Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny – i to pięćdziesiąte – przeżywa Ksiądz Kanonik Doktor Jacek Sereda, Dziekan naszego Kursu, Diecezjalny Duszpasterz Rodzin, wspaniały Duszpasterz i Rekolekcjonista, a w ogóle: Potomek Błogosławionych Unitów Podlaskich i pochodzący z Parafii Pratulin. Dziękując Jubilatowi za wielorakie i owocne zaangażowanie w budowanie królestwa Bożego w sercach ludzi i kształtowaniu katolickiego obrazu rodziny – życzę niegasnącego zapału i tej wielkiej gorliwości, z jakiej jest znany. Całą naszą Ekipą – tu, w Szklarskiej Porębie – otaczamy Go naszymi modlitwami. Niech Bóg Mu we wszystkim błogosławi – o co prosimy przez wstawiennictwo Matki Bożej Kodeńskiej i Błogosławionych Męczenników Podlaskich.
Serdecznie pozdrawiamy ze Szklarskiej Poręby. Mamy tu naprawdę wspaniałą pogodę – ani za gorąco, ani za zimno. Dzisiaj w planach – wyjazd do Czech, do Pragi.
Zapraszam już do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie Pan – właśnie do mnie, osobiście i konkretnie? Duchu Święty, rozjaśnij umysły i serca!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Środa 22 Tygodnia zwykłego, rok II,
31 sierpnia 2022.,
do czytań: 1 Kor 3,1–9; Łk 4,38–44
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Nie mogłem, bracia, przemawiać do was jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jak do niemowląt w Chrystusie.
Mleko wam dawałem, a nie pokarm stały, boście byli niemocni; zresztą i nadal nie jesteście mocni. Ciągle przecież jeszcze jesteście cieleśni. Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku?
Skoro jeden mówi: „Ja jestem Pawła”, a drugi: „Ja jestem Apollosa”, to czyż nie postępujecie tylko po ludzku? Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan. Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg.
Ten, który sieje, i ten, który podlewa, stanowią jedno; każdy według własnego trudu otrzyma należną mu zapłatę. My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś jesteście uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Po opuszczeniu synagogi w Kafarnaum Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosił Go za nią.
On, stanąwszy nad nią, rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała i usługiwała im.
O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich.
Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: „Ty jesteś Syn Boży”. Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem.
Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich.
Lecz On rzekł do nich: „Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany”.
I głosił słowo w synagogach Judei.
Nawet Boże dzieło, pełnione w imię Boga i według Bożych wskazań, może stać się jedynie pożywką dla budowania ludzkiej chwały. Okazuje się bowiem, że można koncentrować całą swoją uwagę wokół Pawła, albo wokół Apollosa, a pominąć przy tym Chrystusa. Można zwrócić się ku temu, który sieje, zamiast ku temu, który daje wzrost.
Można zatrzymać się na jakimś niskim, przyziemnym poziomie myślenia i postrzegania – i za posługą sług Bożych nie dostrzec samego Boga, który przez Nich działa. I który – jako jedyny – jest Sprawcą tegoż dobra, i który jest celem ludzkich działań i dążeń.
Oczywiście, to nie znaczy, że możemy zupełnie zlekceważyć tych, którzy sieją, którzy głoszą Boże słowo, którzy pełnią posługę. Także oni sami nie mogą zlekceważyć swojej misji w Kościele. Zostali do niej powołani przez Pana i mają ją spełniać najlepiej, jak potrafią, bo ich rola i zadanie są bardzo ważne. Ale to nie oni są w centrum całej tej sprawy, nie na nich ma się skupiać uwaga ludzi, to nie swoją mocą dokonują tego, czego dokonują.
Oni są narzędziami w ręku Boga, są wykonawcami Bożego zamysłu. I o tym powinni pamiętać oni sami – i powinni pamiętać ci, którzy z ich posługi korzystają.
Moi Drodzy, to naprawdę bardzo ważne, aby Kościół w swoim działaniu zawsze szukał bezpośredniego odniesienia do swego Mistrza, unikając w ten sposób koncentrowania uwagi na ludziach i w ogóle na tym, co przyziemne. Bo można odnieść wrażenie, że nie zawsze udaje się tego niebezpieczeństwa uniknąć.
Ileż to bowiem dobrych dzieł podejmowanych jest w Kościele i – w rzeczy samej – mogłyby one przysporzyć wielkiej chwały Bożej, i mogłyby być świadectwem działania Boga w Kościele i świecie, ale ich wartość jest niestety niweczona tym, że ludzie, którzy je spełniają, sobie przypisują wszelkie zasługi i swoją chwałę na tych dziełach budują.
A znowu, ileż to osób można by doprowadzić do Boga, do wiary, a ostatecznie także: do zbawienia wiecznego, gdyby ci, którzy ich prowadzą – bez różnicy: duchowni czy świeccy – prowadzili ich właśnie do Boga i do Kościoła, a nie przywiązywali do siebie, a może nawet wykorzystywali do własnych, partykularnych interesów… Albo przynajmniej – do tego, by pochwalić się przed innymi, jak to się wielu ludzi „nawróciło”, jak to się wielu ludziom pomogło.
