Przecież to tylko plasterek mięsa…

P

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Pani Profesor Elżbieta Szczot, moja Koleżanka z czasów wspólnej pracy w Katedrze Prawa Sakramentów Świętych na KUL. Dziękując za naszą znajomość, życzę Bożej opieki na każdy dzień, w tym także – tak bardzo potrzebnego zdrowia. I zapewniam o modlitwie!

I już za chwilę ruszam na dyżur duszpasterski – tym razem, w gmachu przy ul. 3 Maja, na Wydziale Nauk Ścisłych i Przyrodniczych. A wieczorem, o 19:00 – Msza Święta w naszym Ośrodku i adoracja Najświętszego Sakramentu w ciszy. Jak co środę. Jakby co, to zapraszam!

A teraz – póki co – zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co konkretnie mówi do mnie dzisiaj Pan? Z jakim przesłaniem zwraca się osobiście do mnie? Duchu Święty, podpowiedz!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 33 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Elżbiety Węgierskiej, Zakonnicy,

17 listopada 2021.,

do czytań: 2 Mch 7,1,20–31; Łk 19,11–28

CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI MACHABEJSKIEJ:

Siedmiu braci zostało schwytanych razem z matką. Bito ich biczami i rzemieniami, gdyż król Antioch chciał ich zmusić, aby skosztowali wieprzowiny zakazanej przez Prawo.

Przede wszystkim zaś godna podziwu i trwałej pamięci była matka. Przyglądała się ona w ciągu jednego dnia śmierci siedmiu synów i zniosła to mężnie. Nadzieję bowiem pokładała w Panu. Pełna szlachetnych myśli zagrzewając swoje kobiece usposobienie męską odwagą, każdego z nich upominała w ojczystym języku. Mówiła do nich: „Nie wiem, w jaki sposób znaleźliście się w moim łonie, nie ja wam dałam tchnienie i życie, a członki każdego z was nie ja ułożyłam. Stwórca świata bowiem, który ukształtował człowieka i wynalazł początek wszechrzeczy, w swojej litości ponownie odda wam tchnienie i życie, dlatego że wy gardzicie nimi teraz dla Jego praw”.

Antioch był przekonany, że nim gardzono, i dopatrywał się obelgi w tych słowach. Ponieważ zaś najmłodszy był jeszcze przy życiu, nie tylko dał mu ustną obietnicę, ale nawet pod przysięgą zapewnił go, że jeżeli odwróci się od ojczystych praw, uczyni go bogatym i szczęśliwym, a nawet zamianuje go przyjacielem i powierzy mu ważne zadania. Kiedy zaś młodzieniec nie zwracał na to żadnej uwagi, król przywołał matkę i namawiał ją, aby chłopcu udzieliła zbawiennej rady.

Po długich namowach zgodziła się nakłonić syna. Kiedy jednak nachyliła się nad nim, wtedy wyśmiewając okrutnego tyrana, tak powiedziała w języku ojczystym: „Synu, zlituj się nade mną. W łonie nosiłam cię przez dziewięć miesięcy, karmiłam cię mlekiem przez trzy lata, wyżywiłam cię i wychowałam aż do tych lat. Proszę cię, synu, spojrzyj na niebo i na ziemię, a mając na oku wszystko, co jest na nich, zwróć uwagę na to, że z niczego stworzył je Bóg i że ród ludzki powstał w ten sam sposób. Nie obawiaj się tego oprawcy, ale bądź godny braci swoich i przyjmij śmierć, abym w czasie zmiłowania odnalazła cię razem z braćmi”.

Zaledwie ona skończyła mówić, młodzieniec powiedział: „Na co czekacie? Jestem posłuszny nie nakazowi króla, ale słucham nakazu Prawa, które przez Mojżesza było dane naszym ojcom. Ty zaś, przyczyno wszystkich nieszczęść Hebrajczyków, nie uciekniesz z rąk Bożych”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus opowiedział przypowieść, dlatego że był blisko Jerozolimy, a oni myśleli, że królestwo Boże zaraz się zjawi.

