Przepasane biodra – i zapalone pochodnie!

P

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Ksiądz Arkadiusz Bylinka, w swoim czasie aktywnie działający we Wspólnocie młodzieżowej w Trąbkach. Życzę Jubilatowi gorliwości i zapału, aby w sprawach Bożych i duszpasterskich dawał z siebie jak najwięcej! Wspieram modlitwą!

Moi Drodzy, z pewnością jesteśmy wszyscy poruszeni wiadomością o wczorajszym wypadku polskiego autokaru w Chorwacji. Otoczmy modlitwą wszystkich Uczestników tego wydarzenia – zarówno tych, którzy przeżyli, jak i tych, którzy zostali odwołani z tego świata – oraz Rodziny.

Przypominam, że dzisiaj jest pierwsza niedziela miesiąca. Niech nie zabraknie naszego dziękczynienia za eucharystyczną Obecność Jezusa wśród nas i za całego Dzieło zbawienia, jakiego dokonuje w Kościele. Za tę szansę zbawienia, jaką każda i każdy z nas od Niego otrzymał.

Ja to dziękczynienie będę zanosił w Parafii Brzeziny, w Dekanacie ryckim naszej Diecezji, gdzie zastępuję Proboszcza, mojego Przyjaciela, Księdza Mariusza Szyszko, któremu dziękuję za wszelką życzliwość, pomoc i przyjaźń – i serdecznie pozdrawiam! Niech tam, na urlopie, wypocznie, ale tak nie za bardzo – czyli nie tak, żeby Mu się już odechciało wracać do Parafii!

Tymczasem – pochylmy się już nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Co szczególnie chce mi dzisiaj powiedzieć? Duchu Święty, tchni!

Na głębokie i radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

19 Niedziela zwykła, C,

7 sierpnia 2022., 

do czytań: Mdr 18,6–9; Hbr 11,1–2.8–19; Łk 12,32–48

CZYTANIE Z KSIĘGI MĄDROŚCI:

Noc wyzwolenia oznajmiono wcześniej naszym ojcom, by nabrali otuchy wiedząc niechybnie, jakim przysięgom zawierzyli. I lud Twój wyczekiwał ocalenia sprawiedliwych, a zatraty wrogów. Czym bowiem pokarałeś przeciwników tym uwielbiłeś nas, powołanych.

Pobożni synowie dobrych składali w ukryciu ofiary i ustanowili zgodnie Boskie prawo, że te same dobra i niebezpieczeństwa święci podejmą jednakowo. I już zaczynali śpiewać hymny przodków.

CZYTANIE Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:

Bracia: Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy. Dla niej to przodkowie otrzymali świadectwo.

Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie. Przez wiarę przywędrował do Ziemi Obiecanej jako ziemi obcej, pod namiotami mieszkając z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg.

Przez wiarę także i sama Sara mimo podeszłego wieku otrzymała moc poczęcia. Uznała bowiem za godnego wiary Tego, który udzielił obietnicy. Przeto z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo tak liczne, jak gwiazdy niebieskie, jak niezliczony piasek, który jest nad brzegiem morskim.

W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono, lecz patrzyli na to z daleka i pozdrawiali, uznawszy siebie za gości i pielgrzymów tej ziemi. Ci bowiem, co tak mówią, okazują, że szukają ojczyzny. Gdyby zaś tę wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej. Teraz zaś do lepszej dążą, to jest do niebieskiej. Dlatego Bóg nie wstydzi się nosić imię ich Boga, gdyż przysposobił im miasto.

Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę, któremu powiedziane było: „Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo”. Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go jako podobieństwo śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze.

Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci; aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie.

A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”.

Wtedy Piotr zapytał: „Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich?” Pan odpowiedział: „Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielał jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan, powróciwszy, zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli ów sługa powie sobie w duszy: Mój pan ociąga się z powrotem – i zacznie bić sługi i służebnice, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce.

Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przyrządził i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę.

Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą”.

