Daję ci serce mądre i rozsądne…

D

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dzisiaj planuję dzień „w drodze”. Otóż, po Mszy Świętej o godzinie 9:00 w mojej rodzinnej Parafii – Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Białej Podlaskiej – jadę z Rodzicami do Sanatorium w Mariówce. To już nie pierwszy taki pobyt Rodziców w tym miejscu. Mam nadzieję, że dobrze tam odpoczną i „podciągną się” zdrowotnie. Duże znaczenie w tym procesie ma i to, że na miejscu jest Kaplica – i to prawie po sąsiedzku z pokojem, w którym Rodzice zamieszkują… A w podróży będę nam towarzyszyły moje Siostrzenice: Weronika i Emilka.

Tymczasem, już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dziś Pan mówi do mnie – osobiście i konketnie? Duchu Święty, podpowiedz…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

17 Niedziela zwykła, A,

30 lipca 2023., 

do czytań: 1 Krl 3,5.7–12; Rz 8,28–30; Mt 13,44–52

CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:

W Gibeonie ukazał się Pan Salomonowi w nocy, we śnie. Wtedy rzekł Bóg: „Proś o to, co mam ci dać”. A Salomon odrzekł: „O Panie, Boże mój, Tyś ustanowił królem Twego sługę, w miejsce Dawida, mego ojca, a ja jestem bardzo młody. Brak mi doświadczenia. Ponadto Twój sługa jest pośród Twego ludu, któryś wybrał, ludu mnogiego, który nie da się zliczyć ani spisać, z powodu jego mnóstwa. Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra i zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny?”

Spodobało się Panu, że właśnie o to Salomon poprosił. Bóg więc mu powiedział: „Ponieważ poprosiłeś o to, a nie poprosiłeś dla siebie o długie życie ani też o bogactwa, i nie poprosiłeś o zgubę twoich nieprzyjaciół, ale prosiłeś dla siebie o umiejętność rozstrzygania spraw sądowych, więc spełniam twoje pragnienie i daję ci serce mądre i rozsądne, takie, że podobnego tobie przed tobą nie było i po tobie nie będzie”.

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:

Bracia: Wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi.

Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał, tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych też obdarzył chwałą.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus opowiedział tłumom taką przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę.

Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją.

Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.

Zrozumieliście to wszystko?”

Odpowiedzieli Mu: „Tak jest”.

A On rzekł do nich: „Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare”.

Oto człowiek młody, na którego barki spadła tak wielka odpowiedzialność, bo objął po swoim ojcu władzę nad wielkim narodem. I chociaż jest królewskim synem, a więc uczył się trudnej sztuki panowania od swego ojca – zwłaszcza, jeśli miał takiego ojca, jak wielki, mądry i święty Dawid – to jednak nie zmienia to faktu, że jest człowiekiem młodym i niedoświadczonym. Sam o tym mówi. Jak i o tym, że ten naród jest naprawdę tak bardzo, bardzo liczny, że wręcz nie da się go spisać, ani policzyć.

I oto Salomon – król, bo król, ale tak naprawdę: pojedynczy człowiek, do tego młody i niedoświadczony – ma wziąć na siebie sprawy tych wszystkich ludzi. Ma zaradzać ich problemom, odpowiadać na ich pytania, zaspokajać ich potrzeby, nie zawieść ich nadziei, a do tego jeszcze – rozsądzać spory między nimi. On jeden – a ich takie mnóstwo! I o cóż w takiej sytuacji może prosić młody władca – młody człowiek?

Czy najbardziej jest mu wówczas potrzebne bogactwo? Tylko co z nim robić, kiedy lud będzie wzburzony i niezadowolony, w kraju będzie bałagan, a ludzie odczuwać będą jego skutki? A może będzie potrzebował długiego życia? Tego to w sumie chyba każdy potrzebuje i jeśli ktoś mówi, że mu na tym aż tak bardzo nie zależy – szczególnie, gdy ma się to wiązać z niedołężną starością – to jednak jeśli ów dar długiego życia otrzyma, z reguły nim nie pogardzi, albo nie powie, że go ktoś tym skrzywdził.

