Jak sobie radzić ze… szczęściem?…

J

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym imieniny przeżywała nasza (czyli Marka i moja) Siostrzenica, Weronika Niedźwiedzka. Dziękując Bogu za Nią i za to, że codziennie czyni takie postępy w mądrości, w łasce u Boga i u ludzi, całym sercem życzymy, aby ani na moment nie zeszła z drogi, wskazanej przez Jezusa, ale szła nią bardzo wytrwale. Niech Jezus, którego może już przyjmować do serca w Komunii Świętej, napełnia Ją wszelkimi swoimi dobrami!

Imieniny przeżywał także wczoraj Ksiądz Andrzej Biernat, Dziekan mojego rodzinnego Dekanatu, w Białej Podlaskiej.

Dzisiaj natomiast siedemnastą rocznicę święceń biskupich przeżywa Ksiądz Biskup Kazimierz Gurda, Pasterz Diecezji siedleckiej. Niech Najwyższy Pasterz udziela wszelkich łask i dobrych natchnień!

Imieniny natomiast przeżywają dziś:

Agata Witek, należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot;

Agata Bogusz, moja była Uczennica w Liceum w Żelechowie, zaangażowana w działalność młodzieżową w tejże Parafii.

Wszystkim świętującym życzę Bożej opieki i wszelkiego dobra! Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, serdecznie dziękujemy Księdzu Markowi i Siostrze Teresie za wczorajsze słówko z Syberii. Dziękujemy za to ciekawe zestawienie panowania dwóch królów: Dawida i Heroda. Rzeczywiście, tak różnie obaj rozegrali swoje życie… To ważne wskazanie dla nas! Daje do myślenia…

Dołączamy się do życzeń szybkiego powrotu do zdrowia Drogich Sióstr – i zarówno Siostry w Tiumenii, jaki i Siostry w Surgucie, jak i Księdza Marka, jak i całą syberyjską Ekipę – otaczamy naszą serdeczną modlitwą! Niech Ich Pan ma w swojej opiece, i Matka Najświętsza, i Święty Józef Robotnik, i wszyscy Święci!

Moi Drodzy, pamiętajmy, że dzisiaj pierwsza sobota miesiąca. Osoby, które obchodzą ten dzień, niech nie zapomną włączyć się w modlitwę, ku czci Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny.

Zachęcam także do włączania się w inicjatywę GIGANTYCZNEGO SZTURMU DO NIEBA w intencji Duszpasterstwa Akademickiego, Środowiska Akademickiego i Młodzieży w Kościele.

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim przesłaniem osobiście do mnie się zwraca? Duchu Święty, przyjdź z pomocą…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Sobota 4 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Agaty, Dziewicy i Męczennicy,

5 lutego 2022.,

do czytań: 1 Krl 3,4–13; Mk 6,30–34

CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:

Król Salomon udał się do Gibeonu, aby tam złożyć ofiarę, bo tam była wielka wyżyna. Salomon złożył na owym ołtarzu tysiąc ofiar całopalnych. W Gibeonie Pan ukazał się Salomonowi w nocy, we śnie. Wtedy rzekł Bóg: „Proś o to, co mam ci dać”.

A Salomon odrzekł: „Tyś okazywał Twemu słudze Dawidowi, memu ojcu, wielką łaskę, bo postępował wobec Ciebie szczerze, sprawiedliwie i w prostocie serca. Ponadto zachowałeś dla niego tę wielką łaskę, że dałeś mu syna, zasiadającego na jego tronie po dziś dzień. Teraz więc, o Panie Boże mój, Tyś ustanowił królem Twego sługę w miejsce Dawida, mego ojca, a ja jestem bardzo młody. Brak mi doświadczenia. Ponadto Twój sługa jest pośród Twego ludu, któryś wybrał, ludu mnogiego, który nie da się zliczyć ani też spisać z powodu jego mnóstwa. Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra i zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak znaczny?”

