Zerwała zatem owoc…

Z

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:

Ksiądz Jacek Wojdat, Kolega z jednego roku święceń;

Ksiądz Jacek Szostakiewicz, starszy Kolega, pochodzący z mojej rodzinnej Parafii.

Niech Im Pan błogosławi i ciągle wzmacnia Ich kapłańską gorliwość. Zapewniam o modlitwie!

A ja dzisiaj, jutro i pojutrze będę pomagał duszpastersko w mojej rodzinnej Parafii – w zastępstwie za moich Kolegów Księży. Dzisiaj sprawuję Mszę Świętą o 18:00.

Natomiast o 21:40, na falach Katolickiego Radia Podlasie, kolejna audycja w cyklu AKADEMICKIE GAUDEAMUS. Rozmawiać będziemy o aktualności i znaczeniu nabożeństwa pierwszych sobót miesiąca, a Gościem głównym będzie Ojciec Dariusz Galant, Oblat z Kodnia. A wraz z Nim – świeccy Propagatorzy pierwszych sobót oraz Członkowie Społeczności Akademickiej. Zapraszam do słuchania i wspólnej modlitwy oraz do łączności z nami: smsowej, mailowej lub telefonicznej.

Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co Pan konkretnie do mnie mówi? Co bardzo ważnego chce przekazać mi – osobiście? Duchu Swiety, działaj!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Piątek 5 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Scholastyki, Dziewicy,

10 lutego 2023., 

do czytań: Rdz 3,1–8; Mk 7,31–37

CZYTANIE Z KSIĘGI RODZAJU:

Wąż był najbardziej przebiegły ze wszystkich zwierząt polnych, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty: „Czy to prawda, że Bóg powiedział: «Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu»?”

Niewiasta odpowiedziała wężowi: „Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: «Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli»”. Wtedy rzekł wąż do niewiasty: „Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy, i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło”.

Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią; a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski.

Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Jezus opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu.

Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął Go na bok osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: „Effatha”, to znaczy: „Otwórz się”. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić.

Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali.

I pełni zdumienia mówili: „Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę”.

Przez cały ten tydzień – od poniedziałku – liturgia Słowa prowadzi nas w pierwszym czytaniu przez kolejne etapy powstawania świata powstawania życia na tym świecie. Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię – usłyszeliśmy w poniedziałek – a następnie stworzył kolejne przestrzenie ziemskie i niebieskie, w tym także światło i ciemności. A potem rośliny, a potem zwierzęta, a potem człowieka. Najdoskonalsze ze stworzeń, koronę wszystkich stworzeń – jedyną istotę w całym dziele stwórczym, której chciał dla niej samej, podczas gdy inne stworzenia powstały dla człowieka.

Zaledwie wczoraj usłyszeliśmy, że obok mężczyzny pojawiła się kobieta jako «kość z jego kości i ciało z jego ciała» – istota równa jemu w godności i w umiłowaniu przez Boga; istota, z którą stworzył więź nierozerwalną, bo oboje stali się wręcz jednym ciałem. Doskonała harmonia i nieskazitelne piękno całego dzieła stworzenia sprawiały – jak słyszeliśmy wczoraj – że chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali nawzajem wstydu. Bo było to tak zwyczajne i naturalne, a jednocześnie tak piękne i harmonijne, że nie było tam miejsca na wstyd. I nie było – jeśli to można tak ująć z dzisiejszej perspektywy – potrzeby wstydu, jeżeli uznać ów wstyd za strażnika godności i czystości człowieka. Nie było takiej potrzeby, bo wszystko, co było wówczas na świecie, było po prostu czyste, nieskalane, piękne, harmonijne, szczęśliwe i radosne.

Do czasu. Do tego wydarzenia, które opisane zostało dzisiaj. Bo dzisiaj na tym pięknym i czystym obrazie pojawia się jakaś okrutna, brutalna rysa! Jakiś zgrzyt! Jakiś fałszywy tonbolesny dysonans: grzech człowieka. Nieposłuszeństwo Bogu. Bunt przeciwko Bogu. Bunt stworzenia przeciwko Stworzycielowi. Też pierwszy – podobnie, jak i wszystko wówczas było pierwsze, tak i ten bunt był pierwszym.

Jakże wielki zawód, sprawiony ojcowskiej miłości Boga, który chciał istnienia człowieka po to, by móc go obdarzać swoją miłością, dobrem i pięknem, a oto okazuje się, że kiedy powiedział człowiekowi, że ze wszystkich dobrodziejstw Raju może korzystać, tylko z tego jednego drzewa nie może, a wąż powiedział, że wcale tak nie jest, jak Bóg mówi – to człowiek posłuchał węża. Dlaczego?

