Szczęść Boże! Moi Drodzy, serdecznie pozdrawiam u progu nowego dnia i już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co konkretnie mówi do mnie Pan? Niech Duch Święty będzie światłem i natchnieniem do odkrycia tego przesłania!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Środa 15 Tygodnia zwykłego, rok I,
19 lipca 2023.,
do czytań: Wj 3,1–6.9–12; Mt 11,25–27
CZYTANIE Z KSIĘGI WYJŚCIA:
Gdy Mojżesz pasał owce swego teścia Jetry, kapłana Madianitów, zaprowadził pewnego razu owce w głąb pustyni i przyszedł do Bożej góry Horeb. Wtedy ukazał mu się anioł Pana w płomieniu ognia, ze środka krzewu. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego.
Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: „Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?” Gdy zaś Pan ujrzał, że Mojżesz podchodził, żeby się przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze środka krzewu: „Mojżeszu, Mojżeszu!” On zaś odpowiedział: „Oto jestem”. Rzekł mu: „Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą”.
Powiedział jeszcze Pan: „Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba”. Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga. „Teraz oto doszło wołanie synów Izraela do Mnie, bo też naocznie przekonałem się o cierpieniach, jakie im zadają Egipcjanie. Idź przeto teraz, oto posyłam cię do faraona, i wyprowadź lud mój, Izraela, z Egiptu”.
A Mojżesz odrzekł Bogu: „Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić synów Izraela z Egiptu?” A On powiedział: „Ja będę z tobą. Znakiem zaś dla ciebie, że Ja cię posłałem, będzie to, że po wyprowadzeniu tego ludu z Egiptu oddacie cześć Bogu na tej górze”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.
Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”.
Jak się może czuć – i co może myśleć – taki człowiek, jak chociażby Mojżesz, w momencie, kiedy zlecone mu zostaje zadanie, które po wielekroć go przerasta i którego sam, o własnych siłach, na pewno nie będzie w stanie wypełnić?… Jak się czuje taki człowiek? Co w takim momencie myśli? Jakie uczucia w nim się rodzą? Zachwyt, poczucie misji, świadomość zaszczytu – czy może strach, nawet paniczny; albo rozgoryczenie, że nie jest się w stanie udźwignąć takiego ciężaru…
Co myślał Mojżesz, kiedy Pan powiedział do niego: Teraz oto doszło wołanie synów Izraela do Mnie, bo też naocznie przekonałem się o cierpieniach, jakie im zadają Egipcjanie. Idź przeto teraz, oto posyłam cię do faraona, i wyprowadź lud mój, Izraela, z Egiptu. Żeby zaś nie miał wątpliwości, kto do niego mówi, to wcześniej jeszcze usłyszał: Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba.
Ile Mojżesz słyszał w ogóle o tym właśnie Bogu – jedynym i niewidzialnym? Wszak od wczesnego dzieciństwa wychowywał się na dworze faraona, a tam – bogów, bóstewek, i innych „tworów bogopodobnych” miał do wyboru i do koloru! Ile tylko chciał! Potem, kiedy – jak słyszeliśmy wczoraj – musiał się ratować ucieczką z dworu faraona, zamieszkał w kraju Madian i tam już coś o tym prawdziwym Bogu usłyszał.
I oto dzisiaj – samego Boga usłyszał, bo Ten zechciał do niego osobiście przemówić. Już sam ten fakt, że Bóg w swym wielkim majestacie i niezmierzonej potędze zechciał przemówić do takiego zwykłego człowieka, był czymś niezwykłym. Ale też niezwykłą – jak sobie wspomnieliśmy – była misja, jaką owemu prostemu człowiekowi zlecił. A ów człowiek – cóż na to?
Nie słyszymy – przynajmniej w dzisiejszym czytaniu – żeby się przestraszył tym, co zobaczył. A co zobaczył? Oto ukazał mu się anioł Pana w płomieniu ognia, ze środka krzewu. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Wówczas Mojżesz powiedział do siebie: „Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?” I pewnie byłby podszedł, gdyby nie głos z Nieba, który kazał mu zatrzymać się, a do tego jeszcze zdjąć sandały, bo świętą nazwana została ziemia, na której stał.
Tak, to była w najbardziej zasadniczym znaczeniu tego słowa «ziemia święta», bo tam sam Bóg przyszedł osobiście na spotkanie z człowiekiem. Mojżesz – jako rzekliśmy – nie wydaje się tym zaszokowany, czy może zalękniony, chociaż trudno sobie wyobrazić, by żadne z tych uczuć jakoś mu w tym momencie nie towarzyszyło. Raczej jakiś element strachu pewnie się pojawił, ale przemogła wszystko ciekawość wobec niezwykłego zjawiska.
Bóg jednak nie dał czasu na zaspokajanie tej ciekawości, tylko od razu przeszedł do rzeczy, czyli do naświetlenia swoich oczekiwań wobec Mojżesza. A te – raz jeszcze to podkreślmy – były wręcz gigantyczne! Nie do udźwignięcia przez jednego, zwykłego człowieka. Stąd bardzo szczere – i także bardzo oczywiste – pytanie, jakie Mojżesz postawił Bogu, przy uwzględnieniu niezwykłości całej sytuacji: Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić synów Izraela z Egiptu?