Ale znowu – co z takiego długiego życia, jeżeli ma być ono nieustannym pasmem wszystkich możliwych trudności, związanych z panowaniem nad tak licznym narodem i doświadczaniem rozlicznych przeszkód?… Co to wówczas za życie? Czy nie będzie się go wreszcie miało dość?

I tak dochodzimy do momentu, w którym Salomon na wypowiedzianą przez Boga zachętę: Proś o to, co mam ci dać, odpowiada zdecydowanie i z przekonaniem: Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra i zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny?

Jakże ta prośba spodobała się Bogu! Sam to zresztą wyraźnie stwierdził: Ponieważ poprosiłeś o to, a nie poprosiłeś dla siebie o długie życie ani też o bogactwa, i nie poprosiłeś o zgubę twoich nieprzyjaciół, ale prosiłeś dla siebie o umiejętność rozstrzygania spraw sądowych, więc spełniam twoje pragnienie i daję ci serce mądre i rozsądne, takie, że podobnego tobie przed tobą nie było i po tobie nie będzie.

A z dalszej lektury tej Księgi wiemy, że otrzymał także inne dobra – te, o które nawet nie prosił, ale Bóg, sam z siebie, chętnie mu ich udzielił, bo wiedział, że daje to wszystko człowiekowi mądremu i rozważnemu, który ich nie zmarnuje, a będzie nimi służył innym ludziom. Niejako w „bonusie” młody król otrzymał całą mnogość darów – a prosił jedynie o mądrość. Tyle, że – właśnie – mądrość nie była dla niego darem, który można by określić jako „jedynie” mądrość. Bo to jest „aż” mądrość! To naprawdę wielki dar!

Sam Bóg zresztą, udzielając jednocześnie innych darów, wyraźnie wskazał, że mądrość zastępuje wiele innych dóbr i darów, bez których tak naprawdę można się obejść, podczas kiedy bez mądrości – nie. W ten sposób także Bóg wyraźnie pokazał, że dar mądrości otwiera ludzkie serce na cały bezmiar Bożych darów, które tylko człowiek mądry jest w stanie przyjąć i należycie wykorzystać.

Dlatego to Salomon postanowił – by tak to ująć – zaryzykować i odrzucić wszystko inne, a prosić tylko o to jedno. A przecież mógł prosić o wszystko, co tylko mu się zamarzyło! Samo się wręcz narzuca wyliczenie całej gamy doraźnych potrzeb, które ciągle nękają człowieka i o których zdobycie zabiega każdego dnia, od rana do nocy. Gdyby tak wszystko to mógł zdobyć w jednym momencie i już nie musiał pracować tak ciężko, wstawać tak rano, martwić się o tyle spraw… Salomon także – chociaż był królem – nie był wolny od tego typu zmartwień. A jednak – poprosił tylko o mądrość, a wszystko inne dla niej poświęcił.

Podobnie, jak człowiek, który znalazł skarb ukryty w roli – o czym słyszymy w dzisiejszej Ewangelii. Zaryzykował, sprzedając wszystko, co miał, bo najbardziej zależało mu na zdobyciu tego skarbu – tego jednego skarbu. Wewnętrznie bowiem był przekonany, że jak zdobędzie ten skarb, to zdobędzie wszystko inne. A jednocześnie – wszystko inne nie ma takiej wartości, jaką ma ów skarb. Dlatego wszystko inne warto poświęcić, oddać, pozbyć się, aby kupić całą ową rolę, w której znajdował się upragniony skarb.

Podobnie, jak kupiec, poszukujący pięknych pereł. Pewnie znalazł ich już sporo i mógł się poszczycić piękną kolekcją. Tymczasem, wszystkie je sprzedał, kiedy zobaczył tę jedną, jedyną, nadzwyczajną… Przy jej blasku straciły blask tamte, które posiadał. Dlatego bez chwili wahania wszystkich się pozbył, aby tę jedną mieć…

Moi Drodzy, to wszystko, o czym sobie dziś mówimy – całe to przesłanie, jakie płynie do nas z wysłuchanych czytań mszalnych – ma nas skłonić do refleksji nad tym, co w naszym życiu i w naszej osobistej hierarchii ważności i hierarchii wartości plasuje się na pierwszym miejscu, a co na dalszych. Słowem, co jest tą wartością największą, o którą warto się wręcz zabijać, za którą warto „życie dać”, a o co naprawdę nie warto się aż tak zamartwiać, ani przysłowiowej kopii kruszyć.

