Jakby chwała Boża?…

J

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Dominik Kałaska, należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach.

Urodziny natomiast przeżywa Maksymilian Lipka, Lektor – i w ogóle fantastyczny, młody Człowiek – z mojej rodzinnej Parafii.

Niech Pan udziela Obu świętującym wszystkich swoich darów! Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, ciągle żyjemy sobotnim wypadkiem w Chorwacji. Oto dwie wiadomości, jakie w związku z tym pojawiły si na naszej stronie diecezjalnej:

http://www.podlasie24.pl//miasto-siedlce/kosciol/komunikat-biskupa-siedleckiego-kazimierza-gurdy-w-zwiazku-z-wypadkiem-polskiego-autokaru-w-chorwacji-35af7.html

http://www.podlasie24.pl//lukow/kosciol/prosba-o-modlitwe-35af9.html

Pamiętajmy o tym w naszych modlitwach i refleksjach…

A oto dzisiaj poniedziałek – i powinno być słówko Janka. Ale Janek jest na Pielgrzymce na Jasną Górę. Pozdrawiamy Go zatem bardzo serdecznie i wspieramy modlitwą – podobnie, jak wszystkich Pielgrzymów – polecając się jednocześnie Ich modlitwom.

Dlatego dzisiaj będzie moje słówko. Wcześniej jednak – słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie osobiście Pan? Duchu Święty, podpowiedz…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek 19 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Dominika, Kapłana,

8 sierpnia 2022., 

do czytań: Ez 1,2–5.24–28c; Mt 17,22–27

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:

Dnia piątego miesiąca czwartego (rok to był piąty od uprowadzenia do niewoli króla Jojakina) Pan skierował słowo do kapłana Ezechiela, syna Buziego, w ziemi Chaldejczyków nad rzeką Kebar; była tam nad nim ręka Pana.

Patrzyłem, a oto wiatr gwałtowny nadszedł od północy, wielka chmura i ogień płonący oraz blask dokoła niego, a z jego środka promieniowało coś jakby połysk stopu złota ze srebrem ze środka ognia. W pośrodku było coś, co było podobne do czterech istot żyjących. Oto ich wygląd: miały one postać człowieka.

Gdy szły, słyszałem poszum ich skrzydeł jak szum wielu wód, jak głos Wszechmogącego, odgłos ogłuszający jak zgiełk obozu żołnierskiego; natomiast gdy stały, skrzydła miały opuszczone. Nad sklepieniem, które było nad ich głowami, rozlegał się głos.

Ponad sklepieniem, rozpościerającym się nad ich głowami, było coś, co miało wygląd szafiru, a kształt tronu, a na nim jakby zarys postaci człowieka. Następnie widziałem coś jakby połysk stopu złota ze srebrem, który wyglądał jak ogień wokół niego. Ku górze od tego, co wyglądało jak biodra, i w dół od tego, co wyglądało jak biodra, widziałem coś, co wyglądało jak ogień, a wokół niego promieniował blask. Jak pojawienie się tęczy na obłokach w dzień deszczowy, tak przedstawiał się ów blask dokoła.

Taki był widok tego, co było podobne do chwały Pana. Oglądałem ją. Następnie upadłem na twarz.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Gdy Jezus przebywał w Galilei z uczniami, rzekł do nich: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Oni zabiją Go, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie. I bardzo się zasmucili.

Gdy przyszli do Kafarnaum, przystąpili do Piotra poborcy dwudrachmy z zapytaniem: „Wasz nauczyciel nie płaci dwudrachmy?” Odpowiedział: „Owszem”.

Gdy wszedł do domu, Jezus uprzedził go, mówiąc: „Szymonie, jak ci się zdaje? Od kogo królowie ziemscy pobierają daniny lub podatki? Od synów swoich czy od obcych?” Powiedział: „Od obcych”.

Jezus mu rzekł: „A zatem synowie są wolni. Żebyśmy jednak nie dali im powodu do zgorszenia, idź nad jezioro i zarzuć wędkę. Weź pierwszą rybę, którą wyciągniesz, i otwórz jej pyszczek: znajdziesz statera. Weź go i daj im za Mnie i za siebie”.

