Pielgrzymujemy do Lourdes!

P

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Iwona Zagubień, z którą – i z której Rodziną – miałem przyjemność współpracować w czasie mojej posługi w Celestynowie. Dziękując za wszelką życzliwość, życzę Jubilatce, aby trwała w nieustającej bliskości Jezusa! Zapewniam o modlitwie.

Do Grona wczorajszych Solenizantów dołączam Księdza Jacka Guza, Kustosza Sanktuarium Błogosławionych Męczenników Podlaskich w Pratulinie. Niech przez Ich wstawiennictwo Pan obficie błogosławi Mu w pełnieniu tak pięknej posługi!

Moi Drodzy, dzisiaj Kościół dopuszcza wspomnienie dowolne Najświętszej Maryi Panny z Lourdes, szczególnej Patronki Chorych, w związku z czym dzisiaj przeżywamy także Światowy Dzień Chorego. Dlatego włączam w dzisiejsze rozważanie kilka słów o wydarzeniach w Lourdes. Czynię to tym chętniej, że kilka razy byłem w Lourdes i noszę głęboko w sercu świętą atmosferę tego miejsca.

W związku z tym wspomnieniem, odprawię dzisiaj, o 9:30, w mojej rodzinnej Parafii, w Białej Podlaskiej, Mszę Świętą w intencji wszystkich Chorych – połączoną z Sakramentem Namaszczenia – i w swoich modlitwach będę o Nich pamiętał. Zachęcam i Was, moi Drodzy, do tej modlitwy!

Moi Drodzy, bardzo serdecznie dziękuję Ojcu Dariuszowi Galantowi i Uczestnikom wczorajszej audycji w Katolickim Radiu Podlasie, jak również Wszystkim słuchającym i łączącym się z nami!

A teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem. Co Pan konkretnie dziś do mnie mówi? Duchu Święty, pomóż mi to odkryć!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Sobota 5 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Lourdes,

11 lutego 2023., 

do czytań: Rdz 3,9–24; Mk 8,1–10

CZYTANIE Z KSIĘGO RODZAJU:

Pan Bóg zawołał Adama i zapytał go: „Gdzie jesteś?”

On odpowiedział: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się”.

Rzekł Bóg: „Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?”

Mężczyzna odpowiedział: „Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem”.

Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: „Dlaczego to uczyniłaś?”

Niewiasta odpowiedziała: „Wąż mnie zwiódł i zjadłam”.

Wtedy Pan Bóg rzekł do węża: „Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę”.

Do niewiasty powiedział: „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą”.

Do mężczyzny zaś Bóg rzekł: „Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: «Nie będziesz z niego jeść», przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz.”

Mężczyzna dał swej żonie imię Ewa, bo ona stała się matką wszystkich żyjących.

Pan Bóg sporządził dla mężczyzny i dla jego żony odzienie ze skór i przyodział ich. Po czym Pan Bóg rzekł: „Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki”.

Dlatego Pan Bóg wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z której został wzięty. Wygnawszy zaś człowieka, Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Gdy znowu wielki tłum był z Jezusem i nie mieli co jeść, przywołał do siebie uczniów i rzekł im: „Żal mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. A jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z nich przyszli z daleka”.

Odpowiedzieli uczniowie: „Skąd tu na pustkowiu będzie mógł ktoś nakarmić ich chlebem?”

Zapytał ich: „Ile macie chlebów?”

Odpowiedzieli: „Siedem”.

I polecił ludowi usiąść na ziemi. A wziąwszy te siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali. I rozdali tłumowi. Mieli też kilka rybek. I nad tymi odmówił błogosławieństwo i polecił je rozdać.

Jedli do sytości, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów. Było zaś około czterech tysięcy ludzi. Potem ich odprawił.

Zaraz też wsiadł z uczniami do łodzi i przybył w okolice Dalmanuty.

Dzisiejsze pierwsze czytanie to opis sądu Bożego nad człowiekiemnad pierwszym człowiekiem, który niedługo potem, jak zaistniał na świecie, także dopiero co stworzonym – już zdążył zbuntować się przeciwko Bogu i postawić na swoim. Zapragnął «być jak Bóg», chociaż samo bycie człowiekiem to naprawdę wielka godność i zaszczyt, skoro człowiek nosi w sobie podobieństwo do Boga. Można więc powiedzieć, że i tak – w jakimś znaczącym stopniu – był jak Bóg. Ale chciał jeszcze bardziej. Dlatego postawił na swoim.

