Aż się wszystko spełni…

A

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę święceń kapłańskich przeżywają:

Ksiądz Adam Potapczuk, mój Poprzednik na urzędzie wikariusza w Parafii w Miastkowie Kościelnym. Dziękując Jubilatowi za życzliwość, życzę wciąż wzrastającego zapału do pełnienia misji kapłańskiej!

Ojciec Krzysztof Borodziej, Oblat – Przełożony Wspólnoty zakonnej w Kodniu.

Urodziny natomiast przeżywają:

Filip Gębala – należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach;

Kacper Malarz – Lektor w Parafii w Celestynowie.

Wszystkich świętujących ogarniam modlitwą, wypraszając moc Bożego błogosławieństwa!

A u mnie dzisiaj – jak w każdą środę – dyżur duszpasterski w gmachu przy ulicy 3 Maja, a o 19:00 Msza Święta w intencji Środowiska Akademickiego, Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele. Po niej zaś – nabożeństwo czerwcowe i adoracja Najświętszego Sakramentu w ciszy, do godziny 21:00. Zapraszam!

A teraz już zapraszam już do rozważenia Bożego słowa. Niech Duch Święty tchnie i pomaga odkryć to jedno, jedyne przesłanie, z jakim osobiście zwraca się do mnie Pan.

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 10 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Bł. Michała Kozala, Biskupa i Męczennika,

14 czerwca 2023., 

do czytań: 2 Kor 3,4–11; Mt 5,17–19

CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:

Bracia: Dzięki Chrystusowi taką ufność w Bogu pokładamy. Nie żebyśmy uważali, że jesteśmy w stanie pomyśleć coś sami z siebie, lecz wiemy, że ta możność nasza jest z Boga. On też sprawił, żeśmy mogli stać się sługami Nowego Przymierza, przymierza nie litery, lecz Ducha; litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia.

Lecz jeśli posługiwanie śmierci, utrwalone literami w kamieniu, dokonywało się w chwale, tak iż synowie Izraela nie mogli spoglądać na oblicze Mojżesza z powodu jasności jego oblicza, która miała przeminąć, to o ileż bardziej pełne chwały będzie posługiwanie Ducha? Jeżeli bowiem posługiwanie potępieniu jest chwałą, to o ileż bardziej będzie obfitować w chwałę posługiwanie sprawiedliwości. Wobec przeogromnej chwały okazało się w ogóle bez chwały to, co miało chwałę tylko częściową. Jeżeli zaś to, co przemijające, było w chwale, daleko bardziej cieszy się chwałą to, co trwa.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić.

Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.

Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w Królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w Królestwie niebieskim”.

Niekiedy trudno nam zrozumieć Świętego Pawła i jego szczegółowe, głębokie i teologicznie rozbudowane rozważania – zwłaszcza, jeśli się weźmie pod uwagę wykształcenie Pawła, ale też ówczesny sposób wyrażania myśli, polegający – po pierwsze – na takiej właśnie, swoistej żonglerce słownej, jakiej dziś mamy przykład, a po drugie: na wyrażaniu się ostrym, dosadnym i niejednokrotnie wręcz przerysowanym. Przynajmniej z naszej, dzisiejszej perspektywy patrząc.

Bo cóż innego można pomyśleć, jeśli się słyszy stwierdzenia, w stylu: litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia. Pamiętajmy, że mówimy o «literze» Prawa Starego Testamentu, a więc Prawa, którego pierwszym Autorem jest sam Bóg!

Albo cóż powiedzieć na takie stwierdzenie: Lecz jeśli posługiwanie śmierci, utrwalone literami w kamieniu, dokonywało się w chwale, tak iż synowie Izraela nie mogli spoglądać na oblicze Mojżesza z powodu jasności jego oblicza, która miała przeminąć, to o ileż bardziej pełne chwały będzie posługiwanie Ducha? Jeżeli bowiem posługiwanie potępieniu jest chwałą, to o ileż bardziej będzie obfitować w chwałę posługiwanie sprawiedliwości.

Czyżby to znaczyło, że litery, zapisane na kamiennych tablicach, trzymanych w ręku Mojżesza – litery Dekalogu – służyły posługiwaniu śmierci ? I czy jest to rzeczywiście posługiwanie potępieniu – jak dalej wyraża się Apostoł? Czyżby Bóg dał swoje Prawo po to, aby służyło potępieniu? Przecież to zupełny absurd!