Prorok Ezechiel nie stwierdził jednoznacznie, że widział chwałę Pana, swego Boga. Zauważmy, że przez całe dzisiejsze pierwsze czytanie posługuje się stwierdzeniami dość ostrożnymi, jak chociażby: coś, co było podobne do czterech istot żyjących; czy też: poszum ich skrzydeł jak szum wielu wód, jak głos Wszechmogącego; albo: coś, co miało wygląd szafiru; oraz: na nim jakby zarys postaci człowieka; czy też: coś jakby połysk stopu złota ze srebrem, który wyglądał jak ogień wokół niego. Ku górze od tego, co wyglądało jak biodra, i w dół od tego, co wyglądało jak biodra, widziałem coś, co wyglądało jak ogień, a wokół niego promieniował blask; czy wreszcie: Taki był widok tego, co było podobne do chwały Pana.

Zobaczmy, tu wszystko było do czegoś „podobne”, wszystko było „jakby” czymś, wszystko „wyglądało jak”, aż w końcu, w podsumowaniu, czytamy, że całe to widzenie, jakie dane było Prorokowi – i dane było bardzo realnie, nie „jakby” – przedstawiało widok tego, co było podobne do chwały Pana. Jakie skojarzenia budzą się w naszych sercach, kiedy słyszymy takie ostrożne, wyważone stwierdzenia?

Co myślimy o tym sposobie wypowiadania się Proroka, który jakby z założenia unika kategorycznego stwierdzenia, że widzi to lub tamto, a w końcu że widzi chwałę Bożą – ale wszystko postrzega jako „podobne do”, jako „jakby”?… Także nie samą chwałę Bożą, ale widok tego, co było podobne do chwały Pana. Co o tym myślimy?

Czy jest to wyraz pokory Proroka? Na pewno. I to pokory rozumianej w jej najbardziej właściwym i podstawowym znaczeniu, czyli jako prawdy prawdy o sobie i prawdy o rzeczywistości Boskiej i ludzkiej. A ta prawda jest taka, że człowiek tu, na ziemi, nie jest w stanie ujrzeć chwały Pana w jej pełnym blasku. Nie jest w stanie, bo gdyby ją ujrzał, nie przeżyłby tego. Ta radość i to szczęście jest dla nas zarezerwowane w Niebie.

Może też Ezechiel wyraził w ten sposób swoją osobistą pokorę, rozumianą jako świadomość swojej małości i niegodności, iż jemu, prostemu człowiekowi, nie mogły zostać objawione aż tak wielkie rzeczy, dlatego wszystko postrzega jako „podobne” do czego, jako „jakby” coś… Nie wiemy. Może w ten sposób myślał, a może nie…

Z pewnością, jest w swoim przekazie bardzo rzetelny i uczciwy – to jakoś mocno przebija z kolejnych jego zdań – dlatego pisze tak, jak widzi. Jeżeli coś nie jawi mu się jako to, lub tamto, ale jako „jakby” to, czy „podobne” do tamtego, to tak to właśnie opisuje. Nie wmawia sobie i całemu światu, że oto Niebo się nad nim otworzyło i wszystkie tajemnice zostały mu objawione.

Na pewno, Niebo otworzyło się nad nim i dużo zostało mu objawione, ale nie wszystko. Na pewno nie wszystko i nie w całej pełni. To jednak chyba nas nie dziwi, bo i my sami możemy powiedzieć – a w ostatnich czasach to wręcz szczególnie – że chwała Boża naprawdę skrywa się przed ludźmi. I w ogóle – obecność Boża wydaje się być przyćmiona całym tym ogromem zła i zgorszenia, jakie dzieje się teraz na świecie.

Zauważmy jednak, że już Jezus, w czasie swojej publicznej działalności, chociaż dawał wyraźne znaki, kim jest i okazywał swoją wielką moc i potęgę, to jednak zasadniczo przypominał zwykłego człowieka, który chodzi ze swymi uczniami z jednego miejsca do drugiego, naucza i rozmawia z ludźmi, ale też jest tak, jak każdy człowiek, zmęczony, głodny, zasmucony tym, czy tamtym… A innym razem – radosny i podniesiony na duchu…