I oto dzisiaj Bóg pyta najpierw człowieka, gdzie jest. Bo okazało się, że ze wstydu zaczął się przed swoim Bogiem ukrywać… A potem już było zrzucanie odpowiedzialności: przez mężczyznę – na kobietę; przez kobietę – na węża, a wąż już nie miał na kogo się obejrzeć i kogo oskarżyć, więc poniósł największą karę. Ale człowiek – chociaż faktycznie podkuszony przez węża – jednak również poniósł odpowiedzialność, bo przecież jest istotą wolną. A wolność – to wielki dar i wielki zaszczyt, ale i ogromna odpowiedzialność.

Dlatego musiał ponieść konsekwencje swego grzechu i – rzec można – ponosi do dziś. Grzech pierworodny przechodzi na każdego człowieka, a z nim – słabość ludzkiej natury, tak skłonnej do upadków. Na szczęście, już wtedy, w Raju, nawet w tak smutnym kontekście, jak upadek pierwszego człowieka – a może właśnie dlatego, że ten kontekst był taki – Bóg, któremu nie przestało zależeć na człowieku i nie przestał go kochać, rzucił mu „koło ratunkowe”.

Słyszymy to w słowach, skierowanych do węża: Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę.

I oto w Ewangelii słyszymy, jak Potomek innej Niewiasty spieszy na pomoc człowiekowi. Dzisiaj dowiadujemy się o jednej i bardzo konkretnej sytuacji, jaką było rozmnożenie chleba i ryb. Ale to tylko jeden z epizodów całej misji Syna Bożego, którą było uratowanie człowieka od tego największego z możliwych głodów: głodu Boga!

Znamienne, że w tym dzisiejszym wydarzeniu jakby role zostały odwrócone, bo zwykle to Bóg zabiega o sprawy duchowe i przypomina o nich człowiekowi, sam zaś człowiek bardziej skłonny jest dbać o sprawy doczesne i o te ziemskie – żeby nie powiedzieć: przyziemne – wartości. A oto dzisiaj słyszymy, że ludzie trzy dni trwali przy Jezusie, słuchając Jego nauki, a więc poświęcając się sprawom duchowym, gdy tymczasem o sprawy doczesne zadbał dla nich Boży Syn.

Oczywiście, On także zadbał o ich sprawy duchowe – w końcu, to Jego nauczania słuchali. Ale skoro oni tak się temu poświęcili, że – by tak to ująć – „zapomnieli” się najeść, a wcześniej: zapomnieli zabrać coś do jedzenia, to Jezus sam o to zadbał.

Bo Jemu naprawdę zależy na człowieku. I to nie tylko w tym wymiarze wiecznym, w tym wymiarze najpełniejszym i najszerszym, ale także w tym konkretnym, codziennym. Dlatego pomaga człowiekowi w bardzo konkretnych problemach, zaspokaja jego bardzo konkretne potrzeby, odpowiada na jego bardzo konkretne pytania, rozwiązuje jego bardzo konkretne wątpliwości, a dzisiejsze wspomnienie uświadamia nam, że wybiera także bardzo konkretne miejsca, jak chociażby Lourdes, gdzie przez swoją i naszą Matkę dokonuje rzeczy naprawdę wielkich – dokonuje cudów.

To jest Jego działanie – samego Boga, natomiast Matka Najświętsza jest Wykonawczynią naprawdę wspaniałych Bożych planów. O czym jednak mówimy? Jakie to wielkie sprawy dokonały się i wciąż dokonują się w tej francuskiej miejscowości?

Otóż, w 1858 roku, w cztery lata po ogłoszeniu przez Piusa IX dogmatu o Niepokalanym Poczęciu, Matka Boża zjawiła się ubogiej Pasterce, Świętej Bernadecie Soubirous – właśnie tam: w Grocie Massabielskiej, w Lourdes, we Francji. I powiedziała o sobie: „Ja jestem Niepokalane Poczęcie”. W ten sposób – jeśli tak można powiedzieć – Niebo potwierdziło prawdę, którą Kościół odkrył i ogłosił pod natchnieniem Ducha Świętego, cztery lata wcześniej. Podczas osiemnastu zjawień, dokonujących się w okresie od 11 lutego do 16 lipca 1858 roku, Maryja wzywała do modlitwy i pokuty.

11 lutego, Bernadetta Soubirous wraz z siostrą i przyjaciółką udała się w pobliże Starej Skały – Massabielle – w poszukiwaniu suchych gałęzi, aby rozpalić ogień w domu. Gdy została sama, usłyszała dziwny dźwięk, podobny do szumu wiatru i zobaczyła światłość, z której wyłoniła się postać „Pięknej Pani” z różańcem w ręku. Odtąd Objawienia powtarzały się.