Spodobało się Panu, że właśnie o to Salomon poprosił. Bóg więc mu powiedział: „Ponieważ poprosiłeś o to, a nie poprosiłeś dla siebie o długie życie ani też o bogactwa i nie poprosiłeś o zgubę twoich nieprzyjaciół, ale prosiłeś dla siebie o umiejętność rozstrzygania spraw sądowych, więc spełniam twoje pragnienie i daję ci serce mądre i rozsądne, takie, że podobnego tobie przed tobą nie było i po tobie nie będzie. I choć nie prosiłeś, daję ci ponadto bogactwo i sławę, tak iż za twoich dni podobnego tobie nie będzie wśród królów”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Po swojej pracy apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco”. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu.

Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich uprzedzili.

Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum i zdjęła Go litość nad nimi; byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.

Właściwie, to po tej prośbie, jaką dziś wypowiedział przed Bogiem Salomon i po jej spełnieniu przez Boga, do dziś dnia rozpoznajemy tego króla dokładniej po tym darze, o jaki prosił i jaki otrzymał. Wszak nawet w codziennej mowie używamy określenia: „mądrość salomonowa”, mając na myśli jakieś rozstrzygnięcie, które wszyscy mogą uznać za najlepsze z możliwych, w jakiejś skomplikowanej sytuacji.

Wiemy, że Salomon takich rozstrzygnięć dokonywał – kiedy ludzie przychodzili przed jego trybunał z bardzo nieraz zawikłanymi historiami swego życia i bardzo skomplikowanymi sporami, których tak po ludzku nie dało się w ogóle rozwiązać. On zawsze znajdował rozwiązanie – i to często bardzo proste, a jednocześnie sprawiedliwe i właściwe.

Ale mógł tak robić, bo Bóg obdarzył go «sercem pełnym rozsądku do sądzenia swego ludu i rozróżniania dobra i zła». Zaiste, to wielka umiejętność – także dzisiaj, także w naszym przypadku. To jest właściwie taka umiejętność, która w życiu człowieka decyduje o wszystkim! Tak, o wszystkim, bo w ostatecznym rozrachunku decyduje nawet o życiu wiecznym! Jeżeli bowiem człowiek umie odróżniać dobro od zła i wybierać dobro, wówczas czyni swoje życie na ziemi szczęśliwym (co nie znaczy, że łatwym i beztroskim) i osiąga życie wieczne! Cóż może zyskać więcej?

Czyż to nie jest właśnie owo „wszystko”, jakie jest w stanie zdobyć i osiągnąć człowiek? Tak, tyle że to jedno trzeba tu doprecyzować, iż my mówimy o umiejętności odróżniania dobra od zła, uważając za oczywiste, że jeśli się już to odróżni i pozna, co jest dobre, a co złe, to niejako automatycznie wybierze się dobro. Tymczasem, to wcale nie jest takie oczywiste… Niestety, nawet przypadek Salomona to potwierdza.

On bowiem otrzymał to, o co prosił, a nawet otrzymał więcej, skoro bowiem Bogu tak bardzo spodobała się jego prośba i uznał, że Dawid już w tym momencie, zanim otrzymał od Boga dar umiejętności odróżniania dobra od zła, już dobrze odróżnił potrzebę najważniejszą od tych mniej ważnych – skoro tak się stało, to Bóg dał mu zarówno to, o co prosił, i to, o co nie prosił, a co też miało przyczynić się do umocnienia jego królestwa w potędze i wielkości.

