Panie, to wszystko – dla Ciebie!

P

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:

Józef Bronisz, dobry i mądry Człowiek z Parafii w Radoryżu Kościelnym, piszący nieraz na naszym blogu;

Ojciec Józef Czernecki, Oblat, niegdyś posługujący w Kodniu, a obecnie Ekonom całej polskiej Prowincji Oblatów;

Urodziny natomiast przeżywa Szymon Olender, bliski mi Człowiek, za moich czasów – Lektor w Celestynowie, a obecnie Mąż i Ojciec Rodziny.

Dostojnym Świętującym życzę naśladowania Świętego Józefa we wszystkim, co tylko możliwe! Zapewniam o modlitwie!

I zapraszam serdecznie na drugi dzień Rekolekcji. Dołączam rozważanie Drogi Krzyżowej, związanej tematycznie z myślą przewodnią Rekolekcji. Nabożeństwo to odprawię w Parafii w Łuzkach, gdzie od dzisiaj rozpoczynam prowadzenie Rekolekcji parafialnych. Już teraz dziękuję Proboszczowi Parafii, Księdzu Tomaszowi Radczukowi, mojemu Koledze w roku święceń, za zaproszenie do ich przeprowadzenia. Tematycznie będą one tożsame z tymi telewizyjnymi.

A jeżeli nie macie jeszcze dość mojej obecności w mediach (co prawda, lokalnych, ale to zawsze media…), to zapraszam dzisiaj, o godzinie 21:40, do Katolickiego Radia Podlasie, gdzie odbędzie się kolejna audycja, w ramach cyklu: DROGAMI MŁODOŚCI. Temat dzisiejszej rozmowy brzmi: „Ach, ta dzisiejsza młodzież… Czyli właśnie – jaka?…”. W audycji weźmie udział dwoje Gości spośród Rodziców: Pani Urszula Paczuska i Pan Mariusz Czarnecki, oraz moi Studenci, dobrze znani Słuchaczom poprzednich audycji: Joasia Chalecka, Kamila Kowalczyk, Ania Szostak i Jakub Pałysa. Zapraszam! Audycja trwa do godziny 23:00.

I jeszcze tylko przypomnienie, że z racji dzisiejszej Uroczystości – nie obowiązuje nas piątkowa wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych.

Życzę Wszystkim błogosławionego dnia! A kapłańskie błogosławieństwo – na koniec rozważania.

Gaudium et spes! Ks. Jacek

REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE – DZIEŃ 2

Uroczystość Św. Józefa, Oblubieńca Maryi,

19 marca 2021.,

do czytań z t. VI Lekcjonarza: 2 Sm 7,4–5a.12–14a.16;

Rz 4,13.16–18.22; Mt 1,16.18–21.24a albo: Łk 2,41–51a

CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI SAMUELA:

Pan skierował do Natana następujące słowa: „Idź i powiedz mojemu słudze Dawidowi: To mówi Pan: «Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. On zbuduje dom imieniu memu, a Ja utwierdzę tron jego królestwa na wieki. Ja będę mu ojcem, a on będzie Mi synem.

Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki. Twój tron będzie utwierdzony na wieki»”.

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:

Bracia: Nie od wypełnienia Prawa została uzależniona obietnica dana Abrahamowi i jego potomstwu, że będzie dziedzicem świata, ale od usprawiedliwienia z wiary.

I stąd to dziedzictwo zależy od wiary, by było z łaski i aby w ten sposób obietnica pozostała niewzruszona dla całego potomstwa, nie tylko dla potomstwa opierającego się na Prawie, ale i dla tego, które ma wiarę Abrahama. On to jest ojcem nas wszystkich, jak jest napisane: „Uczyniłem cię ojcem wielu narodów” przed obliczem Boga. Jemu on uwierzył jako Temu, który ożywia umarłych, i to, co nie istnieje, powołuje do istnienia.

On to wbrew nadziei uwierzył nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów zgodnie z tym, co było powiedziane: „Takie będzie twoje potomstwo”.

Dlatego też poczytano mu to za sprawiedliwość.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jakub był ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem.

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego.

Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.

Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”.

Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański.

ALBO:

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy Jezus miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go.

Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami.

Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”.

Lecz On im odpowiedział: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.

Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany.

Bardzo serdecznie witam Was, moi Drodzy, w drugim dniu naszych rekolekcyjnych spotkań, jakie odbywamy za pomocą nowej diecezjalnej telewizji internetowej FARO TV. Jak sobie wspomnieliśmy wczoraj, zasadniczą formą przeżywania rekolekcji wielkopostnych – podobnie, jak w ogóle: przeżywania Mszy Świętej i przyjmowania Komunii Świętej, czy też uczestnictwa w Gorzkich Żalach, albo w Drodze Krzyżowej – jest forma „na żywo”, czyli osobisty udział w kościele, jednak jeżeli jest to w jakiś sposób utrudnione, albo ktoś, kto uczestniczył na żywo, chce raz jeszcze włączyć się we wspólną refleksję i modlitwę, to właśnie nasze spotkania mogą być pomocą.

Moi Drodzy, przeżywamy te nasze telewizyjne rekolekcje pod hasłem: LOKOWANIE NADZIEI W KRZYŻU. Mówimy o nadziei, poszukujemy nadziei, modlimy się o nadzieję – zwłaszcza w tym obecnym czasie. I wiemy, że najpełniejszym jej źródłem jest Jezus Chrystus, nasz Pan i Zbawiciel, a znakiem nadziei, którą On nam daje, jest Jego Krzyż.

AVE CRUX, SPES UNICA NOSTRA! WITAJ, KRZYŻU, JEDYNA NASZA NADZIEJO! Tak od początku istnienia Kościoła uczniowie Chrystusa wypowiadali swoją wiarę w zwycięską moc Krzyża, upatrując w nim swojej osobistej nadziei! A wśród zawirowań, jakim poddawany był świat na kolejnych dziejowych zakrętach, powtarzali: STAT CRUX DUM VOLVITUR ORBIS – KRZYŻ STOI, CHOCIAŻ ŚWIAT SIĘ KRĘCI. Nasz świat już nie tylko się kręci, nasz świat wariuje, dlatego tym bardziej wpatrujemy się w Krzyż, idziemy do Krzyża, obejmujemy go z miłością, chwytamy się go z nadzieją – jako pewnego i mocnego masztu, który nie ulega żadnym wichrom czy nawałnicom. Przy nim możemy się czuć bezpieczni. W nim – cała nasza nadzieja.