Jezus zasadniczo ukrywał swoją chwałę, nie afiszował się z nią, natomiast sygnalizował ją wyraźnie w konkretnych sytuacjach, kiedy to było wyraźnie potrzebne, zaś na górze Tabor pokazał ją już tak wprost. Ale także – bardziej należałoby powiedzieć, że było to «coś podobnego do chwały Bożej», coś „jakby” chwała Boża, a przynajmniej: maleńki promyk, maleńki skrawek tej chwały, bo gdyby ją ukazał w całej pełni, to ani Piotr, Jakub i Jan, ani nikt z ludzi nie byłby w stanie tego udźwignąć, przyjąć, zobaczyć…

Jako rzekliśmy, w naszych czasach chwała Boża – i w ogóle: Boża obecność w świecie i Boża aktywność – wydaje się pozostawać w jakimś szczególnym ukryciu, zaćmieniu… Świat nie chce jej widzieć! Dlatego naszym zadaniem jest dostrzeganie wszelkich znaków Bożych, wszelkich sygnałów z Nieba – i pokazywanie ich ludziom.

Z pewnością, potwierdzeniem tego, co tu sobie mówimy, jest wydarzenie, opisane w dzisiejszej Ewangelii. Oto poborcy dwudrachmy, czyli podatku, składanego przez wszystkich pełnoletnich Izraelitów na utrzymanie świątyni jerozolimskiej, wyrażają zdziwienie, że Jezus tego podatku nie płaci. Zatem, nie dostrzegli oni w Nim nikogo więcej, jak tylko jednego z Izraelitów, który powinien wywiązać się z tego obowiązku, a właśnie się nie wywiązuje.

Jezus bardzo subtelnie daje do zrozumienia – i to nawet nie owym poborcom, a swoim uczniom – że nie musi płacić podatku na dom swojego własnego Ojca. Postanawia jednak go zapłacić – jak sam stwierdził: żeby nie dawać powodu do zgorszenia, ale na pewno i dlatego, żeby się nie afiszować i nie separować się od swojej społeczności.

Żeby jednak zasygnalizować, że Jego pozycja jest tutaj inna, niż wszystkich „płatników” tegoż podatku, wskazał Piotrowi bardzo oryginalny sposób zdobycia kwoty, potrzebnej do jego opłacenia. To miało pokazać, że On jest naprawdę Panem świata, jest Bożym Synem, ale tę swoją wielkość dobrowolnie ukrywa, aby być jak najbliżej nas, aby być jednym z nas, aby w końcu zapłacić swemu Ojcu cenę naszego odkupienia – już nie taką, czy inną monetą, ale swoim życiem.

Jezus swoją wielką chwałę ukrywa. Niech zatem nie zabraknie z naszej strony świadomego odkrywania znaków i sygnałów tej chwały – i pokazywania jej innym. Bo Pan naprawdę jest z nami, jest obecny w dzisiejszym świecie – tak, również w tym dzisiejszym, pogubionym świecie… Działa w nim dyskretnie, ale bardzo konkretnie. Zobaczmy to!

I pokażmy to innym! Wbrew pozorom – to wcale nie jest takie trudne. Trzeba tylko trochę uważnego spojrzenia, trochę wrażliwości serca, trochę pokory – i modlitwy do Ducha Świętego. A najlepiej, żeby ta chwała Boża jaśniała w naszym życiu i przebijała przez wszystkie nasze myśli, słowa i czyny – przez naszą codzienną postawę!

Tak, jak widać ją było w życiu i postawie dzisiejszego Patrona, Świętego Dominika, Kapłana.

Urodził się on około 1170 roku w Hiszpanii. Pochodził ze znakomitego rodu kastylijskiego Guzmanów. Gdy miał czternaście lat, rodzice wysłali go do szkoły w Walencji. Następnie studiował w Salamance. W 1196 roku, po skończeniu studiów teologicznych, przyjął Święcenia.

Od samego początku gorliwie pracował nad sobą i nad bliźnimi, głosząc im słowo Boże. Tymczasem król Kastylii, Alfons IX, wysłał Biskupa Diecezji, w której pracował Dominik, Dydaka, z poselstwem do Niemiec i Danii. A ponieważ Dydak był przyjacielem Dominika, dlatego też przyszły Święty towarzyszył Biskupowi w podróży, w czasie której znalazł się nawet w okolicach Szczecina i polskiego Pomorza.