I – faktycznie – tak nie możemy tego rozumieć. Jakimś wyjaśnieniem tych kwestii są następne zdania z Pawłowej refleksji: Wobec przeogromnej chwały okazało się w ogóle bez chwały to, co miało chwałę tylko częściową. Jeżeli zaś to, co przemijające, było w chwale, daleko bardziej cieszy się chwałą to, co trwa. To właśnie o to chodzi: o tę chwałę tylko częściową, jaką cieszyły się ofiary Starego Testamentu, ale i tę – jak by to ująć – «częściową» doskonałość Starego Prawa.

Jedno i drugie nie było doskonałe, bo stanowiło zaledwie przygotowanie do doskonałej Ofiary, jaką Jezus złożył z samego siebie, oraz doskonałego Prawa, jakie Jezus zawarł w Ewangelii. Tamto Prawo i tamte ofiary – stanowiły jedynie zapowiedź, wprowadzenie.

Autor Listu do Hebrajczyków, w którymś miejscu, stwierdza wyraźnie, że ofiary Starego Testamentu, a więc te, składane ze zwierząt i płodów roli, żadną miarą nie mogą zgładzić grzechów. Chociaż faktycznie – składano je także w takiej intencji, czyli jako przebłaganie za swoje grzechy, za grzechy ludu. Ale to dopiero doskonała Ofiara Jezusa Chrystusa skutecznie wyjednała nam wszystkim odpuszczenie grzechów i otworzyła nam drogę do zbawienia.

Podobnie i Prawo, które regulowało wiele szczegółowych kwestii życia i kultu w narodzie wybranym – nie miało takiego znaczenia, jak Prawo Nowego Przymierza, czyli to, przyniesione przez Jezusa. Tamto stare Prawo pełniło rolę przygotowującą, czy – jak w innym miejscu mówi Paweł – wychowawczą.

I właśnie ten fakt, że nie było ono doskonałe, że bardziej koncentrowało się na tym życiu doczesnym i w ziemskich znakach upatrywało sposobów przebłagania Boga – Apostoł opisuje takimi określeniami, jak posługiwanie śmierci, czy: posługiwanie potępieniu. Po prostu, tamto Prawo i tamte Ofiary nie mogły wysłużyć życia wiecznego. Ale to nie znaczy, że były nieważne, czy niepotrzebne. Wszak – raz jeszcze to powiedzmy jasno – wprowadził je sam Bóg.

A Paweł dzisiaj mówi «chwale częściowej» oraz o tym, iż synowie Izraela nie mogli spoglądać na oblicze Mojżesza z powodu jasności jego oblicza, która – co prawda, jak słyszymy dalej – miała przeminąć, ale która jednak była. Czyli były już wtedy znaki tego, iż to wszystko jest od Boga, ale jest to wszystko jeszcze wstępne, niedoskonałe, mające przygotować do tego, co doskonałe, a co przyniósł i swoją zbawczą Ofiarą wysłużył Jezus.

On sam dzisiaj tak o tym mówi w Ewangelii: Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.

Jezus przyszedł wypełnić Stare Prawo – w tym sensie, że przyszedł je wypełnić miłością! Wypełnić nową treścią – a może właśnie tą najbardziej właściwą, tylko przez wieki przeinaczoną przez samozwańczych „mędrców” narodu wybranego, a szczególnie przez faryzeuszów i uczonych w Prawie, którzy obudowali i tak dość precyzyjne przepisy Starego Testamentu jeszcze bardziej drobiazgowymi przepisami, których wytworzyli aż sześćset trzynaście! Kto się mógł w tym połapać?

Na pewno, nie prosty człowiek, który z powodu tego mnóstwa często żył w zastraszeniu, że któregoś z owych przepisów nie zachował. Bo nie był w stanie! Bo nikt normalny nie był w stanie zachować tylu drobiazgowych paragrafów, które często niewiele miały wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. A już na pewno nie służyły dobru człowieka. One raczej zniechęcały do jakichkolwiek kontaktów z Bogiem, a na pewno – gasiły ducha w sercach ludzi. W tym sensie, można powiedzieć, że rzeczywiście: służyły one potępieniu, służyły śmierci – bardziej, niż zbawieniu.

I dlatego Jezus tym właśnie przepisom Starego Prawa nie tyle nadaje nową treść, co przywraca ich pierwotne znaczenie – tę pierwotną myśl, która towarzyszyła Bogu, kiedy to Prawo ustanawiał. Jezus wypełnia je miłością – i taki sens tegoż Prawa nam wszystkim wskazuje: miłość Boga! I Jego troskę o zbawienie wieczne każdego człowieka! Bo to właśnie po to powstały wszystkie przepisy Prawa tak Starego, jak i Nowego Testamentu.

Tyle, że na przestrzeni wieków pojawiali się zawsze ludzie, którzy je interpretowali, a nawet przetwarzali tak, żeby im było wygodniej, albo nawet: żeby mieć nad innymi władzę. Jezus przez cały czas swego nauczania i swojej działalności przekonywał, że to nie tędy droga!