Moi Drodzy, to prawda, że jest wielką radością kapłana – myślę, że każdego kapłana, bo moją na pewno – kiedy po udzieleniu komuś rozgrzeszenia widać dosłownie „gołym okiem”, jak z serca tego człowieka spada jakiś ogromny ciężar. Zwłaszcza, jeśli Spowiedź ta była po jakimś dłuższym czasie. I bardzo przyjemnie łechce serce stwierdzenie, wypowiedziane przez człowieka, z którym się dopiero co rozmawiało, że rozmowa ta podniosła go na duchu, pocieszyła, wlała w serce wielką radość i nadzieję… Jakże to cieszy serce kapłana, czy kogoś, kto taką rozmowę przeprowadził!
Ale jakże zgubnym jest wtedy pomyśleć, że to moja zasługa, że jestem takim świetnym duszpasterzem, że tak wspaniale radzę sobie z ludzkimi problemami, albo – jak to niektórzy lubią powtarzać, a które to stwierdzenie wydaje się najgłupszym, jakie tylko człowiek może wypowiedzieć o sobie i o innych – że ja to się znam na ludziach.
Naprawdę? Znasz się na ludziach? A niby na czym tak konkretnie: na tym, co myślą teraz, czy co pomyślą jutro? Albo na tym, jakich wyborów moralnych dokonają dzisiaj, lub w przyszłości? Albo na powodach, dla których dokonali tego lub owego – często, niestety, czegoś złego? Czy jesteś w stanie przewidzieć, jak postąpi ten, czy ów człowiek w tej sytuacji, a jak postąpi w sytuacji odmiennej? Jesteś w stanie przewidzieć, jak postąpi, albo wytłumaczyć z całą pewnością, dlaczego tak postąpił?
A jesteś w stanie przewidzieć swoje własne słowa lub zachowania – zwłaszcza w sytuacji zaskoczenia, albo sytuacji bardzo trudnej, która Cię po wielekroć przerosła? Jesteś w stanie to przewidzieć? A jesteś w stanie tak do końca wytłumaczyć motywy swoich własnych wyborów i decyzji, podejmowanych chociażby na przestrzeni ostatniego roku, albo nawet: ostatnich miesięcy? Jesteś w stanie tak do końca, ze stuprocentową pewnością, wszystko to wytłumaczyć? I Ty się znasz na ludziach?
Człowieku, więcej pokory! Dużo więcej pokory! I więcej wiary, że to w Bogu są nasze motywy i cele działania – i że to od Niego płynie natchnienie do wszelkiego dobra w naszym życiu. Bo tylko On tak naprawdę zna się na człowieku – na mnie i na każdym innym. Dlatego to właśnie do Niego powinniśmy odnosić wszystko – ale to dosłownie: wszystko! – co w naszym życiu się dzieje. Wszystkie nasze plany i zamiary, nasze myśli i słowa, nasze działania – wszystko!
Od Niego mamy czerpać natchnienia, dla Niego robić wszystko to, co robimy – i dla Niego także zdobywać innych ludzi, prowadząc ich do Niego, a nigdy do siebie. A nawet, kiedy ze strony ludzi będą płynęły wyrazy wdzięczności i uznania – takie zwyczajne i ludzkie – to, owszem, przyjmować je, ale natychmiast zaznaczając, że to nie nasza zasługa, tylko Tego, od którego… wszystko!
Zauważmy, że tak postępował Jezus – tak, właśnie On, który jako jedyny miał prawo powiedzieć, że to On sam, Boży Syn, Bóg Wcielony, swoją własną mocą dokonuje tego wszystkiego, czego dokonuje. On jeden mógł tak powiedzieć. I On jeden mógłby powiedzieć, że zna się na ludziach – bo się zna.
Tymczasem – jak słyszymy w Ewangelii – nie pozwalał złym duchom wyjawiać, kim jest, a i ludziom nie dawał za wiele możliwości, by okazywali Mu wyrazy uwielbienia, gdyż odchodził na miejsca pustynne, aby trwać w ciszy i w dialogu ze swoim Ojcem. On, Boży Syn, tak postępował, przekierowując całą uwagę ludzi właśnie na Ojca, którego wolę wypełniał i którego chwałę pomnażał.
Jeżeli zatem Boży Syn tak postępował, to jaki motyw może przyświecać człowiekowi, który chce koncentrować uwagę świata na sobie, przypisywać sobie wszelkie zasługi, czy wiązać ludzi ze sobą, zamiast pokazywać im Boga i do Boga prowadzić? Jaki motyw może temu przyświecać – zwłaszcza, jeżeli Paweł Apostoł mówi w końcówce dzisiejszego pierwszego czytania: Ten, który sieje, i ten, który podlewa, stanowią jedno; każdy według własnego trudu otrzyma należną mu zapłatę. My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś jesteście uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą.
Zdanie to tak naprawdę wszystko wyjaśnia: pomocnicy Boga spełniają Jego dzieło i wszystko czynią dla Niego i ze względu na Niego, natomiast to już On sam, Bóg, zadba o to, aby zostali za to nagrodzeni. Naprawdę, nie stracą na takiej postawie! Ich zasługi będą wielkie przed Bogiem. Nie muszą sami zabiegać o ich podkreślanie – Bóg o to zadba.
Niczego przeto nie stracą, natomiast ich mądra, piękna i pokorna postawa przyniesie błogosławione i liczne owoce. Takich, których nie będą się nawet spodziewali!