W drodze powrotnej do Hiszpanii, w południowej Francji, Dydak i Dominik zetknęli się z legatami papieskimi, wysłanymi tam do zwalczania powstałej właśnie herezji albigensów i waldensów. Sekta ta pojawiła się około 1200 roku w mieście Albi.

Jej członkowie zaprzeczali ważnym prawdom wiary, między innymi Trójcy Świętej, Wcieleniu Syna Bożego, odrzucali Mszę Świętą, małżeństwo i pozostałe Sakramenty. Burzyli kościoły i klasztory, niszczyli obrazy i krzyże. W porozumieniu z legatami, Dominik postanowił oddać się pracy nad ich nawracaniem. Do tej akcji postanowił włączyć się bezpośrednio także Biskup Dydak.

Ponieważ heretycy w swoich wystąpieniach przeciwko Kościołowi atakowali go za majątki i wystawne życie duchownych, Biskup i Dominik postanowili prowadzić życie ewangeliczne na wzór Pana Jezusa i Jego uczniów. Chodzili więc od miasta do miasta, od wioski do wioski, by prostować błędną naukę, a wyjaśniać autentyczną naukę Pana Jezusa. Innocenty III zatwierdził tę formę pracy apostolskiej. Odnotowano nawet pierwsze sukcesy.

Niebawem Biskup musiał powrócić do swojej Diecezji. Natomiast do Dominika dołączyło jedenastu cystersów, którzy postanowili wieść podobny tryb życia apostolskiego. Z nich właśnie powstał zalążek nowej rodziny zakonnej, w 1207 roku. W tym samym jednak roku Papież ogłosił przeciwko albigensom i waldensom zbrojną krucjatę na wiadomość, że heretycy ruszyli na kościoły, plebanie i klasztory, paląc je i niszcząc. To skomplikowało pracę apostolską Dominika. Wtedy postanowił zwiększyć posty, umartwienia, częściej się modlić.

Dotychczasowe doświadczenie wykazało, że okazyjnie werbowani do tej akcji kapłani często nie byli do niej wystarczająco przygotowani. Wielu zniechęcał prymitywny styl życia i połączone z nim niewygody. Dominik wybrał więc spośród swoich współtowarzyszy najpewniejszych. Na jego ręce złożyli oni śluby zakonne w 1215 roku. Tak powstał Zakon Kaznodziejski, czyli dominikanie. Jego głównym celem było głoszenie słowa Bożego i zbawianie dusz. Założyciel wymagał od zakonników ścisłego ubóstwa, panowania nad sobą i daleko idącego posłuszeństwa.

W tym samym roku odbył się Sobór Laterański IV. Dominik udał się wraz ze swoim Biskupem, Fulko, do Rzymu. Innocenty III, po wysłuchaniu zdania Biskupa, ustnie zatwierdził nową rodzinę zakonną. Zaraz po powrocie z Soboru, w 1216 roku, Dominik zwołał kapitułę generalną, na której przyjęto regułę Zakonu. Kiedy jednak, po odbytej kapitule, ponownie udał się on do Rzymu, dla zatwierdzenia reguły, Papież Innocenty III już nie żył.

Na szczęście, jego następca, Papież Honoriusz III, w 1218 roku oficjalnie zatwierdził nowy Zakon. Co więcej, wydał polecenie dla biskupów, by nowej rodzinie zakonnej udzielili jak najpełniejszej pomocy. Dominik założył również zakon żeński, zatwierdzony przez Honoriusza III dwa lata później.

Na kapitule generalnej, odbytej w Bolonii w 1220 roku, postanowiono – na podstawie nabytego doświadczenia – odrzucić z reguły i z konstytucji to wszystko, co okazało się nieaktualne. W miejsce odrzuconych, wstawiono nowe artykuły, wśród których znalazł się między innymi ten, że Zakon nie może posiadać na własność stałych dóbr, ale że ma żyć wyłącznie z ofiar. W ten sposób wszedł on do rodziny zakonów żebrzących.

W 1220 roku, Kardynał Wilhelm ufundował dominikanom w Rzymie klasztor przy bazylice Świętej Sabiny, który odtąd miał się stać konwentem generalnym Zakonu.

Przed śmiercią Dominik przyjął do Zakonu i nałożył habit Świętemu Jackowi i Błogosławionemu Czesławowi, pierwszym polskim dominikanom. Wysłał też swoich duchowych synów do Anglii, Niemiec i na Węgry.