Myślimy o tym i mówimy, rozważając słowo Boże, jakie liturgia Kościoła odczytuje nam w tych dniach. A dzisiaj przeżywamy Uroczystość Świętego Józefa, Oblubieńca Maryi, ziemskiego Ojca Jezusa, Opiekuna Kościoła Świętego. Słowo Boże mówi nam właśnie o Nim i o Jego miejscu przy Jezusie i Maryi; o roli, jaką odegrał w życiu Świętej Rodziny, a tym samym – w dziejach Kościoła. Musimy się uważnie wsłuchiwać w to, co o Józefie mówi Boże słowo, bo nie jest nam dane usłyszeć choćby jednego słowa, wypowiedzianego przez niego samego. Pismo Święte ani jednego takiego słowa nie zapisało.

Natomiast w pierwszym dzisiejszym czytaniu możemy się jego obecności pośrednio dopatrywać, kiedy Bóg mówi do Dawida: Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. On zbuduje dom imieniu memu, a Ja utwierdzę tron jego królestwa na wieki. Ja będę mu ojcem, a on będzie Mi synem.

W tym zapowiedzianym potomku – w pierwszym rozumieniu tego pojęcia – widzimy syna Dawida i jego następcę, Salomona. Jednak w rozumieniu szerszym oczywistym się staje, że mowa o tym jedynym i nadzwyczajnym Potomku, jakim jest Jezus Chrystus. A jeżeli tak, to trudno nie dostrzec tego, który był Jego ziemskim Ojcem, który stanął w szeregu kolejnych osób, wymienianych w genealogii Jezusa, która zresztą – jeśli się dokładnie wczytać w słowa jednej z Ewangelii – jest genealogią Józefa.

To właśnie obecność Józefa w życiu Jezusa wyznacza Synowi Bożemu – by tak rzec – miejsce w strukturze prawnej narodu wybranego. Od strony prawnej bowiem patrząc, widzimy w Józefie po prostu Ojca Jezusa, a Jezusa – pełnoprawnym potomkiem Józefa. Podkreślmy jeszcze raz: patrząc przez pryzmat prawa żydowskiego. Dlatego w dzisiejszym pierwszym czytaniu nietrudno dostrzec obecność Józefa, podobnie zresztą, jak i w drugim, gdzie rozstrzygany jest ten sam problem, tyle że tym razem mowa o potomstwie Abrahama, a więc Patriarchy, żyjącego wcześniej od Dawida.

W Ewangelii natomiast już wprost widzimy Józefa, jak wraz z Maryją szuka i odnajduje swego Syna w świątyni jerozolimskiej, gdzie Ten pozostał po skończonych uroczystościach i wdał się w dysputę z nauczycielami Izraela. I tak, jak oni byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami, tak i Józef z Maryją byli mocno zdumieni, a wręcz zdezorientowani, kiedy na pytanie, dlaczego wprawił Ich w takie zakłopotanie, pozostając w świątyni, odpowiedział Im retorycznym pytaniem: Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni wówczas tego nie zrozumieli.

My dzisiaj już wiemy więcej, o co Jezusowi chodziło, wiedząc, kim jest Jezus i jaka jest Jego relacja z Ojcem Niebieskim. Ale Maryja i Józef ciągle wtedy jeszcze wchodzili w tajemnicę misji, jaka została Im powierzona przez Boga i ciągle uczyli się rozpoznawać w swoim własnym Synu – Bożego Syna. Dlatego kiedy usłyszeli taką właśnie odpowiedź na swoje pytanie, już więcej pytań nie zadali, tylko wzięli ją sobie głęboko do serca. I głęboko w sercu rozważali, co to znaczy, że należy być w sprawach, które należą do Ojca?

Moi Drodzy, my także dzisiaj nad tym się zastanawiamy: jak być ciągle i we wszystkich okolicznościach, w jakich się znajdziemy – w sprawach Ojca Niebieskiego, jak żyć sprawami Nieba? Zastanawiamy się nad tym dzisiaj, kiedy kontemplując Krzyż, wpatrujemy się w jego ramię pionowe, a więc to, które – także na płaszczyźnie wizualnej – łączy ziemię z Niebem. Mówimy o tak zwanym wymiarze wertykalnym. Chcemy – po tym pionowym ramieniu – jak po drabinie, ciągle wznosić się do Nieba, być coraz bardziej i bardziej w sprawach Ojca…

Nie możemy jednak zapomnieć – i dobrze jest to sobie w tym momencie i już na zawsze uświadomić, że mówimy belce Krzyża, a nie o ruchomych schodach w galerii handlowej, po których możemy sobie wjeżdżać do góry, nie ponosząc przy tym żadnego trudu, żadnego wysiłku. My tu sobie mówimy o jednym z ramion Krzyża, a więc mówimy o trudzie, o wysiłku, nawet o cierpieniu!

Tak, moi Drodzy, nie możemy od tego uciekać. I nie możemy pomijać tej oczywistej prawdy, że bez Krzyża nie ma zbawienia. Bez Krzyża nie ma w ogóle chrześcijaństwa! Owszem, wielu chciałoby chrześcijaństwa bez Krzyża i zbawienia bez Krzyża, ale my wiemy, że jest to niemożliwe. W tym kontekście, w jakim żyjemy – w kontekście ciągłego zmagania się dobra ze złem – wybór dobra i pójście za dobrem nieodwołalnie wiąże się z wyrzeczeniem, cierpieniem… Jezus sam tę drogę przeszedł jako pierwszy, dlatego także Jego uczniowie nie inaczej dojdą do wiecznego zbawienia.

I nie chodzi tu o to, aby teraz się załamać, narzekać, pomstować, mieć pretensje do całego świata, a najbardziej do Boga, dlaczego tak urządził cały ten świat, że nie da się inaczej dojść do szczęścia, jak tylko przez cierpienie i łzy – po prostu: przez Krzyż. Pytanie, czy to Bóg tak świat urządził, czy może jednak człowiek tak skomplikował swoje życie, że teraz tylko w Krzyżu Chrystusowym nadzieja, iż właśnie po nim wspinając się, można się wydostać z tego całego zamieszania, w jakim ludzie obecnie żyją – i dojść do Nieba…

Owszem, na szczęście, można – i to jest jedyne wyjście. Trzeba jednak pamiętać, że nie da się na tej drodze uniknąć wyrzeczeń, trudów, poświęcenia, pracy, niekiedy także zmęczenia, a niekiedy również – cierpienia. I nie mówimy sobie tego po to, by się dołować, by popadać w depresję, ale właśnie po to, by szukać nadziei! Bo chociaż mówimy o Krzyżu, który oznacza cierpienie, to jednak mówimy o Krzyżu Chrystusa, a to już daje nadzieję.

