Nie zbawiajmy na siłę!

N

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Kamil Sionek, bliski mi i życzliwy Człowiek z Parafii w Miastkowie Kościelnym, Mąż Dominiki i Ojciec Rozalii. Dziękując Jubilatowi za świadectwo solidnej chrześcijańskiej postawy, życzę wszelkiego dobra i łask niebieskich w życiu osobistym, rodzinnym, zawodowym – i każdym innym. Zapewniam o modlitwie!

Dzisiaj mamy pierwszy czwartek miesiąca. W imieniu wszystkich moich Braci kapłanów oraz Osób konsekrowanych, proszę o modlitwę za nas – i o nas. Czyli o nowe, odważne, charyzmatyczne powołania do służby Bożej. Proszę także o modlitwę w intencji tych, którzy przeżywają kryzysy swego powołania.

A tak szczególnie polecam Waszej modlitewnej pamięci nowego Rektora Seminarium siedleckiego, Księdza Mariusza Świdra, który z ogromnym entuzjazmem rozpoczął swoje posługiwanie, a w mediach diecezjalnych ogłosił właśnie terminy tegorocznej rekrutacji do Seminarium. Cieszę się, że właśnie ten gorliwy i bardzo pobożny Kapłan został wyznaczony do przygotowania młodych Adeptów kapłaństwa do ich posługi. Oby Mu nigdy nie zabrakło zapału i mocnego ducha!

Moi Drodzy, polecam Waszej uwadze słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Jutro już nie trzeba będzie nigdzie szukać, bo słówko z Syberii będziemy mieli u siebie.

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem, które daje nam dziś Pan. Co chce On powiedzieć konkretnie osobiście mi – w warunkach, w jakich na co dzień żyję? Jakich wskazań Pan udziela mi dzisiaj? Duchu Święty, napełnij moje serce światłem i odwagą!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek 14 Tygodnia zwykłego, rok II,

7 lipca 2022., 

do czytań: Oz 11,1.3–4.8c–9; Mt 10,7–15

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA OZEASZA:

To mówi Pan: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu. Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości.

Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę, schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go.

Moje serce się wzdryga i rozpalają się moje wnętrzności. Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu, i Efraima już więcej nie zniszczę, albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem; pośrodku ciebie jestem Ja, Święty, i nie przychodzę, żeby zatracać”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus powiedział do swoich apostołów. „Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie». Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski. Wart jest bowiem robotnik swej strawy.

A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie. Wchodząc do domu, powitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was.

Gdyby was gdzie nie chciano przyjąć i nie chciano słuchać słów waszych, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych. Zaprawdę powiadam wam: Ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej będzie w dzień sądu niż temu miastu”.

Kiedy słuchamy uważnie pierwszego czytania i zawartego w nim opisu relacji Boga ze swoim ludem, to chyba od razu oczom naszej wyobraźni ukazuje się obraz któregoś z rodziców – ale bardziej chyba matki – jak pochyla się nad dzieckiem z wielką czułością.

Osobiście bardzo nie lubię słowa „czułość” w opisywaniu relacji Boga z człowiekiem i człowieka z Bogiem, bo słowo to zaraz przywołuje skojarzenia z jakimiś przelotnymi uczuciami, emocjami, tanimi wzruszeniami i łzawą tkliwością, a więc czymś, co nie powinno charakteryzować szczególnie tych relacji. Wszak wiemy, że Pan kocha nas bardzo, wręcz bezgranicznie, ale nie jest to miłość czułostkowa, łzawa i łasa na przytulanki.

Jest to miłość bardzo konkretna i bardzo ofiarna, skoro zaprowadziła Jezusa na krzyż, która tak wiele kosztowała Jezusa i która tak wiele kosztuje tych, którzy ją podejmują. To nie znaczy oczywiście, że miłość to tylko ból i łzy, bo mówilibyśmy o jakimś koszmarze, podczas gdy mamy do czynienia z czymś naprawdę pięknym. Ale niewątpliwie, miłość jest konkretna, jest wymagająca, jest ofiarna, a do tego – wyznaczona określonymi czynami i postawami, a nie słowami i czułymi gestami.

Ale cóż powiedzieć, kiedy w pierwszym czytaniu słyszymy: Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu. Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę, schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go. Moje serce się wzdryga i rozpalają się moje wnętrzności – jak to skomentować?…

Dużo tu takiej zwyczajnej – jak wspomnieliśmy: bardziej nawet matczynej, niż ojcowskiej – czułości, prawda? Tak, ale też – powiedzmy uczciwie – ta czułość jednak przeradza się w konkret. Bo my tu mamy do czynienia tylko z obrazowym wyrażeniem czegoś, co w rzeczywistości oznaczało cały szereg inicjatyw, z jakimi Bóg wychodził ciągle do swego narodu, aby go przekonać, jak bardzo Mu na nim zależy! Jak bardzo zależy Mu na każdym człowieku!

Dlatego tak serdecznie – niech będzie: z czułością i delikatnością – pochyla się nad nim, ale po to, aby człowiek wreszcie to docenił, a wcześniej jeszcze zauważył i w jakiś sensowny sposób Bogu na to odpowiedział! A jeżeli nie odpowie? Jeżeli nie zauważy w ogóle tej Bożej troski, Bożego starania, tego Bożego wychodzenia i pochylania z miłością – jeżeli nie zauważy, to co?

