczaniu Jezusa bardzo często spotykamy się z tym zastrzeżeniem, iż słowa obietnic i deklaracji, nawet najbardziej wzniosłe i uroczyste, nawet najbardziej szczere i płynące z serca – niczym są, jeżeli nie są potwierdzone właściwą postawą człowieka.

W tym sensie, jeżeli ktoś mówi: „Znam Go”, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała. I to dokładnie po tym właśnie poznajemy, że jesteśmy w Nim. Dlatego też, kto twierdzi, że w Nim trwa, powinien również sam postępować tak, jak On postępował.

Z tego wypływają też bardzo konkretne konsekwencje dla relacji z bliźnimi. Apostoł Jan naucza: Kto twierdzi, że żyje w światłości, a nienawidzi brata swego, dotąd jeszcze jest w ciemności. Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości i nie może się potknąć.

Przez całe zatem dzisiejsze pierwsze czytanie – jak zauważamy – przewija się ten wątek: same słowa, same deklaracje, to za mało. To tak naprawdę – nic. Jeżeli nie są poparte czynem, postawą, konkretnym odniesieniem do Boga i do drugiego człowieka, nic nie znaczą.

I możemy powiedzieć, moi Drodzy, że to przecież taka oczywista oczywistość – nic dla nas nowego! Tego jesteśmy od dziecka uczeni w Kościele. Tego Kościół nauczał i naucza od zawsze – już w pismach Apostołów i Ojców Kościoła, a potem wielu Świętych, znajdujemy dużo przestróg, iż u nas dużo słów i zapewnień bardzo wiele, ale czynów – „prawdziwe pustkowie”! Tymczasem, to właśnie czynów potrzeba, konkretnych i konsekwentnych postaw.

Wiara w Boga, czy też miłość do Niego, pozostająca tylko na poziomie deklaracji – nic tak naprawdę nie znaczy. Bo powiedzieć można dzisiaj jedno, jutro drugie; dziś można wszystko obiecać i zadeklarować, a jutro zupełnie o tym zapomnieć, albo się swobodnie ze wszystkiego wycofać… Postawa natomiast, konkretne czyny – to już jest coś, co się naprawdę dokonało i w tym sensie jest nieodwracalne, nieodwołalne: czyn miał miejsce, dokonał się. I coś konkretnego oznacza.

Jak pisze Apostoł, oznacza, że się Jezusa «zna», czyli – jest się blisko Niego, jest się z Nim zjednoczonym. W biblijnym rozumieniu bowiem tego słowa, mówimy o znaczeniu szerszym, aniżeli tylko samej wiedzy, kim jest dana osoba. Słowo: „znać” w znaczeniu biblijnym oznacza: być z kimś blisko, być z nim jedno, tworzyć z nim wspólnotę, rozumieć go, w jakiś sposób: wczuwać się w jego myślenie, w jego przeżywanie rzeczywistości…

I właśnie znakiem tak rozumianej znajomości, jej potwierdzeniem, jest konkretna postawa: zachowywanie Bożych przykazań, będące wyrazem miłości do Boga i do drugiego człowieka.

Dokładnie w tym kontekście, odczytujemy wydarzenie, opisane w dzisiejszej Ewangelii. Oto gdy upłynęły dni Ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, Rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: „Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego.

Z jednej strony, możemy powiedzieć, że wszystko tu dokonało się jedynie na płaszczyźnie deklaratywnej: Jezus został ofiarowany Bogu, dopełniono wszystkich wymogów prawnych, ale to były niejako jedynie obietnice, zapewnienia, wyrażenie gotowości służenia Bogu. My jednak dobrze wiemy, że akurat w przypadku Jezusa i Jego Rodziców cała sprawa nie skończyła się wyłącznie na tej płaszczyźnie. Bo za tym dzisiejszym aktem ofiarowania poszło całe życie, będące potwierdzeniem złożonych Bogu zapewnień.