Mówił więc: „Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się w kraj daleki, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić.

Przywołał więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do nich: «Zarabiajcie nimi, aż wrócę».

Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: «Nie chcemy, żeby ten królował nad nami».

Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał.

Stawił się więc pierwszy i rzekł: «Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min». Odpowiedział mu: «Dobrze, sługo dobry; ponieważ w drobnej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami».

Także drugi przyszedł i rzekł: «Panie, twoja mina przyniosła pięć min». Temu też powiedział: «I ty miej władzę nad pięciu miastami».

Następny przyszedł i rzekł: «Panie, tu jest twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce. Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył i żąć, czegoś nie posiał».

Odpowiedział mu: «Według słów twoich sądzę cię, zły sługo. Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: chcę brać, gdzie nie położyłem, i żąć, gdziem nie posiał. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał».

Do obecnych zaś rzekł: «Odbierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min».

Odpowiedzieli mu: «Panie, ma już dziesięć min».

Powiadam wam: «Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach»”.

Po tych słowach ruszył na przedzie zdążając do Jerozolimy.

W pierwszym dzisiejszym czytaniu słyszymy zaledwie fragment całej długiej historii męczeństwa siedmiu braci, poniesionego na świadectwo wyznawanej przez nich wiary w jednego i jedynego Boga. To już drugie – po usłyszanym przez nas wczoraj, w pierwszym czytaniu, opisie mężnej postawy i ostatecznie także męczeństwa starca Eleazara – mocne świadectwo, jak bardzo wiara i wynikające z niej zasady były drogie niektórym ludziom.

Na pewno, nie byli to wszyscy Izraelici, tylko niektórzy, ci najbardziej odważni, ale to właśnie oni stanowili dla swoich rodaków, ówcześnie żyjących, i dla nas dzisiaj – bardzo ważny punktu odniesienia.

Zarówno we wczorajszej historii, jak i tej, opowiedzianej dzisiaj, chodziło o zjedzenie kawałka wieprzowiny. Zatem – z czysto racjonalnego i czysto ludzkiego punktu widzenia – chodziło o jakiś drobiazg, w ogóle nie warty uwagi, a już tym bardziej: oddawania życia. Czyż nie można było sobie tego jakoś wytłumaczyć, argumentując chociażby w ten sposób, że złoży się Bogu za to przekroczenie Prawa jakąś ofiarę przebłagalną, a i w modlitwie się Go przeprosi, a ocalone w ten sposób życie będzie można jeszcze wykorzystać na tyle dobrych i ważnych spraw! O co więc kruszyć kopię?

Czy nie szkoda życia i tego wszystkiego, co jeszcze dobrego może się w nim stać, żeby je tak po prostu oddawać za kawałek mięsa? Czy Bogu naprawdę zrobi różnicę fakt, że się zje lub nie zje kawałka mięsa akurat tego zwierzęcia, a nie innego? Czemu Bóg upiera się, że akurat mięso wieprzowe jest nieczyste, a inne jest czyste? I czy położone na szali życie ma się okazać lżejsze od położonego na drugiej szali kawałka mięsa?

Moi Drodzy, to są bardzo logiczne pytania i bardzo sensowne argumenty. Z czysto ludzkiego punktu widzenia. Według ludzkiej logiki. Okazało się jednak, że dla siedmiu braci machabejskich i dla starego Eleazara sprawa nie rozgrywała się o kawałek mięsa, ale o to, co najmłodszy z braci, podtrzymany na duchu przez matkę, odważnie powiedział: Jestem posłuszny nie nakazowi króla, ale słucham nakazu Prawa, które przez Mojżesza było dane naszym ojcom.

A przecież był mamiony propozycją wielkich zaszczytów i znaczącej pozycji w państwie. Król obiecał i nawet pod przysięgą zapewnił go, że jeżeli odwróci się od ojczystych praw, uczyni go bogatym i szczęśliwym, a nawet zamianuje go przyjacielem i powierzy mu ważne zadania. Nic to jednak nie dało. Młody człowiek, podobnie jak jego bracia, mężnie oddał życie!

