Błogosławieństwo – czy przekleństwo?…

B

Szczęść Boże! Moi Drodzy, zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim przesłaniem zwraca się właśnie do mnie – osobiście? Duchu Święty, daj światło i natchnienie!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Sobota 6 Tygodnia zwykłego, rok II,

19 lutego 2022.,

do czytań: Jk 3,1–10; Mk 9,2–13

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO JAKUBA APOSTOŁA:

Niech zbyt wielu z was nie uchodzi za nauczycieli, moi bracia, bo wiecie, iż tym bardziej surowy czeka nas sąd. Wszyscy bowiem często upadamy.

Jeśli ktoś nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało. Jeżeli przeto zakładamy koniom wędzidła do pysków, by nam były posłuszne, to kierujemy całym ich ciałem. Oto nawet okrętom, choć tak są potężne i tak silnymi wichrami miotane, niepozorny ster nadaje taki kierunek, jaki odpowiada woli sternika.

Tak samo język, mimo że jest małym członkiem, ma powód do wielkich przechwałek. Oto mały ogień, a jak wielki las podpala. Tak i język jest ogniem, sferą nieprawości. Język jest wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci całe ciało, i sam trawiony ogniem piekielnym rozpala krąg życia.

Wszystkie bowiem gatunki zwierząt i ptaków, gadów i stworzeń morskich można ujarzmić, i rzeczywiście ujarzmiła je natura ludzka. Języka natomiast nikt z ludzi nie potrafi okiełznać, to zło niestateczne, pełne zabójczego jadu. Przy jego pomocy wielbimy Boga i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże. Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak być nie może, bracia moi.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden wytwórca sukna na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem.

Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni.

I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!”. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa.

A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.

I pytali Go: „Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że wpierw musi przyjść Eliasz?”

Rzekł im w odpowiedzi: „Istotnie, Eliasz przyjdzie najpierw i naprawi wszystko. Ale jak jest napisane o Synu Człowieczym? Ma On wiele cierpieć i być wzgardzonym. Otóż mówię wam: Eliasz już przyszedł i uczynili mu tak, jak chcieli, jak o nim jest napisane”.

Kolejny już dzień słuchamy wskazań Świętego Jakuba Apostoła – jasnych, rzeczowych i konkretnych – i oto dzisiaj słyszymy o unikaniu grzechów języka. To chyba jedna z najtrudniejszych sfer i jedno z najtrudniejszych zadań: opanowanie języka. Bo powiedzmy sobie szczerze, moi Drodzy, że większość z nas musi się najczęściej właśnie do tego przyznawać: do grzechów, związanych z mową, z językiem…

Zwykle bowiem my, którzy staramy się na co dzień żyć według przykazań Boskich i – z większym czy mniejszym powodzeniem – zachowywać zasady katolickiej wiary, nie musimy przyznawać się do zabójstw, wielkich kradzieży, czy innych tego typu poważnych wykroczeń. Na szczęście! Ale akurat grzechy języka, nadmierne używanie języka – to bolączka większości z nas. A jest to sprawa bardzo ważna, absolutnie nie można jej zbagatelizować, zostawić o tak, sobie – na zasadzie: jakoś to będzie…. Nie, jakoś to nie będzie.

Święty Jakub tak o tym pisze: Jeśli ktoś nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało. Jeżeli przeto zakładamy koniom wędzidła do pysków, by nam były posłuszne, to kierujemy całym ich ciałem. Oto nawet okrętom, choć tak są potężne i tak silnymi wichrami miotane, niepozorny ster nadaje taki kierunek, jaki odpowiada woli sternika. Tak samo język, mimo że jest małym członkiem, ma powód do wielkich przechwałek. Oto mały ogień, a jak wielki las podpala. Tak i język jest ogniem, sferą nieprawości. Język jest wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci całe ciało.

To mocne słowa i ciekawe porównanie – języka do steru okrętu – ale czyż nie trafne? Faktycznie, jeden niewielki ster nadaje kierunek tak wielkiemu okrętowi, a język ukierunkowuje życie człowieka.

