Jak bardzo Bogu zależy na nas!

J

Szczęść Boże, moi Drodzy, dzisiaj u nas, po Mszy Świętej wieczorowej, spotkanie Studenckiego Koła Formacyjnego – z udziałem Pani Doktor Joanny Borowicz, czyli naszej Drogiej J.B., pisującej niegdyś na naszym forum. Ma Ona coś ciekawego do przekazania naszej Młodzieży. Już teraz bardzo cieszę się na to spotkanie!

Wcześniej natomiast, od 10:00 – dyżur na Uczelni, na Wydziale Agrobioinżynierii i Nauk o Zwierzętach (czyli, mówiąc po ludzku: Rolniczym).

A teraz zaś zapraszam do wsłuchania się w Boże słowo, aby odkryć, co Pan chce nam tak bardzo konkretnie powiedzieć, jaką drogę nam wskazać. Niech Duch Święty będzie naszym światłem i natchnieniem.

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wtorek 2 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Antoniego, Opata,

17 stycznia 2023., 

do czytań: Hbr 6,10–20; Mk 2,23–28

CZYTANIE Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:

Bracia: Nie jest Bóg niesprawiedliwy, aby zapomniał o czynie waszym i miłości, którą okazaliście dla imienia Jego, gdyście usługiwali świętym i jeszcze usługujecie. Pragniemy zaś, aby każdy z was okazywał tę samą gorliwość w doskonaleniu nadziei aż do końca, abyście nie stali się ospałymi, ale naśladowali tych, którzy przez wiarę i cierpliwość stają się dziedzicami obietnic.

Albowiem gdy Bóg Abrahamowi uczynił obietnicę nie mając nikogo większego, na kogo mógłby przysiąc, przysiągł na samego siebie, mówiąc: „Zaiste, hojnie cię pobłogosławię i ponad miarę rozmnożę”. A ponieważ tak cierpliwie oczekiwał, otrzymał to, co było obiecane. Ludzie przysięgają na kogoś wyższego, a przysięga dla stwierdzenia prawdy jest zakończeniem każdego sporu między nimi.

Dlatego Bóg pragnąc okazać ponad wszelką miarę dziedzicom obietnicy niezmienność swego postanowienia, wzmocnił je przysięgą, abyśmy przez dwie rzeczy niezmienne, co do których niemożliwe jest, by skłamał Bóg, mieli trwałą pociechę, my, którzyśmy się uciekli do uchwycenia zaofiarowanej nadziei. Trzymajmy się jej jako bezpiecznej i silnej kotwicy duszy, kotwicy, która przenika poza zasłonę, gdzie Jezus poprzednik wszedł za nas, stawszy się arcykapłanem na wieki na wzór Melchizedeka.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego: „Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno?”

On im odpowiedział: „Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom”.

I dodał: „To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu”.

Bóg nie jest niesprawiedliwy, dlatego nie pomija milczeniem i nie zapomina żadnego dobra, uczynionego przez człowieka. Zwłaszcza, jeśli jest to dobro i miłosierdzie, okazane drugiemu człowiekowi, w tym szczególnie – bratu w wierze, współwyznawcy…

Określenie bowiem: gdyście usługiwali świętym, użyte przez Autora Listu do Hebrajczyków, dotyczy właśnie usługiwania braciom i siostrom w wierze, współwyznawcom wiary w Jezusa Chrystusa, po prostu: chrześcijanom. Oni tak właśnie siebie określali – nazywali siebie «świętymi». I nie miało to w sobie nic z pychy, bo mieli pełną świadomość swojej ludzkiej słabości i grzeszności. Ale oni dobrze wiedzieli, że świętość jest ich pierwszym i podstawowym powołaniem, jest celem ich życiowej drogi, jest też cechą najbardziej ich charakteryzującą: właśnie świętość, dążenie do niej, kształtowanie w jej duchu całego swego życia.

Tak, swoją drogą, czy dzisiejsi chrześcijanie byliby w stanie tak się nazwać, tak się określić? Czy my moglibyśmy tak określić naszych braci i siostry w wierze – a oni nas? Dobre pytanie…

Natomiast dzisiaj dowiadujemy się, że tę wzajemną miłość i wsparcie, jakiego sobie owi «święci» wówczas udzielali, Bóg bardzo popiera i o takiej postawie nie zapomina. Bóg bowiem – a to już wynika z dalszych wersów pierwszego czytania – bardzo intensywnie włącza się w historię człowieka, aby tę historię doprowadzić do szczęśliwego finału, czyli do zbawienia wiecznego.