I może nawet nie chodzi tylko o to, co ma tę wartość naprawdę największą, której trzeba bronić za cenę życia – chociaż o tym też mówimy – ale także w takich codziennych zabiegach, staraniach i wydatkach: o co naprawdę warto zabiegać, o co się starać, co koniecznie chcieć zdobyć, a co spokojnie sobie „odpuścić” i głowy sobie tym nie zawracać.

Chociaż – w rzeczy samej – oba te wymiary, a więc ten wielki i ten codzienny, zwyczajny, tak naprawdę łączą się ze sobą, bo jeśli dobrze ustawimy w swoim sercu życiową hierarchię wartości i hierarchię ważności, czyli: postawimy Boga i Jego sprawy na pierwszym miejscu, to okaże się, że także w naszej codzienności zapanuje większy porządek. Jeżeli do Boga wszystko będziemy odnosić, dla Niego wszystko będziemy robić i Jego zasadami się kierować, to skutkiem i jednocześnie wyrazem tego będzie dokonywanie mądrych wyborów i podejmowanie mądrych decyzji w codzienności.

Bo jeżeli Bożymi zasadami będziemy się kierowali chociażby w kwestiach ekonomicznych – a mówimy tu o takiej zwyczajnej, domowej, rodzinnej ekonomii – to na pewno nie będziemy wydawali pieniędzy na to, co nas wewnętrznie nie będzie ubogacało, albo będzie nam wręcz szkodziło.

Ludzie, którzy zajmują się promowaniem Bożych zasad, ewangelicznych zasad w ekonomii, z którymi to Osobami ostatnio co i raz rozmawiam, przekonują, że w wielu naszych rodzinach – nawet tam, gdzie nie zarabia się tak zwanych „kokosów” – można żyć na godziwym poziomie i naprawdę nie martwić się o to, czy wystarczy „do pierwszego”, a nawet coś odłożyć, jeżeli dokładnie zrewiduje się swoje wydatki i na spokojnie przemyśli, czy rzeczywiście trzeba wydawać pieniądze na to wszystko, na co się aktualnie wydaje.

Czyli – tak konkretnie – czy naprawdę trzeba wykupywać wszystkie pakiety telewizyjne, skoro większości z tego tysiąca kanałów i tak się nie ogląda, bo nie ma to zwyczajnie czasu. Już nie mówiąc o tym, że człowiek wierzący powinien jeszcze sobie odważnie odpowiedzieć na pytanie, czy niektóre z nich nie szkodzą jego wierze i jego duszy.

I czy naprawdę, idąc na zwykłe zakupy, nie należałoby wypisać na kartce, co koniecznie trzeba kupić i tylko to kupić, a nie ulegać kuszącym propozycjom tak zwanych promocji. A potem połowa tych rzeczy okazuje się zupełnie niepotrzebna. Albo jedzenie trzeba wyrzucać, bo było go za dużo i się zepsuło.

I czy naprawdę wszystkie świecidełka, błyskotki, także zabawki trzeba od razu kupować, skoro potem – po pierwszym użyciu – lądują gdzieś w kącie i tylko zagracają pokój. Czy z każdego wyjazdu wakacyjnego, z każdej wycieczki, musimy przywozić całe bagażniki tak zwanych pamiątek – różnych figurek, maskotek, kryształów i porcelany – które potem trzeba przed kolejnymi świętami wycierać z kurzu, żeby je znowu postawić na półce, na której już miejsca od tego wszystkiego brakuje, a nikt z tego nie korzysta.