A oto jak sama Bernadetta opisała, w roku 1861 – w jednym z listów – wydarzenia, w których uczestniczyła:

Pewnego dnia, kiedy wraz z dwiema dziewczynkami udałam się nad rzekę Gave, aby nazbierać chrustu, usłyszałam jakby szelest wiatru. Obróciłam się ku łące, ale zobaczyłam, iż gałązki drzew nie poruszają się wcale. Uniosłam wtedy głowę i spojrzałam w kierunku groty. Zobaczyłam Panią odzianą w białe szaty. Miała na sobie białą suknię, przepasana była niebieską wstęgą, na każdej z Jej stóp spoczywała złocista róża. Taki sam kolor miały ziarenka Jej różańca.

Kiedy Ją zobaczyłam, przetarłam oczy sądząc, iż mi się przywidziało. Zaraz też włożyłam rękę do kieszonki i znalazłam swój różaniec. Chciałam przeżegnać się, ale nie mogłam unieść opadającej ręki. Dopiero kiedy Pani uczyniła znak krzyża, wtedy i ja drżącą ręką spróbowałam, i udało się. Równocześnie zaczęłam odmawiać Różaniec. Także Pani przesuwała ziarenka różańca, ale nie poruszała wargami. Kiedy skończyłam odmawianie, widzenie ustało natychmiast.

Zapytałam więc obydwie dziewczynki, czy czegoś nie widziały. Odpowiedziały, że nie. Spytały natomiast, co takiego mam im do opowiedzenia. Wtedy oznajmiłam im, że widziałam Panią w bieli i że nie wiem, kim Ona mogłaby być. Upomniałam je jednak, aby nie mówiły o tym nikomu. One znowu namawiały mnie, żebym nie wracała na to miejsce, ale ja się na to nie zgodziłam. Wróciłam więc na to samo miejsce w niedzielę, czując wewnętrznie, że coś mnie tam woła.

Pani przemówiła do mnie dopiero za trzecim razem. Zapytała, czy nie zechciałabym przychodzić tu do Niej przez dni piętnaście. Odpowiedziałam, że chcę. Pani powiedziała jeszcze, że mam powiedzieć kapłanom, aby postarali się o wybudowanie na tym miejscu kaplicy. Następnie poleciła mi napić się wody ze źródła. Ponieważ nie widziałam tam żadnego źródła, zwróciłam się w stronę rzeki Gave. Ale Pani dała mi znak, że nie tam, i palcem pokazała na źródło.

Kiedy podeszłam bliżej, znalazłam zaledwie odrobinę błotnistej wody. Nadstawiłam dłoń, ale nic nie mogłam pochwycić. Zaczęłam więc drążyć ziemię w tym miejscu i dopiero wówczas mogłam zaczerpnąć nieco wody. Odrzuciłam trzy razy, za czwartym razem wypiłam. Widzenie znikło, a ja powróciłam do domu.

Przez piętnaście dni powracałam na to miejsce, a Pani ukazywała mi się za każdym razem, z wyjątkiem jednego wtorku i piątku. Polecała na nowo, abym zachęciła kapłanów do wybudowania kaplicy, zachęciła także, abym się obmyła w źródle i abym się modliła o nawrócenie grzeszników. Wielokrotnie zapytywałam, kim jest, ale Ona uśmiechała się tylko łagodnie. W końcu, trzymając ręce uniesione i kierując wzrok ku niebu powiedziała, że jest Niepokalanym Poczęciem.Tyle ze wspomnień samej Bernadetty.

Oczywiście, wiadomości o tych wydarzeniach rozeszły się lotem błyskawicy po całym miasteczku. 21 lutego, w niedzielę, zjawiło się przy grocie skał massabielskich kilka tysięcy ludzi. Pełna smutku Matka Boża zachęcała Bernadettę, aby modliła się za grzeszników. Tegoż dnia, gdy Bernadetta wychodziła po południu z kościoła z Nieszporów, została zatrzymana przez komendanta miejscowej policji i poddana śledztwu. Kiedy następnego dnia udała się do szkoły, uczące ją siostry zaczęły ją karcić, że wprowadziła tyle zamieszania swoimi przywidzeniami.

Tymczasem okazało się, że woda ze źródła, o którym pisała Bernadeta, zaczęła przynosić uzdrowienia. Był to prawdziwy przełom w sprawie – podobnie, jak i dzień 25 marca, czyli uroczystość Zwiastowania Pańskiego, kiedy to Piękna Pani powiedziała o sobie: „Jam jest Niepokalane Poczęcie”.