Słuchając pierwszego dzisiejszego czytania, zapewne zauważamy – odczuwamy – aurę pewnej tajemniczości w przekazie Autora biblijnego, ale też tej tajemniczości, która towarzyszyła opisywanym wydarzeniom. Już bowiem na początku słyszymy: Noc wyzwolenia oznajmiono wcześniej naszym ojcom, by nabrali otuchy wiedząc niechybnie, jakim przysięgom zawierzyli.

Rzecz jasna, chodzi o noc wyzwolenia Izraelitów z niewoli egipskiej, które to wydarzenie było zapowiadane przez Proroków, a tak wyraźnie, ostatecznie i szczegółowo – przez Mojżesza oraz tych, którzy mu towarzyszyli i wspierali w dziele wyprowadzenia narodu na wolność. Im wszystkim zaś – to oczywiste – nowinę tę objawił Bóg. W tym sensie była ona «oznajmiona ojcom», aby oni mogli wzbudzać w sercach swoich rodaków nadzieję, że czas uciemiężenia wreszcie się skończy i Bóg zainterweniuje.

Nie trzeba jednak dodawać, że tę nowinę – zwłaszcza w warunkach niewoli – przekazywano sobie potajemnie, podobnie jak potajemnie czyniono przygotowania do wyjścia z Egiptu, oraz do poprzedzającej je bezpośrednio uczty paschalnej, którą należało spożyć owej nocy w swoich domach – właśnie: w pełnej gotowości do wymarszu! Tak to się wszystko odbyło – dyskretnie, w ciszy, bez szumu i rozgłosu, który z pewnością spowodowałby zainteresowanie Egipcjan i próbę udaremnienia planów Bożych.

Można nawet próbować wyobrazić sobie rzeczywistość ówczesnego Egiptu, w której to żydowscy niewolnicy ciężko pracowali, znosząc uciemiężenie ze strony swoich „panów”, ci z kolei pastwili się nad nimi i mogłoby się wydawać, że tej sytuacji nie da się odmienić. Bo wszystko wskazywało na niezwyciężoną potęgę Egiptu, przy jednoczesnej zupełnej bezradności i braku nadziei po stronie zniewolonych Izraelitów.

A tymczasem – jakby w drugim obiegu, w swoistym podziemiu, w ciszy i tajemnicy – Bóg już działał i ludzie działali pod Jego kierunkiem. Bóg kierował obietnice i zapowiedzi, a kiedy nadszedł czas właściwy, skierował już konkretnego człowieka, z którym pozostawał w stałym kontakcie i który – zgodnie z precyzyjnymi wskazaniami Boga – miał doprowadzić do uwolnienia rodaków.

Z opisów bezpośrednich przygotowań do tego wydarzenia, zapisanych szczególnie w Księdze Wyjścia, możemy powiedzieć, że Bóg naprawdę – w tym ostatnim czasie, tuż przed wyjściem – bardzo się osobiście zaangażował, dając wiele szczegółowych wskazań i jasno mówiąc, co i gdzie, jak i kiedy, należy czynić, aby dobrze przygotować się do tego tak bardzo oczekiwanego dnia.

Jednocześnie także spuszczał kary i plagi na Egipt, co z pewnością powinno dać do myślenia faraonowi i jego poddanym – tym bardziej, że Mojżesz każdą z tych plag osobiście faraonowi zapowiadał i jasno tłumaczył, dlaczego one następują. Były więc pewne wyraźne znaki na zewnątrz, więcej jednak działo się w tajemnicy – w ciszy domów Izraelitów. Ale ponieważ działo się to pod kierunkiem Bożym, dlatego przyniosło długie oczekiwane owoce: naród wybrany po prostu opuścił egipską niewolę.

Możemy więc powiedzieć, że działania podejmowane w ciszy i dyskrecji – w owym drugim obiegu – przyniosły rozstrzygnięcia na forum publicznym; takie, o których miała mówić historia. I właśnie po tych wydarzeniach, po ich przebiegu, a potem skutku, każdy myślący dochodził do wniosku, że są one efektem działania Boga. Chociaż Jego interwencji – w sposób fizyczny, zewnętrzny – większość nie widziała.