Krzyż bowiem nie jest celem samym w sobie. Dzieło Jezusa nie zakończyło się, nie zatrzymało na Krzyżu. Krzyż był drogą do Zmartwychwstania, do zwycięstwa Jezusa Chrystusa nad śmiercią, nad szatanem, nad złem, nad beznadzieją…

Tak, Krzyż jest drogą, Krzyż jest drabiną, po której wspinamy się wciąż do góry, do Nieba, do Boga, żyjąc na co dzień w realiach tego świata. Czasami naprawdę bardzo trudnych, czasami bolesnych realiach – ale takie one są, jakie są. To są nasze realia, nasz świat, nasze życie. Gdybyśmy mieli tylko w nich tkwić po uszy i nie mieć żadnego wyjścia, to byłby problem. Ale my mamy Krzyż Jezusa Chrystusa, który jest całą naszą nadzieją – jedyną naszą nadzieją! AVE CRUX, SPES UNICA NOSTRA! WITAJ, KRZYŻU, JEDYNA NASZA NADZIEJO!

I dlatego trzeba, abyśmy trzymając się Krzyża, wpatrując się w Krzyż, opierając na nim całe swoje życie – ciągle konsekwentnie i wytrwale wspinali się ku górze, abyśmy ciągle wpatrywali się w Niebo, tam widząc cel naszych dążeń. Konkretnie oznacza to, że wszystko, co robimy, ma nas prowadzić do Nieba. A to z kolei oznacza, że niczego takiego nie powinniśmy czynić, co by nas do Nieba nie prowadziło, bo jeżeli coś nas nie prowadzi do Nieba, to znaczy, że prowadzi nas w zupełnie przeciwnym kierunku, gdyż w naszym życiu nie ma stagnacji, jakiegoś stanu stałego: jest albo wznoszenie się, albo opadanie. Albo rozwój, albo regres. Albo – albo. Nie ma trzeciej możliwości. Taka jest dynamika naszego życia.

Dlatego tak ważnym jest, abyśmy we wszystkim, co myślimy, mówimy i czynimy, ciągle mieli na uwadze Niebo i Jezusa, który tam na nas oczekuje i nas do siebie zaprasza, pomagając nam – jeśli tylko tego chcemy – w tym codziennym zdążaniu. Abyśmy ciągle myśleli o Jezusie, do Niego adresowali wszystkie swoje działania, począwszy od modlitwy.

Tak, moi Drodzy, począwszy od modlitwy. Zastanówmy się, czy uczestnicząc we Mszy Świętej, staramy się pamiętać, że uczestniczymy w Ofierze Jezusa Chrystusa, że to On do nas mówi w swoim Słowie i On sam przychodzi do nas w Komunii Świętej? Pamiętamy o tym, czy tylko spełniamy niedzielny obowiązek? Nawet systematycznie, co niedzielę, ale w ogóle nie myśląc, że jest to spotkanie z żywym Jezusem.

A kiedy się modlimy, to rozmawiamy z żywym i obecnym tu i teraz Bogiem, czy rzucamy w eter jakieś bezmyślne słowa i formuły, nad którymi się nie zastanawiamy, tylko patrzymy, żeby się ich liczba zgodziła, więc beznamiętnie przesuwamy w ręku paciorki różańca… Czy zawsze, kiedy rozpoczynamy modlitwę, pamiętamy, że zaczynamy rozmowę z Jezusem, który naprawdę bardzo uważnie nas słucha, patrzy nam prosto w oczy, jest tuż przy nas i też chciałby nam coś powiedzieć? Czy zawsze o tym pamiętamy?

I czy to wszystko, co na odcinku duchowym podejmujemy, a więc Spowiedź Święta, udział w rekolekcjach, nabożeństwach wielkopostnych, czy innych; lektura Pisma Świętego, wypełnianie dobrych wielkopostnych postanowień – czy to wszystko jest po to, żeby zacieśnić moją osobistą, indywidualną, wręcz intymną więź z Jezusem Chrystusem, czy po to, żeby wejść w stan samozadowolenia i przekonania, że dobrze wypełniłem wszystkie nakazane posty i praktyki, więc jestem w porządku. A nawet – że jestem niemalże doskonały i święty!

Po co, moi Drodzy, podejmujemy te wszystkie praktyki i działania? Po co klękamy do modlitwy? Zastrzegam, że to nie jest – naprawdę – jakieś czepianie się z mojej strony, bo ja sam, jako ksiądz, zadaję sobie takie same pytania: Po co staję przy Ołtarzu Pańskim, by celebrować Mszę Świętą? Czy tylko dlatego, że przyjąłem intencję i muszę na nią – jakby to dziwacznie nie brzmiało – po prostu zarobić, czy jednak po to, aby przeżyć spotkanie z Jezusem i Jego niekrwawą Ofiarę?… Jak często wszyscy – Wy, moi Drodzy, i ja sam – myślimy tak naprawdę o Jezusie, kiedy rozpoczynamy modlitwę, sprawowanie świętych czynności, czy jakichś religijnych praktyk?

A jak często myślimy o Jezusie, kiedy wykonujemy dobre uczynki, czy choćby swoją codzienną pracę, swoje zwyczajne obowiązki? Ile razy przyszła nam taka myśl, żeby powiedzieć: „Panie Jezu, to dla Ciebie, na Twoją chwałę! Żebyś był ze mnie naprawdę zadowolony! Żebym dzięki temu mógł być bliżej Ciebie?”

Zdarza nam się, moi Drodzy, tak dedykować Jezusowi nasze codzienne zapracowanie, a może i przepracowanie; nasze codzienne umęczenie, ranne wstawanie, ciągłe zabieganie, ciągły wyścig z czasem, żeby wszystko ogarnąć, żeby i z pracą się wyrobić, i rodziny nie zaniedbać, i ze wszystkim wszędzie zdążyć… Jak często wtedy, moi Drodzy, myślimy o Jezusie?…

A osoby chore, cierpiące, przykute do łóżek, do wózków, czy chociażby przebywające z różnych powodów w domach, bez możliwości wyjścia na zewnątrz; czy też nawet wychodzące, ale zmagające się z jakimś doświadczeniem cierpienia – czy ofiarują te swoje cierpienia Jezusowi w jakiejś konkretnej intencji? Przecież one doświadczają Jego krzyża w sposób najbardziej dosłowny – właśnie poprzez to swoje cierpienie, to swoje doświadczenie. Czy myślą o Jezusie, który przed nimi, jako pierwszy, przeszedł krzyżową drogą swego cierpienia? I czy pamiętają, że naprawdę wiele dobrego mogą uczynić swoim bliskim i całemu światu, ofiarując swoje cierpienia w konkretnej intencji?

