Przez swoją wytrwałość…

P

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę święceń biskupich przeżywa Ksiądz Arcybiskup Andrzej Dzięga – w swoim czasie: Dziekan Wydziału Prawa na KUL, na którym studiowałem. Przy tej okazji dziękuję Księdzu Arcybiskupowi – już po raz kolejny – za piękną, pasterską postawę, jaką zajmuje w całej obecnej sytuacji, panującej w naszej Ojczyźnie, i w obliczu wszelkich przejawów łamania Prawa Bożego, do jakiego ciągle u nas dochodzi. Odwagę Księdza Arcybiskupa widzimy w Jego działaniach, czytamy w Jego listach i słyszymy w wypowiedziach. Wielkie dzięki za podtrzymywanie w nas ducha wiary!

Rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa przeżywają natomiast Państwo Teresa i Marian Nowiccy, czyli moja Ciocia i mój Wujek, mieszkający w Działdowie.

Wszystkim świętującym dzisiaj życzę nieustającej odwagi w świadczeniu o wierze! Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, wczoraj byłem w parku, na miejscu męczeństwa Ojca Maksymiliana Świerżewskiego. Razem z Panią Doktor, Pracownicą naszej Uczelni, mieszkającą tuż obok, odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Modliliśmy się za Ojca Mateusza, ale chyba bardziej przez Jego wstawiennictwo… Modliliśmy się też za morderców. Oby się nawrócili!

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co konkretnie mówi do mnie Pan? Z jakim przesłaniem się do mnie dziś osobiście zwraca? Niech Duch Święty przyjdzie nam z pomocą!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 34 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Andrzeja Dunc–Lac, Kapłana i Towarzyszy,

24 listopada 2021.,

do czytań: Dn 5,1–6.13–14.16–17.23–28; Łk 21,12–19

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA DANIELA:

Król Baltazar urządził dla swych możnowładców w liczbie tysiąca wielką ucztę i pił wino wobec tysiąca osób. Gdy zasmakował w winie, rozkazał Baltazar przynieść srebrne i złote naczynia, które jego ojciec, Nabuchodonozor, zabrał ze świątyni w Jerozolimie, aby mogli z nich pić król oraz jego możnowładcy, jego żony i nałożnice.

Przyniesiono więc złote i srebrne naczynia zabrane ze świątyni w Jerozolimie; pili z nich król, jego możnowładcy, jego żony i jego nałożnice. Pijąc wino wychwalali bożków złotych i srebrnych, miedzianych i żelaznych, drewnianych i kamiennych.

W tej chwili ukazały się palce ręki ludzkiej i pisały za świecznikiem na wapnie ściany królewskiego pałacu. Król zaś widział piszącą rękę. Twarz króla zmieniła się, myśli jego napełniły się przerażeniem, jego stawy biodrowe uległy rozluźnieniu, a kolana jego uderzały jedno o drugie.

Wtedy przyprowadzono Daniela przed króla. Król odezwał się do Daniela: „Czy to ty jesteś Daniel, jeden z uprowadzonych z Judy, których sprowadził z Judy król, mój ojciec? Słyszałem o tobie, że posiadasz boskiego ducha i że uznano w tobie światło, rozwagę i nadzwyczajną mądrość. Słyszałem zaś o tobie, że umiesz dawać wyjaśnienia i rozwiązywać zawiłości. Jeśli więc potrafisz odczytać pismo i wyjaśnić jego znaczenie, zostaniesz odziany w purpurę i złoty łańcuch na szyję i będziesz panował jako trzeci w królestwie”.

Wtedy odezwał się Daniel i rzekł wobec króla: „Dary swoje zatrzymaj, a podarunki daj innym. Jednakże odczytam królowi pismo i wyjaśnię jego znaczenie. Uniosłeś się przeciw Panu nieba. Przyniesiono do ciebie naczynia Jego domu, ty zaś, twoi możnowładcy, twoje żony i twoje nałożnice piliście z nich wino. Wychwalałeś bogów ze srebra i złota, z miedzi i żelaza, z drzewa i kamienia, którzy nie widzą, nie słyszą i nie rozumieją. Bogu zaś, w którego mocy jest twój oddech i wszystkie twoje drogi, czci nie oddałeś. Dlatego posłał On tę rękę, która nakreśliła to pismo.