Czym Bóg tak „podpadł” człowiekowi, że ten Mu nie uwierzył?… I czym wąż tak zasłużył się człowiekowi, że ten akurat jemu uwierzył?… Jakich argumentów użył wąż, że człowiek uznał, że Bóg – jego Stworzyciel i kochający Ojciec – chce go oszukać?… Albo wywrzeć na nim podstępnie jakąś presję?…

Jak bowiem inaczej zrozumieć cały przebieg rozmowy, którą pierwsi ludzie odbyli z szatanem? Na jego podstępne pytanie: Czy to prawda, że Bóg powiedział: «Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu»?; niewiasta odpowiedziała – zgodnie zresztą z prawdą: Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: «Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli» Co nam to uświadamia?

Na pewno to, że i szatan doskonale znał wolę Bożą, a jego pytanie nie było po to, żeby się dowiedzieć, jaka ona jest, tylko żeby zwieść człowieka; jak również i to, że człowiek także dobrze znał wolę Bożą. Dokładnie i precyzyjnie. A pomimo tego, szatan wypowiada najbardziej bezczelne, jakie sobie tylko można wyobrazić – stwierdzenie: Na pewno nie umrzecie!

Moi Drodzy, czy dostrzegamy to zderzenie, ten zgrzyt? Bóg mówi, że kiedy spożyją, umrą. A szatan – tak po prostu i bezczelnie – mówi, że nie umrą. Czyli, że Bóg kłamie! Zresztą, szatan to wprost – w sposób przewrotny – stwierdza: Wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy, i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło. I to wystarczyło, żeby człowiek uznał, że może jednak coś w tym jest i może nie trzeba aż tak bardzo upierać się przy tym Bożym zakazie… A może Bóg nie będzie się aż tak upierał…

Tak, czy owak, nastąpiło niestety złamanie wyraźnego Bożego polecenia. A wówczas – jak słyszymy – legła w gruzach cała harmonia, jedność i porządek, całe piękno i radość. Przyszedł wstyd – trzeba było zacząć okrywać swoją nagość… Niestety, wtedy już wstyd zaczął być potrzebny, bo przyszło zło… Więc musiał stanąć na straży tego, co intymne, co osobiste… I wszystko od tego momentu zaczęło być inne… Wszystko się posypało!

Trzeba więc było kogoś, kto wziąłby na siebie trud i zadanie przywrócenia Bożego porządku w świecie. My wiemy, że właśnie z taką misją przyszedł na świat Boży Syn – Jezus Chrystus. I właśnie dzisiaj towarzyszymy Mu w spotkaniu z całą rzeszą ludzi nad Jeziorem Galilejskim.

Tam to właśnie – jak słyszeliśmy – przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął Go na bok osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: „Effatha”, to znaczy: „Otwórz się”. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić.

Przyznajmy, że to dość oryginalny sposób uzdrawiania… Zwykle wystarczyło słowo, albo nawet jedna myśl, a tu taki skomplikowany i nieco dziwny „ceremoniał”… To oczywiście było wolą samego Jezusa, jak dokona uzdrowienia – i co chce przy tej okazji przekazać ludziom. Bo samo uzdrowienie z choroby, to jedno. Ale okoliczności towarzyszące – to także jakaś lekcja i jakiś przekaz.

A dzisiaj Jezus – poprzez odsunięcie się z chorym człowiekiem na bok – chciał pokazać, że wielkie dzieła Boże winny dokonywać się w atmosferze skupienia i nie są na pokaz, dla jakiejś sensacji, ale mają służyć czemuś głębszemu. Przeto człowiek – czy to sam uzdrowiony, czy to obserwujący – ma z tego wyciągnąć znacznie głębsze wnioski dla swojego życia, aniżeli tylko ucieszyć się, że wróciło zdrowie.

Gesty zaś, wykonane dziś przez Jezusa, miały za cel pokazanie, że Jego ludzka natura ma moc zbawczą, ma moc uzdrawiania, czyli przywracania tej sprawności i tego dobra, które na początku podarowane zostało naszej ludzkiej naturze, a utracone zostało przez grzech. Dlatego Jezus dzisiaj mówi do chorego: Effatha! – Otwórz się! Zwróćmy na to uwagę: nie poleca mu jedynie zacząć mówić, albo słyszeć – albo jedno i drugie – tylko mówi mu: Effatha! – Otwórz się! Otwórz się cały – na świat, na ludzi, na Boga, na pełnię życia! Otwórz się!