Dlatego już w Starym Przymierzu składał obietnice i sam prowadził wielkich ludzi narodu wybranego, aby oni – z Jego pomocą – mogli prowadzić swój lud. Takim człowiekiem był chociażby Abraham, o którym dzisiaj Autor Listu do Hebrajczyków tak mówi: Albowiem gdy Bóg Abrahamowi uczynił obietnicę nie mając nikogo większego, na kogo mógłby przysiąc, przysiągł na samego siebie, mówiąc: „Zaiste, hojnie cię pobłogosławię i ponad miarę rozmnożę”. A ponieważ tak cierpliwie oczekiwał, otrzymał to, co było obiecane.

Oczywiście, pierwsze zdania mówiły bardziej o działaniu Boga, natomiast zdanie ostatnie odnosi się już wprost do Abrahama jako tego, który potrafił cierpliwie czekać, a nade wszystko – potrafił bezgranicznie Bogu zaufać. Miał odwagę zaufać, że skoro Bóg składa jakąś konkretną obietnicę, a do tego jeszcze wzmacnia ją przysięgą, złożoną na samego siebie – bo nie ma nikogo większego, na kogo mógłby ją złożyć – to znaczy, że swoje obietnice wobec człowieka wypełni. Bo Mu na człowieku po prostu bardzo zależy, traktuje go niezmiernie poważnie.

Dlatego w Starym Testamencie zawierał z kolejnymi pokoleniami kolejne przymierza, które – niestety – często nie mogły doczekać się realizacji, wypełnienia, często były łamane. Oczywiście – nie przez Boga… On był zawsze wierny. Dlatego swoje obietnice wzmacniał często przysięgą na samego siebie, aby pokazać, jak bardzo poważnie traktuje swoje obietnice i jak bardzo poważnie traktuje człowieka. Bardzo poważnie traktuje współpracę z nim, bardzo poważnie traktuje każde dobro, uczynione przez człowieka, zwłaszcza drugiemu człowiekowi – jak to sobie powiedzieliśmy na początku. Oto Bóg tak bardzo obecny w życiu i w historii człowieka…

Doskonale zdajemy sobie sprawę, że najpełniejszą formą owej Bożej obecności w życiu i historii człowieka było Wcielenie Bożego Syna. Nie mógł Bóg bardziej wejść w historię człowieka, jak właśnie poprzez to, że sam stał się człowiekiem… Ale jednocześnie nie przestał być Bogiem, suwerennym Panem i Władcą świata i wszechświata. A w tym świecie – Panem i Władcą wszelkich praw i porządków, danych człowiekowi z Bożego ustanowienia. Takich, jak chociażby szabat.

W opisanym dzisiaj w Ewangelii wydarzeniu jasno widzimy, że Jezus wyraźnie i jednoznacznie wskazuje na siebie, jako na tego, w którego władzy i w którego mocy jest rozstrzygać sprawy, związane z przestrzeganiem szabatu. A skoro szabatu, to także wszelkich innych instytucji prawnych i religijnych, ustanowionych przez Boga. Bo – co by nie mówić – są to instytucje ustanowione także przez Niego, przez Bożego Syna, który współistnieje ze swym Ojcem w jedności Trójcy Świętej.

Dlatego Boży Syn ma władzę nad postanowieniami Prawa, danego Mojżeszowi, a przez niego – całemu narodowi. Jednak – podkreślmy to bardzo mocno – owo zaznaczenie swojej władzy i skorzystanie ze swego Boskiego prawa do rozstrzygania kwestii prawnych, czy związanych z zachowywaniem tradycji, nie było po to, aby wszystkim wokół pokazać, kto tu tak naprawdę rządzi, ale było dla dobra człowieka! Dla jego wiecznego zbawienia!