Tak swoją drogą, to trudno sobie wyobrazić, jak mogłaby w praktyce wyglądać jego przyjaźń z królem – gdyby się oczywiście na nią zdecydował – po tym, jak tenże właśnie król już wymordował jego starszych braci. Czy w takiej sytuacji można mieć satysfakcję z zaszczytów, które by się ewentualnie otrzymało? Jak nisko musiałby upaść ten młody człowiek, żeby pójść na takie układy z królem! I jak nisko upadł już król, skoro odważył się takie układy mu zaproponować.

Na szczęście, młody człowiek pozostał do końca… no właśnie, jaki?… Kim pozostał?… Pozostał wierny Bogu! Nie takim, czy innym, zasadom lub upodobaniom kulinarnym, ale Bogu, który określił prawa, jakimi winni kierować się Jego wyznawcy. A że akurat w tym momencie wierność tymże prawom wymagała zachowanie rzeczy naprawdę drobnej, jaką było powstrzymanie się przed zjedzeniem kawałka mięsa – to tak się właśnie ułożyło.

Jest to dla nas, moi Drodzy, bardzo cenne i ważne wskazanie, że nasze świadectwo wiary także często dokonuje się poprzez wierność drobiazgom. My może wypatrujemy jakichś nadzwyczajnych okoliczności i okazji do pokazania swego męstwa, ale skoro one nie następują, to sobie myślimy, że nic nie musimy szczególnego robić, a tymczasem może trzeba dobrze wykorzystać owe miny, które ewangeliczny król rozdysponował między swymi sługami, aby nimi zarządzali. Nam też powierzone zostały talenty, uzdolnienia natchnienia, abyśmy je wykorzystywali i rozwijali dla zbawienia swego i innych. I może właśnie nasza wierność dzisiaj na tym ma polegać?…

A jest to o tyle istotne, że w tych codziennych drobiazgach i najbardziej zwyczajnych sprawach mogą się niejako ukrywać pojedyncze sytuacje – może i drobne, ale bardzo ważne – kiedy to nasze świadectwo będzie miało szczególne znaczenie. Sytuacje, których przegapienie i niedocenienie może przynieść naprawdę złe skutki duchowe dla nas samych i stanowić zgorszenie dla innych.

Zobaczmy, dziesięciu sług dostało po minie, aby nimi gospodarowali do powrotu pana. Ci, którzy zrobili z nich użytek, zostali sowicie nagrodzeni. A ten, który swojej nie pomnożył, został tak surowo ukarany. Zauważmy to: on jej nie zmarnował, nie zgubił, nie przepił… On ją starannie przechował i – by tak rzec: w stanie nienaruszonym – zwrócił swemu panu. I został za to ukarany!

Moglibyśmy zapytać, czy owemu panu aż tak zależało na tej jednej minie? Przecież, na dobrą sprawę, nominalnie nie poniósł straty. Owszem, nic nie zyskał, co też można uznać za stratę, ale jego dotychczasowy majątek nie doznał uszczerbku. Poza tym, dla króla, jako człowieka bogatego i możnego, jaką wartość miała jedna mina? Czy musiał o nią robić taką aferę?

Właśnie! To jest ta sama sprawa, o jakiej mówimy w przypadku kawałka wieprzowiny. Przecież to tylko kawałek mięsa… Może nawet niewielki, może tylko plasterek… A wczoraj słyszeliśmy, że Eleazar mógł nawet jedynie udawać przed innymi, że je, a wcale nie musiał jeść. Tylko udawać… On jednak i na to się nie zgodził. Dlaczego?