I nas dzisiaj przekonuje, że zarówno Dekalog, jak i wszystkie zasady ewangeliczne, jakich nas uczy, to nie po to, aby nas umęczyć, czy ograniczyć, ale wprost przeciwnie: aby nas wyzwolić z grzechu i otworzyć przed nami drogę do zbawienia. Chociaż – rzeczywiście – nieraz musimy ograniczyć swoją samowolę, lub opanować skłonności do grzechu. W tym sensie, Prawo ewangeliczne, Prawo Jezusa – jest wymagające. Ale nie zniewalające.

Dobrze byłoby zatem, abyśmy na nie spojrzeli tak, jak je nam pokazuje i tłumaczy sam Jezus. I abyśmy w nim widzieli całą miłość Boga do człowieka – tę miłość zatroskaną o zbawienie każdego bez wyjątku człowieka. Także zatem nasze zbawienie – moje zbawienie. I abyśmy z takim nastawieniem, z takim przekonaniem i tak umotywowani – tego Jezusowego Prawa z miłością przestrzegali i je wypełniali.

A przykład takiej postawy, czyli wypełnienia ewangelicznego Prawa miłości w stopniu doskonałym, odnajdujemy w świadectwie życia i świętości – świadectwie dopełnionym i potwierdzonym śmiercią męczeńską – Patrona dnia dzisiejszego, Błogosławionego Biskupa Michała Kozala.

Urodził się 25 września 1893 roku, w rodzinie chłopskiej, w Nowym Folwarku pod Krotoszynem. Po ukończeniu szkoły podstawowej, a później gimnazjum w Krotoszynie, wstąpił w 1914 roku do Seminarium Duchownego w Poznaniu. Ostatni rok studiów odbył w Gnieźnie. Tam też otrzymał święcenia kapłańskie, w dniu 23 lutego 1918 roku.

Planował podjąć dalsze studia specjalistyczne, ale po nagłej śmierci ojca musiał zapewnić utrzymanie matce i siostrze. Był wikariuszem w różnych parafiach. Odznaczał się gorliwością w prowadzeniu katechizacji, wiele godzin spędzał w konfesjonale, z radością głosił słowo Boże, dużo modlił się. Był wyrozumiały, uczynny i miłosierny wobec wiernych.

W uznaniu dla jego gorliwej posługi kapłańskiej i wiedzy, zdobytej dzięki samokształceniu, Kardynał August Hlond mianował go w 1927 ojcem duchownym Seminarium w Gnieźnie. A wówczas okazał się doskonałym przewodnikiem sumień przyszłych kapłanów. Alumni powszechnie uważali go za człowieka świętego. Dwa lata później został powołany na stanowisko rektora seminarium. Obowiązki pełnił do roku 1939, kiedy to Pius XI mianował go biskupem pomocniczym diecezji włocławskiej.

Konsekrację biskupią otrzymał 13 sierpnia 1939 roku, w katedrze włocławskiej. We wrześniu 1939 roku, po wybuchu II Wojny Światowej, nie opuścił swojej diecezji. Jego nieustraszona, pełna poświęcenia postawa stała się wzorem zarówno dla duchowieństwa, jak i dla ludzi świeckich. Niemcy aresztowali go 7 listopada 1939 roku. Najpierw – wraz z alumnami seminarium i kapłanami – osadzony był w więzieniu we Włocławku, następnie internowany w klasztorze księży salezjanów w Lądzie nad Wartą. Potem więziono go – między innymi – w obozach w Inowrocławiu, Poznaniu, Berlinie, Norymberdze…

Wszędzie ze względu na swoją niezłomną postawę, rozmodlenie i gorliwość kapłańską doznawał szczególnych upokorzeń i prześladowań. Od lipca 1941 roku był więźniem obozu w Dachau, gdzie – tak jak inni kapłani – pracował ponad siły. Doświadczał tu wyrafinowanych szykan, jednak nie narzekał, a cieszył się w duchu, że stał się godnym cierpieć dla imienia Jezusowego. Chociaż sam był głodny i nieraz opuszczały go siły, dzielił się swoimi racjami żywnościowymi ze słabszymi od siebie, potrafił oddać ostatni kęs chleba klerykom. Odważnie niósł posługę duchowną chorym i umierającym, a zwłaszcza kapłanom.