To po prostu sam poniesie konsekwencje takiej swojej decyzji. I nie będzie żadnego czułego napraszania się, czy wręcz przymuszania, aby zechciał łaskawie skorzystać z Bożych propozycji. Dobitnie wskazują na to jasne, rzeczowe, wręcz instruktażowe – a pod koniec to nawet surowe – słowa Jezusa. Możemy powiedzieć, że dzisiejszy fragment Mateuszowej Ewangelii świetnie doprecyzowuje i wyjaśnia stanowisko Boga, ukazane w pierwszym czytaniu.

Otóż, owo pochylanie się Boga nad człowiekiem – czułe i matczyne – w rzeczywistości jest wyjściem do niego z propozycją zbawienia, w sposób jasny i rzeczowy, odpowiedni do sytuacji, w jakiej on aktualnie żyje i funkcjonuje i w jakiej na pewno będzie mógł z tej propozycji skorzystać. Jeżeli skorzysta, to stanie się adresatem Bożego pokoju, który zostanie mu zaoferowany przez wysłanników Jezusa.

Ale jeżeli okaże się tego pokoju niegodny, alby niechętny jego przyjęciu, to go po prostu nie otrzyma! Pokój ten zostanie mu odebrany. A to już nie wygląda na żadną czułostkowość, prawda?

A poza tym, ma się on – właśnie ten obdarowany miłością człowiek – bardzo konkretnie zatroszczyć o tych, którzy mu głoszą Boże królestwo, bo wart jest bowiem robotnik swej strawy. Dlatego należy przyjąć pod swój dach wysłanników Jezusa na czas pełnienia ich misji. A wtedy – oczywiście – w pełni korzystać z darów, które oni podarują.

Ale nie można pominąć milczeniem także tych słów, zawartych w ostatnich zdaniach dzisiejszego czytania ewangelicznego: Gdyby was gdzie nie chciano przyjąć i nie chciano słuchać słów waszych, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych. Zaprawdę powiadam wam: Ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej będzie w dzień sądu niż temu miastu.

Moi Drodzy, to także wchodzi w zakres miłości Jezusa do każdego człowieka. Tak, również to. Chociaż brzmi groźnie, nieprzyjemnie, powoduje dyskomfort, burzy błogi spokój i zupełnie nie pasuje do określenia: „czuły”, „delikatny”… Los Sodomy i Gomory po tym, jak nie chciały się nawrócić, trudno nazwać czułym i delikatnym… Ale tak właśnie jest, kiedy człowiek po prostu zlekceważy Bożą propozycję.

A może tak zrobić, bo ani przez moment wychodzenie Boga do człowieka nie przestaje szanować i uwzględniać wolności człowieka! Człowiek zawsze może odrzucić Boże zaproszenia, może w ogóle nie zwrócić uwagi na to, jak bardzo Bóg pochyla się nad nim, z jakimi to konkretnymi i obfitymi darami do niego przychodzi – człowiek może się tym w ogóle nie przejąć. Albo na początku przejmie się, ale potem się znudzi… I wówczas poniesie konsekwencje swojej decyzji, co jest zupełnie oczywiste, bo przecież nie przestaje być człowiekiem wolnym, a Bóg ani na moment o tym nie zapomina.

Wydaje się, moi Drodzy, że my też nie powinniśmy o tym zapominać – szczególnie wtedy, gdy zamartwiamy się, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby dotrzeć do serca tego, czy tamtego człowieka, a on nic! I robimy sobie z tego tytułu wyrzuty. Albo w wielkim zapale „misjonarskim” – chociaż trudno tu użyć tego określenia – niemalże na siłę zmuszamy kogoś do chodzenia do kościoła, albo do przyjęcia Sakramentów, czy do innych praktyk.

Nie, tak nie wolno! Zresztą – to nic nie da. My mamy zrobić wszystko, co w naszej mocy – wspartej oczywiście Bożą mocą i łaską – aby tego drugiego zachęcić do wiary, przekonać do Jezusa, przekonać do życia godnego miana chrześcijanina. Ale musimy w to wkalkulować niepowodzenie, odrzucenie, zlekceważenie z jego strony – na które nic w danym momencie nie będziemy w stanie poradzić! Będziemy się musieli z tym pogodzić!

I modlić się za niego, być do jego dyspozycji, jeśli zechciałby wrócić do tematu, ale trzeba pogodzić się z tym, że w danym momencie może jeszcze do tego nie dojrzał, albo po prostu z jakichś powodów nie chce… To jego sprawa, jego dojrzała decyzja, za którą to on sam poniesie odpowiedzialność. Jako wolny człowiek.

Dlatego, moi Drodzy, nie zbawiajmy nikogo na siłę! Nie zbawiajmy świata na siłę! Nie zmuszajmy nikogo do wiary! Mówmy innym, że Bóg jest miłosierny i bardzo kocha człowieka, ale też jest sprawiedliwy i szanuje każdy wybór człowieka – także ten wybór odrzucający miłość Bożą. A wówczas człowiek sam skazuje się na wieczne potępienie w piekle.

Moi Drodzy, nie zapominajmy także o tym ważnym elemencie całej układanki, całego obrazu Bożej miłości! Tak – miłości! Miłości, która na tym właśnie polega, że nie traktuje człowieka jak marionetki, ale szanuje jego godność – i wolność!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.