I podobnie jest z wiarą człowieka. W drugim dzisiejszym czytaniu, Autor Listu do Hebrajczyków, daje nam przykłady konkretnych ludzi, postaci ważnych i dobrze znanych, których postawa – i w ogóle: całe życie – były świadectwem wiary. Dokonywali oni rzeczy naprawdę wielkich i wielkie sprawy działy się w ich życiu, ale źródłem tego wszystkiego nie była ich osobista wielkość – a jeżeli już, to polegała ona na tym, że byli oni ludźmi głębokiej wiary. I pozwalali swemu Bogu działać w swoim życiu.

A w takiej sytuacji możemy mówić o prawdziwej wielkości człowieka, bo człowiek zawsze okazuje się prawdziwie wielki, jeżeli odda się całkowicie do dyspozycji Boga i pozwoli Mu w swoim życiu działać bez przeszkód. Dzisiaj słyszymy o wierze Abrahama i jego żony Sary, ale także o wielkiej liczbie tych synów i córek narodu wybranego, którzy w wierze oczekiwali wypełnienia obietnic Bożych, ogłaszanych przez Proroków, a szczególnie tej najważniejszej – o przyjściu na świat Mesjasza, Syna Bożego. Wielu nie doczekało wypełnienia tej zapowiedzi, ale ponieważ w wierze wytrwali, przeto znaleźli się w wiecznej Ojczyźnie. Wiarę jednak swoją głęboko nosili w sercu i to ona pozwalała im przetrwać to, co trudne – i żyć w sposób godny.

Do takiej właśnie postawy zachęca dzisiaj swoich uczniów – a więc także nas wszystkich – Jezus w swojej Ewangelii. Mówi: Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę.

Powiedzmy sobie szczerze, że to dość odważna i śmiała propozycja: sprzedaj wszystko i bądź szczęśliwy! Ot, tak sobie! Na szczęście, nasze doświadczenie w kontakcie z Bożym słowem i nasze – miejmy nadzieję – coraz uważniejsze słuchanie tegoż Słowa pomaga nam zrozumieć, że tu nie chodzi o dosłowne wyprzedanie wszystkiego, co się ma, by potem beztrosko żyć, niczym jakiś niebieski ptak. Tylko, żeby było jeszcze wiadomo, za co żyć… Nie, to nie w tym rzecz.

Zresztą, kolejne zdania Jezusowej wypowiedzi pomagają nam zrozumieć Jego myśl. A chociażby te słowa: Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze. Czy także te: Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci; aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. […] Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.

Czy już rozumiemy, o co chodzi? Tak, właśnie o to, by nie tyle pozbyć się wszystkiego, co się posiada i żyć, nie wiadomo jak i za co, ale żeby nie przywiązywać się do tego, co się posiada na tym świecie. I aby do tego świata się nie przywiązywać, bo nasza Ojczyzna jest w Niebie. A zatem, aby żyć na tym świecie i robić to, co do nas należy, ale w głębi swego serca utrzymywać głęboką i mocną więź z Bogiem: aby trwać na modlitwie, aby z Bogiem rozmawiać o wszystkim, co się w naszym życiu dzieje, co nas martwi i niepokoi, ale też cieszy i na duchu podnosi – o wszystkim.

I abyśmy byli jak owi słudzy, gotowi na przyjście swego pana, czy też jak Izraelici, którzy wieczerzę paschalną tamtej pamiętnej nocy mieli spożywać w pośpiechu, gotowi do drogi, niemalże na stojąco, ubrani i przepasani, z laskami wędrownymi w ręku! Bo już zaraz mieli wyruszyć ku wolności! Podobnie i słudzy z dzisiejszej Ewangelii – mieli być przepasani i gotowi, by w każdej chwili wyjść na spotkanie Pana.