Wszystko to Salomon otrzymał i czynił z tego dobry użytek, dlatego faktycznie jego królestwo umocniło się, stając się wielkim i mocnym, skonsolidowanym i sprawiedliwym. Niestety, do czasu…

Okazało się bowiem, że było tak pięknie i dobrze, tak słodko, że w którymś momencie zrobiło się „za słodko”… Salomon uwierzył w siebie, w swoją własną mądrość – właśnie, w swoją, jakby zapomniał, kogo o nią prosił – i zwyczajnie uległ różnym pokusom, także tym nieczystym, rozwiązłym… I bardzo stracił w oczach Bożych, i bardzo straciło na tym jego panowanie i jego królestwo…

Okazuje się bowiem, że kiedy człowiekowi dobrze się powodzi i wszystko układa się po jego myśli, Bóg obdarza go różnymi swoimi dobrodziejstwami i czyni pomyślną jego codzienność, wówczas może mu zagrażać pycha i przekonanie o swojej własnej wielkości, o swojej mądrości, o swoich zasługach. Niestety, w taką pułapką wpadł Salomon.

Na szczęście, uczniowie Jezusa, powróciwszy z misji, na którą ich wysłał, przepełnieni szczęściem z powodu wszystkiego, czego dokonali mocą swego Mistrza, od razu przyszli z tym do Niego i to przed Nim się pochwalili swymi osiągnięciami. A On – i to bardzo znamienne – kazał im odpocząć, sam jednak nie odpoczywał, ale kiedy zobaczył przed sobą wielki tłum, […] zdjęła Go litość nad nimi; byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.

Zarówno jedno, jak i drugie, a więc polecenie odpoczynku i własne zaangażowanie w pomoc ludziom, było czytelnym znakiem dla Apostołów i uczniów, że cała moc do tego dobra, jakiego oni dokonali i jakim się właśnie chwalili, tak naprawdę pochodzi od Niego, czyli od Jezusa. Co wcale nie oznacza, że trud Apostołów był nieważny, że mogli w ogóle nie wyruszać, bo i tak On wszystko by za nich zrobił – właśnie nie!

On chciał ich współpracy i bardzo na nią liczył, ale od samego początku jasno im to mówił, że idą w Jego imię i będą mieli Jego wsparcie. I tak się stało, i dlatego tak wielkich rzeczy dokonali – i potem dokonywali wielkich rzeczy, już pełniąc samodzielną posługę, bo ciągle pamiętali, że Jezus jest z nimi, że Jego mocą działają, w Jego imię.

Salomon, dopóki o tym pamiętał, czynił wiele dobra, umacniał swe królestwo, wydawał sprawiedliwe wyroki, mądrze prowadził swój lud. Kiedy jednak uwierzył w siebie, a o Bogu zapomniał – wszystko popsuł i stracił, czyniąc wiele głupstw!

Moi Drodzy, czy i nasze doświadczenie życiowe i nasza obserwacja nie pokazuje nam, że kiedy jest nam może i trudniej w życiu, i wszystko nie tak się układa, jak byśmy chcieli; kiedy musimy zmagać się z trudnościami i przeciwnościami, wówczas jakby łatwiej nam zwrócić się do Boga, na Niego liczyć bardziej, niż na siebie i doświadczyć Jego opieki?…

Kiedy jednak zbyt długo dzieje się nam zbyt dobrze, wszystko układa się nam w życiu codziennym, w pracy, dobre są zarobki, udaje się realizować zamierzone plany – wówczas, w którymś momencie, Bóg jakby przestawał być potrzebny, bo dochodzimy do wniosku, że my przecież bardzo dobrze radzimy sobie bez Niego?…

Przenosząc to nawet na płaszczyznę historyczną, możemy zauważyć, że chociaż mamy, jako Naród, świadomość „ogrania” nas po Drugiej Wojnie Światowej przez wielkie mocarstwa Zachodu i oddania nas w szpony systemu komunistycznego, podczas gdy one same – łącznie z tym, które spowodowało wojnę i tyle szkód wyrządziło – rozwinęły się gospodarczo i osiągnęły wysoki poziom cywilizacyjny, to duchowo jednak my na tym wygraliśmy? Bo dzięki temu ocaliliśmy, a wręcz wzmocniliśmy wiarę, nasze kościoły byłby pełne, także seminaria duchowne i klasztory. Rozwijała się nasza religijność i mieliśmy jakąś mocną świadomość bliskości Boga. A kiedy teraz zaczęło się lepiej powodzić, a niektórym nawet bardzo dobrze, to okazuje się, że Bóg już nie jest za bardzo potrzebny… Mamy więc coraz bardziej do czynienia ze zjawiskami, które na Zachodzie widać już od dawna…