A oto nakreślone pismo: mene, mene, tekel ufarsin. Takie zaś jest znaczenie wyrazów: mene – Bóg obliczył twoje panowanie i ustalił jego kres; tekel – zważono cię na wadze i okazałeś się zbyt lekki; peres – twoje królestwo uległo podziałowi; oddano je Medom i Persom”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą przed królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić.

A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie”.

Daniel wyjaśnia królowi – i nam wszystkim – znaczenie trzech słów, jakie w sposób bardzo zaskakujący i tajemniczy zostały wypisane na ścianie królewskiego pałacu. Otóż, mene, mene, tekel ufarsinto nazwy wschodnich monet lub odważników, powszechnie wówczas używanych w handlu. Daniel jednak interpretuje te słowa w sposób szerszy, nadając im nowe znaczenie – na podstawie ich podobieństwa do czasowników aramejskich: „mierzyć”, „waży攄dzielić”.

A skoro tak, to już rozumiemy, dlaczego przesłanie tegoż zapisu może być tylko jedno: Bóg dokładnie osądzi – zważy i zmierzy – panowanie króla, po czym położy mu kres, oddając je Medom i Persom. Ponieważ zaś król Baltazar, o którym dziś mowa, w rzeczywistości – według zgodnej opinii historyków – nie był wówczas królem, przeto w jego osobie możemy widzieć wszystkich wielkich tego świata, którym wydało się, iż są tak wielcy, że nawet z Boga mogą sobie drwić.

Zachowanie króla i jego współbiesiadników – jak słyszymy w pierwszym czytaniu – opisuje tak naprawdę wszystkie urągania Bogu i szyderstwa z Niego, jakich na przestrzeni wieków dopuszczali się i wciąż dopuszczają się różni ludzie: i ci, zajmujący najwyższe stanowiska, ale i ci, zajmujący niższe, albo nie zajmujący żadnych, ale z poziomu własnego grajdołka próbujący sprzeciwiać się Bogu, ośmieszać go i poniżać Jego wyznawców.

Niestety, to ostatnie jest nieodłącznie związane z postawą negacji Boga i szydzenia z Niego: najczęściej realizuje się ona poprzez prześladowanie Jego przyjaciół i uczniów.

Jasno to dzisiaj zapowiada Jezus w Ewangelii. Mówi bez ogródek: Podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą przed królów i namiestników. I – jakby tego było mało – dopowiada: A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich.

A zatem, zapowiedzi jasne, konkretne i… bardzo ciężkie w odbiorze, wręcz zastraszające! Jednak przeplatają się z przesłaniem ratunku i nadziei. Jezus bowiem mówi: Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić. I jeszcze dodaje: Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie.

My oczywiście wiemy, że stwierdzeń tych nie należy rozumieć dosłownie, bo przecież widzimy, że w tak wielu przypadkach nie tylko włos z głowy, ale i cała głowa spadła… I tylu wyznawców Chrystusa przez wszystkie wieki istnienia Kościoła – a w ostatnim czasie wyjątkowo dużo i w wyjątkowo brutalny sposób – «o śmierć jest przyprawianych»! Jezus to zresztą wyraźnie zapowiada.

Ale zapowiada jednocześnie wielkie zwycięstwo tych, którzy przy Nim wytrwają! Zwycięstwo w Niebie – ale i moralne zwycięstwo tu, na ziemi. Bo ci, którzy dla Jego imienia życie swoje w ofierze złożyli, dzisiaj są naszymi Orędownikami przed Bogiem, a ich życie jest dla nas wzorem. Oni są szczęśliwi w Niebie, do którego my dopiero zdążamy.