Moi Drodzy, my też jesteśmy akurat po przeżyciach Uroczystości Narodzenia Pańskiego, trwamy w jej Oktawie. Dobrze, gdybyśmy zrobili wszystko, by teraz nie tylko wspominać pięknie przeżyte Święta w rodzinnym gronie, ale autentycznie żyć tajemnicą Bożego Narodzenia! Teraz jest czas na to, by potwierdzić, że Jezus naprawdę narodził się w naszym sercu, że Mu na to pozwoliliśmy, że czekaliśmy na Niego z otwartym sercem i przyjęliśmy Go otwartym sercem, aby mógł On tam żyć w nas i z nami – i prowadzić nas przez naszą codzienność.

Jak dzisiaj będę chciał konkretnie przekonać Jezusa, że żyję – naprawdę – tajemnicą Jego narodzenia? Że Go znam?… A przynajmniej – staram się coraz bardziej poznawać?…

19 komentarzy

  • Dziś od samego rana spotkałam Jezusa w człowieku siedzącym pod osiedlowym sklepem spożywczym. Nie wyciągał ręki, nie prosił, nie żebrał…czekał…Porozmawiałam z Nin, nakarmiłam. Podziękował za moje zatrzymanie się. Po południu spotkam się z Jezusem na Eucharystii, w czytaniu Jego Słowa, w Komunii Świętej, po Mszy Świętej na spotkaniu modlitewnym, z zapalonej świecy, która symbolizuje Światło Chrystusa i w tym Świetle , będziemy uwielbiać Boga w Trzech Osobach, będziemy czytać wybrany na dzisiaj przez animatorkę spotkania fragment Pisma Świętego i modlić się tym Słowem.
    W ciągu dnia kilkakrotnie spotykam się z Jezusem na modlitwie indywidualnej, m.i. w akcji ” Nazaret moim domem ” https://www.youtube.com/watch?v=Y0754Er7-lk

  • W tamtym roku miałem takie natchnienie, żeby poprosić wszystkich o oddanie telefonów na czas rodzinnej wigilii. Niestety moja prośba spotkała się ze stanowczym sprzeciwem wielu jej uczestników. Czekając w tym roku na wigilię, zastanawiałem się czy w ogóle jeszcze będzie tradycyjna wigilia czy będziemy się łaczyć tylko przez telefon. Jednak Pan miał swój plan i dopuścił tradycyjną wigilię w tym roku i naprawdę nie zauważyłem, żeby ktoś z obecnych był pochłonięty telefonem.
    Ale niestety byli w tym roku też tacy, którzy przestraszyli się rodzinnego spotkania i łamania opłatkiem.
    Jeszcze o jednej sytuacji napiszę
    Ok roku temu poznałem bezdomnego Pana J., spał na ulicy, nie miał co jeść, nie miał w co się ubrać, niestety miał problemy z alkoholem. W tamtym roku w wigilię opłacałem mu hotel, aby mógł się trochę ogarnąć i przemyśleć swoje postępowanie. Niestety na długo to nie pomogło, pan J. w ciągu tego roku przychodził do mnie kilkakrotnie po pomoc. Modliłem się codziennie za tego pana, często też przyjmując Ciało Jezusa Chrystusa w jego intencji, wiele rozmów i naprowadzania Go na właściwą drogę. We wspomnienie Świętego Jana Pawła II 22 października p. J przychodzi do mnie z informacją, że zostało mu przyznane mieszkanie socjalne. Od grudnia p. J mieszka u siebie i jak Go ostatni raz widziałem był bardzo szczęśliwy.
    Nieustaję dalej w modlitwie za niego, aby Pan mu błogosławił.

    • Dziękuję Rafale za to świadectwo. Niech panu J. i Tobie również Bóg błogosławi.
      Ja Wieczerzę wigilijną spędziłam tylko z mężem, córką i zięciem i to z mojej inicjatywy nie łamaliśmy się w tradycyjny sposób opłatkiem, były życzenia ogólne, bez pocałunków i przytulań.