Przez całe swoje życie Dominik odbywał częste podróże, głosząc Ewangelię i organizując wykłady z teologii. Zakładał nowe domy swego Zakonu, który z tego powodu bardzo szybko się rozpowszechnił. W 1220 roku, Honoriusz III powołał go na przełożonego generalnego. Wyczerpany pracą w prymitywnych warunkach, wrócił nasz Patron do Bolonii. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Miejcie miłość, strzeżcie pokory i nie odstępujcie od ubóstwa”. Zmarł 6 sierpnia 1221 roku, na rękach swych współbraci. W jego pogrzebie wzięło udział wielu dygnitarzy kościelnych.

Pochowany został w kościele klasztornym w Bolonii, w drewnianej trumnie, w krypcie tuż pod wielkim ołtarzem. Jego kult rozpoczął się zaraz po śmierci. Notowano za jego wstawiennictwem otrzymane łaski. Na tej podstawie, Papież Grzegorz IX, po przeprowadzeniu procesu kanonicznego, wyniósł Dominika do chwały Świętych, w 1234 roku.

Założony przezeń zakon także wydał wielu Świętych. Położył też wielkie zasługi na polu nauki, wydając uczonych na skalę światową w dziedzinie teologii, biblistyki czy liturgii. Kiedy zostały odkryte nowe lądy, dominikanie byli jednymi z pierwszych, którzy wysyłali tam swoich misjonarzy.

A w dziele zatytułowanym: „Dzieje Zakonu Kaznodziejskiego” zapisano taką oto relację o Ojcu Założycielu:

Dominik odznaczał się tak wielką prawością obyczajów i tak niezwykłą żarliwością o sprawy Boże, że bez trudu można w nim było rozpoznać wybrane naczynie świętości i łaski. Wyróżniała go też niezachwiana równowaga ducha, z wyjątkiem chwil, kiedy ogarniało go współczucie i miłosierdzie.

Ponieważ zaś radosne serce wyraża się w pogodzie oblicza, dlatego pełna pokoju wewnętrzna postawa objawiała się na zewnątrz w serdeczności i wesołości spojrzenia. Wszędzie okazywał się człowiekiem ewangelicznym w słowie i czynie. Za dnia nikt nie był bardziej przyjazny i miły względem towarzyszy i braci – w nocy nikt bardziej oddany czuwaniom i modlitwie.

Oszczędny w słowach, rozmawiał albo z Bogiem na modlitwie, albo o Bogu – i polecał braciom czynić to samo. Często i gorąco prosił Boga, aby dał mu miłość zdolną wyjednywać i przekazywać ludziom zbawienie. Uważał bowiem, że wtedy będzie naprawdę należał do Chrystusa, gdy całkowicie poświęci się zdobywaniu dusz, podobnie jak Zbawca wszystkich, Jezus Chrystus, cały się ofiarował dla naszego zbawienia. W tym celu – zgodnie z zamiarem Bożej Opatrzności – założył Zakon Braci Kaznodziejów.

Ustnie i pisemnie często zachęcał braci wymienionego Zakonu, aby stale pogłębiali znajomość Starego i Nowego Testamentu. Nosił zawsze ze sobą Ewangelię Mateusza i Listy Pawła. Czytał je tak często, że znał je prawie na pamięć. Dwa albo trzy razy wyznaczany był na stolicę biskupią. Za każdym razem odmawiał, przedkładając ponad biskupstwo życie w ubóstwie z braćmi.

Aż do śmierci zachował nietkniętą chwałę dziewictwa. Za wiarę w Chrystusa pragnął doznawać chłosty, ćwiartowania i śmierci. Ojciec święty Grzegorz X powiedział o nim: Znałem go jako człowieka, który wiernie wypełniał wskazania Apostołów, i nie wątpię, że wraz z nimi dzieli chwałę niebios”. Tyle z pisemnej relacji o życiu Świętego Dominika.

Wpatrzeni w jego przykład, jak również zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się raz jeszcze, co robimy – a może: co dzisiaj konkretnie zrobimy – aby wszyscy wokół coraz bardziej przekonywali się, że Pan jest, żyje i działa w nas i w tym dzisiejszym świecie. Tak, w tym naszym świecie – takim, jakim on jest…

2 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.