Nie mówiąc już o pełnych szafach ubrań, których się nie nosi, a których chodziło się może raz, może kilka… I to wszystko leży, szafy się nie domykają, a my i tak „nie mamy co na siebie włożyć”.

Moi Drodzy, ile pieniędzy wydajemy na rzeczy, których albo w ogóle nie używamy, albo mało kiedy, albo są nam tak naprawdę niepotrzebne i można się bez nich spokojnie obejść – nie mówiąc już o tych, które mogą zaszkodzić naszej duszy i naszemu zbawieniu. Ileż pieniędzy na to wszystko wydaliśmy i wciąż wydajemy! Tylko dlatego, że będąc w sklepie, albo na wyjeździe, widzimy, że wszyscy to biorą, wszyscy to kupują, więc i my nie możemy być gorsi.

Moi Drodzy, zobaczmy: to jest właśnie dzisiejsza liturgia Słowa, przełożona na język codzienności. Mówimy o sprawach najbardziej zwyczajnych, codziennych, takich powszednich… Ale – jakże ważnych! I właśnie tą drogą dochodzimy do tych spraw i wyborów najważniejszych, najwyższych! Natomiast – zauważmy – wcale nie mówimy tu o jakimś drastycznym ubóstwie, o odmawianiu sobie jedzenia, czy codziennych wygód, godziwej rozrywki, dostępu do kultury, czy życia na godziwym poziomie. Nie chodzi o jakąś surową ascezę, ani – tym bardziej – o życie w nędzy.

Chodzi o więcej refleksji, namysłu i mądrości przy podejmowaniu codziennych decyzji i dokonywaniu codziennych wyborów. W przeciwnym bowiem razie, okaże się – i zazwyczaj się okazuje – że jeśli tego mądrego spojrzenia zabraknie, jeżeli Boże zasady nie będą przyświecały naszemu codziennemu działaniu, wówczas i czasu, i pieniędzy, i sił – będzie nam ciągle brakowało. Bo nie będziemy nimi mądrze gospodarować.

Pieniędzy będzie ciągle za mało – według zasady, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Przeto jeżeli zabraknie mądrej refleksji w tej materii i takiej zwyczajnej kontroli wydatków, to żadna ilość pieniędzy, choćby największa, nie zaspokoi naszych wydumanych, coraz większych potrzeb. A dokładniej – zachcianek.

I jeśli zabraknie mądrej organizacji czasu i odważnej rezygnacji z zajęć lub rozrywek, które naprawdę nie są wartościowe, to zwykle okazuje się, że nigdy się z niczym nie wyrabiamy i chociaż ciągle jesteśmy tak mocno zapracowani i ciągle zmęczeni, to i tak nic z tego nie ma, bo – jak to niektórzy ujmują – „ni przed nami, ni za nami”.

Dlatego, kiedy słyszymy dzisiaj w Ewangelii o tym ostatecznym rozdzieleniu ryb dobrych od złych, to powiedzmy sobie jasno, że takiego rozdzielenia tego, co dobre i naprawdę wartościowe od tego, co nie jest dobre i nie jest aż tak wartościowe – musimy dokonywać na co dzień. Musimy naprawdę mądrze ustawić sobie hierarchię ważności i hierarchię wartości, na czele której stanie Bóg i Jego zasady.

Jeżeli z Nim zwiążemy się całym sercem, jeżeli Jemu oddamy całe nasze życie, jeżeli Jemu bezgranicznie zaufamy i Jego zasadami będziemy się we wszystkimi kierowali, wówczas będziemy mogli liczyć na to, że to On sam po prostu uporządkuje nasze życie. I we wszystkim nam pomoże. Pobłogosławi naszej pracy i wszystkim naszym planom, zamiarom i przedsięwzięciom.

Dokładnie według słów Apostoła Pawła, z dzisiejszego drugiego czytania, z jego Listu do Rzymian, iż Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra.

Moi Drodzy, usłyszmy to dobrze, weźmy sobie do serca i tym się na co dzień kierujmy: Bóg z tymi, którzy Go miłują – współdziała! Współdziała – we wszystkim! Współdziała we wszystkim – dla ich dobra!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.