Bo przecież jednym słowem można chociażby potwierdzić swoją wiarę i o niej zaświadczyć, ale też jednym słowem można się jej wyprzeć. Jednym stwierdzeniem można kogoś na duchu podnieść i wzbudzić nadzieję, ale też jednym, mocnym i zgryźliwym stwierdzeniem można drugiego tak zdołować, że się po prostu nie pozbiera. Jednym słowem można komuś podpowiedzieć właściwą drogę, ale też jednym słowem lub stwierdzeniem można wyprowadzić go na manowce…

Jednym słowem można obdarzyć człowieka błogosławieństwem, ale też jednym słowem można rzucić mu w twarz obrzydliwe przekleństwo! Najbardziej zaś absurdalną – by tak rzec – i niewłaściwą jest ta sytuacja, w której to błogosławieństwo i przekleństwo wychodzą z jednych i tych samych ust. A przecież taka sytuacja ma miejsce najczęściej.

Bo to właśnie nasze usta są tymi, które wychwalają Boga, a zaraz potem przeklinają drugiego człowieka. Przy czym przez przeklinanie nie musimy tu rozumieć zaraz jakichś karczemnych wulgaryzmów. Tak naprawdę, możemy tutaj wspomnieć o wszelkim słowie, które nie niesie dobra, a więc o obmawianiu, szkalowaniu, rozsiewaniu intryg, czy taniej sensacji…

Ileż tego jest, moi Drodzy, w naszych rozmowach, przy okazji spotkań z innymi ludźmi. Jak często – i o ile łatwiej – jest nam mówić «o drugim», niż do drugiego. Czyli za plecami, niż prosto w oczy. A dopiero co modliliśmy się, albo cytowaliśmy Boże słowo. I tak oto z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo, co jeszcze dalej – choć tego już nie ma w dzisiejszym czytaniu – Jakub porównuje do wypływania z jednego źródła wody słodkiej i słonej. Wszystko to konkluduje jednym, zasadniczym stwierdzeniem: Tak być nie może, bracia moi.

W Ewangelii dzisiejszej jesteśmy świadkami sytuacji, w której Apostołom po prostu zabrakło słów… Potocznie mówi się o takiej sytuacji, że „zapomnieli języka w buzi”… A dokładniej, to Piotr wygadywał jakieś dziwne rzeczy o trzech namiotach, jakie to rzekomo miałby z Jakubem i Janem wystawić Jezusowi i Jego Rozmówcom, przybyłym z Nieba… Ewangelista komentuje to dość mocnym stwierdzeniem: Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni.

A czymże byli tak przestraszeni? Przecież tym właśnie, że przez moment zobaczyli Jezusa w nieziemskim blasku, otoczonego Gośćmi z Nieba, co tak naprawdę było tylko maleńkim promykiem wielkiej i niezmierzonej Bożej chwały, jaka tak naprawdę przysługuje Jezusowi. Gdyby bowiem zobaczyli ją w całej pełni, na pewno nie pozostaliby przy życiu. I wtedy to już na pewno nic by nie powiedzieli.

Ale wystarczyło, że ujrzeli maleńki jej promyk, a już gadali trzy po trzy. Na pewno, nie było im wtedy w głowie, żeby wypowiedzieć jakieś choćby jedno słowo złe lub nawet jakieś mało ważne… W takiej sytuacji słowa wypowiada się rozważnie i z namysłem. Tak, jak wówczas, kiedy staje się przed kimś ważnym i wysoko postawionym. A cóż, kiedy wypowiada się je w obecności samego Syna Bożego.

Może więc dobrze byłoby, żebyśmy zawsze wtedy, kiedy będziemy chcieli coś powiedzieć drugiemu człowiekowi lub o drugim człowieku – szczególnie coś złego lub obraźliwego – pamiętali, że ostatecznym Adresatem każdego naszego słowa jest Jezus, obecny w tym drugim człowieku. A wówczas na pewno łatwiej będzie wypowiedzieć błogosławieństwo – słowo dobre, słowo budujące, słowo niosące nadzieję!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.