Dlatego, moi Drodzy, że w sprawach wiary i wierności Prawu Bożemu rzecz bardzo często rozgrywa się na poziomie codziennych drobiazgów! Które trzeba zauważyć i ich znaczenie docenić. One są naprawdę bardzo, bardzo ważne. Mówiąc jeszcze inaczej – w tych sprawach naprawdę nie chodzi o to, jaka to rzecz czy jaka czynność. Chodzi o zasadę! Bo w ten sposób widać, jakie jest tak naprawdę nastawienie naszego serca.

Dobrze to rozumiała i dlatego pozostała wierną Bogu we wszystkich okolicznościach swego życia – także tych najdrobniejszych i najbardziej codziennych – Patronka dnia dzisiejszego, Święta Elżbieta Węgierska, Zakonnica.

Urodziła się w 1207 roku, w Bratysławie, jako trzecie dziecko Andrzeja II, króla Węgier, i Gertrudy – siostry Świętej Jadwigi Śląskiej. Gdy miała zaledwie cztery lata, została zaręczona z Ludwikiem IV, późniejszym landgrafem Turyngii. Wychowywała się wraz z nim na zamku Wartburg. Wyszła za niego za mąż – zgodnie z zamierzeniem swojego ojca – dopiero dziesięć lat później, w roku 1221, mając lat czternaście. Z małżeństwa urodziło się troje dzieci.

Po sześciu latach, w 1227 roku, Ludwik zmarł podczas wyprawy krzyżowej we Włoszech. Tak więc Elżbieta została wdową mając lat dwadzieścia. Zgodnie z tamtejszym prawem spadkowym, musiała opuścić wraz z dziećmi Wartburg. Zamieszkała zatem w Marburgu, gdzie ufundowała szpital, w którym sama chętnie usługiwała. Całkowicie oddała się wychowaniu dzieci, modlitwie, uczynkom pokutnym i miłosierdziu. Jej spowiednikiem był Konrad z Marburga, słynny kaznodzieja, człowiek bardzo surowy. Prowadził on Elżbietę drogą niezwykłej pokuty.

W 1228 roku złożyła ona ślub wyrzeczenia się świata i przyjęła – jako jedna z pierwszych – habit tercjarki Świętego Franciszka. Ostatnie lata spędziła w skrajnym ubóstwie, oddając się bez reszty chorym i biednym. Zmarła w nocy z 16 na 17 listopada 1231 roku.

Sława jej świętości była tak wielka, że na jej grób zaczęły przychodzić pielgrzymki. Konrad z Marburga napisał jej żywot i zwrócił się do Rzymu z formalną prośbą o kanonizację. Papież Grzegorz IX bezzwłocznie wysłał komisję dla zbadania życia Elżbiety i cudów, jakie miały się dziać przy jej grobie. Stwierdzono wówczas około sześćdziesięciu niezwykłych wydarzeń. Sprawę poparło też kilku biskupów. Wziąwszy to wszystko pod uwagę, Papież Grzegorz IX, w dniu 27 maja 1235 roku, ogłosił uroczyście Elżbietę Świętą.

A oto relacja wspomnianego przed chwilą Konrada z Marburga o naszej dzisiejszej Patronce: „Odtąd Elżbieta coraz bardziej zaczęła jaśnieć cnotami. Całe życie była pocieszycielką ubogich – teraz poświęciła się całkowicie opiece nad potrzebującymi. W pobliżu jednego ze swych zamków poleciła zbudować szpital, w którym zgromadziła wielu chorych i słabych. Hojnie rozdzielała dary miłości wszystkim, którzy prosili ją o wsparcie nie tylko na tym miejscu, ale na każdym innym podlegającym władzy jej małżonka. Wszystkie dochody, pochodzące z czterech księstw swego małżonka, wyczerpała do tego stopnia, iż w końcu na potrzeby ubogich nakazywała sprzedawać klejnoty i kosztowne szaty.