Zobaczmy, moi Drodzy, o czym my tu sobie mówimy. Czy o jakichś nadzwyczajnych znakach i cudach, czy o jakichś wyjątkowych działaniach, wymagających – na przykład – teologicznego przygotowania, czy innych predyspozycji? Czy to o tym mowa? Nie! Mówimy o zwykłej codzienności – czasami bardzo zwykłej, bardzo powszedniej… Tak bardzo, że aż niekiedy uwierającej.

Ale taka ona jest. I to właśnie ona jest naszą drogą do Nieba – powinna być naszą drogą do Nieba – jeżeli uczynimy ją wspinaniem się po pionowej belce Krzyża, jak po drabinie, ku Niebu! Czyli, jeżeli zawsze – czy to modląc się, czy uczestnicząc we Mszy Świętej, czy podejmując swoje najbardziej codzienne obowiązki, czy wreszcie zmagając się z cierpieniem i przeciwnościami – będziemy myśleli o Jezusie! Że to dla Niego, że to ze względu na Niego, że to razem z Nim!

Z tego będzie płynęła ogromna nadzieja, bo to nam będzie przypominało słowa Benedykta XVI, który już w trakcie inauguracji swego Pontyfikatu, ale i później w jego trakcie, wielokrotnie powtarzał, że człowiek wierzący nigdy nie jest sam! Nigdy tak naprawdę nie jest samotny! Bo zawsze jest z nim Chrystus! Naprawdę! Realnie! Zawsze! Tu i teraz! A to jest źródłem wielkiej nadziei! I ogromnym wsparciem.

Jak często, moi Drodzy, myślimy o tym w ten sposób? Może od dzisiaj warto zacząć? Albo czynić to częściej? Święty Józef, nasz Patron, wszystko przeżywał w jedności z Bogiem. Gdyby tak nie było, nie udźwignąłby tak wielkiego i odpowiedzialnego zadania, jakie zostało Mu powierzone.

Ale On wsłuchiwał się w Boże natchnienia – także te, które we śnie kazały mu chociażby chronić swoją Rodzinę ucieczką do Egiptu. A wcześniej jeszcze – przyjąć do siebie swoją Małżonkę, chociaż ta znalazła się w stanie błogosławionym, a On nic o tym nie wiedział. Wiedział jednak, że Bóg o tym wie, dlatego zdał się na Boga, zaufał Mu i wypełnił Jego wolę. Stało się to jednak dlatego, że był z Nim w stałym kontakcie.

Poprośmy więc dzisiaj tego niezwykłego, świętego Człowieka, aby nam wyprosił taki stały kontaktu z Bogiem, w jakim On ciągle żył. Poprośmy o to, odmawiając dzisiaj – albo jutro, do czasu kolejnego naszego spotkania – Litanię do Świętego Józefa. Niech to będzie formą naszej wspólnej modlitwy za siebie nawzajem, o dobre owoce tych rekolekcji i każdych innych, które się teraz gdziekolwiek odbywają. Proszę o to Wszystkich, dziękując jednocześnie za wczorajszą Koronkę do Bożego Miłosierdzia i za inne modlitwy, zanoszone przez Was, moi Drodzy, w duchu naszej jedności.

Dziękuję także za wykonanie wczorajszej pracy domowej, którą była – przypomnę – osobista adoracja Krzyża, w głębokiej ciszy. Czy udało się nam ją przeprowadzić?…

Jeżeli tak, to wspaniale! Bo to właśnie duży i konkretny krok do góry, do Jezusa, ku Niebu! Jeżeli komuś się nie udało, to może to uczynić dzisiaj: klęknąć lub usiąść przed Krzyżem, zapatrzyć się w Krzyż, który wisi lub stoi w domu – i pobyć przed nim, nic nie mówiąc, albo mówiąc to, co serce podpowie.

Dzisiaj natomiast pracą domową niech będzie wykonanie jakiegoś dobrego uczynku dla dobra swojej Rodziny, dla dobra Osób nam najbliższych, ale z koniecznym uwzględnieniem dwóch warunków. Po pierwsze: niech to będzie niespodzianka, a więc coś, o co nikt nas nie poprosi, co wypłynie wprost z naszego serca. A po drugie – pomyślmy wtedy o Jezusie i to Jemu, w pierwszym rzędzie, zadedykujmy ten uczynek.

Chodzi o to, abyśmy w ten sposób naśladowali Świętego Józefa, który niewiele mówił, a tak wiele dobra konkretnie czynił. I abyśmy w ten sposób tę naszą często smutną i szarą – jak ją zwykliśmy nazywać – rzeczywistość uczynili nieco lepszą, nieco jaśniejszą, bardziej pełną nadziei… Spróbujmy pomyśleć, co dziś dobrego możemy w taki właśnie sposób uczynić. Niech to będzie nasz konkretny krok ku górze. Im bardziej to dobro będzie nas kosztowało, tym ten krok będzie wyraźniejszy, a uczynek – bardzie wartościowy.

Bądź pozdrowiony!

Bądź pochwalony!

Dla nas zelżony i pohańbiony!

Bądź uwielbiony!

Bądź wysławiony!

Boże Nieskończony!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

DROGA KRZYŻOWA

AVE CRUX, SPES UNICA NOSTRA! WITAJ, KRZYŻU, JEDYNA NASZA NADZIEJO! Tymi słowami, które chrześcijanie od początku istnienia Kościoła wypowiadali swoje uwielbienie i miłość wobec Jezusa Chrystusa za dzieło Jego zbawienia, my dzisiaj rozpoczynamy kroczenie szlakiem Jego Męki i Śmierci, który jest szlakiem wiodącym wprost do Zmartwychwstania.

W duchu hasła naszych Rekolekcji, którym są słowa: LOKOWANIE NADZIEI W KRZYŻU, będziemy prosić o nadzieję – o mocną nadzieję dla nas wszystkich w tym obecnym czasie, i w każdym innym czasie, abyśmy pomimo tylu krzyży, doświadczanych każdego dnia, nigdy nie stracili nadziei! Nadziei pokładanej w Tobie, Panie – nie szukamy żadnej innej! Bo tylko Ty możesz dać nam nadzieję prawdziwą!

Wszyscy, którzy próbują to robić poza Tobą, lub wbrew Tobie, po prostu oszukują. My całą naszą nadzieję opieramy na Tobie, lokujemy w Twoim Krzyżu, bo to na nim dokonałeś naszego zbawienia – spełniłeś nasze wszystkie nadzieje!

Pozwól nam Panie, teraz iść za Tobą, by modlić się o nadzieję i o błogosławione owoce tego czasu łaski – naszych parafialnych Rekolekcji.