Wiemy, że nie zawsze tak było i dziś nie zawsze tak jest – nie wszyscy są gotowi na spotkanie z Panem. Stąd ostrzeżenie, jakie winno dla nas płynąć z postawy złego sługi, ukazanego w drugiej części Ewangelii. Słyszymy o nim, że jeśli [taki] sługa powie sobie w duszy: Mój pan ociąga się z powrotem – i zacznie bić sługi i służebnice, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce.

Sługa ów, to uosobienie każdego, kto zbyt szybko i zbyt łatwo uwierzył w siebie, a zapomniał, komu służy i od kogo ma wszystko, co ma. Taki człowiek oczywiście jest zaskoczony spotkaniem ze swoim Panem, a jeśli mówimy o tym spotkaniu na Sądzie Bożym, to takie zaskoczenie skutkuje wielką tragedią, bo niestety oznacza wyrok potępienia na wieki.

Dlatego my, chrześcijanie – przyjaciele i wyznawcy Jezusa Chrystusa, a także Jego uczniowie, zasłuchani w Jego słowo – nie chcemy koncentrować całej naszej uwagi na tym życiu doczesnym. Owszem, mamy zabiegać o godziwy poziom tego życia, bo trzeba coś jeść, w coś się ubrać, trzeba też na jakiś wypoczynek wyjechać – to nie są jakieś luksusy, zarezerwowane dla kasty najwyżej postawionych osobistości w społeczeństwie.

To są prawa, przysługujące każdemu człowiekowi, uczciwie pracującemu na chleb. Mamy prawo zabiegać o jakiś rozsądny standard naszego życia, mieszkać w porządnym domu, jeździć sprawnym, bezpiecznym autem – wcale nie jakimś „sypiącym się truposzem” – mamy też rozwijać swoje pasje, zainteresowania, może także kolekcjonować jakieś przedmioty, które lubimy… To wszystko jest dobre, potrzebne, ciekawe. To wszystko jakoś człowieka rozwija.

Ale nie może mu w głowie zawrócić! I nie może on z tego wszystkiego uczynić bożka! Podobnie, jak i z kariery, i z wysokiego stanowiska, czy tytułu naukowego. To wszystko ma służyć człowiekowi w jego dążeniu do wiecznej Ojczyzny, ale nie może się stać celem samym w sobie!

Żeby to jeszcze raz powtórzyć: nie może się stać bożkiem, w którego się wierzy, jak wierzy się w tego prawdziwego Boga. Bo – niestety – jeżeli się w tamte, fałszywe bóstwa zbytnio wierzy, to już w tego prawdziwego Boga zwykle się nie wierzy. A to właśnie w tego prawdziwego i jedynego Boga mamy wierzyć! Mamy żyć na tej ziemi, tu uczyć się i pracować, zdobywać kolejne stopnie wykształcenia i awansu, zdobywać także środki na utrzymanie i godziwe życie – ale to wszystko ma być naszą drogą do Nieba, czyli do tej jedynej i prawdziwej Ojczyzny, która winna być celem naszych dążeń.

Czyli – posługując się obrazami z dzisiejszej liturgii Słowa – mamy być przepasani i gotowi do drogi. Mamy być ciągle w drodze – w tej drodze przez życie – a jednocześnie gotowi do drogi, tej do domu Ojca, gdyby Pan nagle przyszedł i zaprosił nas do siebie.

Jak to sprawdzić, moi Drodzy, czy jestem na właściwej drodze, czy nie? Czy mam biodra przepasane i mogę wyjść na spotkanie Pana, czy nie? Czy to wszystko, co posiadam i czym się zajmuję, jest dla mnie tylko środkiem do tego jednego i prawdziwego celu – czy celem samym w sobie? Jak to sprawdzić?