Ich prześladowcy zaś i mordercy albo zostali przez historię zapomniani, albo pozostali w pamięci jako ludzie źli, o których mówi się tylko w sposób negatywny. Jako przykład podaje się w tej materii wspominanie Piłata w naszym chrześcijańskim Credo, czyli w Wyznaniu wiary. Z całą pewnością, nie na takim wspominaniu przez historię zależałoby komukolwiek z nas…

I chyba nikt z nas nie zechciałby zobaczyć nad sobą ręki, wypisującej jakieś tajemnicze słowa. Jak słyszeliśmy w pierwszym czytaniu, kiedy się ona pojawiła, twarz króla zmieniła się, myśli jego napełniły się przerażeniem, jego stawy biodrowe uległy rozluźnieniu, a kolana jego uderzały jedno o drugie. Przyznamy, że bardzo realistycznie i oryginalnie Autor biblijny opisał nam jego przerażenie. To było na początku, kiedy król zobaczył rękę i napis.

I tylko można się zastanawiać, co tak naprawdę było dla niego gorsze: widzieć te słowa i nie wiedzieć, co oznaczają, czy właśnie dowiedzieć się tego?… Niestety, ten dzień nie przyniósł dobrych wiadomości królowi i jego otoczeniu. Oto bowiem Bóg w jednym momencie powstrzymał jego bezczelne ośmieszanie swego Majestatu.

A to jest także dzisiaj dla nas bardzo pocieszającą wiadomością, że wszystko, co trudne i bolesne, a co spada na wyznawców Chrystusa, na ludzi wiernych Bogu – będzie miało swój kres. Przyjdzie taki moment – jeżeli nie w tym życiu, to w przyszłym, ale często dzieje się to już w tym ziemskim życiu – że przeciwnicy Boga i prześladowcy Kościoła zobaczą nas sobą mene, mene, tekel ufarsin.

Ale nie tylko oni, bo – tak naprawdę – my wszyscy, którzy sprzeciwiamy się Bogu swoimi grzechami i wadami, w których z upodobaniem trwamy, winniśmy te słowa odnieść do siebie. A chociaż żadna ręka niczego nam raczej nie wypisuje na ścianie za regałem, albo telewizorem, to jednak przesłanie tych słów płynie także do nas – i to szerokim potokiem – chociażby z kart Pisma Świętego. Szczególnie w tych ostatnich dniach roku liturgicznego. Warto się nimi przejąć.

Bo jeżeli płyną one do nas teraz, w czasie tego ziemskiego pielgrzymowania, to stanowią ostrzeżenie i przypomnienie. Kiedy jednak padną po drugiej stronie życia – będą już tylko obwieszczeniem wyroku. Weźmy więc je sobie do serca teraz!

A w obliczu przeciwności, lub prześladowań, jakie spotykają nas ze strony ludzi, niech będą one dla nas pocieszeniem i źródłem nadziei. Pan naprawdę o nas nie zapomniał – i nie odwrócił się od tego świata! Pomimo tego, jakim ten świat jest.

Takie właśnie przekonanie nosili w swych sercach – pomimo wszystkiego, czego doświadczyli za świadectwo, dawane wierze – Patronowie dnia dzisiejszego, Andrzej Dunc–Lac, Kapłan i jego Towarzysze, Męczennicy wietnamscy. Co wiemy o ich historii?

Otóż, pierwsi misjonarze, którzy przynieśli wiarę chrześcijańską do Wietnamu, przybyli tam w XVI wieku. Przez kolejne trzy stulecia chrześcijanie byli prześladowani za swoją wiarę. Wielu z nich poniosło śmierć męczeńską, zwłaszcza podczas panowania cesarza Minh–Manga, w latach 1820–1840. Zginęło wtedy od stu do trzystu tysięcy wierzących.

Stu siedemnastu Męczenników z lat 1745–1862 Jan Paweł II kanonizował w Rzymie, 18 czerwca 1988 roku. Ich Beatyfikacje odbywały się w pierwszej połowie XX wieku. Wśród kanonizowanych znalazło się dziewięćdziesięciu sześciu Wietnamczyków, jedenastu Hiszpanów i dziesięciu Francuzów. Było to ośmiu biskupów i pięćdziesięciu kapłanów, pozostali zaś to ludzie świeccy, w tym jedna kobieta – Agnieszka, matka sześciorga dzieci.