Stacja 1

Jezus skazany na śmierć

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

To przykład bardzo zawodnego systemu sądownictwa, chociaż – zdawać by się mogło – był to najdoskonalszy na owe czasy i na wszystkie czasy system, jaki wymyślili ludzie. Wszak na prawie rzymskim do dzisiaj opierają się wszystkie cywilizowane systemy prawne. Czemu jednak tamtego dnia zawiódł i sędzia nie tylko odważył się postawić przed swoim ludzkim trybunałem samego Boga, ale jeszcze niewinnie skazał Go na śmierć? Porażka na całej linii.

Zawiódł rzymski system prawny, zawiodła też demokracja – podobno najlepszy ustrój, jaki człowiek mógł wprowadzić. Przecież zostałeś, Panie Jezu, skazany na śmierć większością głosów! A nawet jednogłośnie, wszak cały tłum wrzeszczał jednym głosem, żeby Cię ukrzyżować… Czy to znaczy, że racja była po ich stronie?…

Przy tej stacji proszę Cię, Panie, o umiłowanie prawdy. Każdej prawdy, także tej najtrudniejszej i najbardziej wymagającej. Szczególnie – prawdy o drugim człowieku. Abym nigdy nikogo – swoim złym słowem, osądem, plotką, pomówieniem – nie skazywał na śmierć. Całą moją nadzieję lokuję w Tobie, Panie Jezu, ufając, że pomożesz mi zawsze odważnie stawać po stronie prawdy!

Stacja 2

Jezus bierze krzyż na ramiona

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

I wziąłeś na ramiona krzyż… Swój krzyż – a właściwie, to nasz krzyż. Wraz z tym krzyżem wziąłeś na swoje ramiona nasze grzechy, nasze słabości; wszystko, co złe w nas, wszystko, co trudne… Nie zwlekając – skoro właśnie na tę godzinę przyszedłeś na świat. Wziąłeś na ramiona nas wszystkich i całe nasze życie. Taką misję zlecił Ci Ojciec Niebieski.

Nie dobierałeś sobie wygodniejszego, czy mniej uciążliwego krzyża, nie dopasowywałeś go do jakichś miar lub norm – po prostu, wziąłeś to, co oprawcy wtłoczyli na Ciebie i cierpliwie, z wielką wytrwałością, poniosłeś go na samą Kalwarię. Pomimo trudności, zmęczenia, upadków, totalnego osłabienia – jednak poniosłeś go do końca. Nawet, jeżeli za chwilę będziemy wspominać pomoc Szymona Cyrenejczyka, to jednak mamy świadomość, że Ty ani na chwilę nie chciałeś się krzyża pozbyć.

Przy tej stacji proszę o odwagę mierzenia się z rzeczywistością, w jakiej żyję: odwagę podejmowania jej wyzwań, a nie dopasowywania świata do własnego widzimisię. Wierzę, że z Twoją pomocą dam rady ponieść krzyż, jaki nakłada na mnie moja życiowa sytuacja. Całą moją nadzieję lokuję w Tobie, Panie Jezu, ufając, że pomożesz mi do końca wypełnić moje życiowe powołanie – jakie by ono nie było. I nie wycofać się w połowie drogi.

Stacja 3

Pierwszy upadek Jezusa pod ciężarem krzyża

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

Nie wiemy, ile tak naprawdę było tych upadków. W ramach rozważania Drogi Krzyżowej wspominamy trzy, ale mogło być ich znacznie więcej, jeżeli się weźmie pod uwagę Twoje wyczerpanie i wymęczenie tym wszystkim, co żołdacy wyprawiali z Tobą do tej pory. Przecież było biczowanie, ukoronowanie cierniem; było tyle nienawiści, bezpośrednio na Ciebie wylewanej. Nie sposób pod ciężarem tego wszystkiego nie upaść.

I tylko najgłębsza motywacja, wynikająca z miłości do nas i pragnienie dokonania naszego zbawienia, kazała Ci powstać – pomimo wszystko powstać – i iść dalej. Bez sił, bez możliwości obrony, bez ludzkiej nadziei na odmianę swego losu – po prostu, powstałeś i poszedłeś dalej.

Przy tej stacji proszę Cię, mój Jezu, o siły i motywację do powstawania z każdego upadku: zarówno tego pierwszego, kiedy jest to jeszcze stosunkowo najłatwiejsze, jak i z tych kolejnych, kiedy to graniczy niemalże z heroizmem. Pozwól zawsze wtedy przypomnieć sobie Twoje powstawanie z upadków i kroczenie wciąż do przodu i wciąż w górę: abym i ja tak chciał i potrafił. Całą moją nadzieję lokuję w Tobie, Panie Jezu, ufając, że nie odmówisz mi pomocy i wesprzesz, kiedy będzie najciężej. Że jako człowiek wierzący w Ciebie – nigdy nie jestem sam, bo Ty zawsze jesteś ze mną i pomagasz powstać z każdego upadku. Obym nigdy nie stracił tej nadziei!

Stacja 4

Jezus spotyka swoją Matkę

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

Spotkanie z Matką – Osobą najbliższą na świecie i najbardziej kochaną – w takim momencie musiało być szczególnie bolesne. Bo co Jej powiedzieć? A co Ona mogłaby, lub powinna powiedzieć? Dlatego przyjmujemy niemalże za pewnik, że to spotkanie odbyło się zupełnie bez słów, bo same spojrzenie mówiło już wszystko. Spojrzenie nie tylko Twoich oczu w Jej oczy, ale Twego serca w Jej serce. Tu naprawdę żadne słowa nie byłyby odpowiednie. Bo i żadne – prawdę mówiąc – nie były potrzebne. Wszystko powiedziały te dwa serca, tak bliskie sobie, tak bardzo się kochające: serce Matki i serce Syna.

Przy tej stacji proszę Cię, Panie, o serce wrażliwe na drugiego człowieka. Abym bez słów potrafił współodczuwać jego trudną sytuację, abym – jeżeli zabraknie słów, by wyrazić to, co powinienem ewentualnie wyrazić – po prostu przy nim był. Nawet bez jednego słowa, ale aby wiedział on, że ma mnie zawsze przy sobie, że może na moją obecność i wsparcie liczyć. Całą moją nadzieję lokuję w Tobie, Panie Jezu, ufając, że pomożesz mi w taki dojrzały sposób wspierać moich bliskich, ale też przyjmować ich wparcie i modlitwę, kiedy przekonam się, że sam sobie naprawdę nie dam rady…

Stacja 5

Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

Chociaż wymuszona i zupełnie przypadkowa, ale jednak – była to jakaś pomoc. Chyba nawet bardzo konkretna, skoro czytamy w Ewangelii, że Szymon został przymuszony, aby już samemu nieść Twój krzyż, Panie Jezu… Zapewne po to, abyś nie umarł „przypadkiem” po drodze, bo wówczas nie byłoby widowiska na Kalwarii.