Widzący to ludzie, bardzo trafnie skomentowali to, co się stało, mówiąc w zachwycie: Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę. Właśnie słowo: przywraca – wyraża tutaj wszystko. Bo Jezus przywraca to wszystko, co utracone zostało tamtego dnia, w Raju.

Moi Drodzy, nam chce też przywrócić dobro, świętość, wewnętrzną harmonię i porządek w życiu. On chce. Tylko – żebyśmy jeszcze my chcieli… Bo my też – jak pierwsi ludzie – dobrze znamy wolę Bożą i tak naprawdę w głębi serca rozróżniamy między dobrem, a złem. I wiemy, że łamanie Prawa Bożego do niczego dobrego nie prowadzi. A jednak – z jakiegoś trudnego do zrozumienia powodu – ciągle wybieramy zło…

Owszem, próbujemy je potem na tysiąc pokrętnych sposobów tłumaczyć i wmawiać sobie na siłę, że mieliśmy rację, że dobrze zrobiliśmy, że tak należało postąpić… A sumienie – i tak nie daje spokoju.

Trzeba więc nam wszystkim – wszystkim, bez wyjątku: duchownym i świeckim, tym bardziej pobożnym i tym mniej pobożnym – trzeba nam wszystkim raz jeszcze jak najmocniej uwierzyć Bogu, że On naprawdę nas kocha i naprawdę chce naszego dobra, dlatego jeżeli o czymś mówi: „Nie wolno!”, to znaczy, że naprawdę nie wolno!

Bo nie jest to sprawą Jego kaprysu, albo chęcią zrobienia nam na złość, ale wie Bóg, że będzie to dla nas szkodliwe. I zburzy w naszym życiu i w naszym sercu całą harmonię, porządek, spójność i radość, jakie daje czyste serce, zjednoczone z Bogiem. On wie po prostu, co będzie, kiedy postąpimy tak, jak nam zakazuje. Co ciekawe – my też najczęściej wiemy!

Trzeba więc, żebyśmy byli mądrzy przed szkodą, a nie dopiero po szkodzie. I abyśmy nie musieli po raz kolejny przekonywać się, jakim koszmarem jest grzech, ale byśmy mogli cieszyć się tym pokojem serca i wewnętrzną harmonią życia, jakie niesie ze sobą życie bez grzechu – życie w przyjaźni i jedności z Jezusem!

Takie, jakie prowadziła Patronka dnia dzisiejszego, Święta Scholastyka, Dziewica, od której naprawdę możemy się tylko uczyć prawdziwej wewnętrznej harmonii i porządku, w jakim tylko może żyć człowiek tak zjednoczony z Bogiem, jak ona była. Ona – i jej brat Benedykt. Co wiemy o naszej Świętej?

Pochodziła z Nursji. Była bliźniaczką Świętego Benedykta – i od dziecka była niewątpliwie pod jego urokiem. Towarzyszyła Bratu w jego podróżach i naśladowała jego tryb życia, poświęcony Panu Bogu. Kiedy Święty Benedykt założył pierwszy klasztor w Subiaco, ona poniżej założyła podobny klasztor dla niewiast. Do dnia dzisiejszego istnieją tam dwa klasztory na wzgórzach, w pobliżu Subiaco. Tam też można także oglądać grotę, gdzie się spotykali na „świętych rozmowach”.

Podobnie działo się na Monte Cassino, o czym pisze Święty Papież Grzegorz Wielki w swoich „Dialogach”. Kiedy się to czyta, można się nawet lekko uśmiechnąć, bo nas, patrzących dzisiaj na świat w inny sposób i mierzących go innymi kategoriami, może trochę śmieszy to, że wszystko, co mówili i robili średniowieczni Święci, było «święte» – «święty» Brat i «święta» Siostra prowadzili «święte» rozmowy…

A i to może nas dziwić, że to Scholastyka, chcąc przedłużyć ową «świętą» rozmowę z Bratem, pomodliła się i „sprowadziła” na ziemię taką burzę, iż Benedykt nie był w stanie powrócić do klasztoru. A widząc to, uczynił wymówkę Scholastyce, w słowach: „Niech Bóg wybaczy Ci Twój czyn, Siostro!”. Taka jest właśnie średniowieczna hagiografia. Jednak z całego tego opisu tchnie jakimś wielkim pokojem serca i wyraźnie widać szczere i całkowite zjednoczenie z Bogiem obojga «świętego» Rodzeństwa.