Andrzej Dung–Lac, który reprezentuje wietnamskich Męczenników, urodził się około 1795 roku, w biednej, pogańskiej rodzinie, na północy Wietnamu. Pod wpływem katechety przyjął Chrzest i imię Andrzej, a 15 marca 1823 roku przyjął święcenia kapłańskie.

Jako kapłan w parafii Ke–Dam, nieustannie głosił słowo Boże. Często pościł, wiele czasu poświęcał na modlitwę. Dzięki jego przykładowi wielu tamtejszych mieszkańców przyjęło Chrzest. W 1835 roku Andrzej Dung został aresztowany po raz pierwszy. Dzięki pieniądzom, zebranym przez jego parafian, został uwolniony. Żeby uniknąć prześladowań, zmienił swoje imię na Andrzej Lac i przeniósł się do innej prefektury, by tam kontynuować swą pracę misyjną.

10 listopada 1839 roku ponownie go aresztowano, tym razem wspólne z innym kapłanem, Piotrem Thi, którego odwiedził, by się u niego wyspowiadać. Obaj ponownie zostali zwolnieni z aresztu – po wpłaceniu odpowiedniej kwoty. Okres wolności nie potrwał jednak długo. Po raz trzeci aresztowano ich po kilkunastu zaledwie dniach. Trafili wówczas do Hanoi. Tam przeszli niezwykłe tortury. Obaj zostali ścięci mieczem 21 grudnia 1839 roku.

A oto jak ten straszny czas prześladowań opisuje jeden z Towarzyszy Andrzeja, Święty Paweł Le–Bao–Tinh, w liście do alumnów Seminarium Ke–Vinh, wysłanym w roku 1843: „Ja, Paweł, uwięziony dla imienia Chrystusa, chcę wam opisać moje cierpienia, w których codziennie jestem pogrążony, abyście zapaleni miłością do Boga, oddawali Mu ze mną chwałę, bo na wieki Jego miłosierdzie.

To więzienie jest prawdziwym obrazem wiecznego piekła: do okrutnych udręczeń wszelkiego rodzaju, jak pęta, żelazne łańcuchy i kajdany, dołącza się nienawiść, mściwość, obelgi, słowa nieprzyzwoite, przesłuchania, złe czyny, fałszywe przysięgi, przekleństwa, wreszcie trwoga i smutek. Bóg, który niegdyś wybawił trzech młodzieńców z pieca ognistego, zawsze jest przy mnie, uwolnił mnie od tych utrapień i zmienił je w słodycz, bo na wieki Jego miłosierdzie.

Pośród tych cierpień, które innych zwykle przerażają, z łaski Bożej napełniony jestem radością i weselem, ponieważ nie jestem sam, lecz z Chrystusem. Sam nasz Mistrz dźwiga cały ciężar krzyża, a na mnie nakłada najmniejszą i ostatnią część. Jest On nie tylko widzem mojej walki, lecz sam walczy i zwycięża – i całą walkę doprowadza do końca. Dlatego na Jego głowie spoczywa wieniec zwycięstwa, a w Jego chwale uczestniczą także Jego członki.

Jak zniosę to widowisko, oglądając codziennie władców, mandarynów oraz ich siepaczy, znieważających święte imię Twoje – Panie, który siedzisz nad Cherubinami i Serafinami? Oto Krzyż Twój jest deptany stopami pogan! Gdzie jest Twoja chwała? Widząc to wszystko, zapalony miłością ku Tobie, wolę – po obcięciu członków – umrzeć na świadectwo Twojej miłości. Okaż, Panie, swoją potęgę, zachowaj mnie i podtrzymaj, aby moc ukazała się w mojej słabości i wsławiła się wobec pogan, aby Twoi nieprzyjaciele nie mogli w pysze podnosić swojej głowy, gdybym się zachwiał w drodze.