Ty sam zaś, nie ze względu na widowisko, ale ze względu na miłość do nas – miłość, która kazała Ci dopełnić dzieła do końca i złożyć życie w ofierze na Krzyżu – przyjął nawet taką pomoc, świadczoną bez miłości, a wręcz pod przymusem. Co prawda, piękna tradycja podaje, że Szymon z czasem zrozumiał, do jak wielkiego dzieła przyłożył pomocną dłoń, ale w tym momencie uczynił to na pewno na rozkaz żołnierza, który go wypatrzył w tłumie, wywołał i kazał nieść krzyż.

Przy tej stacji proszę Cię, Panie, o wiarę w ludzi. Tak, o prostą i szczerą wiarę, że ludzie nie są tacy do końca źli, jakby chcieli lub przekonywali pesymiści. Że w ludziach tli się jeszcze jakaś iskierka dobra. A może wielokrotnie nie jest to tylko iskierka, a wielki płomień – tyle, że skrywany wstydliwie przed ludźmi. Całą moją nadzieję w tę naturalną i bezpretensjonalną ludzką życzliwość i dobroć lokuję w Tobie, Panie Jezu, ufając, że pomożesz mi ją dostrzegać i doceniać.

Stacja 6

Weronika ociera twarz Jezusowi

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

Ileż to pięknych słów powiedziano o tej odważnej Dziewczynie, o której tak naprawdę nic więcej nie wiemy – nawet jej imienia nie znamy, bo to, którym ją obdarzamy, nadała jej tradycja, na podstawie czynu, jakiego dokonała. A był to czyn z jednej strony prosty – jak prostą czynnością jest otarcie spoconej i zmęczonej twarzy komuś drugiemu… Tamtego dnia jednak ten czyn był wyrazem niesamowitej odwagi, bezgranicznej miłości i ogromnego, szczerego współczucia. A jednocześnie, jakiejś nadzwyczajnej wrażliwości, która w zabłoconym, oplutym, sponiewieranym obliczu Skazańca pozwoliła dostrzec przede wszystkim oblicze umęczonego Człowieka… A może też i Boga – Człowieka…

Przy tej stacji proszę Cię, Panie Jezu, o taką wrażliwość i przenikliwość mojego spojrzenia i myślenia, abym nigdy nie zatrzymywał się na pierwszym wrażeniu, albo na opinii, powszechnie obowiązującej, potocznej, pobieżnej, przez wszystkich powtarzanej. Całą moją nadzieję lokuję w Tobie, Panie Jezu, ufając, że nauczysz mnie takiego przenikliwego spojrzenia, takiego patrzenia sercem, które przebije się przez to, co widać jedynie na zewnątrz, a pozwoli dostrzec głębię serca drugiego człowieka, albo najgłębszą istotę danej sprawy.

Stacja 7

Drugi upadek Jezusa

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

Kolejny upadek. Drugi? A może któryś z kolei? Na pewno, cięższy i bardziej bolesny od tego pierwszego. Bo już i zmęczenie większe, i droga dość długa przebyta, więc to przywarcie do ziemi musiało Cię o wiele bardziej zaboleć i o wiele ciężej było z niego powstać. A jednak i z tego upadku powstałeś. Nie szukałeś żadnego usprawiedliwienia dla trwania w nim, nie pozwoliłeś sobie na dłuższy odpoczynek, chociaż naprawdę byłeś krańcowo wyczerpany. Powstałeś – bo tak trzeba. Bo taka powinność, taki obowiązek. Takie zobowiązanie sam na siebie wziąłeś, więc nie ma nad czym dyskutować, tylko trzeba zebrać wszystkie siły – i iść dalej.

Przy tej stacji proszę Cię, Panie Jezu, o poważne traktowanie każdej powinności, która stoi przede mną: zarówno tej, którą nakłada na mnie moja życiowa sytuacja, jak i tej, którą sam na siebie przyjąłem. Abym nie rozczulał się nad sobą i nie szukał pierwszego lepszego usprawiedliwienia dla swego lenistwa, opieszałości lub niedbalstwa, lecz abym konsekwentnie zabierał się za to, co do mnie po prostu należy. Całą moją nadzieję lokuję w Tobie, Panie Jezu, ufając, że pomożesz mi zawsze zebrać siły i dasz motywację do porządnego wypełniania mojej powinności.

Stacja 8

Jezus napomina płaczące niewiasty

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

Można chyba uznać, że te kobiety naprawdę chciały dobrze i szczerze, prosto z serca, wyrażały swoje współczucie. Z opisu tego spotkania na kartach Ewangelii wiemy, że nie odrzuciłeś ich łez, ich żalu, ich kobiecej życzliwości. Nie odrzuciłeś, ale przekierowałeś na właściwy cel. Bo to nie nad Tobą powinny płakać, a nad sobą – nad swoimi grzechami, słabościami, które właśnie Ty niosłeś na barkach, w postaci tego ciężkiego krzyża. Powiedziałeś wtedy tym dobrym, współczującym kobietom, że gdyby więcej starania wkładały w swoje nawracanie i o świętość swoich bliskich, począwszy od dzieci, to i nad Tobą nie musiałyby się użalać, bo krzyż byłby lżejszy…

Przy tej stacji proszę Cię, Panie Jezu, właśnie o to, abym mniej postanawiał i obiecywał poprawę, a bardziej konkretnie się poprawiał. I abym mniej użalał się nad losem innych, a bardziej konkretnie im pomagał. Abym mniej mówił o swoim wierze, a bardziej konkretnie wierzył. Całą moją nadzieję lokuję w Tobie, Panie Jezu, ufając, że pomożesz mi dobre słowa, szczere intencje i szlachetne zamiary zamieniać na konkretne czyny i postawy.

Stacja 9

Trzeci upadek Jezusa

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

I kolejny upadek. Według naszego liczenia – ostatni na Krzyżowej Drodze. Domyślamy się, że już blisko była Kalwaria, gdzie wszystko miało się dopełnić, ale jednak nastąpił ten upadek, z którego powstanie było dramatycznie trudne. Takie refleksje zwykle przywołuje ta stacja – często mówi się przy niej o braku nadziei, o takim stanie człowieka, który jest bliski rozpaczy i totalnego załamania się, poddania, rezygnacji z dalszej drogi…

Są takie sytuacje w życiu człowieka, takie sploty wydarzeń, takie zmęczenie codziennością, że nie ma się już ochoty dalej żyć. Nie widzi się żadnej motywacji do tego, żeby chociażby rano „zwlec się” z łóżka i wszystko od nowa zaczynać. Nie mówiąc już o dźwignięciu się z jakiegoś konkretnego niepowodzenia czy dramatu.