Któż z nas, gdyby się znalazł na miejscu i w sytuacji, w jakiej znalazł się Mojżesz, nie postawiłby takiego pytania? I jeszcze półtora tysiąca pytań dodatkowych… Trudno więc się dziwić Mojżeszowi, że w ogóle wszedł w taki dialog i o wszystko wypytał. Natomiast odpowiedzią, jaką otrzymał – i jaka miała być dla niego argumentem ostatecznie przekonującym do podjęcia proponowanego zadania, były te słowa: Ja będę z tobą. Znakiem zaś dla ciebie, że Ja cię posłałem, będzie to, że po wyprowadzeniu tego ludu z Egiptu oddacie cześć Bogu na tej górze.
Szczególnie zwraca uwagę to krótkie, ale jakże mocne i jakże przekonujące stwierdzenie: Ja będę z tobą. Jeżeli Bóg jest z człowiekiem, jeżeli zlecając mu jakieś zadanie, jednocześnie zapewnia go, że będzie go wpierał, prowadził, osłaniał przed przeciwnościami; będzie mu dawał dobre natchnienia, będzie mu konkretnie podpowiadał kolejne rozwiązania i wskazywał drogi – to jakże tego zadania nie podjąć?
Gdyby się miało je wypełnić o własnych siłach, to na pewno byłoby to co najmniej trudne, o ile nie niemożliwe. Ale jeżeli z Bożych ust słyszy się jasne, konkretne i stanowcze stwierdzenie: Ja będę z tobą, to znaczy, że za słabymi siłami człowieka w tym momencie staje cała wszechmoc Boża! A wtedy żadne zadanie i żadna misja nie będzie za trudna i za ciężka, gdyż sam Bóg bierze na siebie dużą część całej roboty.
Ale udział człowieka też jest ważny, jest wręcz nieodzowny, dlatego Bóg do poszczególnych zadań zaprasza konkretnych ludzi. Do tego trudnego i wyjątkowego zadania, jakim było wyprowadzenie Izraelitów z trwającej ponad czterysta lat niewoli egipskiej – powołał Mojżesza. Do innych ważnych i znaczących zadań w historii świata, a później Kościoła – powoływał i wciąż powołuje wybranych, konkretnych ludzi.
Dlaczego tych, a nie innych? Nie wiemy. Wie to tylko sam Bóg. Oni zaś – ci powołani – nieraz, a wręcz prawie zawsze mieli poczucie niegodności, nieraz totalnego zaskoczenia. Czasami też bezsilności, a niekiedy lęku. Iluż to papieży – w chwili, kiedy wynik konklawe wskazał właśnie na nich – reagowało wręcz łzami i otwartymi stwierdzeniami, że jest to zadanie, którego o własnych siłach nie dadzą rady wypełnić. Ale każdy z nich podejmował się go, bo gdzieś w głębi serca usłyszał to Boże zapewnienie: Ja będę z tobą.
I tego właściwie może być każdy, powoływany przez Boga do jakiegokolwiek zadania – nigdy taki powołany nie jest pozostawiony sam sobie. Nigdy nie jest skazany tylko na własne siły. To stwierdzenie: Ja będę z tobą – jest wręcz nierozerwalnie i istotowo związane z każdym Bożym powołaniem. Trzeba tylko – ze strony człowieka – wielkiej prostoty serca, aby to dostrzec i tego doświadczyć.
Bo ci, którzy są przekonani, że oto oni sami sobie ze wszystkim poradzą, to nie dość, że sobie na pewno nie poradzą, to jeszcze zrobią wiele głupstw, jakie zawsze czynią ludzie zapatrzeni w siebie, którym na nieszczęście dostało się trochę władzy. Tymczasem, dzisiaj w Ewangelii Jezus mówi: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.
Owi «mądrzy i roztropni» – w tym konkretnym przypadku – to właśnie ci mądrzy czysto „po ludzku”, ci samowystarczalni, którzy sami sobie ze wszystkim poradzą. To znaczy – tak myślą, że sobie poradzą. Natomiast ci, których Jezus dzisiaj nazywa «prostaczkami – nie mylić z prostakami – to ci, którzy w prostocie swego szczerego serca mają świadomość swojej słabości i niewystarczalności, dlatego nigdy nie liczą na samych siebie, ale na pomoc Bożą.
Do takich właśnie Pan mówi: Ja będę z tobą. I tylko tacy – i tylko dlatego, że właśnie to słyszą, w to wierzą i z tego korzystają – dokonują rzeczy wielkich, wręcz gigantycznych, w Kościele i w świecie! To jest zaproszenie także do nas – do każdej i każdego nas – osobiście, indywidualnie i po imieniu. Do mnie – i do Ciebie. Kierując je do nas, Pan mówi: Ja jestem z tobą!