Były to moment o tyle ważny w historii Objawień, że – jak wspomnieliśmy – mijały zaledwie cztery lata od ogłoszenia przez Papieża Piusa IX dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi, a przecież wówczas środki komunikacji społecznej nie były tak rozwinięte, jak dzisiaj, dlatego informacje nie rozchodziły się po świecie zbyt szybko i nie docierały tak sprawnie, jak obecnie, do świadomości ludzi – szczególnie tak prostych, jak Bernadetta. Dlatego ten dzień można określić jako swoisty przełom w uwiarygodnianiu informacji o objawianiu się Matki Bożej.

16 lipca, w uroczystość Szkaplerza Świętego, Matka Boża pojawiła się po raz ostatni. 18 stycznia 1862 roku, komisja powołana przez miejscowego biskupa – po wielu badaniach – ogłosiła dekret, że „można dać wiarę” zjawiskom, jakie się przydarzyły w Lourdes. W roku 1875 arcybiskup Paryża poświęcił uroczyście świątynię, wybudowaną na miejscu objawień. W uroczystości tej wzięło udział trzydziestu pięciu arcybiskupów i biskupów, trzy tysiące kapłanów i sto tysięcy wiernych.

W roku 1891, Leon XIII ustanowił Święto Objawienia się Matki Bożej w Lourdes, które Święty Pius X w 1907 roku rozciągnął na cały Kościół. W roku 1933 Bernadetta Soubirous została kanonizowana.

Lourdes natomiast stało się słynnym miejscem pielgrzymkowym – prawdziwym Sanktuarium Chorych i Cierpiących – do którego przybywają tysiące ludzi, by czcić Matkę Bożą i prosić o uzdrowienie ze swych dolegliwości oraz o umocnienie w dźwiganiu krzyża cierpienia.

My też tam dzisiaj pielgrzymujemy naszymi sercami, aby złożyć w ręce Boże – przez ręce Maryi – wszystkie bóle i cierpienia, zarówno fizyczne, jak i psychiczne, jak i te duchowe. Aby poprosić o siły do dźwigania trudności, związanych z podeszłym wiekiem, ale też tego bólu, który niesie ze sobą samotność, odrzucenie, niezrozumienie u ludzi, niewdzięczność z ich strony.

I wreszcie – prosimy o ducha mądrości i światło, aby wszyscy obarczeni ciężarem krzyża rozmaitego cierpienia w pełni uświadomili sobie, jak wielki skarb mają w swoim ręku. Bo mają coś, co mogą Bogu ofiarować każdego dnia – w jakiejś określonej intencji. Cierpienie, a chociażby nawet cierpliwie znoszone trudy codzienności ofiarowane w sposób chętny i świadomy Bogu i połączone z modlitwą są w stanie naprawdę Niebo poruszyć i prawdziwych cudów dokonać.

Dlatego tak ważnym jest, aby ci, których Pan obarczył cierpieniem – a może lepiej powiedzieć: zaszczycił udziałem w swoim Krzyżu – uświadomili sobie, jak wielkimi są duchowymi bogaczami! Jak wiele mogą dobrego uczynić: swojej rodzinie, swoim najbliższym, naszej Ojczyźnie, całemu Kościołowi i światu!

Ja wiem, że to się dobrze mówi człowiekowi sprawnemu i zdrowemu, który nie musi każdego dnia zastanawiać się nad każdym krokiem – czy mu wystarczy sił, by go zrobić – i który swobodnie może robić wszystko, na co ma ochotę. Ale taka jest właśnie prawda: Wy wszyscy, Drodzy Starsi, Chorzy, Cierpiący i w jakikolwiek sposób życiowo doświadczeni – jesteście wielkimi duchowymi bogaczami! Macie w ręku skarby, którymi możecie pomóc nam wszystkim!

Tnaprawdę nie są zbyt wielkie słowa, to nie przesada! Papieże ostatnich czasów bardzo często prosili chorych, aby wspierali ich posługę dla dobra Kościoła. Jan Paweł II prosił o to przed każdą swoją pielgrzymką dokądkolwiek.

My dzisiaj wszyscy, tu zgromadzeni i Wszyscy, łączący się z nami w modlitwie – pielgrzymujemy duchowo do Lourdes, aby prosić o cud: o cud uzdrowienia duchowego i fizycznego oraz o cud uświęcenia każdego ludzkiego cierpienia. Każdego naszego cierpienia…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.