Najdrożsi bracia, słysząc to wszystko, z radością składajcie dzięki Bogu, od którego pochodzą wszelkie dobra, błogosławcie ze mną Pana, bo na wieki Jego miłosierdzie. Niech uwielbia dusza moja Pana i niech się raduje duch mój w moim Bogu, bo wejrzał na pokorę swojego sługi. […] Przez moje usta i mój rozum zawstydził filozofów, którzy są uczniami mędrców tego świata, bo na wieki Jego miłosierdzie.

Piszę wam to wszystko, aby zjednoczyła się wiara wasza i moja. Wśród tej burzy aż przy Tronie Bożym zarzucam kotwicę, żywą nadzieję, która jest w moim sercu. Wy zaś, najdrożsi bracia, tak biegnijcie, abyście osiągnęli wieniec; włóżcie pancerz wiary i chwyćcie oręż Chrystusa – zaczepny i obronny – jak uczył Święty Paweł, mój Patron. Lepiej wam z jednym okiem lub bez członków wejść do życia, niż z wszystkimi członkami być odrzuconymi.

Pomóżcie mi waszymi modlitwami, abym mógł walczyć według prawa – i to toczyć dobry bój aż do końca, abym szczęśliwie ukończył mój bieg! Jeżeli już się nie zobaczymy w tym życiu, w przyszłym świecie będziemy szczęśliwi, gdy stojąc przy tronie niepokalanego Baranka, jednogłośnie będziemy śpiewali Jego chwałę, radując się zwycięstwem na wieki.” Tyle ze świadectwa jednego ze wspominanych dzisiaj Męczenników.

A my, słuchając Bożego Słowa, przeznaczonego na dzisiejszy dzień w liturgii Kościoła, oraz wpatrując się w bohaterską postawę Męczenników wietnamskich, pomyślmy, na ile wykorzystujemy szansę na osobiste nawrócenie, jaką ciągle otrzymujemy – na ile wykorzystujemy w tym celu wskazania, jakie Pan nam daje, czy wręcz ostrzeżenia, jakie do nas kieruje? Jak ja – dla siebie samego – mógłbym odczytać słowa: mene, mene, tekel ufarsin?…

6 komentarzy

  • Na jakiej podstawie kwalifikuje Ksiądz bijących ze skutkiem śmiertelnym [radzę nie szafować beztrosko terminem „mordercy”] jako ludzi niewierzących? Zakładam sytuację wręcz odwrotną. Proszę sobie przypomnieć mój wpis, gdy ich złapią. Co oby nastąpiło ja najszybciej i nie pobiło rekordu dochodzenia przeciwko abp-owi Dziędze.
    Respice finem…

    • Nie użyłem słowa: „niewierzący”. Skoro się mi stawia zarzuty o nieścisłość wypowiedzi, to proszę samemu trzymać się tego, co napisane, a nie tego, co się chce przeczytać. Wzmianka o nawróceniu może dotyczyć każdego, także wierzącego.
      A co do słowa „mordercy” to używam go w tym momencie jeszcze raz – i to z całą świadomością! O ile wiem, napadnięty Człowiek nie żyje. Wskutek pobicia! Nie ma nad czym dyskutować! Fakty mówią same za siebie!
      xJ

  • Piękne świadectwo wiary, zacytował nam Ksiądz dzisiaj , zwłaszcza w obliczu tortur, które sam przedstawił wietnamski męczennik przez głęboką treść modlitwy, uwielbienia Boga w tak trudnych okolicznościach dla siebie i wielu braci.
    Dobrze , że Bóg zasłania tajemnicą naszą śmierć i jej okoliczności i daje nam czas, na zastanowienie się nad własnym życiem, nad relacją z Bogiem. Dziś odeszła do Pana, sąsiadka moich śp.Teściów w wieku 103 lat. ( niegdyś wspominałam o Jej wizycie w Rzymie). Niech Pan przyjmie Ją do wiecznej chwały.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.