A jednak, jakby na przekór takim sytuacjom, proszę Cie, Panie Jezu, przy tej stacji, abyś mi nigdy nie pozwolił na rozpacz, na rezygnację, na załamanie się i poddanie. Abyś w tych najcięższych momentach mojego życia nie tyle był przy mnie – bo Ty przecież zawsze przy mnie jesteś – ale abyś dał mi wyraźnie odczuć, że jesteś. Abym wspierając się na Tobie, mógł powstać. Całą moją nadzieję lokuję w Tobie, Panie Jezu, ufając, że uchronisz mnie przed takimi sytuacjami, albo – jeśli przyjdą – od razu pomożesz mi powstać. Pomimo wszystko i na przekór wszystkiemu!

Stacja 10

Jezus z szat odarty

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

Jakby mało było tego poniżenia i sponiewierania, jakiemu zostałeś poddany – musiałeś doświadczyć jeszcze tego: stanąłeś zupełnie nagi przed całym nienawistnym tłumem. Poraniony, pokrwawiony, poobijany – i zupełnie nagi. Co jeszcze mogłeś tym ludziom dać? Jak jeszcze mogłeś udowodnić, pokazać, że naprawdę dałeś już wszystko? Bo dałeś wszystko – dałeś całego siebie, bez ograniczeń i zastrzeżeń, ogołociłeś się ze wszystkiego.

A wszystko to z prawdziwej miłości do tych, którzy – poza nielicznymi wyjątkami – okazywali Ci taką nienawiść i pogardę. Jakbyś im naprawdę cokolwiek złego uczynił. Jakbyś im kiedykolwiek czegokolwiek żałował, skąpił, wyliczał… Jakbyś czegoś od nich chciał dla siebie. Ty im zawsze oddawałeś wszystko – i ta stacja pokazuje to w sposób tak bardzo dosłowny.

Dlatego przy tej stacji proszę Cię, Panie Jezu, abyś mi dał ofiarne serce i odważny umysł, abym ciągle poszukiwał sposobów i okazji dawania z siebie więcej, zawsze więcej – i zawsze z miłością. Abym nigdy nie poprzestał na tym, co minimalne, byle jakie, mierne… Abym nigdy nie skąpił Tobie i ludziom swojej miłości, a konkretnie: swego czasu, swojej uwagi, także swoich talentów, a – w razie potrzeby i w granicach zdrowego rozsądku – także swoich pieniędzy. Całą moją nadzieję lokuję w Tobie, Panie Jezu, ufając, że przekonasz mnie, iż ten, kto dużo z siebie daje – jeszcze więcej zyskuje.

Stacja 11

Jezus przybity do krzyża

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

To bardzo bolesny, a wręcz brutalny moment, kiedy to przybija się człowieka gwoźdźmi do drzewa – jak jakiś przedmiot, jakąś rzecz. Kiedy patrzy się na cały proces krzyżowania, a potem umierania na krzyżu, to przychodzi taka myśl, że człowiek naprawdę jest bardzo przemyślny w zadawaniu bólu drugiemu człowiekowi. Ileż trzeba było pomysłowości – w najgorszym tego słowa znaczeniu – aby zafundować drugiemu taki długi i tak straszliwy proces umierania. Aby zadać mu – z pełną premedytacją – tyle cierpienia!

Dlatego ja, przy tej stacji, proszę Cię, Panie Jezu, abyś mi nigdy nie pozwolił szkodzić drugiemu z premedytacją. Abym – dosłownie – nigdy drugiego nie dobijał, nie przybijał do krzyża, swoim złym słowem, swoją pomysłowością w zadawaniu mu cierpienia, sprawianiu mu przykrości.

Ileż to razy chociażby posiadane poczucie humoru, którym można rozjaśnić otaczającą rzeczywistość, wykorzystywane jest do wyśmiania drugiego człowieka. Ileż to razy pomysłowość, którą można wykorzystać do stworzenia lub zorganizowania jakiegoś dobra, służy szkodzeniu innym. Całą moją nadzieję lokuję więc w Tobie, Panie Jezu, ufając, że pomożesz mi zawsze wszystkie moje talenty i predyspozycje, które przecież od Ciebie otrzymałem, wykorzystywać wyłącznie ku dobremu!

Stacja 12

Jezus Chrystus, jedyny Pan i Zbawiciel wszechświata,

w sposób absolutnie wolny i w czasie, który sam wybrał –

oddaje na krzyżu swoje życie Bogu

za zbawienie człowieka

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

W sposób absolutnie wolny i w czasie który sam wybrałeś – oddałeś swoje życie, Panie Jezu, za każdą i każdego z nas… Za mnie… Tak chciałeś. Nikt Cię do tego nie zmusił, nikt Ci tego nie nakazał. Ojciec powierzył Ci tę misję, ale Ty sam, w sposób wolny, zgodziłeś się na nią, dlatego tak wspaniałomyślną i tak wielką jest ta Twoja ofiara, to Twoje ofiarowanie się za nas. Uczy nas ono, że my też mamy codziennie poszukiwać okazji i sposobu, aby całe swoje życie składać w ofierze Tobie i innym. Aby niczego w naszym życiu – w moim życiu – nie było takiego, co nie byłoby z Ciebie i dla Ciebie. Co by mnie od Ciebie oddalało, co by się Tobie nie podobało, co by nie służyło zbawieniu – mojemu i innych.

Przy tej stacji proszę Cię, Panie Jezu, o pomoc i natchnienie do sensownego przeżywania każdego dnia, a nawet każdej godziny, a wręcz każdej minuty – abym nie marnował czasu, nie marnował życia, bo ono jest tak naprawdę bardzo krótkie i szkoda go na głupoty, na sprawy nieważne, a już tym bardziej na sprawy szkodliwe… Całą moją nadzieją lokuję w Tobie, Panie Jezu, ufając, że z Twoją pomocą dobrze będę wykorzystywał każdy dzień mojego życia, nie mając poczucia straconego czasu i straconych szans.