Ale także po to, aby to swoje doczesne życie mógł on przeżyć mądrze, w jakimś kierunku, w jakimś celu i z jakimś sensem. To właśnie po to Jezus Chrystus, Boży Syn, przyszedł na świat, po to także Bóg wielokrotnie i na różne sposoby – na przestrzeni całego Starego Testamentu, od samego jego początku – wchodził w historię człowieka. Po co?

Właśnie: dla dobra człowieka, dla okazania mu pomocy i wsparcia, a ostatecznie – dla jego wiecznego zbawienia. Nigdy po to, aby wywierać na nim jakąkolwiek presję, czy zdominować go, pokazując, że tak naprawdę to ten mały człowieczek to nic nie znaczy, gdyż jest tylko maleńkim pyłkiem, a Bóg – to jest dopiero ktoś! Prawdę powiedziawszy, to tak właśnie cała sprawa się przedstawia, ale Bóg nigdy tego w ten sposób nie pokazywał człowiekowi i nie dla udowodnienia tego wszedł w jego historię. Nie!

Bóg wszedł w historię człowieka ze szczerej i bezgranicznej miłości do człowieka! I o tym, moi Drodzy, trzeba nam zawsze pamiętać! I o tym sobie zawsze przypominać – szczególnie, kiedy będzie nam bardzo ciężko lub trudno. Właśnie o tym, że przecież Bóg jest ze mną, Bóg jest dla mnie, Bóg mnie naprawdę kocha i traktuje mnie super poważnie! A Jego Syn stał się – także dla mnie! – takim, jak ja: stał się człowiekiem. Jakież to wielkie wsparcie, okazane każdej i każdemu z nas, ludzi! Jakaż to wielka nobilitacja! Jakimi my szczęściarzami jesteśmy!

Moi Drodzy, pomyślmy o tym w ten sposób – właśnie szczególnie wtedy, kiedy będzie nam bardzo ciężko, kiedy różne trudności i przeciwności się spiętrzą i najdzie nas ochota na narzekanie, uskarżanie się nad swoim ciężkim losem, czy inne, tego typu, niekorzystne nastroje… Pomyślmy wtedy, że mamy do kogo zwrócić się o pomoc, bo jest ktoś, komu na nas bardzo zależy i kto nas samych – i nasze sprawy, i nasze problemy, i nasze zmartwienia – traktuje super poważnie!

Dobrze o tym wiedział i dlatego tak mocno trzymał się Boga Patron dnia dzisiejszego, Święty Antoni, Opat.

Urodził się w Środkowym Egipcie w 251 roku. Miał zamożnych i religijnych rodziców, których jednak wcześnie stracił – kiedy miał lat dwadzieścia. Po ich śmierci, kierując się wskazaniem Ewangelii, sprzedał ojcowiznę, a pieniądze rozdał ubogim. Młodszą siostrę oddał pod opiekę szlachetnym paniom, zabezpieczając jej byt materialny. Sam zaś udał się na pustynię w pobliżu rodzinnego miasta. Tam oddał się pracy fizycznej, modlitwie i uczynkom pokutnym. Podjął życie pełne umartwienia i milczenia.

Nagła zmiana trybu życia kosztowała go wiele wyrzeczeń, a nawet trudu. Musiał znosić jawne ataki ze strony szatana, który go nękał, pokazując mu się w różnych postaciach. Doznawał wtedy umacniających go wizji nadprzyrodzonych.

Początkowo Antoni mieszkał w grocie. Około 275 roku przeniósł się jednak na Pustynię Libijską. Dziesięć lat później osiadł w ruinach opuszczonej fortecy Pispir na prawym brzegu Nilu. Miał dar widzenia rzeczy przyszłych. Słynął ze świętości i mądrości.

Jego postawa znalazła wielu naśladowców. Sława i cuda sprawiły, że zaczęli ściągać uczniowie, pragnący poddać się jego duchowemu kierownictwu. Początkowo nie zgadzał się na to, jednak po wielu sprzeciwach zdecydował się ich przyjąć i odtąd oaza Farium na pustyni zaczęła zapełniać się rozrzuconymi wokół celami eremitów. Niektórzy uważają, że mogło ich być około sześciu tysięcy!