Jak jest więc lepiej? Co bardziej się liczy: doczesne powodzenie, czy wieczne szczęście? Najlepiej mieć jedno i drugie, ale to zależy od tego, kto doświadczył tu, na ziemi, jakiegoś wielkiego powodzenia, szczęścia, radości: czy zawsze ma świadomość, że otrzymał to od Pana i że bez Niego nic by nie miał i nic by nie znaczył?…

Moi Drodzy, to bardzo ważne pytanie, które może zbyt rzadko sobie stawiamy: Czy doświadczenie szczęścia, powodzenia i radości – nie oddala nas od Jezusa, zamiast właśnie do Niego przybliżać? Czy nie wbija nas w diabelską pychę, rozbudzając przekonanie, że to wszystko nasza zasługa, nasza mądrość, nasze dokonania? Jak radzimy sobie ze szczęściem, jakie nas spotyka?…

Warto w poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie skorzystać z wzoru zaufania do Boga i bezgranicznej miłości do Niego, jaki daje nam Patronka dnia dzisiejszego, Święta Agata, Dziewica i Męczennica.

Jej imię etymologicznie oznacza: „dobra”, „dobrze urodzona”, „ze szlachetnego rodu”. Wiadomości o niej czerpiemy zasadniczo z akt jej męczeństwa. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa istniał bowiem zwyczaj, że sporządzano akta Męczenników. Większość z nich nie doczekała – niestety – do naszych czasów.

Akta męczeństwa Agaty pochodzą dopiero z V wieku i według nich urodziła się ona w Katanii na Sycylii, około 235 roku. Po przyjęciu Chrztu postanowiła poświęcić się Chrystusowi i żyć w dziewictwie. Jej wyjątkowa uroda zwróciła uwagę Kwincjana, namiestnika Sycylii, który zaproponował jej małżeństwo. Agata jednak odmówiła, czym wzbudziła w odrzuconym senatorze nienawiść i pragnienie zemsty. Trwały wówczas prześladowania chrześcijan, zarządzone przez cesarza Decjusza.

Kwincjan aresztował Agatę. Próbował ją zniesławić przez pozbawienie jej dziewiczej niewinności, dlatego oddał ją pod „opiekę” pewnej rozpustnej kobiety. Kiedy te zabiegi spełzły na niczym, namiestnik skazał Agatę na tortury, podczas których odcięto jej piersi. W tym jednak czasie miasto nawiedziło trzęsienie ziemi, wynikiem czego zginęło wielu pogan. Przerażony namiestnik nakazał zaprzestać mąk, gdyż dostrzegł w tym karę Bożą. Ostatecznie Agata poniosła śmierć, rzucona na rozżarzone węgle, 5 lutego 251 roku.

Jej ciało chrześcijanie złożyli w bezpiecznym miejscu poza miastem. W następnych wiekach kolejni Papieże wystawili ku jej czci kilka świątyń. Dowodzi to wielkiego szacunku, jakim otaczano ją w owych czasach. Obecnie ciało Agaty znajduje się w katedrze w Katanii.

Wpatrując się w przykład jej świętości, a jednocześnie wsłuchując się uważnie w Boże słowo dzisiejszej liturgii, warto sobie raz jeszcze odpowiedzieć na pytanie, czy zawsze jestem blisko Boga: zarówno w chwilach trudnych, jak i tych radosnych, szczęśliwych? I czy nie jest przypadkiem tak, że w tych drugich – jest nawet trudniej, bo tak łatwo można wpaść w pułapkę pychy i przekonania o samowystarczalności? Jak wytrwać przy Panu – zawsze?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.