Stacja 13

Ciało Jezusa zdjęte z krzyża

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

To kolejne Twoje spotkanie z Matką – i znowu w ciszy. Bo Ty już – tak po ludzku – nie mogłeś niczego powiedzieć, a Matka… też nie. Owszem, teoretycznie mogła mówić, ale co można powiedzieć w takiej sytuacji?… W takich momentach cisza mówi najwięcej, milczenie jest najmocniejszym komentarzem, najpełniejszym przekazem. Milczenie, które w takim momencie staje się samą modlitwą… W naszym rozkrzyczanym świecie, w tym natłoku informacji i dezinformacji, w tym całym bełkocie, jaki szeroką falą płynie z ekranów telewizorów, monitorów komputerów i innych przyrządów do masowej komunikacji – cisza jest towarem zupełnie deficytowym. A jest tak bardzo potrzebna! Tak bardzo! Szczególnie w tym naszym czasie – takim, jaki on jest.

Dlatego przy tej stacji proszę Cię, Panie Jezu, o ciszę… O odwagę ciszy, odwagę milczenia. Bo dzisiaj, żeby trwać w ciszy, w milczeniu, żeby przestać mówić – potrzeba odwagi. Bo przecież mogą wyśmiać, uznać za przegranego, który nie umie się bronić, nic nie ma do powiedzenia, nie potrafi się wylansować. Tak, dzisiaj cisza jest zupełnie niemodna. Całą więc moją nadzieję lokuję w Tobie, Panie Jezu, ufając, że mnie przekonasz do ciszy i nauczysz trwać w ciszy – w tej ciszy, którą ja sam niejednokrotnie najwięcej powiem innym, ale w której i Ty najwięcej powiesz do mnie.

Stacja 14

Ciało Jezusa złożone w grobie

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie –

Żeś przez Krzyż i Mękę swoją świat odkupić raczył!

Moment przykrycia grobu wielkim kamieniem zdaje się być ostatecznym zakończeniem wszystkiego. Jak zamknięta księga, tak zamknięty grób symbolizuje zakończoną drogę człowieka, zakończone dzieło jego życia, zamknięty jakiś rozdział w historii danej rodziny, danej społeczności. Był człowiek – nie ma człowieka… Pozostał zimny grób, może nawet ładny pomnik i krzyż ozdobny, ale to i tak grób… Zimny grób… Tak myślelibyśmy – bo tylko tak moglibyśmy myśleć – gdybyś Ty sam, Panie Jezu, nie znalazł się w grobie. Gdyż Twoja obecność w nim sprawiła, że to miejsce zmieniło zupełnie swoje znaczenie: ze znaku ostatecznego zakończenia wszystkiego – stało się znakiem i zapowiedzią Zmartwychwstania! Twój Grób przecież chyba nikomu z nas już nie kojarzy się ze śmiercią, czy z przegraną, a jedynie z Twoim, wielkim zwycięstwem!

Dlatego przy tej stacji proszę Cię o stałe pragnienie Nieba. O to, bym myślał jak najczęściej o wieczności, o świętości, o tym najważniejszym celu wszystkich moich ludzkich dążeń. Abym swoich nadziei nie koncentrował na tym świecie i na sprawach doczesnych, ale zawsze – wszystkie moje nadzieje lokował w Tobie. Bez względu na życiowe okoliczności i reakcje otoczenia – tylko i wyłącznie w Tobie; ufając, że zechcesz mnie zaprosić do swego Domu w Niebie!

Zakończenie

AVE CRUX, SPES UNICA NOSTRA! WITAJ, KRZYŻU, JEDYNA NASZA NADZIEJO! W Tobie, Panie Jezu, lokujemy nasze nadzieje, w Twoje ręce składamy całe nasze życie! Poprowadź nas drogami naszej codzienności, abyśmy nie błądzili po bezdrożach grzechu, ale zdążali wprost do bram Nieba. Dziękujemy Ci, że nas nigdy nie opuszczasz na drogach naszego życia. Nie pozwól nam nigdy opuścić Ciebie. Daj nam zawsze iść za Tobą, Twoją drogą – nawet, jeśli to będzie Krzyżowa Droga… Nie pozwól nam ani na krok od Ciebie odejść – bo tylko w Tobie cała nasza nadzieja!

Aby dostąpić łaski odpustu, przywiązanego do tego nabożeństwa, modlimy się w intencjach Ojca Świętego i Kościoła:

Ojcze nasz…

Zdrowaś Maryjo…

Chwała Ojcu…

Któryś za nas cierpiał rany…

I Ty, któraś współcierpiała…

7 komentarzy

  • Krzyż wyśmiany, krzyż schowany,
    Zapomniany, przewrócony, połamany, wyrzucony,
    Taki dzisiaj obraz Jego
    W zabobony oprawiony.

    Krzyża nawet nie dotykaj,
    Przecież on nieszczęście daje.
    Jak tak można dziś powiedzieć,
    po tym wszystkim co dostaje…

    Świat, który dzięki Krzyżowi sensu nie stracił,
    Który dzięki Niemu prawdziwą miłość zyskał i nas ubogacił,
    Czerpiemy z Niego łaski do świętości,
    Przymnóż nam Jezu Twojej wytrwałości.

    Każdy Krzyż przy drodze coś wyrażał,
    Ale nigdy nikomu nie przeszkadzał,
    Stawiano Go zawsze w podzięce,
    Za życie, za plony, za dobre serce.

    To do Niego się prowadziło zmarłego,
    Tam była granica życia ziemskiego,
    W ten sposób oddawało się Krzyżowi szacunek,
    Że nie ma innej drogi jak ten wizerunek.

    Pion belki Krzyża wyznacza drogę ku Niebu,
    Poziom ogarnia każdego grzesznika,
    Krzyż drogowskazem jest naszej drogi,
    Celem i sensem dobrego życia.

    Nie bój się Krzyża nowego ni starego,
    Bo Jezus na nim umarł cierpiąc za każdego,
    Kochaj Krzyż i cześć mu oddawaj,
    zaproś Go do życia i się nie poddawaj.

    Nie ma innej drogi do życia wiecznego,
    Jak pójść pod Krzyż Chrystusa krwią pokrytego,
    On zna Twój ból i wie co czujesz,
    Ogarnij się człowieku to się nie zmarnujesz.

  • Odmawiałam Nowennę do św. Józefa, więc oczywistym było , że odmówię i dziś Litanię do Świętego, ale nie spodziewałam się przesyłki listowej z wydawnictwa Rafael właśnie z takim podarkiem na dzień dzisiejszy; między innymi pięknie wydrukowanej Litanii a na odwrocie obrazka Aktu poświęcenia się Świętemu Józefowi.
    Do południa nie zdążyłam odczytać całych rekolekcji, więc nie zapoznałam się z drugim zadaniem, ale myślę, że działając intuicyjnie spełniłam i to zadanie; bo byłam odwiedzić samotną kuzynkę i sprawiłam Jej radość i niespodziankę.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.