W 311 roku Antoni gościł w Aleksandrii, wspierając duchowo chrześcijan, prześladowanych przez cesarza Maksymiana. Tam również z wielkim zaangażowaniem bronił czystości wiary w obliczu tego, że w roku 318 wystąpił – tam właśnie – z błędną nauką kapłan Ariusz, znajdując dla swych teorii wielu zwolenników. Jednym z nich był nawet cesarz. I to w odpowiedzi na te błędy, Antoni podjął żarliwą obronę czystości wiary wśród swoich uczniów.

Cieszył się przy tym wielkim poważaniem. Korespondował – między innymi – z cesarzem Konstantynem Wielkim i jego synami. Zachowane listy Antoniego do mnichów zawierają głównie jego nauki moralne: szczególny nacisk kładzie on w nich na poszukiwanie indywidualnej drogi do doskonałości, wsparte lekturą Pisma Świętego.

Według podania, Święty Antoni zmarł 17 stycznia 356 roku, w wieku stu sześciu lat. Jego życie było przykładem dla wielu nie tylko w Egipcie, ale i w innych stronach chrześcijańskiego świata, a jego kult rychło rozprzestrzenił się na całym Wschodzie i w całym Kościele.

Żywocie Świętego Antoniego”, napisanym przez Świętego Atanazego, biskupa, czytamy między innymi takie słowa:

Po śmierci rodziców Antoni pozostał sam wraz ze swoją młodszą siostrą. Mając wtedy osiemnaście czy dwadzieścia lat, zajmował się domem i opiekował siostrą. Gdy nie minęło jeszcze sześć miesięcy od śmierci rodziców, szedł zgodnie ze zwyczajem do kościoła, zatopiony w rozmyślaniu. Rozważał, dlaczego Apostołowie, opuściwszy wszystko, poszli za Zbawicielem oraz kim byli ci ludzie, którzy – jak podają Dzieje Apostolskie – sprzedawali swe dobra i składali u stóp Apostołów pieniądze, aby oni rozdawali je potrzebującym.

Zastanawiał się także, jakiego rodzaju i jak wielka nagroda została wyznaczona im w niebie. Tak rozmyślając przybył do świątyni, gdy właśnie odczytywano Ewangelię. Usłyszał słowa, które Pan powiedział do bogatego młodzieńca: Jeśli chcesz być doskonałym, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, potem przyjdź i pójdź za Mną, a będziesz miał skarb w niebie.

Antoniemu zdawało się, jak gdyby sam Bóg przemówił do niego słowami Ewangelii, jakby czytanie to przeznaczone było dla niego. Wyszedł natychmiast z kościoła i rozdał mieszkańcom wioski odziedziczoną po rodzicach ziemię, aby odtąd nie była dla niego i jego siostry ciężarem. Sprzedał także wszelkie inne dobra, a pieniądze rozdał ubogim. Tylko niewielką ich część zachował ze względu na siostrę.

Przyszedłszy znowu do kościoła, usłyszał słowa Pana z Ewangelii: Nie troszczcie się o jutro. Nie mogąc ich słuchać obojętnie, natychmiast wyszedł i pozostałą część rozdał ubogim. Siostrę oddał na wychowanie i naukę znanym z prawości dziewicom. Sam zaś poświęcił się praktykowaniu życia ascetycznego, mieszkając w pobliżu swego domu.

W ciągłym czuwaniu nad sobą prowadził życie pełne wyrzeczeń. Pracował własnymi rękoma, ponieważ usłyszał: Kto nie chce pracować, niech też nie je. Otrzymaną w ten sposób zapłatę przeznaczał na swoje utrzymanie i na potrzebujących. Modlił się nieustannie, albowiem dowiedział się, że „zawsze należy się modlić”. Czytał tak uważnie, że nic nie uchodziło jego uwagi, ale przeciwnie, zapamiętywał wszystko. Z czasem pamięć mogła zastąpić mu księgi. Wszyscy mieszkańcy wioski oraz pobożni ludzie, z którymi często się spotykał, widząc jego sposób życia, nazywali go przyjacielem Boga – jedni miłowali go jak syna, inni jak brata.” Tyle z „Żywota” Świętego Antoniego, Opata.

Wpatrzeni w jego piękną postawę, a jednocześnie wsłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze pomyślmy o tym i zachwyćmy się tym, jak bardzo Bogu na każdej i każdym z nas zależy!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.