Tak zatem Święty Grzegorz Wielki opisuje ich ostatnie spotkanie: „Scholastyka, siostra Świętego Benedykta, od samego dzieciństwa poświęcona wszechmogącemu Bogu, miała zwyczaj raz w roku odwiedzać swojego brata. Mąż Boży przyjmował ją niedaleko poza bramą, w pomieszczeniu należącym do klasztoru. Pewnego dnia przybyła według zwyczaju, a czcigodny brat wyszedł ku niej ze swymi uczniami. Cały dzień spędzili na modlitwie i świętych rozmowach, a kiedy zapadł zmrok, spożyli wspólnie posiłek.

Ponieważ do późnych godzin przeciągnęły się ich święte rozmowy, Scholastyka zwróciła się do brata ze słowami: „Proszę cię, nie odchodź ode mnie tej nocy. Aż do świtu rozmawiajmy o radościach nieba”. On jednak odparł: «Siostro, o czym ty mówisz? Żadną miarą nie mogę przebywać poza klasztorem».

Świątobliwa niewiasta, skoro usłyszała odmowę brata, oparła na stole złożone ręce i modląc się do wszechmogącego Boga pochyliła głowę. Kiedy zaś uniosła ją znad stołu, rozszalała się tak wielka burza z grzmotami i błyskawicami, zerwała się tak gwałtowna ulewa, iż ani Benedykt, ani towarzyszący mu bracia nawet na krok nie mogli odejść z miejsca, w którym przebywali.

Wtedy to zmartwiony mąż Boży zaczął narzekać: «Niech Bóg wszechmogący wybaczy Ci Twój czyn, Siostro». Lecz ona odpowiedziała: «Oto prosiłam Cię, a nie chciałeś mnie wysłuchać. Poprosiłam więc Boga mego, i zostałam wysłuchana. Teraz więc odejdź, jeśli zdołasz. Pozostaw mnie i wracaj do klasztoru». Tak więc ten, który nie chciał pozostać dobrowolnie, pozostał wbrew swojej woli. Cały czas czuwali przeto razem, znajdując pokrzepienie we wzajemnej wymianie świętych myśli.

A nic w tym dziwnego, iż owej godziny Scholastyka przemogła brata. Albowiem zgodnie ze słowami Świętego Jana: Bóg jest miłością, było rzeczą zupełnie słuszną, aby więcej potrafiła ta, która więcej umiłowała.

A kiedy w trzy dni później mąż Boży, znajdując się w swojej celi, podniósł oczy ku niebu, zobaczył, jak dusza jego siostry, opuściwszy ciało, ulatuje pod postacią gołębicy ku wyżynom nieba. Ciesząc się tak wielką jej chwałą, złożył Bogu dzięki hymnami i modlitwami. Posłał też braci, aby przynieśli jej ciało do klasztoru i złożyli w grobie, który przygotował dla siebie. Tak się stało, iż nawet grób nie rozdzielił tych, których umysły zawsze były zjednoczone w Bogu.” Tyle z opisu Papieża Grzegorza.

Scholastyka zmarła 10 lutego 547 roku. Jest uważana za matkę duchową wszystkich benedyktynek.

Wpatrzeni w świetlany przykład jej świętego życia, raz jeszcze zapytajmy o naszą osobistą więź z Jezusem, jedność i przyjaźń z Nim…

6 komentarzy

      • W odpowiedzi na pytanie Ani: Nie, nie było żadnego przeoczenia. Chwilowo postanowiłem nie nalegać na Księdza Marka w sprawie pisania słówek, bo wiem, że jest ciągle bardzo zajęty. Oczywiście, tak było zawsze, tylko ja dotychczas bardziej nalegałem i po kilka razy przypominałem o każdym jednym słówku. Postanowiłem na razie nieco „odpuścić”, w nadziei, że kiedy Ksiądz Marek lub Jego Ekipa będzie miała taką możliwość, to po prostu da znać. Tymczasem, zawsze można wejść na słówko „mówione”, do którego link zamieściła Elena.
        Serdecznie pozdrawiam!
        xJ

  • Posłuchałam dziś audycji w Katolickim Radiu Podlasie. Ojciec Dariusz to prawdziwy pasjonat Maryi! Wdzięczna jestem za wszystkie słowa, informacje i dopowiedzenia, bo mimo iż praktykuję pierwsze soboty miesiąca, wybieram kościół nie parafialny a ten w którym odmawiany jest różaniec przed Najświętszym Sakramentem i 15 minutowa katecheza o objawieniach Maryi a potem Msza Święta. W domu pozostaje mi rozważanie i wybranej tajemnicy różańca.

    • I to jest właśnie owoc wieloletniej, wytrwałej i pełnej pasji działalność Ojca Dariusza – ten właśnie, że wiele Osób naprawdę przekonało się do właściwego przeżywania pierwszych sobót miesiąca!
      xJ

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.