    • Świetnie się zakończyła ta historia. No, może się nie skończyła, ale wydaje się, że jest na dobrej drodze. Od razu przypomniała mi się historia pewnego pana o kulach, który nie miał jednej nogi. Podszedłem, zapytałem czego potrzebuje – poprosił o pieniądze. Z racji zimy, poprosił też o ciepłą kurtkę. Przy drugim spotkaniu poprosił o więcej pieniędzy, otrzymał kolejny raz kilka stówek i dodatkowo poprosił o buty. Wtedy spanikowałem, że będzie chciał coraz więcej i więcej, jednocześnie nie będąc raczej skorym do rozmowy a dodatkowo nie wiedziałem jak się zachować z tymi butami, mając na uwadze jego niepełnosprawność. Odpuściłem, później to przemyślałem, ale już nie mogłem go znaleźć. Mam nadzieję, że jemu też się polepszyło, choć teraz wiem, że do tego potrzebna jest intymna modlitwa, wtedy o niej zapomniałem.

      • My jako Wspólnota mamy pod opieką 3 osoby w trudnej sytuacji, którym pomagamy z dobrowolnych składek a w ostatnim czasie spontanicznie zorganizowaliśmy się i pomogliśmy wyremontować i wyposażyć mieszkanie komunalne, które otrzymała niepełnosprawna nasza Siostra w wierze Magda, dotknięta nową chorobą – rakiem piersi. Na rodzinę za bardzo nie może liczyć; Tato i Brat to alkoholicy, Mamie trudno to wszystko ogarnąć. Dużo biedy wokół, jak dobrze otworzyć oczy…

        • Dziękuję za te wszystkie wypowiedzi, świadectwa i dzielenie się doświadczeniem, związanym z pomocą ubogim. Trzeba tu postępować naprawdę bardzo roztropnie – bezkrytyczne dawanie pieniędzy może prowadzić do swoistego „rozbestwienia” takich osób, które potem żądają więcej i więcej, nabierając przekonania, że im się ta pomoc zawsze należy, a oni sami nie muszą podejmować żadnego wysiłku, aby swoją sytuację zmienić. Naprawdę, spotykałem się z takimi negatywnymi postawami.
          Odnosząc się zaś do wypowiedzi Anny na temat przeżywania Wigilii w Rodzinie, to – oczywiście – mówimy tu o sprawie bardzo delikatnej i osobistej. Dlatego nie zamierzam dyskutować z tym, jak u kogo ta Wieczerza wyglądała. Rozumiem, że skoro u Anny przyjęła taką formę, to ta forma była najlepsza.
          Natomiast ja osobiście uważam – to jest moje prywatne zdanie – że gdzie to tylko możliwe, powinniśmy robić wszystko, żeby nasze życie rodzinne, ale też nasze rodzinne świętowanie, przebiegało na ile się da normalnie. Chociażby w kontrze do zarządzeń, jakie z góry ciągle narzuca nam Władza – zarządzeń coraz bardziej demolujących nasze międzyludzkie relacje. Dlatego w czasie naszej Wigilii rodzinnej, po modlitwie, którą jak zawsze poprowadziłem na początku i kapłańskim błogosławieństwie, wszyscy podchodzili do wszystkich z opłatkiem, były życzenia, uściski i pocałunki. Normalnie, tak jak dotychczas. Uznaliśmy, że Władza nie odbierze nam radości rodzinnego świętowania.
          Ale to moje osobiste świadectwo i moje zdanie – proszę nie odbierać tego jako krytykę innych sposobów przeżywania Wigilii.
          xJ

          • Tak zadecydowałam jako osoba najstarsza w tym gronie, aby ułatwić bez strachu zarażenia nas, przyjazd dzieciom i bycia razem z nami na Wieczerzy a którzy są po łagodnym przejściu choroby, ale wskazującym ( po objawach ) na cowid.

          • Owszem, były obostrzenia ale bez przesady. Nikt ludzi w kościołach nie liczył nawet jak było ich więcej. Przecież te obostrzenia nie są po to żeby komuś coś demolować. Nie uważam żeby pójście na Pasterkę było aktem jakiegoś protestu. Uważam że zestawianie udziału we Mszy czy uścisku i pocałunku podczas życzeń jako kontry przeciwko władzy jest przesadzone.
            Przecież nikt nie będzie inwigilował każdej rodziny. Każdy ma rozum. Wie co robi. Żadne, nawet najmądrzejsze decyzję władz tego nie zastąpią. Nie demonizujmy Władz jako tych którzy za wszelką cenę chcą nam utrudnić życie tylko dla swojego widzimisię.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.