Wbrew pozorom – bardzo łatwo. Trzeba sobie po prostu odpowiedzieć na pytanie, czy jestem gotowy w tej chwili zostawić to wszystko i odejść z tego świata, czy nie? Czyli: co bym zrobił, gdybym się dowiedział, że jeszcze dzisiaj zakończę życie? Czy przyjąłbym to ze spokojem, czy dopiero zaczęłaby się panika i szukanie konfesjonału, żeby się jeszcze wyspowiadać, i telefonu, żeby zadzwonić do tysiąca osób, żeby jakieś sprawy przekazać, a może jeszcze kogoś przeprosić, a może jeszcze jakieś zadawnione sprawy uregulować?… Czy jestem gotowy dzisiaj zostawić wszystko i iść na spotkanie Pana?

Ja mam świadomość, że to bardzo trudne pytanie, a jeszcze trudniejsza na nie jest odpowiedź, bo to nie takie wszystko proste. Bo nawet nie musimy mieć jakichś zatargów z ludźmi, a i z Bogiem możemy być blisko, chociażby pozostając w stałym stanie łaski uświęcającej, a i tak pewnie byśmy się martwili, kto i jak zajmie się naszym domem, naszą rodziną; kto i jak będzie kontynuował nasze prace i nasze starania… To takie naturalne odruchy ludzkiego serca.

Ale przecież wiemy, że tego typu sytuacje dzieją się na naszych oczach – ludzie odchodzą nagle, z marszu, bez ostrzeżenia i bez długiego przygotowywania się: a to w wyniku wypadku, a to w wyniku zawału czy ataku serca, czy z różnych jeszcze innych przyczyn… Zatem, pytania, jakie tu sobie postawiliśmy, nie są ani czymś bezsensownym, ani czymś na wyrost.

I nie chodzi tu o to, abyśmy żyli w ciągłym strachu, siejąc jeszcze panikę dookoła, że co to będzie, jak nagle zaraz wszyscy pomrzemy. Nie, nie trzeba żyć strachem. Trzeba żyć wiarą! Po prostu – trzeba żyć wiarą!

Ale nie taką, która się afiszuje i obnosi, która dużo szumu wokół siebie robi, lecz nie widać jej w życiu i postawie – tylko dokładnie odwrotnie: taką wiarą, której przykład daje Abraham i wielcy ludzie Starego Testamentu, ale także wielcy Święci Kościoła, czyli taką wiarą, której symbolem są owi dobrzy słudzy z dzisiejszej Ewangelii, o których Jezus powiedział dziś: Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. Oby i o nas mógł tak powiedzieć!

Oby nasze życie i nasza postawa były ciągłym podążaniem, ciągłym byciem w drodze – do wiecznej Ojczyzny. Niech nam w tym pomagają te wszystkie wskazania, jakich Pan dzisiaj udzielił nam, w swoim Słowie.

A tak wyraźnie i mocno niech wybrzmią w naszych sercach ostatnie słowa z dzisiejszej Ewangelii – słowa dotyczące właśnie nas, którym Pan tak dużo dał i tak bardzo zaufał – te oto mocne słowa: Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą…Ale po to, byśmy potem, w Domu Ojca, mogli otrzymać jeszcze więcej! Dużo, dużo więcej!

2 komentarze

  • Zastanawiam się, dlaczego odbywają się pielgrzymki do Medjugorie, skoro Kościół nie uznał tamtejszych objawień i są nawet podejrzenia, że objawiał się tam szatan pod postacią Matki Bożej… Po co w takim razie tylu pielgrzymów tam jedzie?

  • Anno, to nie jest tak , że kościół nie uznał tamtejszych objawień. Kościół JESZCZE nie uznał tych objawień, ponieważ jak twierdzą Widzący , one wciąż jeszcze trwają. Kościół działa zgodnie z prawem kanonicznym.
    A że jest ostrożny w swoich ocenach, to bardzo dobrze.
    Nie chę Cię przekonywać do tego miejsca, ale przez wielu Medjugorie jest nazywane konfesjonałem świata.
    Wiele osób odbywa tam spowiedź, nieraz po kilkudziesięciu latach i w prawie wszystkich językach świata.
    Moim zdaniem to przemawia za tym, że jest to miejsce święte.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.