W styczniu 1943 roku ciężko zachorował na tyfus. Gdy był już zupełnie wycieńczony, przeniesiono go na osobny rewir. 26 stycznia 1943 roku został uśmiercony zastrzykiem. Umarł w zjednoczeniu z Chrystusem ukrzyżowanym. Mimo prób ocalenia jego ciała przez więźniów, zostało ono spalone w krematorium. Po bohaterskiej śmierci sława świętości Biskupa Kozala utrwaliła się wśród duchowieństwa i wiernych, którzy prosili Boga o łaski za jego wstawiennictwem.

Zaraz po wojnie zaczęto zabiegać o Beatyfikację. Dokonał jej jednak dopiero Papież Jan Paweł II, podczas uroczystej Mszy Świętej, zamykającej II Krajowy Kongres Eucharystyczny, w dniu 14 czerwca 1987 roku, w Warszawie.

Być może, łatwiej nam będzie zrozumieć motywy tak heroicznego wypełnienia przez Błogosławionego Michała Kozala kapłańskiej misji, jeżeli uważnie wsłuchamy się w treść homilii, wygłoszonej przez niego w Poznaniu, w roku 1938, z okazji jubileuszu Biskupa Antoniego Laubitza. Mówił wówczas:

Prawdziwą wielkość człowieka mierzy się miarą jego zjednoczenia z Bogiem, mierzy się jego umiejętnością i gorliwością wykonywania planów Bożych. Obiektywnie najwięcej znaczy ten, który nosi w sobie życie Boże i potrafi to życie budzić w innych i doprowadzać do pełnego rozwoju.

Wobec tej prawdy nie może ulegać wątpliwości, że kapłan Chrystusowy mocą swego powołania i swej godności kapłańskiej wyrasta ponad zwykłych ludzi, bo Bóg powierza mu najważniejsze zadanie i w tym celu dopuszcza go do najściślejszego zjednoczenia ze sobą. Święty Paweł genialnym swym umysłem, oświeconym łaską Bożą, naprowadza nas w listach swoich na zrozumienie tej rzeczywistości nadprzyrodzonej. Od niego dowiadujemy się, jak Chrystus Pan, za pomocą Sakramentów Świętych, dokonuje niewidzialnych wprawdzie, a przecież niezaprzeczalnych zmian w duszach ludzkich.

Te zmiany przyrównać można do kształtowania się i rozwoju organizmu ludzkiego. Wiadomo, że żywe ciało wchłania w siebie surową, nieorganiczną materię, a drogą wewnętrznej przemiany przekształca ją i upodabnia do siebie. Z tej przekształconej i do siebie upodobnionej materii korzysta potem albo w ten sposób, że wzmacnia nią ogólnie cały organizm, albo też używa jej do odpowiedniego wyposażenia członków, lub wreszcie przeznacza ją na tworzenie narządów, czyli tych części ciała, które nie tylko same żyją, ale zarazem rozprowadzają siły i soki życiowe po całym ciele.

Otóż rzecz podobna dzieje się w dziedzinie łaski. Pan Jezus przerabia, przekształca dusze nieśmiertelne. Z życia przyrodzonego podnosi je do życia nadprzyrodzonego. Celem przeprowadzenia tych zmian cudownych stworzył organizm nadprzyrodzony, który życiem i działaniem swoim przyrównany być może do ciała ludzkiego, mianowicie ustanowił Kościół Święty, czyli swoje Ciało Mistyczne. Sam jest Głową tego Ciała, Duch Święty duszą jego, a członkami wierni.

Gdy teraz zrozumieć chcemy, co Chrystus Pan z duszą czyni, gdy do kapłaństwa ją wynosi, to pamiętajmy, że pierwszego, zasadniczego przekształcenia dokonuje Pan Jezus za pomocą Chrztu świętego. W chwili Chrztu świętego wlewa nowe życie do duszy, żyjącej dotąd tylko przyrodzonym życiem. Przemienia tę duszę do głębi, upodabnia do siebie, łączy ją ze sobą, wciela do swego cudownego Ciała Mistycznego, czyli włącza ją do Kościoła świętego.

Gdy zaś na wybranej duszy wyciska znamię kapłaństwa, wtedy nadprzyrodzone zjednoczenie osiąga swój punkt kulminacyjny. Dusza wówczas nie tylko jest w Kościele, nie tylko czynną rolę odgrywa w Kościele, ale należy do duchowego ośrodka Kościoła Świętego. Dusza kapłańska wchodzi w skład samego serca w Mistycznym Ciele Chrystusa Pana.”

Słuchając tych słów dzisiejszego naszego Patrona, wpatrując się w jego heroiczną postawę, oraz rozważając głęboko w sercu Boże słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się raz jeszcze nad tym, z jakim nastawieniem – z jaką wewnętrzną motywacją zachowujemy ewangeliczne prawo miłości?…

Dodaj komentarz

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.