Świadczyć w codzienności…

Ś

Szczęść Boże! Moi Drodzy, serdecznie pozdrawiam Wszystkich i już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Do dyspozycji mamy rozważanie Ani, której serdecznie dziękuję za jego przygotowanie. Co Pan konkretnie do mnie dzisiaj mówi? Niech Duch Święty będzie naszym światłem i natchnieniem!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wtorek 4 Tygodnia Wielkanocnego,

27 kwietnia 2021.,

do czytań: Dz 11,19–26; J 10,22–30

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Ci, których rozproszyło prześladowanie, jakie wybuchło z powodu Szczepana, dotarli aż do Fenicji, na Cypr i do Antiochii, głosząc słowo samym tylko Żydom. Niektórzy z nich pochodzili z Cypru i z Cyreny. Oni to po przybyciu do Antiochii przemawiali też do Greków i opowiadali Dobrą Nowinę o Panu Jezusie. A ręka Pańska była z nimi, bo wielka liczba uwierzyła i nawróciła się do Pana.

Wieść o tym doszła do uszu Kościoła w Jerozolimie. Wysłano do Antiochii Barnabę. Gdy on przybył i zobaczył działanie łaski Bożej, ucieszył się i zachęcał wszystkich, aby całym sercem wytrwali przy Panu; był bowiem człowiekiem dobrym i pełnym Ducha Świętego i wiary. Pozyskano wtedy wielką liczbę dla Pana.

Barnaba udał się też do Tarsu, aby odszukać Pawła. A gdy znalazł, przyprowadził go do Antiochii i przez cały rok pracowali razem w Kościele, nauczając wielką rzeszę ludzi. W Antiochii też po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Obchodzono w Jerozolimie uroczystość Poświęcenia Świątyni. Było to w zimie. Jezus przechadzał się w świątyni, w portyku Salomona.

Otoczyli Go Żydzi i mówili do Niego: „Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie”.

Rzekł do nich Jezus: „Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec.

Moje owce słuchają mojego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki.

Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy”.

A OTO SŁÓWKO ANI:

Myślę, że każdy z nas zna sytuację, w której coś jest nam zakazane – i właśnie dlatego to „coś” chętnie podejmujemy, rozwijamy, rozpowszechniamy. Niekiedy da się słyszeć takie stwierdzenie, że zasady są po, to aby je łamać. Czasem więc jesteśmy jak dziecko, któremu mama mówi: „Nie dotykaj, bo się oparzysz!”, a my nie słuchamy tego zupełnie i konsekwencje dotknięcia gorącego garnka są dość dotkliwe. Dzisiejsze pierwsze czytanie mówi o tego typu sytuacji, tyle, że w nieco innych okolicznościach, dlatego także efekty tej sytuacji są inne.

Z założenia prześladowania pierwszych uczniów Chrystusa miały sprawić, że ich wiara i oni sami zginą, staną się marginesem, który nic nie znaczy i jest co najwyżej śmieszny. Okazało się jednak, że trudne wydarzenia wzmocniły pierwszych chrześcijan, zyskali siłę, motywację do rozpowszechniania Dobrej Nowiny o zbawieniu. Złamali zasady, bo nie były one zgodne z prawdą, według której chcieli żyć.

Nas też czasem spotykają różne nieprzyjemności, związane z tym, że wierzymy i w jakiś sposób, swoim życiem, próbujemy innych ewangelizować. Czasem nas to zniechęca, zamyka, tworzy coś na kształt zawstydzenia z powodu własnych przekonań, strachu przed tym, że się zostanie wyśmianym… Warto, aby takie wydarzenia nie powodowały, że będziemy się naprawdę bali wyrażania własnych przekonań.

Dla mnie, dzisiejsza Ewangelia jest jakąś odpowiedzią na problem, o którym tu sobie mówimy, czyli zawstydzenia, spowodowanego wyznawaniem wiary i świadczeniem o niej. Nasze świadectwo nie musi byś manifestem, chodzeniem z ogromnym krzyżem na piersi, czyli fasadą, pod która czasami nie kryje się nic wartościowego i interesującego.

Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. Świadczenie o Chrystusie może być czymś subtelniejszym. Może być po prostu „zwyczajnym” życiem – tak po prostu, w szarości codzienności, jak radzimy sobie z trudnościami, czy potrafimy zrezygnować z czegoś, na rzecz kogoś.

Wydaje mi się, że to jest trudniejsze, niż zewnętrzne manifestowanie wiary raz na jakiś czas, w wielkim wydarzeniu, zrywie emocji. Zwykłe życie jest żmudne, często nie dzieje się nic niezwykłego, atrakcyjnego. Ale to właśnie wtedy świadectwo wiary jest najbardziej przekonujące!

Módlmy się, aby Pan dał nam łaskę świadczenia o Nim naszym życiem, abyśmy umieli wytrwać w wierze – w codzienności…

5 komentarzy

  • Klęska prześladowań pierwszych chrześcijan które miały ich rozproszyć i rozpędzic na cztery wiatry, co jak wiemy się nie powiodło, jest przykładem solidności fundamentu na którym buduje Jezus. Do którego zawsze mogę się zwrócić w radości czy kryzysie. On mnie zna i wskazuje mi właściwy kierunek dokąd mam ruszyć z miejsca w którym jestem. Ale trzeba Mu zaaufać. Iść za Nim, dokądkolwiek poprowadzi 🙂

    • Dlatego słowo: „klęska” w tym przypadku nie ma chyba zastosowania. Bo chociaż same w sobie są czymś złym, to jednak Pan wyprowadził z nich wielkie dobro dla Kościoła!
      xJ

  • „Nasze świadectwo nie musi byś manifestem,….Może być po prostu „zwyczajnym” życiem – Wydaje mi się, że to jest trudniejsze, niż zewnętrzne manifestowanie”

    W samo sendo Aniu, to jest trudne i to zawsze będzie problem z którym walczymy. Upadamy. Walczymy…

    Zawsze będziemy spotykać na swojej drodze kogoś kto będzie pytał ” Po co chodzisz do Kościoła?, Co ci z twojej wiary ” itp.
    Nasze świadectwo zawsze będzie wymagało wysiłku.

    Pozdrawiam

    • Ale czy takie świadectwo o którym mowa, znoszenia cierpień życiowych, to nie jest za mało? Inaczej mówiąc, czy to jest świadectwem wiary? Na pewno tak, jeśli znosząc trudy w postaci jakiegoś cierpienia mówimy sobie, ok, cierpię, ale Jezus mi pomaga nieść mój krzyż lub też że to cierpienie ma jakiś sens by mnie umocnic w wierze, albo dzięki temu ktoś inny otrzyma Boże łaski.

      • Właśnie, jeżeli mówimy to sobie – i w razie potrzeby mówimy innym. Nie chodzi tu o jakieś przesadne, puste manifestacje, ale nie można też trwożliwie unikać jasnego wyrażenia swego stanowiska, jeśli okoliczności na to wskazują.
        xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.