Dwa razy na dzień, rankiem i wieczorem, miała zwyczaj odwiedzać chorych. Osobiście posługiwała tym, którzy cierpieli na odrażające choroby, podawała posiłek jednym, poprawiała posłanie drugim, niektórych dźwigała na ramionach i spełniała wiele innych dobroczynnych posług. W tym wszystkim podtrzymywał ją błogosławionej pamięci małżonek. Na koniec, po śmierci swego małżonka, starając się o jak największą doskonałość, pośród wielu łez prosiła mnie, abym pozwolił jej wędrować od drzwi do drzwi i prosić o jałmużnę.

W Wielki Piątek, kiedy ołtarze były obnażone, złożywszy ręce na ołtarzu, w kaplicy swego miasta, dokąd sprowadziła Braci Mniejszych, w obecności świadków wyrzekła się własnej woli i tego wszystkiego, co Zbawiciel w Ewangelii zalecał porzucić. Następnie skoro zrozumiała, że mogłyby ją uwieść sprawy świata oraz ziemski przepych, którego doznawała otoczona szacunkiem za życia małżonka, wbrew mojej woli udała się do Marburga. Tu zbudowała szpital i zgromadziła chorych i ułomnych. Zapraszała do swego stołu najbardziej ubogich i pogardzanych.

Wobec Boga stwierdzam, że pomimo jej czynnego życia rzadko spotykałem niewiastę, która by w tak wysokim stopniu obdarzona była darem kontemplacji. Niektórzy zakonnicy i zakonnice zauważali często, iż kiedy powracała z modlitewnego odosobnienia, jej twarz jaśniała niezwykle, a oczy błyszczały jakby promieniami słońca.

Przed śmiercią wysłuchałem jej spowiedzi. Kiedy zapytałem, jak rozporządzić majątkiem i sprzętem domowym, odparła, że wszystko, co jeszcze wydaje się posiadać, należy do ubogich. Prosiła też, abym rozdał wszystko, z wyjątkiem zwykłej tuniki, którą miała na sobie i w której chciała być pochowaną. Po wydaniu tych rozporządzeń przyjęła Ciało Pana. Następnie, aż do godzin wieczornych, mówiła dużo o tym, co najpiękniejszego usłyszała w kazaniach. Wreszcie polecając Bogu z największą pobożnością wszystkich obecnych, jak gdyby zapadając w łagodny sen, oddała ducha.” Tyle z relacji kierownika duchowego naszej Świętej.

Słuchając tego świadectwa, a jednocześnie wpatrując się piękny przykład świętości Elżbiety Węgierskiej, oraz wsłuchując się w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zapytajmy samych siebie, jak to jest – w naszym życiu – z tymi drobiazgami, które są naprawdę tak bardzo ważne?…

4 komentarze

  • Godna jest podziwu i przykładu postawa matki i 7 synów z pierwszego czytania. Wspaniała argumentacja, że bardziej trzeba słuchać Boga niż człowieka. W czasie czytania przyszła mi na myśl inna myśl Jezusa
    „Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny.” (Łk 16, 10)
    Ps. Zapewne pogłębię jeszcze swoją refleksję na Eucharystii o 18tej i słuchając kazania Księdza kanonika dr. teologii Henryka Witczaka, obecnego Opiekuna naszej Wspólnoty.

      • Jako historyk Kościoła i wykładowca na Uczelniach raczej przybliżył mam kontekst historyczny tych wydarzeń, począwszy od Aleksandra Wielkiego….a na rozważenia o Ewangelii zabrakło czasu.
        Mnie Ewangelia zmusiła do zastanowienia się , jak ja wykorzystuję dary i talenty, którymi mnie Pan Bóg obdarzył i wciąż obdarza i uświadomiła mi na nowo, że ze swego włodarstwa Bożymi darami będę musiała złożyć raport….

        • Szkoda, że na rozważanie Ewangelii zabrakło czasu… Dlatego Ksiądz Marek, kiedy przyjeżdża do Polski i głosi homilie w różnych Parafiach, propagując dzieło misji na Syberii – zawsze zaczyna od rozważania Ewangelii. I traktuje to wręcz jako standard i naturalną kolejność.
          xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.